Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie musimy rzucać wszystkiego i jechać w Bieszczady. Świat roślin jest na Pomorzu

Miejska dżungla to nie tylko labirynt z betonu. To również świat przyrody, który towarzyszy społeczeństwu na każdym kroku. Tego próbuje nauczać Kasia Banaś – mieszkanka Gdyni, przewodniczka po świecie roślin, znana ze swojego profilu na Instagramie sianko_org. Opowiada, jak widzi współczesną modę na „chwasty”, co zbierać jesienią, ale przede wszystkim zdradza, jak zacząć obcować ze światem natury bez strachu przed nieznanym.
Kasia Banaś
Kasia Banaś

Autor: Archiwum prywatne

Nazywasz siebie przewodniczką po świecie roślin. W którym momencie życia stwierdziłaś, że chciałabyś stać się częścią tego świata? 

Ostatnio takie pytanie krążyło mi gdzieś po głowie, ale wreszcie znalazłam odpowiedź. Okazuje się, że nie było jakiegoś spektakularnego momentu, od którego całe moje życie odmieniło się i zaczęłam w tym kierunku iść. Tak naprawdę uświadomiłam sobie, że u mnie w domu po prostu zawsze tak było. Moja babcia zabierała mnie na łąki, pokazywała  dzikie rośliny i opowiadała o ich przeznaczeniu. Za to mama zbierała czeremchę, grzyby. Mój dziadek zbierał jaskółcze ziele, a tata zawsze dodawał jakieś dziwactwa do jedzenia, takie jak np. pokrzywa. Miałam wrażenie, że to nie jest nic nadzwyczajnego, że wiem, jak wygląda szczawik zajęczy czy lebioda. Zakładałam, że wszyscy taką wiedzę posiadają. Ale w dorosłym życiu, gdy zaczęłam wspominać o dzikich roślinach, okazało się, że się myliłam. Ludzie wcale się takimi rzeczami nie zajmują. Stwierdziłam więc, że to jest taka moja super moc, którą mam od dziecka, bo przecież przyrodą otaczam się odkąd pamiętam. Ziołami zajęłam się więc naturalnie i stwierdziłam, że może edukowanie innych w zakresie dzikich roślin to faktycznie coś, czego świat potrzebuje, szczególnie patrząc na to wyjałowione jedzenie w marketach. 

Wspomniałaś o swoich dziadkach, rodzicach. Ostatnio zauważyłam, że dużą popularnością cieszy się film „Chłopi” czy też książka „Chłopki”, która stała się bestsellerem i wciąż nie schodzi z topowych pozycji w księgarniach. Przez ten szał na folklor dużo osób zaczęło zwracać się ku naturze. Uważasz, że jest to chwilowa moda lat 20., czy jest to może nasza narodowa tęsknota za powrotem do korzeni?

Widzę, że czasy pandemiczne i popandemiczne sprawiły, że ludzie zwrócili się w stronę lasu, tego, co naturalne, do szukania leków i sposobów na odporność w naturze. Właśnie z nadejściem lat 20. zaczęłam prowadzić spacery ziołowe. Okazało się, że zainteresowanie było ogromne, a z roku na rok robi się coraz większe. Coraz więcej osób zaczyna zajmować się ziołami, coraz więcej osób interesuje się folklorem. Odgrzebują to, co było kiedyś. Mam wrażenie, że latami 90. już się przesyciliśmy. 

Kiedyś fascynowało nas wszystko to, co zagraniczne. Teraz mam wrażenie, że wracamy do tego, co nasze, lokalne, tutejsze. Walczymy ze zmianami klimatycznymi, więc mam nadzieję, że nie jest to chwilowa moda, która zniknie za dziesięć lat. Patrzę na to raczej jako pewien aspekt, który odkopaliśmy i stanie się to częścią naszej codzienności. Chodzi tu o coś więcej. 

Katarzyna Banach
 Najpierw należy dowiedzieć się, jakie rośliny można spotkać o danej porze roku – przekonuje Kasia Banaś (Archiwum prywatne)

Zachwyt marketami, latami 90. – mówi się, że wszystko obecnie można znaleźć w marketach. Czy lasy i pola mają do zaoferowania coś więcej, czego sklepy nie mają? 

Przede wszystkim jest to żywność niemodyfikowana, niepryskana żadną chemią, dostępna i świeża zerwana z łąki. Oczywiście nie polecam, żeby zbierać rośliny prosto z chodnika. Mogą być one zanieczyszczone. Ale faktycznie tak jest, że to dzikie jedzenie – dzikie zioła, dzikie warzywa są na wyciągnięcie ręki i jest to najzdrowsza zielenina, jaką możemy sobie zaserwować. Kilka lat temu rzuciliśmy się np. na jagody goi, czyli tak naprawdę coś dla nas dalekiego. Nie dostrzegamy jednak tego, co oferuje nasze podwórko. Nasiona lokalnej pokrzywy, aronia, czarny bez, który właśnie owocuje – są to rośliny bogate w najróżniejsze składniki odżywcze. Wspierają naszą odporność i są naszymi lokalnymi adaptogenami. 

Oczywiście nie twierdzę, że teraz, zamiast do sklepu, mamy chodzić tylko i włączanie na pole czy do lasu, by szukać korzonków i cofnąć się do epoki kamienia łupanego. Raczej traktowałabym te rośliny jako taki dodatek do codziennej diety. Polecam, by do tych zwykłych produktów z targów czy sklepów dodawać te dzikie, jako roślinną posypkę. Czasem mogą być to liście, czasem kwiaty. Mamy jesień, więc można sięgnąć przykładowo po owoce dzikiej róży, z których ja np. robię przetwory i soki. 

Dużo osób nie decyduje się jednak nawet na dzikie rośliny w formie dodatku. Preferują raczej herbatki w torebkach niż rumianek zebrany z pola. Czy to strach przed zbieraniem, czy może przyzwyczajenie?

Faktycznie ten strach przed pomyłką, przed otruciem to jest temat, który u mnie na spacerach pojawia się jako pierwszy. Uczestnicy bardzo często dzielą się obawą przed zjedzeniem czegoś nieodpowiedniego. To jednak problem osób bardziej świadomych tego, że takie rośliny rosną wokół nas. Z drugiej strony okazuje się, że masa osób nie ma zielonego pojęcia, że ta jadalna dzika roślinność rośnie wszędzie. Tak jak już wspominałam, wychowałam się w domu, gdzie to była wiedza powszechna. Okazuje się, że wielu z nas zadziwia fakt, że te jadalne produkty rosną po prostu na trawnikach przed naszymi domami. Przyzwyczailiśmy się już do marketów. Kupowanie stało się dla nas najłatwiejszym sposobem na pozyskanie pożywienia. Po tych surowych latach komunizmu ludzi fascynuje to, że mogą po prostu wejść do sklepu, kupić rumianek w saszetkach i zaparzyć go sobie ekspresowo. Jest to również wyznacznikiem tego, że kogoś na niego po prostu stać. Trochę przez to zepchnęliśmy na bok wiedzę i samodzielne zbieranie roślin.

CZYTAJ TAKŻE: Roślina sprzed milionów lat zakwitła w Olivia Garden w Gdańsku!

Wcześniej zbieranie ziół kojarzyło się z czasami niedostatku, osobami, które po prostu nie miały co włożyć do garnka. I faktycznie trochę tak jest, że dzikie rośliny uważane są za pożywienie głodowe. Zwłaszcza że nasi dziadkowie, może i jeszcze rodzice pamiętają takie czasy, gdzie pokrzywę czy lebiodę jadało się na co dzień, ale nie z tego powodu, że była znakomitym dodatkiem, a po prostu dlatego, że nie było nic innego. Ta łatka przylgnęła do tych dzikich roślin i dopiero teraz nasze pokolenie, dla którego jest to pewna nowość, normalizuje zbieranie roślin. Nie jest to dla nas żaden wstyd. 

Co można więc powiedzieć tym osobom, które czują strach? Co zrobić, żeby natura stała się ich przyjacielem?

Jako pierwsze zadanie dla osób, które decydują się na zbieranie roślin, daję znalezienie pokrzywy, czyli rośliny znanej każdemu. Nie można jej przecież pomylić z niczym innym. Gdy już naprawdę nie jesteśmy pewni, to możemy jej dotknąć. Jak nas sparzy, jest to pokrzywa. Warto wspomnieć, że jest ona rewelacyjnym składnikiem, bo możemy ją dodawać na patelnie zamiast szpinaku, pić, robić z niej smoothie. Sposobów na jej przetwarzanie jest mnóstwo. Strach ten zawsze staram się więc zminimalizować i pokazywać na sam początek bardzo proste rośliny, które każdy z nas widział gdzieś, chociażby na osiedlu. Myślę, że ta dzika natura ukazana jako wielka głusza może być stresująca, ale kiedy rozbije się etapy jej poznawania na takie mniejsze kroczki i powoli zacznie się do niej zbliżać, sprawi to, że nie będzie ona już wcale taka straszna. 

CZYTAJ TAKŻE: Każda z roślin, zbieranych zgodnie z mądrością ludową jest pełna nie tylko aromatów, ale również witamin

Też mam wrażenie, że przyroda jest czasami zbyt romantyzowana. Próbuje się udowadniać, że aby z nią obcować, trzeba pojechać w Bieszczady albo w odległe niezbadane zakamarki. A przyroda otacza nas przecież na każdym kroku. Dostrzeganie tego mikrosystemu to też już jest pierwszy krok, by się do niej zbliżyć. Kiedyś nagrałam na Instagramie taką rolkę, na której pokazuję napotkane dzikie rośliny po drodze z domu do wiaty śmietnikowej. Chciałam w ten sposób zwrócić uwagę, ile roślin możemy spotkać podczas tak krótkiej trasy. To tak naprawdę moja misja życiowa, żeby pokazywać ludziom, że przyroda jest na wyciągnięcie ręki, że nie musimy rzucać wszystkiego i jechać w Bieszczady, żeby z niej korzystać. Można robić to w mieście, a przyroda ma nam tyle dobrego do zaoferowania. 

Czy pora roku może nam zaszkodzić w obcowaniu z naturą? Co z zimą?

Pora roku oczywiście nie jest przeszkodą. Zimą polecam sięgać po świerk, sosnę, czyli rośliny, które każdy z nas oczywiście kojarzy. Ich igliwie szczególnie zimą jest bardzo bogate w witaminę C. Jest to właśnie czas, kiedy potrzebujemy wzmacniać odporność. Zrywanie igieł i dodawanie ich przykładowo do aromatycznej herbaty pomoże w budowaniu odporności. Igiełki czy całe gałązki można również dodawać do kąpieli. Wonne związki lotne świetnie wpływają na nasze samopoczucie, pozwalają rozluźnić się całemu ciału. Oprócz igieł w lasach rośnie także masa grzybów i to przez cały rok. Nie trzeba więc czekać na konkretną porę roku. Las zimą jest również hojny. Może nie jest to najprostsza pora roku do rozpoczęcia swojej przygody z dzikimi roślinami. Jesień jest ekstra dla początkujących, ale tak właściwie również wiosna i lato. Zima jest najtrudniejsza, ale dla sprawniejszego oka zima nie będzie taka zła. Na moim Instagramie dzielę się w każdym miesiącu informacjami o tym, co można zbierać, co w danym terminie jest łatwo dostępne. 

Na koniec chciałabym zapytać, jaką radę dałabyś tym zielonym, którzy chcieliby rozpocząć przygodę ze zbieraniem roślin? 

Mam jedną radę dla początkujących. Gdy zaczynałam dokształcać się w zakresie dzikich ziół, czułam się mocno sfrustrowana. Denerwowało mnie to, że gdy chodziłam na spacery z atlasem, nie mogłam nic znaleźć, bo to nie są materiały przygotowane z myślą o początkujących. W jednym takim atlasie jest przecież kilkadziesiąt czasem kilkaset roślin, więc ręce dosłownie mi opadały. Dopiero po latach zrozumiałam, że trzeba podejść do tematu zupełnie na odwrót. 

Najpierw należy dowiedzieć się, jakie rośliny można spotkać o danej porze roku, czyli przykładowo należy wybrać dziką różę, czarny bez czy żółtlicę, które są najlepszymi roślinami na początek. Następnie dowiadujemy się ze sprawdzonego źródła, jak te rośliny wyglądają i wtedy idziemy ich szukać. Taki sposób na poznawanie świata natury staje się bardziej satysfakcjonujący. Najlepiej wybrać sobie na sam początek jedną, dwie, może i nawet trzy rośliny, których nie da się z niczym pomylić i ich poszukać. Ja również dzielę się różnymi filmikami na Instagramie sianko_org, co w danym momencie można spotkać na swojej drodze, więc można do mnie zaglądać. Jeżeli w taki sposób podejdziemy do zbierania roślin, będziemy bardziej zmotywowani do działania, bo efekty będą widoczne od razu. Dodatkowo pozwoli nam to uniknąć jakichkolwiek pomyłek. Jest to mały kroczek do zdobycia wiedzy i życia bliżej się do natury.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama