Kamienica stoi kilkadziesiąt metrów od głównej trasy przelotowej biegnącej przez Starogard Gd. Szare mury, pozamykane szczelnie okna i drzwi.
- Nie rozumiem, jak to się mogło stać - mówi Patryk Szulc, który we wtorek przyszedł, wraz z córkami, postawić kolejny znicz. - Słyszałem, że był tu alkohol i narkotyki, że nazwiska tych ludzi były znane w mieście, ale... - mężczyzna rozkłada bezradnie ręce,
Do domu podchodzą kolejni ludzie. Wiktoria z roczną Marysią, starsza pani z niepełnosprawną córką, kolejny mężczyzna z dzieckiem.
Kiedy w poniedziałek pod domem zgromadziły się dziesiątki ludzi, by oddać cześć zabitemu dziecku, w oknach kamienicy pogasły światła. Ktoś krzyczał o karze śmierci, ktoś o winie sąsiadów, którzy nic nie słyszeli. Na płocie zawisła papierowa płachta, na którym napisano: "Mordercy!!I Oddajcie ich nam, a sami wymierzymy karę! ". I niżej "Pomścimy twoją śmierć Iskierko, za szybko zgasłaś".
Z okrucieństwem
Iskierka miała na imię Maja. W czwartek, 20 stycznia do mieszkania zajmowanego przez 22-letnią Karolinę i 23-letniego Dominika oraz trójkę ich dzieci wezwano pogotowie. Najmłodsza Maja nie dawała odznak życia. Miała siniaki, połamane rączki. Po przewiezieniu dziecka do szpitala lekarze stwierdzili urazy narządów wewnętrznych, znaleźli ślady dawnych ciosów. Dziewczynka zmarła. Szpital zawiadomił policję i prokuraturę.
W domu znaleziono narkotyki. Rodziców zatrzymano. Sąd początkowo zadecydował o aresztowaniu jedynie matki - postawiono jej zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Ojciec otrzymał dozór policyjny, podobnie jak babcia Karoliny, jej siostra i partner siostry. Zarzucono im nieudzielenie pomocy dziecku.
Starsze dzieci trafiły do pogotowia opiekuńczego. Okazało się, że czterolatka też miała połamane rączki. Zrosły się same, bez interwencji lekarza, teraz będzie musiała przejść zabiegi chirurgiczne. Miała też urazy głowy, a jej dwuletni brat siniaki i zadrapania na całym ciele. W sobotę Dominik został aresztowany pod tym samym zarzutem, co Karolina.
Wieść o śmierci dziecka rozniosła się po Starogardzie już w piątek. Wówczas zaczęto pytać, kim byli rodzice i dlaczego nikt nie słyszał płaczu bitych dzieci.
Rodzice
- Żyli wcześniej niedaleko siebie - mówi mieszkająca w sąsiedniej kamienicy kobieta. - Karolinę i jej siostrę wychowywała babcia, będąca rodziną zastępczą. Dominik też nie miał łatwo. Jego ojciec odebrał sobie życie, macocha odeszła. Związał się z Karoliną, wydawało się, że tworzą normalną rodzinę. On pracował, ona z dziećmi. Wie pani, jestem w szoku. Dzieci wyglądały na zadbane. Kiedy Dominik szedł z nimi, z jego twarzy biło szczęście.
Karolinie po aresztowaniu gwałtownie do zera spadła liczba znajomych na Facebooku. Podpisująca się jako "koralowadama" Karolina wstawiła tam sentencję : "Żyje jak chcę i na własnych zasadach, a jak kogoś to boli, tam są drzwi - wypierdalać"!
Matka Mai lubi zwierzęta, wpiera schronisko Animals w Starogardzie Gd., dzieli się mottem "W tym roku będę trzymał się z dala od zakłamanych ludzi i fałszywych znajomości" i cytatem z "Kubusia Puchatka", opatrzonym zdjęciem misia tulącego Prosiaczka.
Dawni znajomi udostępniają teraz krótkie filmy zarejestrowane przez Karolinę w domu. Dzieci bawią się w sąsiednim pokoju, a Karolina pyta syna: - Mam cię lać, gówniarzu cały rozebrany? Grozi też "przywaleniem laczkiem". Ale dzieci po chwili przybiegają z uśmiechem do kamery.
- Wierzyć się nie chce, że tam było bicie z premedytacja - uważa inny rozmówca. - Raczej stawiałbym na problem z narkotykami, a właściwie dopalaczami. Coraz więcej młodych w Starogardzie ma z tym świństwem do czynienia, a to przecież potrafi całkiem przestawiać psychikę.
- Dawno już dostęp do internetu, narkotyków, dopalaczy nie był tak duży - uważa Aurelia Jankowska, koordynatorka Centrum Pomocy Dzieciom Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę w Starogardzie Gdańskim.- Młodzi ludzie, którzy zostają rodzicami nie umieją radzić sobie z frustracjami, emocjami. Często wyładowują złość na tym, co jest pod ręką, czyli dziecku.
Żadne niepokojące sygnały do nas nie dochodziły. Dlaczego nie interweniowaliśmy? Nie chodzimy spod jednych pod następne drzwi. Nie podsłuchujemy. Reagujemy na każdy zgłoszony sygnał, który budzi czyjś niepokój lub, jeśli sami jesteśmy w środowisku, podejmujemy pracę socjalna lub interwencyjną.
Urszula Ossowska / dyrektor MOPS w Starogardzie Gdańskim
Ciało pamięta
Rodzeństwo Mai będzie zapewne przez lata potrzebować pomocy.- Nawet jeśli dziecko jest małe, to ciało pamięta. Pierwszy rok jest kluczowy dla kształtowania więzi - tłumaczy Aurelia Jankowska.
Bartosz Szadokierski, Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Starogardzie Gdańskim potwierdza, że starsze rodzeństwo Mai w trybie interwencyjnym trafiło do pogotowia rodzinnego.
- To są jeszcze bardzo małe dzieci - mówi dyrektor Szadokierski. - Na razie potrzebują adaptacji, ciepła, stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Każde dziecko trafiające do pieczy jest diagnozowane przez psychologa i na tej podstawie oraz informacji przekazywanych od opiekunów udzielana jest pomoc psychologiczna. W zależności od decyzji sądu będziemy szukać rozwiązań najlepszych dla dobra dzieci.
Dziecko w pogotowiu opiekuńczym może przebywać góra 8 miesięcy. W sytuacji, gdyby oboje rodziców zostało pozbawionych władzy rodzicielskiej, będzie rozważana adopcja. Jeśli władza rodzicielska zostałaby jedynie ograniczona - mogą trafić do rodziny zastępczej.
Choć chętnych do adopcji rodzeństwa nie powinno brakować, to procedura adopcyjna została poważnie skomplikowana przepisami. To wpływa na jej przewlekłość.
Umieszczenie maluchów w rodzinie zastępczej też może być niełatwe, bo takich rodzin zwyczajnie brakuje. - Mamy 430 dzieci umieszczonych w pieczy zastępczej, w tym 401 w pieczy rodzinnej - mówi dyrektor starogardzkiego PCPR. - Tylko w ostatnich latach do pieczy zastępczej trafiła setka kolejnych dzieci. Stąd nasze poszukiwania ludzi gotowych stworzyć domy dla potrzebujących dzieci. Oferujemy im szkolenia i stałe wsparcie.
MOPS to nie Hogwart
Najwięcej pretensji mają ludzie do policji i Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Dlaczego rodzinie nie założono Niebieskiej Karty? Policjanci mówią krótko - nie było zgłoszeń.
- Żadne niepokojące sygnały do nas nie dochodziły - dodaje Urszula Ossowska, dyrektor MOPS w Starogardzie. - Dlaczego nie interweniowaliśmy? Nie chodzimy spod jednych pod następne drzwi. Nie podsłuchujemy. Reagujemy na każdy zgłoszony sygnał, który budzi czyjś niepokój lub, jeśli sami jesteśmy w środowisku, podejmujemy pracę socjalna lub interwencyjną.
"MOPS to nie Hogwart, tam jasnowidzenia nie praktykują, pracownicy socjalni nie badają dzieci pod kątem przemocy... MOPS reaguje na zgłoszenia, a tu najbliższe otoczenie umyło ręce" - napisał ktoś na forum zrzeszającym mieszkańców Starogardu.
Czy śmierci Mai i cierpieniu jej rodzeństwa nie można było zapobiec?
- Ustawa o zapobieganiu przemocy w rodzinie jest dobrym systemem prawnym - twierdzi Aurelia Jankowska. - Pod warunkiem, że każda służba zobligowana ustawą włoży choć minimum wysiłku w przestrzeganie przepisów. Wśród pięciu instytucji uprawnionych do wdrażania procedury Niebieskiej Karty (pomoc społeczna, policja, placówki oświatowe, ochrona zdrowia, gminne komisje rozwiązywania problemów alkoholowych) według statystyk najmniej wniosków wpływa z placówek ochrony zdrowia. Brak szkoleń, obawa przed ciąganiem po sądach, brak czasu - takie są tłumaczenia. Nie przyjmuję tego.
Krzysztof Sarzała, pedagog, trener i wykładowca na pytanie, kto w tej sprawie nawalił, odpowiada krótko - dużo osób.
- W Starogardzie Gd. jak w soczewce skupiają się nieskuteczne polskie rozwiązania zapobiegające krzywdzeniu dzieci - twierdzi założyciel gdańskiego CIK. - I kiedy słyszę od prawników, że przepisy są dobre, ale zawiódł czynnik ludzki - odpowiadam: jeśli czynnik ludzki może pokazać nieskuteczność rozwiązań, to są one za słabe. Dlatego musi powstać system podwójnego zabezpieczania.
Czynniki ryzyka
Teraz to, co stało się w Starogardzie trzeba rozebrać na czynniki pierwsze. I przeanalizować, bo od tego może zależeć życie kolejnego dziecka. - Żyję tym od piątku - mówi Aurelia Jankowska. - Brałam udział w zabezpieczaniu tych dzieci na wniosek prokuratora. Nie uwierzę, że nikt nic nie słyszał. Rodzina ta przecież mieszkała w centrum miasta, w domu wielorodzinnym. Płaczu nie było słychać? Dlaczego nikt nie reagował?W tej sprawie było wiele czynników ryzyka, które nie zostały zauważone i połączone ze sobą.
To przede wszystkim młody wiek matki, która pierwsze dziecko urodziła będąc jeszcze nastolatką oraz niepełnosprawność jednego z dzieci (zespół FAS). I uzależnienia, o których wiadomo na razie z przekazów medialnych.
Karolina wcześniej chodziła do szkoły. - Czy, jeśli jako nastolatka sprawiała trudności, to powiadomiono sąd rodzinny, by miał wgląd w sytuację? - pyta koordynatorka Centrum Pomocy Dzieciom. - Wiemy też, że matka dzieci była w pieczy zastępczej u babci. Jak wyglądał wówczas monitoring?
Matka Mai trzykrotnie rodziła w szpitalu. Jak wyglądała opieka okołoporodowa? Czy analizowano czynniki zagrożenia depresją? Jak prowadzono obserwację położniczo-pielęgniarską nie tylko pod względem medycznym? Czy nic nie wzbudziło niepokoju?
Teraz przedstawiciele służb i instytucji powinni wspólnie zasiąść i zastanowić się, co nie zadziało i jak uchronić się przed powtórką podobnej sytuacji. To nasz moralny obowiązek wobec dziecka, które nie żyje i innych, zagrożonych przemocą dzieci.
Aurelia Jankowska / koordynatorka Centrum Pomocy Dzieciom Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę w Starogardzie Gdańskim
- Rozporządzenie ministra zdrowia z dnia 24.09.2013 r.w sprawie świadczeń gwarantowanych mówi, że każda kobieta w okresie połogu jest uprawniona do czterech wizyt patronażowych położnej środowiskowej - przypomina Aurelia Jankowska.- Czy one się odbyły? Zdalnie, czy bezpośrednio?
Kolejna kwestia, to opieka medyczna nad dziećmi. Czy dzieci były szczepione? Przynajmniej starsze na pewno było wcześniej u jakiegoś lekarza. I nic nie wzbudziło podejrzeń?
Rodzice, dyskutujący na forach o tragedii zwracają uwagę na brak dostępu do lekarza w czasie pandemii. I z drugiej strony - na brak problemów, gdy rodzice takiego kontaktu unikają.
- W Polsce dzieci, które nie uczęszczają do przedszkola lub żłobka, do około 5 roku życia nie są objęte monitorowaniem wielu służb i instytucji - uważa koordynatorka Fundacji DDS. - W dobie 500 plus wiele rodzin nie korzysta ze wsparcia ośrodków pomocy społecznej. To sprawia, że pracownik socjalny, którzy przychodził przynajmniej dwa razy w roku robić wywiad, czy rodzinie należy się pomoc finansowa, nie przychodzi tam wcale.Uważam, że pracownicy ochrony zdrowia, powinni na podstawie tej konkretnej sytuacji dokonać rewizji obowiązujących procedur.
I jeszcze jedna sprawa. Obecnie system prawny w Polsce nastawiony jest na ochronę rodziny. Nie możemy jeednak zapominać, że są rodziny dobre i mniej dobre. A nawet złe. - Zbyt często daje się szansę dorosłym - mówi koordynatorka Fundacji DDS. - Kosztem szansy danej dziecku.
Jak uratować kolejne dziecko?
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę, która w swojej misji ma wpisaną ochronę dzieci przed krzywdzeniem i kładzie duży nacisk na profilaktykę przemocy wobec dzieci, poszukuje rozwiązań i dobrych praktyk za granicą. Jedną z nich jest procedura Serious Case Reviews stosowana w Anglii od 20 lat. Polega ona na dokładnym przeanalizowaniu każdego przypadku śmierci lub poważnego zranienia dziecka w okolicznościach, w których podejrzewa się o wykorzystywanie lub zaniedbanie skrzywdzonych. Celem jest wyciągnięcie wniosków, pozwalających zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości. Aktualnie trwają prace w Kancelarii Prezydenta i Rzecznika Praw Dziecka na projektem ustawy.
Już teraz taki zespół do przeanalizowania śmiertelnego krzywdzenia dziecka ma zostać powołany przy prezydencie Starogardu Gd.
- Wierzę, że taka analiza odsłoni wiele luk i zaniedbań - mówi Aurelia Jankowska. - Teraz przedstawiciele służb i instytucji powinni wspólnie zasiąść i zastanowić się, co nie zadziało i jak uchronić się przed powtórką podobnej sytuacji. To nasz moralny obowiązek wobec dziecka, które nie żyje i innych, zagrożonych przemocą dzieci.
Zapewne da to więcej, niż pomszczenie śmierci Mai.
Napisz komentarz
Komentarze