Jaka jest stawka tych wyborów? Wielu polityków, nie tylko koalicji rządzącej zapowiada, że to będzie dogrywka po wyborach parlamentarnych. Pani się z tym zgadza?
W tym stwierdzeniu jest tylko trochę racji. Ale wybory samorządowe rządzą się inną logiką, niż parlamentarne. Tu szyld partyjny czy partyjna etykieta są mniej ważne. A dużo ważniejsze jest to, co dana osoba, która kandyduje, zrobiła dla lokalnej wspólnoty. W przypadku wyborów samorządowych najważniejszy jest ten najniższy szczebel rządzenia, czyli prezydenci miast, burmistrzowie i rady wybierane przez mieszkańców. To tam się podejmuje decyzje, które nas najbardziej obchodzą i dotykają. A politycy tego szczebla są rozpoznawalni nie ze względu na przynależność partyjną czy apolityczność, ale ze względu na to, co zrobili dla swojej miejscowości. Wyjątkiem są sejmiki. To mało zrozumiałe „ciała” dla mieszkańców. I w tym przypadku rzeczywiście głosujemy na etykiety partyjne, bo niewielu obywateli wie, do czego sejmik wojewódzki służy. Ale właśnie to miejsce jest ważne dla partii politycznych.
Jak ważne to będą wybory?
Będą ważne, ponieważ staną się potwierdzeniem tego, co wydarzyło się w wyborach parlamentarnych. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość przegra je, to kolejna porażka potwierdzi słabość tej partii. I to, że oddanie władzy we wcześniejszych wyborach nie było tylko wypadkiem przy pracy, ale może być trwałym trendem na lata.
Równią pochyłą…
To będzie wiadomość nie tylko dla elektoratu tej partii, ale też dla jej członków, którzy nie weszli do Sejmu i nie obejmowali wcześniej różnych stanowisk, kiedy PiS rządziło. Liczyli za to, że może się to zmieni. Kolejna porażka zniechęci nie tylko własny elektorat, ale też samych działaczy znajdujących się na dole partyjnej drabiny, którzy liczyli na swoją szansę i związane z nią benefity.
ZOBACZ TEŻ: Mateusz Morawiecki w Gdańsku o demokraturze. Nie wspomniał jednak o Grupie Lotos
Jeśli Prawo i Sprawiedliwość przegra je, to kolejna porażka potwierdzi słabość tej partii. I to, że oddanie władzy we wcześniejszych wyborach nie było tylko wypadkiem przy pracy, ale może być trwałym trendem na lata
dr Marta Żerkowska-Balas / SWPS
Dla rządzącej koalicji te wybory to będzie dalszy ciąg gry o władzę, czy może coś innego?
To zależy od wyniku. Pozytywny wynik będzie świadczył o akceptacji dla jej działań, nierzadko budzących kontrowersje. Negatywny - trudniej będzie zinterpretować, może to być żółta kartka dla rządzących, ale taki wynik może świadczyć też o spadku mobilizacji, której przyczyną była chęć odsunięcia PiS od władzy. Ludzie, zwłaszcza młodzi, a to ci zadecydowali o wyniku wyborów, aktywizują się przede wszystkim, żeby rozwiązać jakiś problem, który ich dotyka. Kiedy problem jest rozwiązany, mobilizacja słabnie. Być może tak będzie też w tym przypadku.
Kto może być największym przegranym tych wyborów? Konfederacja?
Konfederacja od początku odstaje w tym wyścigu, jest bowiem partią, która ma najsłabsze zaplecze w terenie, reprezentuje ją znacznie mniej działaczy lokalnych, pracujących na wynik ugrupowania. Z tego powodu jej szanse na dobry wynik w wyborach samorządowych od początku są niskie. Wielkim przegranym może być Prawo i Sprawiedliwość – kolejna porażka osłabi morale wewnątrz partii, pokaże też, że antykoalicyjny przekaz nie sprawdza się, a innej narracji w tej chwili Prawo i Sprawiedliwość nie ma. Porażka nie będzie sprzyjała też sukcesom tej partii w kolejnych wyborach do parlamentu europejskiego.
CZYTAJ TEŻ: Nitek-Płażyńska kandydatką PiS na prezydenta Gdańska?
Ciekawa jestem też wyniku Trzeciej Drogi. PSL samodzielnie bardzo dobrze radziło sobie w wyborach samorządowych, dzięki widoczności działaczy w terenie. Zobaczymy jak na poziomie samorządowym oceniona zostanie koalicja z Polską 2050.
Koalicja rządząca idzie do tych wyborów samodzielnie. Będą trzy listy. To dosyć ryzykowna gra zwłaszcza w przypadku sejmików. Czy pani też tak sądzi?
Wybory na prezydentów dużych miast są sporą zagadką. Są kandydaci, którzy mają już ugruntowaną pozycję, ale też pojawiają się nowi, związani z Trzecią Drogą, której popularność rośnie. I w tym przypadku może dojść do ostrej rywalizacji, a nawet kanibalizacji nie tylko między wielką koalicją, a Prawem i Sprawiedliwością, ale też do rywalizacji pomiędzy kandydatami z jednego obozu rządzącego. Te wybory na prezydentów dużych miast nie są może tak medialne ale za to silnie spersonalizowane. O wyniku zdecyduje nie tylko to, z jakiej partii pochodzi kandydat, ale kim konkretnie jest.
Wybory prezydentów miast są ciekawsze, niż do sejmiku?
Tak, bo po pierwsze wiemy, kogo wybieramy i jaki zakres odpowiedzialności ma dana osoba i też te decyzje, podejmowane przez prezydenta czy burmistrza jesteśmy w stanie zaobserwować w codziennym życiu. A prace sejmiku nie przekładają się tak bezpośrednio na życie mieszkańców jak decyzja o remoncie parku, budowie nowej drogi czy podwyżka lokalnego podatku.
Wielkim przegranym może być Prawo i Sprawiedliwość – kolejna porażka osłabi morale wewnątrz partii, pokaże też, że antykoalicyjny przekaz nie sprawdza się, a innej narracji w tej chwili Prawo i Sprawiedliwość nie ma. Porażka nie będzie sprzyjała też sukcesom tej partii w kolejnych wyborach do parlamentu europejskiego
Czym te wybory samorządowe będą różnić się od wcześniejszych?
Jednym z wyróżników będzie przeniesienie polityki krajowej na grunt lokalny.
Liderzy PiS już rozjechali się po Polsce, prowadząc kampanię pod hasłem „Spotkania wolnych Polaków”. Ale zamiast poczucia wolności jest poczucie frustracji i opowieści jak bardzo zły jest rząd Tuska.
Taka taktyka trafia najbardziej do tego żelaznego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Tego elektoratu, który głosuje na tę partię mimo wszystko - zsocjalizowanego i wiernego. Myślę jednak, że negatywna kampania nie mobilizuje zwłaszcza tych, którzy ze względu na konserwatywne poglądy mogliby poprzeć tę partię w wyborach. To zresztą obserwowaliśmy już podczas ostatniej kampanii do Sejmu i Senatu. Samo narzekanie na obecnie rządzących nie wystarczy, żeby zdobyć władzę w regionach, miastach i wsiach. Ale PiS toczy grę wielką polityką przede wszystkim po to, żeby swój elektorat utrzymać i mobilizować.
Ta kampania wyborcza będzie też w dużej mierze kampanią negatywną, w której Prawo i Sprawiedliwość będzie przedstawiać siebie jako obrońców konstytucji i jako ofiary nowego rządu. Ale ostatnie badania wyraźnie pokazują, że Polki i Polacy są zmęczeni negatywną kampanią i brakiem konstruktywnych propozycji. Emocje w polityce są ważne ale i tak najważniejsze jest to jak ta lokalna władza urządzi nam życie i jak się dzięki niej zmieni Polska.
Czy kobiety, które ruszyły szturmem do ostatnich wyborów parlamentarnych, pójdą tak chętnie do wyborów samorządowych? Bo istnieje opinia, że mniej interesujemy się polityką.
To nieprawda. Przed wyborami do parlamentu przeanalizowaliśmy dane z kilku ostatnich wyborów w Polsce i okazało się, że odsetek kobiet głosujących we wszystkich wyborach jest taki sam jak mężczyzn. Kobiety są coraz częściej obecne w sferze publicznej, szeroko rozumianej. Ta teza o słabszym zainteresowaniu nie jest już prawdziwa. Ale prawdziwe są inne zależności. Osoby starsze, gorzej wykształcone, mieszkające w mniejszych miejscowościach to ta grupa, niezależnie od płci, która jest mniej zainteresowana polityką, również na poziomie lokalnym. Ważniejsze pytanie dotyczy poziomu mobilizacji w ogóle: czy frekwencja wyborcza w wyborach samorządowych będzie tak wysoka jak w parlamentarnych? To będzie test na to, czy ta mobilizacja osób, popierających obecnie rządzącą koalicję się utrzyma. I czy ta chęć odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy nadal będzie tak silna jak w przypadku wyborów do parlamentu, czy może coś się przez ostatnie miesiące zmieniło.
Te wybory będą o tyle ważne, że samorząd potrzebuje tlenu. Za czasów rządów PiS wszystko próbowano scentralizować, także władzę lokalną.
Pieniądze samorządom nie powinny być przyznawane według klucza partyjnego. A my wybieramy polityków lokalnych, którzy będą reprezentować wspólnoty lokalne, a nie władzę centralną.
Powstały już komitety wyborcze, za którymi kryją się polityczne szyldy. Tak jest w przypadku PiS.
Takie komitety były zawsze obecne w wyborach samorządowych. Nawet prezydenci dużych miast, mimo iż sympatyzowali z różnymi partiami, to często startowali pod szyldem własnego komitetu wyborczego. Natomiast mam wrażenie, że w tym roku są nieco silniejsze motywacje, żeby się ukrywać pod niepartyjnym szyldem. Zwłaszcza po stronie Prawa i Sprawiedliwości. Tak na wszelki wypadek, żeby ludzie, którzy nie chcą głosować na tę partię, zagłosowali na konkretne nazwiska.
ZOBACZ TAKŻE: Lech Kaczyński nie jest już patronem sali w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim
Bezpieczniej jest wystartować pod własnym szyldem. Opozycja jeszcze ciągle korzysta z kredytu danego zwycięzcom. Z większego zaufania, sympatii, ludzie wolą trzymać z wygranymi. A PiS jest na rozdrożu… Działacze lokalni tej partii wydają się też coraz bardziej zniechęceni do partii, która wymaga lojalności, nie będąc już w stanie nic dać w zamian.
Można odnieść wrażenie, że w kampanii samorządowej jest mniej mowy nienawiści i wielkich ataków, niż do parlamentu. Czy może to błędne wrażenie?
To może być bój o wszystko. Dla koalicji rządzącej to walka o utrwalenie swojej dominacji w polityce, a dla Prawa i Sprawiedliwości o przetrwanie. Więc grzecznie w kampanii wyborczej na pewno nie będzie. Do tej pory bitwy toczyły się o duże miasta. Reszta rozgrywała się lokalnie. Ale to, co istotne, ta kampania zaczęła się dosyć późno. Inne sprawy z tzw. wielkiej polityki przyćmiewały fakt, że wybory samorządowe odbędą się… za chwilę. Z jednej strony te wybory wydają się nam nieco „uśpione”, z drugiej strony wiemy, że zwycięstwo w nich jest naprawdę istotne, zwłaszcza z punktu widzenia PiS.
Wybory wygrywa ten, kto lepiej i więcej obieca. Do tej pory żadna partia nie wygrała, mówiąc: "słuchajcie, to jest kiełbasa wyborcza, głosujcie na nas, ale my niczego nie obiecujemy". Ludzie głosują emocjami i portfelami. Tak będzie i tym razem?
Badania pokazują, że ludzie są świadomi tego, że wiele obietnic nigdy nie zostanie zrealizowanych. Ale mimo to oceniają wiarygodność partii czy kandydata, korzystając chociażby ze swojego (i nie tylko) dotychczasowego doświadczenia z ugrupowaniem czy kandydatem. Zresztą na poziomie lokalnym łatwiej jest rozliczyć polityków z ich obietnic. Dlatego typowa kiełbasa wyborcza jest mniej skuteczna.
Napisz komentarz
Komentarze