Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Musimy zrobić wszystko, żeby odzyskać nasze państwo i właśnie tego wymagam od Donalda Tuska

Jako państwo praworządne i dochowujące zasad demokracji, byliśmy przez ostatnich 8 lat w czyśćcu. A Donald Tusk został właśnie tym politykiem, który nas z tego czyśćca wyprowadził - mówi prof. Arkadiusz Modrzejewski, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych na Uniwersytecie Gdańskim.
Donald Tusk

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Za nami największy „comeback” w politycznej historii III RP?

Jeśli chodzi o najnowszą historię Polski, to z pewnością tak. Mógłby to przebić chyba jedynie powrót Lecha Wałęsy na urząd prezydenta, ale oczywiście nie zakładam, że to się wydarzy. Jeszcze nie tak dawno, bez większego ryzyka, można było założyć, że okres działalności Donalda Tuska w strukturach europejskich, m.in. na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, będzie szczytem jego politycznej kariery. Jak już dziś widzimy, stało się inaczej. Myślę, że był to powrót powodowany nie tylko własnymi ambicjami, ale przede wszystkim troską o stan państwa.

CZYTAJ TEŻ: Kwaśniewski o rządzie Tuska: To bardzo mocny rząd. Może nawet za mocny

Obecnie rządzący Polską nie byliby tu gdzie są, gdyby nie Donald Tusk? A może to Donald Tusk powinien dziękować Szymonowi Hołowni i Trzeciej Drodze za to gdzie jest?

Na pewno Trzecia Droga bardzo przysłużyła się wynikowi całej dotychczasowej opozycji. W przedwyborczych sondażach była mocno niedoszacowana. Ale prawdopodobnie wynikało to z faktu, że wahający się wyborcy, którzy nie wiedzieli na kogo będą głosować, w większości oddali głos na koalicję Polski 2050 i PSL. Z drugiej strony, nie mam żadnych wątpliwości, że za mobilizacją elektoratu, wówczas opozycyjnego, stał Donald Tusk. Pamiętamy, z jaką determinacją i energią przemierzał codziennie setki kilometrów, by spotykać się z wyborcami. W czasie tych spotkań wielokrotnie odpowiadał swoim oponentom, ale zawsze w sposób kulturalny i niepiętnujący. Nie tylko swoim wyborcom, ale również tym niezdecydowanym, pokazał, że jest politykiem formatu europejskiego. Przyczyniło się to do sukcesu wyborczego całej opozycji demokratycznej. Na pewno zaprocentowało tu doświadczenie w polityce międzynarodowej, którego żaden z polskich polityków nie miał i pewnie długo mieć nie będzie.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

15 października, Donald Tusk uchylił sobie furtkę do tego, by w przyszłości, dla środowiska określanego mianem opozycji demokratycznej, stać się postacią, która będzie wymieniana jednym tchem z Lechem Wałęsą czy Tadeuszem Mazowieckim?

Na pewno, po 15 października możemy mówić, że jest jednym z architektów polskiej demokracji. Tej, która właśnie została reanimowana. Jako państwo praworządne i dochowujące zasad demokracji, byliśmy przez ostatnich 8 lat w czyśćcu. A Donald Tusk został właśnie tym politykiem, który nas z tego czyśćca wyprowadził. Doświadczenia ostatnich lat uzmysłowiły obywatelom jak ważne są reguły państwa praworządnego, które są zabezpieczeniem nie tylko legalności władzy, ale również gwarantem bezpieczeństwa oraz funkcjonowania w państwie, które respektuje nasze prawa i które przestrzega reguł, gdy obywatel jest z tym państwem w sporze. To niezwykle ważne z punktu widzenia przeciętnego obywatela. I w tym kontekście, Donald Tusk przywrócił nadzieję w działanie demokratycznego państwa prawa. Natomiast, wciąż ma szansę popracować nad swoją biografią i jeśli w najbliższym czasie nie popełni kardynalnych błędów, to na pewno zapisze się bardzo pozytywnie w politycznej historii Polski, obok Lecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckiego, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, któremu nie możemy odebrać zasług jeśli chodzi o reformowanie polskiego systemu politycznego, ale również obok tych, którzy reprezentowali tę drugą stronę, i również wnieśli wkład w proces demokratyzacji państwa, jak prezydent Aleksander Kwaśniewski. Natomiast jak każdy polityk, Donald Tusk ma też swoje silniejsze i słabsze strony. I jako polityk popełnia błędy.

Premier Tusk będzie tą osobą z otwartych spotkań z wyborcami czy tą z pierwszych lat funkcjonowania Platformy Obywatelskiej, gdy rozgrywał przeciwników we własnej partii?

To jeden z tych cieni, który pada na biografię Donalda Tuska – polityka kierującego się czasami także cynizmem i chłodną kalkulacją polityczną. Ja uważam, że polityka jest nie tylko grą, ale też działaniem na rzecz dobra wspólnego. Mam nadzieję, że to myślenie będzie u Donalda Tuska silniejsze. W czasie kampanii dał się poznać jako człowiek, z jednej strony, stanowczy, który wie do czego dąży, ale jednocześnie koncyliacyjny. Nie względem politycznych oponentów, ale wobec wyborców, którzy głosowali na tych oponentów. Wyborcy PiS-u nie mogą być dziś stygmatyzowani. Myślę, że tutaj Donald Tusk ma pewien potencjał. Jeśli chce przywracać praworządność i wprowadzać ład i pokój społeczny w spolaryzowanym społeczeństwie, to przede wszystkim musi kierować się wartościami, a gry polityczne i walkę o władzę pozostawić na drugim planie. Myślę, że zwłaszcza ludzie młodzi będą w stanie szybko zdiagnozować czy to o czym mówiono w kampanii, to postawa autentyczna czy tylko element propagandy, za którą toczy się cyniczna gra polityczna. 

Nie możemy oceniać ostatnich ośmiu lat wyłącznie negatywnie. Dzięki prospołecznym działaniom obniżono poziom pauperyzacji ludności. Polityka prosocjalna pozytywnie wpłynęła na społeczeństwo, dlatego trudno dziwić się, że tak duża część obywateli chciała głosować na PiS. Natomiast zawsze jest pytanie o koszty.

We wtorek premier wygłosił exposé. Wróciła dobrze znana sprzed lat polityka miłości. To też pokazuje, jak niewiele zmienia się na polskiej scenie politycznej.

Myślę, że jest to słuszna strategia, bo jeśli premier Tusk przyjąłby konfrontacyjny sposób prowadzenia polityki, zwłaszcza wobec PiS-u bądź co gorsza, wobec elektoratu PiS-u, ta polaryzacja byłaby tylko wzmacniana. A ludzie są zmęczeni konfliktem. Przez ostatnie lata obserwowaliśmy kłótnie w rodzinach i rozpadanie przyjaźni, tylko dlatego, że ludzie nie mogli porozumieć się w kwestii poglądów. Doprowadzano to do skrajności. Polityka, którą zaproponował Donald Tuska jest nam po prostu potrzebna. My musimy odreagować ostatnich osiem lat. Musimy odreagować czas, w którym oprócz łamania zasad praworządności, oprócz tych wszystkich negatywnych czy wręcz patologicznych zjawisk, prowadzono świadomą strategię silnej polaryzacji społeczeństwa dla scementowania własnego elektoratu. Niestety, odbywało się to w dużej mierze na poziomie dehumanizacji oraz stygmatyzowania oponentów. Pamiętamy te „elementy animalne”, traktowanie części społeczeństwa jako ludność polskojęzyczną, czy inne obelgi, które odbierały człowieczeństwo myślącym inaczej. Oczywiście cel był jasny. Była nim władza. Natomiast nieprawdopodobne było to jak daleko posunięto się do realizacji celów politycznych. To był dramat. Nie tylko polityki, ale całego społeczeństwa. I straszne jest to, że jako społeczeństwo pozwoliliśmy, żeby nas w ten sposób rozgrywano. Oczywiście, nie możemy oceniać ostatnich ośmiu lat wyłącznie negatywnie. Dzięki prospołecznym działaniom obniżono poziom pauperyzacji ludności. Polityka prosocjalna pozytywnie wpłynęła na społeczeństwo, dlatego trudno dziwić się, że tak duża część obywateli chciała głosować na PiS. Natomiast zawsze jest pytanie o koszty. Donald Tusk też jest realistą politycznym, ale jego realizm nigdy nie przekraczał pewnych granic. Mam nadzieję, że teraz będzie bardziej autentyczny niż w 2007 r., gdy też mieliśmy do czynienia z polityką miłości, ukłonem w stronę ludzi oraz próbami łagodzenia konfliktów. Społeczeństwu potrzebna jest terapia. Od zaraz. Musimy zacząć się szanować. Musimy uświadomić sobie, że są nieprzekraczalne granice. Na szczęście wygrała pewna logika, że ważniejsze od naszych sporów wewnętrznych są kwestie pryncypialne, takie jak praworządne państwo, jak nasze członkostwo w Unii Europejskiej. Musimy zrobić wszystko, żeby odzyskać nasze państwo, podnieść pozycję Polski na arenie międzynarodowej i właśnie tego wymagam od Donalda Tuska.

Było widać, że poziom nerwów przerósł Jarosława Kaczyńskiego. Słowa o niemieckim agencie doskonale wpisują się w to, co Jacek Kurski zrobił w 2005 r. mówiąc o dziadku z Wehrmachtu. Ten „wyczyn” prezesa powinien szczególnie wyborcom PiS na Pomorzu dać do myślenia

Premier Morawiecki nie skorzystał z możliwości uniknięcia symbolicznego odwołania. W poniedziałek wygłosił exposé, a później dał się zweryfikować w głosowaniu. Po co było mu to potrzebne?

Cała ta sytuacja ośmiesza nie tylko Morawieckiego, formację PiS, ale również prezydenta. Mam nieodparte wrażenie, że prezydent doskonale wiedział, że dotychczasowy premier nie dysponuje i nie będzie dysponować większością w Sejmie. Argumentowanie tego dobrym zwyczajem, tym, że rząd powinna utworzyć partia, która zwyciężyła w wyborach, było infantylne. Prezydent Duda zdawał się zapomnieć, że partie które dotychczas tworzyły rządy, albo miały większość bezwzględną, albo jak Platforma Obywatelska czy wcześniej SLD, tworzyły rządy koalicyjne. A więc ta większość była policzona. Co prawda, w 2005 r. PiS nie miał większości, ale pierwszy rząd z Marcinkiewiczem na czele, wyłonił się z poparciem dwóch innych formacji. Tak naprawdę chodziło o to, by na dwa miesiące dać możliwość przygotowania się na zmianę władzy oraz szansę ostatniego obsadzenia swoich ludzi tam gdzie jeszcze można. Poza tym, wykorzystano ten czas na uskutecznianie propagandy. A więc próbę przekonania swoich wyborców, że PiS bardzo chciał, ale nie wszyscy wykazali się propolskim podejściem. I że bardzo dziwią się PSL-owi odrzucającemu koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Najgorsze jest to, że kolejny raz przez tę formację ośmieszony został najwyższy urząd w państwie, czyli prezydent.

Przywitanie nowego premiera przez prezesa Kaczyńskiego słowami o niemieckim agencie pokazują, że w PiS niewiele zmieni się w najbliższym czasie?

To był impuls, akt frustracji. Było widać, że poziom nerwów przerósł Jarosława Kaczyńskiego. Pytanie, co za tym stało, oprócz żalu po utracie władzy oraz strachu przed konsekwencjami prawnymi, które mogą grozić prezesowi PiS. Zdziwiło mnie, że nie potrafił się powstrzymać. Że nikt inny nie był w stanie powstrzymać prezesa. Myślę, że nawet elektorat PiS-u źle przyjął to wystąpienie. Przegrywać też trzeba umieć. Słowa o niemieckim agencie doskonale wpisują się w to, co Jacek Kurski zrobił w 2005 r. mówiąc o dziadku z Wehrmachtu, próbując rozgrywać tym w kampanii wyborczej. Zastanawiam się, na ile ten gest, który personalnie zaadresowany był do Donalda Tuska, był też policzkiem dla polskich obywateli wywodzących się z zaboru pruskiego. Których przodkowie z Pomorza, Kaszub, Śląska czy Wielkopolski byli siłą wcielani do Wehrmachtu. Biorąc cały kontekst tej wypowiedzi, to o czym chwilę wcześniej mówił Tusk, a więc swoich dziadkach, ale również wcześniejsze sformułowania polityków PiS, np. o niemieckiej opcji na Śląsku, część ludzi zacznie sobie zadawać pytania, czy przez tę partię nie jest postrzegana jako niemieccy agenci. Ten „wyczyn” prezesa powinien szczególnie wyborcom PiS na Pomorzu dać do myślenia. Czy przypadkiem, przez ostatnie lata nie byli traktowani instrumentalnie. A tak naprawdę myśli się o nich jako o niemieckich agentach. Tak się akurat składa, że dzieje rodziny Donalda Tuska obrazują dzieje wielu rodzin z Kaszub i Pomorza.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama