Kampania wyborcza 2019 r. Szef sztabu wyborczego KO Krzysztof Brejza nie wie jeszcze, że jest inwigilowany programem Pegasus.
- Już wtedy ostrzegałem Krzysztofa Brejzę, by uważał przy telefonicznych rozmowach - mówi Marek Biernacki (PSL), były minister sprawiedliwości oraz koordynator ds. służb specjalnych. - Usłyszałem, że przecież korzystają z aplikacji WhatsAppa. Powiedziałem wówczas, że służby są od tego, by stworzyć system, który go złamie. Jeszcze nie wiedziałem, że WhatsApp już był złamany.
Krzysztof Brejza był inwigilowany wraz z całą rodziną. Służby miały dostęp do jego korespondencji, maili, zdjęć i haseł. Zaufanym dziennikarzom przekazano zrzut ekranu telefonu polityka ze sfałszowanym smsem, a Samuel Pereira wykorzystał "wrzutkę" w programie atakującym Brejzę. Fałszerstwo wyszło na jaw, bo senator KO nie skasował pierwotnej wiadomości.
CZYTAJ TEŻ: Komisja PEGA o Polsce: Zakres inwigilacji został rozszerzony do niemal nieograniczonego
- Za kilka tygodni mamy kolejne wybory i tak naprawdę nie wiemy, czy i który z polityków może być podsłuchiwany - twierdzi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon.
W ubiegły poniedziałek fundacja przedstawiła założenia projektu ustawy o kontroli nad służbami, opracowane po konsultacjach z Krajową Izbą Radców Prawnych, Helsińską Fundacją Praw Człowieka, Fundacją Batorego oraz Amnesty International. Zakłada on wprowadzenie mechanizmu informowania o poddaniu obywatela kontroli operacyjnej (np. podsłuchowi) lub pozyskiwania danych na jej temat po 12 miesiącach od zakończenia kontroli oraz stworzenie niezależnego organu kontrolującego służby uprawnione do prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych.
Już wtedy (w 2019 roku - przyp. red.) ostrzegałem Krzysztofa Brejzę, by uważał przy telefonicznych rozmowach. Usłyszałem, że przecież korzystają z aplikacji WhatsAppa. Powiedziałem wówczas, że służby są od tego, by stworzyć system, który go złamie. Jeszcze nie wiedziałem, że WhatsApp już był złamany
Marek Biernacki / były minister sprawiedliwości oraz koordynator ds. służb specjalnych
12 służb, prawie dwa miliony danych
Aż dwanaście służb (od policji, przez ABW, CBA, służby zajmujące się wywiadem i kontrwywiadem, po Krajową Administrację Skarbową, Straż Graniczną, SOP i Inspektorat Służby Więziennej) ma prawo wystąpić do sądu o założenie nam podsłuchu.
- Zgodnie z ujawnianymi informacjami, służby składają prawie 10 tys. wniosków o założenie kontroli operacyjnej, czyli podsłuchu w skali roku - mówi Wojciech Klicki. - Do tego pozyskują 1,8 mln billingów, informacji o lokalizacji oraz innych danych o właścicielach telefonów. Jeśli by się nad tym chwilę zastanowić, można dojść do przerażających wniosków. To gigantyczne liczby. W połączeniu z brakiem kontroli nad pozyskiwaniem danych, można sobie wyobrazić 1,8 miliona przypadków takich, jak dr. Piotra Pisuli, lekarza, którego wypisywane na siebie recepty sprawdzał były już minister zdrowia.
Według prawnika z Fundacji Panoptykon, w sprawie Adama Niedzielskiego szokujące jest, że do końca minister twierdził, iż wszystko było w porządku. Nawet ,co było nielegalne i niedopuszczalne , ujawnienie informacji o dr. Pisuli na Twitterze.
- Gdyby przełożyć tę logikę z jednego resortu, Ministerstwa Zdrowia do drugiego - MSWiA, mogłoby się okazać, że podległe ministerstwu instytucje z dostępem do danych i częstych ich wykorzystywaniem, mogą grzebać w historii połączeń i lokalizacji bardzo wielu osób - dodaje Klicki.
Przy czym to "grzebanie" niekoniecznie musi wyjść na jaw.
- Proszę sobie wyobrazić, że w stosunku do pani była wykonywana praca operacyjna - mówi Marek Biernacki, który konsultował projekt fundacji Panoptykon. - Gdyby sprawa trafiła do sądu, służby musiałyby poinformować o technologii i technice stosowanej przeciw pani. Jeśli jednak nie potwierdziły się żadne podejrzenia, a do sądu nie wpłynął akt oskarżenia, może się pani nigdy nie dowiedzieć o czynnościach operacyjnych.
Zwolennicy status quo podnoszą, że w końcu na każdy podsłuch musiał się zgodzić sąd.
- Kontrola sądowa jest iluzoryczna, a i zdarza się że sądy są celowo wprowadzane w błąd przez służby - uważa dr Janusz Kaczmarek, adwokat, b. minister spraw wewnętrznych i administracji. - Świadczy o tym fakt, że blisko 100 proc. wniosków służb jest aprobowanych przez sądy. Zgadzam się z tezą Fundacji Panoptykon, że powinien działać organ niezależny, kontrolujący służby.
Według Marka Biernackiego konieczna jest także zmiana w systemie sądownictwa - stworzenie zespołu wykształconych, chronionych, dobrze opłaconych sędziów, którzy by weryfikowali wszystkie wnioski służb. Szybkość decydowania jest potrzebna w sprawach o terroryzm, szpiegostwo, przeciw przestępczości zorganizowanej. W pozostałych sprawach sędzia powinien mieć możliwość, by zweryfikować ten wniosek, by nie powtórzyła się sprawa Brejzów.
Kontrola sądowa jest iluzoryczna, a i zdarza się że sądy są celowo wprowadzane w błąd przez służby. Świadczy o tym fakt, że blisko 100 proc. wniosków służb jest aprobowanych przez sądy. Zgadzam się z tezą Fundacji Panoptykon, że powinien działać organ niezależny, kontrolujący służby.
dr Janusz Kaczmarek / adwokat, b. minister spraw wewnętrznych i administracji
Skuteczność taka sobie
Jako członek sejmowej komisji służb specjalnych, Marek Biernacki zwrócił się do wszystkich służb o informację na temat skuteczności działania podsłuchów.
Odpowiedział tylko komendant policji. gen. Jarosław Szymczyk. W 2022 r. jedynie 13 proc. podsłuchów prowadzonych przez policję przyniosło materiały do procesu karnego. 87 proc. podsłuchiwanych może nigdy się o tym nie dowiedzieć. Nie mają gdzie też złożyć skargi na naruszanie prywatności.
Dlaczego w większości przypadków podsłuch zakładany jest bez potrzeby?
- Skuteczność procesowa jest mała, ale niejednokrotnie dla stosujących podsłuch istotna jest wiedza z prowadzonych rozmów - twierdzi Janusz Kaczmarek, przypominając, że w swoim czasie nie było nawet przepisów nakazujących niszczenie podsłuchów operacyjnych, które nie wnosiły nic do sprawy, w których je założono.
ZOBACZ TAKŻE: Więcej uprawnień dla służb. Na celowniku e-maile i czaty
Kiedy w rozmowie z panami ze służb padały argumenty obrońców praw człowieka o potrzebie niszczenia rozmów, które nie wnoszą nic do sprawy, ci odpowiadali: - Nie znacie się na naszej pracy. Przypuśćmy, że wspaniały mąż i ojciec rodziny zdradza żonę. I to z mężczyzną. A może go zwerbujemy? Działamy w branży, która z istoty nie jest czysta, gdzie przez szantaż można też zdobyć agentów. Nie każcie nam tego niszczyć.
Dziś prawo nakazuje protokolarne usunięcie takich materiałów. - Może to będzie przejaw mojego sceptycyzmu, ale protokolarne usuwanie odbywa się wewnątrz służby, z udziałem osób, które w tej służbie pracują - zastanawia się Wojciech Klicki. - Dlatego proponujemy stworzenie instytucji kontrolnej, która mogłaby w dowolnej chwili wejść do danej służby, by sprawdzić, czy materiały te są rzeczywiście usuwane.
Gdyby sprawa trafiła do sądu, służby musiałyby poinformować o technologii i technice stosowanej przeciw pani. Jeśli jednak nie potwierdziły się żadne podejrzenia, a do sądu nie wpłynął akt oskarżenia, może się pani nigdy nie dowiedzieć o czynnościach operacyjnych.
Marek Biernacki
Słowo-klucz
Janusz Kaczmarek zwraca uwagę, że projekt zmian w prawie ogłoszony przez Fundację Panoptykon nie jest nowy. Już w 2008 r.na forach prawniczych i stowarzyszeń akademickich trwała dyskusja nad ideą ustawy o pracy operacyjnej. Omawiany był pomysł stworzenia niezależnego organu kontrolującego prace służb pod kątem podsłuchów i informowania o podsłuchach.
- Wówczas przedstawiciele służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych przedstawili dość istotne argumenty, które sprawiły, że ten bardzo ważny aspekt związany z prawami człowieka nie został uwzględniony - mówi były szef MSWiA. - Prace upadły.
Marek Biernacki wspomina okres sprzed dekady, gdy jako ówczesny minister sprawiedliwości wprowadzał kontrole sądową nad pracami operacyjnymi. Jemu także zarzucano, że zniszczy skuteczność działania służb. Zarzuty okazały się chybione.
- Zakładanie, że przy przestępczości kryminalnej liczenie tylko na pracę operacyjną zwiększa skuteczność śledczych, jest błędne - twierdzi poseł PSL. - Gdy wprowadzono kontrolę sądową oraz ograniczono stosowanie podsłuchów jedynie do określonej grupy poważnych przestępstw (czyli tak naprawdę zmniejszono liczbę podsłuchów), to paradoksalnie skuteczność wymiaru sprawiedliwości wzrosła. Nadal też uważam, że konieczne jest powołanie niezależnego organu kontrolującego służby. Musi on działać poza parlamentem. U nas uważa się, że tego typu organy nie mogą mieć wglądu do pracy operacyjne. Inaczej patrzą na to w USA - mają podkomisje senackie mają tam dostęp do informacji, tylko nie ujawnia się źródeł osobowych, agentury.
Już jako poseł Marek Biernacki dwukrotnie - w poprzedniej i obecnej kadencji Sejmu - składał propozycję zmiany prawa, pozwalającej na informowanie o fakcie poddania obywatela kontroli operacyjnej lub pozyskiwania danych na jej temat. Ujawnienia ingerencji miały nie dotyczyć: szpiegostwa, przestępczości zorganizowanej i terroryzmu.
Niestety, projekty trafiły do sejmowej zamrażarki.
Największe dyskusje toczą się wokół konieczności powiadamiania osób podsłuchiwanych o inwigilacji.
- Informowanie o stosowaniu podsłuchu jest istotne z punktu widzenia wolności i praw człowieka - zaznacza Janusz Kaczmarek. - Z drugiej strony należy brać pod uwagę argumenty przedstawicieli służb, czy nie spowoduje to więcej szkody niż korzyści. Proszę sobie wyobrazić - otrzymujemy informację od służb bratnich, że w Polsce przebywa człowiek podejrzewany o udział w działaniach terrorystycznych. Zakładamy mu podsłuch operacyjny, nie daje on oczekiwanego rezultatu, ale po 12 miesiącach będąc zobowiązanym poinformować go o tym fakcie, dajemy mu sygnał, że jest pod baczną obserwacją służb.
Wojciech Klicki na wątpliwości odpowiada, że słowem-kluczem jest bezpieczeństwo narodowe. - Zasadą powinno być informowanie, jednak na wniosek służby sąd ma możliwość zawiesić lub odłożyć obowiązek informacyjny, jeśli służba udowodni, że jest to uzasadnione albo bezpieczeństwem państwa albo grozi zagrożeniem dla zdrowia i życia funkcjonariusza (np. pracującego "pod przykrywką") - wyjaśnia.
Kampania do słuchania
Czy projekt ustawy nie pojawia się zbyt późno? W końcu kampania już hula, a kolejni eksperci podkreślają, że ewentualne podsłuchy mogą wpłynąć na wynik wyborów.
Wprawdzie służby nie powinny stosować nowoczesnych technologii, o których nie wie sejmowa komisja ds służb specjalnych, ale afera Pegasusa pokazuje, że to tylko teoria. Tymczasem ingerencja w treści komunikatorów może być zabójcza dla polityków. Parlamentarzyści opowiadają m.in. o przypadku posła, który znalazł w swoim iPadzie film pornograficzny. Na szczęście zdążył to zgłosić odpowiednim organom, zanim ktoś to zrobił przed nim.
I czy politycy mogą się zabezpieczyć?
- Trzeba być ostrożnym, pamiętając, że inwigilować nas może nie tylko aparat państwowy, ale także konkurencja z innych list i... z tej samej listy. Należy zdawać sobie sprawę, że można być podsłuchiwanym - odpowiada krótko Marek Biernacki. I przypomina przypadek z jednej z poprzednich kampanii, gdy znienacka "rozsypał się" jego sprawny dotychczas iPhone. - Nagrzewał się, bateria całkiem się zużyła - opowiada. - Okazało się, że ktoś do niego wszedł i ściągnął wszystko. Ten typ telefonów w ten sposób broni się przed kradzieżą danych. Kto to zrobił? Podejrzewam osobę, która była ze mną na liście.
Trzeba być ostrożnym, pamiętając, że inwigilować nas może nie tylko aparat państwowy, ale także konkurencja z innych list i... z tej samej listy. Należy zdawać sobie sprawę, że można być podsłuchiwanym
Marek Biernacki
- Byłbym naiwny po doświadczeniach sprzed czterech lat, gdy podsłuchiwano rodzinę Brejzów, gdybym twierdził, że i podczas tej kampanii służby nie są wykorzystywane - uważa Wojciech Klicki. - Zwłaszcza, że nikt nie poniósł odpowiedzialności za tamtą inwigilację. A czy projekt powstał za późno? Nie łudziliśmy się przez ostatnie lata, że obecna władza będzie chciała ograniczyć swoje prerogatywy w zakresie wykorzystania służb. Okres kampanii jest szczególnym czasem, gdy politycy i polityczki są bardziej wyczuleni na głosy obywateli. Chcemy ten okres wykorzystać do wywarcia presji na tych, którzy aspirują do władzy, by przyjęli nasze rozwiązania.
Autorzy założeń ustawy rozmawiali już o ewentualnych zmianach z przedstawicielami partii politycznych. - Zrozumienie znaleźliśmy we wszystkich partiach, z wyjątkiem partii rządzącej - mówi prawnik z Fundacji Panoptykon.
Napisz komentarz
Komentarze