Co pani poczuła, kiedy były już minister zdrowia ujawnił, na jaki rodzaj leków receptę wypisał sobie lekarz z poznańskiego szpitala?
Jestem poruszona i tak jak chyba każdy praktykujący lekarz mam poczucie bezsilności i świadomość, że od zeszłego tygodnia wiele się zmieniło. To, czego do tej pory tylko się domyślaliśmy, stało się faktem.
Czy ów lekarz powinien teraz sprawdzić, kto i dlaczego przeglądał jego dane medyczne?
Tak. Ma prawo dowiedzieć się, kto miał dostęp do jego wrażliwych danych. Podejrzewam, że w przypadku lekarza z Poznania wszystko zaczęło się od krytycznej wypowiedzi w sprawie niemożności wystawienia recept na leki przeciwbólowe po zmianach wprowadzonych do systemu e-recept przez Ministerstwo Zdrowia. Cały aparat inwigilacji został wówczas wdrożony. I to jest poważny problem.
Strach będzie teraz krytykować władzę?
Tak, ale to, co się stało, uderza przede wszystkim w podstawy wykonywania zawodu lekarza. Obawiam się, że będzie to miało wpływ na relację lekarz-pacjent, którą dzisiaj i tak bardzo trudno jest we właściwy sposób zbudować. Pacjent może obawiać się powierzyć lekarzowi informacje o swoich problemach zdrowotnych, w obawie przed ich publicznym ujawnieniem.
Od kiedy lekarze są zobowiązani do zachowania w tajemnicy wiedzy o stanie zdrowia pacjentów?
Tajemnica zawodowa jest fundamentalną zasadą etyczną, pielęgnowaną w zawodzie lekarza od czasów starożytnych, niemal w niezmienionej formie. W pierwszym historycznie zestawie powinności etycznych, czyli przysiędze Hipokratesa, jest odwołanie do tej zasadniczej kwestii:
„Jeżeli podczas leczenia lub kiedy nie będę się zajmował leczeniem, dostrzegę coś lub usłyszę, co dotyczy życia ludzi, a czego nigdy nie należy ujawniać na zewnątrz, przemilczę to, uważając, że nie może być wypowiedziane”,
czyli nie wolno dzielić się informacją o pacjencie, stanie jego zdrowia i wszelkich innych problemach z tym związanych. Tak brzmiała pierwotna forma.
Obowiązek zachowania tajemnicy pojawiał się w kolejnych zestawach przepisów etycznych. Dziś także odwołanie do tej wartości znajduje się w Przyrzeczeniu Lekarskim. Oprócz tego, jest szereg zapisów w Kodeksie Etyki Lekarskiej, obowiązującym każdego lekarza w Polsce. Siedem artykułów tego kodeksu odnosi się do tajemnicy lekarskiej.
PRZECZYTAJ TEŻ: Nocna i świąteczna pomoc lekarska w Klinice Psychiatrii Dorosłych w Gdańsku? Pacjenci oburzeni pomysłem dyrekcji UCK
W artykule 28 kodeksu jest jeszcze zapis, że lekarz powinien czuwać nad tym, by osoby asystujące lub pomagające mu w pracy przestrzegały tajemnicy zawodowej, że musi czuwać nad prawidłowym prowadzeniem dokumentacji lekarskiej oraz zabezpieczeniem przed jej ujawnieniem. Dlatego na początku powiedziałam o poczuciu bezsilności, bo zostały ujawnione dane z systemu elektronicznego, którego my, lekarze, nie jesteśmy w stanie osobiście zabezpieczyć.
I od żadnego lekarza nie dowiem się, jakie recepty wystawił panu Kowalskiemu czy pani Malinowskiej?
Nie. Natomiast są szczególne sytuacje, np. takie, w których pacjent może zagrażać sobie albo otoczeniu, kiedy określone organy mogą uzyskać dostęp do tej wiedzy. Również prokurator w określonych sytuacjach może zwolnić lekarza z obowiązku zachowania tajemnicy. Należy pamiętać, że właśnie zaufanie umożliwia zbudowanie bardzo bliskiej relacji między dwiema obcymi osobami. Spotykamy się w gabinecie i w bardzo krótkim czasie (który jest również w publicznej ochronie zdrowia regulowany systemowo) pacjent opisuje lekarzowi swoje najważniejsze problemy. Pacjent musi czuć się bezpiecznie. Musi założyć, że lekarz będzie chronił te dane, i że dokumentacja też będzie odpowiednio chroniona.
Nie tylko były minister Adam Niedzielski, który sam nie jest lekarzem, podał publicznie informację z zakresu tajemnicy lekarskiej. Media ujawniły też, że resort zdrowia wspólnie z ministrem edukacji i nauki stworzył listę wszystkich pracowników naukowych, doktorantów i studentów zaszczepionych i niezaszczepionych przeciw COVID-19. Zasady, o których pani mówiła, nie obowiązują urzędników państwowych?
To budzi narastający niepokój. Czego jeszcze w najbliższych dniach się dowiemy? Już poprzedni prezes Naczelnej Izby Lekarskiej dr Andrzej Matyja zwracał uwagę na to, że przy systemie powszechnej cyfryzacji pojawia się niebezpieczeństwo złamania podstawowej zasady, którą jest nie tylko tajemnica lekarska, ale też, patrząc szerzej, tajemnica informacji o pacjencie.
Gdzie są luki?
W momencie, w którym przyjmujemy pacjenta, mamy obowiązek wypełnienia dokumentacji elektronicznej. I teraz proszę zobaczyć, jaka jest sytuacja: pacjent powierza nam swoje wrażliwe dane, problemy, a my opisujemy to wszystko w elektronicznej dokumentacji w systemie. I choć musimy założyć, że te informacje będą chronione, to, niestety, dochodzą do nas niepokojące sygnały, że tak nie jest.
PRZECZYTAJ TEŻ: Spór o szczepionki. Burmistrz Chojnic zawiadamia prokuraturę i Izbę Lekarską
Jak dociera się do tych informacji?
Jeśli ktoś zna PESEL pacjenta i jest, np., pracownikiem szpitala, niekoniecznie lekarzem, może zalogować się do systemu szpitalnego i uzyskać wszelkie dane zdrowotne pacjenta, łącznie z wynikami jego badań. W trakcie pandemii, osoby pracujące w punktach szczepień, dysponując numerem PESEL osoby szczepiącej się, mogły mieć dostęp do jej danych, również wrażliwych. Skoro można dotrzeć do danych na poziomie placówki medycznej, to pewnie jest też możliwy dostęp do danych, np. z Internetowego Konta Pacjenta. Jak widać, problem jest zdecydowanie szerszy.
I chociaż sam pomysł cyfryzacji systemu opieki zdrowotnej w założeniu był dobry, to system zabezpieczeń, daleki od doskonałości, pozwalający na dostęp z różnych poziomów do tych samych danych, niesie za sobą poważne niebezpieczeństwo. A my, lekarze, pierwotnie pozyskujący wszystkie te informacje od pacjenta, nie mamy na to żadnego wpływu.
Zwierzyłam się lekarzowi w tajemnicy, a za kilka dni ktoś opowie o mojej „interesującej” chorobie, na przykład podczas imprezy albo na konferencji prasowej?
Cóż, jeżeli lekarz wpisał to do systemu, to – jak okazało się w ostatnim czasie – nie można tego wykluczyć. I to jest właśnie niebezpieczeństwo, które pojawiło się w naszej rzeczywistości.
A przecież relacja lekarz-pacjent musi być oparta na zaufaniu. Pacjent powinien być absolutnie szczery, bo jeśli nie powie o wszystkim, co go niepokoi, lekarz może postawić błędną diagnozę.
Czasami jesteśmy w posiadaniu informacji, których nie zna nawet najbliższa rodzina pacjenta. Słyszymy: „żona o tym nie wie, ale nie chcę, by się martwiła”. A w naszej dokumentacji te informacje, jeżeli są istotne z medycznego punktu widzenia, powinny się znaleźć. Powtórzę jeszcze raz, że pacjent w tej relacji musi czuć się bezpieczny.
Do czasu wystąpienia byłego ministra zdrowia na konferencji prasowej, głośno się o tym nie mówiło. Teraz słyszymy, że w przyszłym tygodniu prezesi 100 towarzystw lekarskich mają się spotkać, by omówić sytuację kryzysową.
Każda dyskusja będzie dobra, ale powinny wziąć w niej udział nie tylko organizacje medyczne. Najwyższy czas, by uświadomić problem organizacjom pacjenckim. Zresztą, każdy z nas jest, był lub będzie pacjentem, i całe społeczeństwo powinno zwrócić uwagę na odpowiednią ochronę naszych wrażliwych danych. Warto podjąć debatę, by wspólnie zastanowić się, co zrobić, żeby nie dochodziło do łamania już nie tyle tajemnicy lekarskiej, ale tajemnicy informacji o pacjencie.
Nic w tej sprawie nie zrobiono?
Jak już mówiłam, kwestia ta była przez środowisko lekarskie zgłaszana, bo, jak wielokrotnie mówili przedstawiciele naszego samorządu zawodowego, czujemy się współodpowiedzialni za system opieki zdrowotnej. Zgłaszane były także projekty jej uregulowania, ale z tego, co słyszałam, ze strony władz nie było woli podjęcia dyskusji.
No i teraz okazało się, że musimy obronić waszą wiedzę przed politykami?
Absolutnie tak. Tylko, jak to zrobić? Zaskakują mnie reakcje polityków na wystąpienie byłego ministra zdrowia. Jeden z nich powiedział ostatnio w programie telewizyjnym, że minister Niedzielski nie złamał prawa, bo nie podał nazw leków, wypisanych na recepcie przez wspomnianego lekarza. Powiedział „jedynie”, że były to leki psychotropowe.
Tym bardziej obecna sytuacja budzi duży niepokój. Uczymy studentów o przepisach obowiązujących lekarza, o zasadach postępowania. Na drugim roku studiów na Wydziale Lekarskim jest przedmiot „etyka lekarska”. Z tymi samymi studentami na piątym roku omawiamy kwestie związane z różnymi sprawami klinicznymi, wracając również do tajemnicy lekarskiej.
PRZECZYTAJ TEŻ: Sztuczna inteligencja wystawiła miliony recept!
Proszę też zauważyć, że tajemnica jest nie tylko powinnością etyczną. Ta powinność została wzmocniona w przepisach prawa stanowionego. W Ustawie o zawodach lekarza i lekarza dentysty jest przepis nakładający na lekarza obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z pacjentem, a uzyskanych w związku z wykonywaniem zawodu (art. 40). A w Ustawie o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta natomiast jest prawo pacjenta do tajemnicy informacji z nim związanych. Jeżeli pacjent ma takie prawo, to wszystkie osoby uczestniczące w procesie diagnostyczno-terapeutycznym mają obowiązek to prawo wypełnić. Dotyczy to nie tylko lekarzy, ale także pozostałego personelu: pielęgniarki/pielęgniarza, ratownika medycznego, aptekarza, diagnosty laboratoryjnego itd.
Zresztą, osoby wykonujące te zawody medyczne, które wymieniłam, mają obowiązek przestrzegania regulacji etycznych – kodeksów etyki zawodowej, w których także jest opisany obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej.
Nie trzeba więc objąć tym obowiązkiem również urzędników Ministerstwa Zdrowia, NFZ, zatrudnionych tam informatyków?
W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy. W maju ubiegłego roku odbył się w Warszawie I Kongres Humanizacji Medycyny. Brałam udział w panelu dotyczącym przepisów etycznych i prawnych. Padło pytanie, czy potrzebujemy nowych przepisów, by medycyna nie oddalała się od szczytnych idei humanizmu. Doszliśmy do jednego, oczywistego wniosku, który zawarła Pani w postawionym wyżej pytaniu. Obecnie w proces diagnostyczno-terapeutyczny pośrednio zaangażowane są, oprócz lekarza, inne osoby, od których bardzo wiele zależy. Proszę zobaczyć, jak dużo zależy od dyrektora szpitala. Mówimy o pracy placówki, o procedurach. A przecież dyrektor szpitala nie jest lekarzem, tylko przeważnie ekonomistą lub prawnikiem, czyli osobą, której nie obowiązują zasady etyki medycznej.
Urzędników Ministerstwa Zdrowia nie obowiązuje formalnie podstawowa zasada etyczna, do której odwołujemy się w Kodeksie Etyki Lekarskiej: „salus aegroti suprema lex esto”, czyli „dobro chorego jest najwyższym prawem”. Gdyby taka maksyma pojawiła się, np., w tekście ślubowania urzędników lub chociaż nad drzwiami Ministerstwa Zdrowia, może by to skłoniło do refleksji wchodzących do środka urzędników, decydujących o kształcie naszej opieki zdrowotnej…
Odwołanie w ostatni wtorek ministra Adama Niedzielskiego zamyka sprawę?
Premier Morawiecki, informując o odwołaniu ministra zdrowia, przywołał tę zasadę etyczną, o której wspomniałam – mówił o tym, że zmiany w systemie opieki zdrowotnej są wprowadzane… dla dobra pacjenta.
Dobrze byłoby, gdyby przed wprowadzaniem zmian w systemie opieki zdrowotnej, uwzględniano stanowisko lekarzy, którzy przecież na co dzień działają dla dobra pacjenta oraz pacjentów, których te zmiany najbardziej będą dotyczyły. Konieczne są szeroko zakrojone konsultacje, zaniechanie centralnego sterowania oraz przestrzeganie tych przepisów, które w opiece zdrowotnej zostały przyjęte. Przestrzeganie przez wszystkich, bez wyjątku.
Napisz komentarz
Komentarze