Lechia Gdańsk znów zmniejszyła swoje szanse na utrzymanie się w PKO Ekstraklasie.
Pierwsze minuty meczów Lechii Gdańsk można opisać właściwie w jednakowy sposób. Biało-zieloni starają się dłużej od rywala utrzymać przy piłce i próbują kreować sytuacje. Na próbach jednak się to wszystko kończy. I tak było w pierwszych fragmentach sobotniego (1.04.) meczu Lechii ze Śląskiem Wrocław. Potem, jak zwykle w Gdańsku, mecz się wyrównał, ale kibice nie oglądali fajerwerków na boisku. Dopiero w ostatnich 10 minutach pierwszej połowy piłkarze obu drużyn nieco rozgrzali zmarzniętych widzów. Efektowne strzały Kristersa Tobersa i Kevina Friesenbichlera z Lechii oraz Denisa Jastrzębskiego ze Śląska, wieńczące dobre akcje ofensywne, zostały równie efektownie obronione przez golkiperów, najpierw Śląska – Rafała Leszczyńskiego, a potem Lechii – Duszana Kuciaka.
Słowa uznania należą się kibicom, którzy nie zrezygnowali z oglądania tego meczu, bo widowiskiem trudno było to nazwać. Bramki jak nie padały, tak nie padały, ale obie drużyny nie potrafiły stworzyć na tyle klarownych sytuacji, by cieszyć się z gola. W końcówce meczu jego losy na korzyść wrocławian miał szansę przechylić Patryk Szwedzik, ale w sytuacji sam na sam lepszy okazał się bramkarz Lechii. Chwilę później dobrą okazję do zdobycia zwycięskiego gola miał Marco Terrazzino, ale bramkarz Śląska nie miał żadnych kłopotów z obroną tego uderzenia.
Lechia powinna to spotkanie wygrać, ale z gry na to nie zasłużyła. Remis jest przyzwoitym wynikiem, ale tylko dla Śląska. O gdańskiej drużynie można powiedzieć, że po raz kolejny straciła punkty, które powinny zostać w Gdańsku. Po tym meczu Lechia, niestety, znów zmniejszyła swoje szanse na utrzymanie się w PKO Ekstraklasie.
Napisz komentarz
Komentarze