Proces Mariusza L. w pierwszej instancji rozpoczął się pięć miesięcy temu. Mężczyzna usłyszał niemal 30 zarzutów dotyczących głównie internetowych komentarzy, w których m.in. nazywał osoby pochodzące z Ukrainy „kanaliami” oraz pisał: „Mieszkańcy Mariupola są wdzięczni i dziękują rosyjskim żołnierzom”, opatrując wpis emotikonem serca i dopiskiem: „oswobadzanie od nazistów”. Publikował również hasła: „Upaińcy, je…ć Banderę i Ukraińców. Wołyń 1943, ja nie zapomnę”[„Upainiec” to zbitka stworzona ze skrótu UPA i nazwy przedstawiciela narodowości – dop.red.]; „Przyjdzie i rozmnoży się milion Upaińców, nas zaludnią, a Rosji oddadzą swoje”. Zaś, nie wcześniej niż 9 kwietnia, miał opublikować wpis, w którym pochwalał rosyjską wojnę napastniczą w Ukrainie. Poza tym L. wkrótce po rosyjskim natarciu w 2022 roku, w biały dzień wdrapał się na maszty na rondzie Solidarności w Pucku i zerwał wiszące tam ukraińskie flagi. Choć obrona poddawała w wątpliwość czy dwukolorowe niebiesko-żółte sukno faktycznie stanowiło emblemat Ukrainy. Przekonywała również, że wypowiedzi mężczyzny stanowiły formę wypowiedzi na temat poglądów politycznych oskarżonego.
Szczegółowo na temat argumentów podnoszonych przez obie strony sporu pisaliśmy tutaj:
Czytaj: Proces za zerwane flagi z masztów w Pucku i hasła typu „je…ć Ukrainę”
Wbrew stanowisku oskarżenia, domagającego się dziewięć miesięcy bezwzględnego więzienia dla L. i obrony, wnoiskuj acej o uniewinnienie, Sąd Apelacyjny w Gdańsku, zdecydował się utrzymać karę I instancji. Chodzi o półtora roku wykonywania [nieodpłatnie] po 30 godzin prac społecznych miesięcznie. Dodatkowo za postępowanie w obu instancjach mężczyzna zapłacić powinien łącznie ok. 850 złotych.
– Obie apelacje są bezzasadne – zaznaczył na wstępie ustnego omówienia uzasadnienia orzeczenia sędzia Wojciech Andruszkiewicz, przewodniczący 3-osobowego składu orzekającego Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. - Flaga zabezpieczona jako dowód rzeczowy jest o barwach niebiesko-żółtych – przypomniał zwracając uwagę, że dowodem jest m.in. nagranie z monitoringu, na którym rozpoznać można emblemat państwowy Ukrainy zrywany i deptany przez Mariusza L. Zaznaczył, że flaga to „prostokąt o dwóch paskach: na górze niebieski, na dole żółty”, a rozpoznanie jej to fakt „notoryjny” (a więc: znany lub znany urzędowo), czego są w stanie dokonać nawet dzieci.
To jest tak naprawdę w tej sprawie najważniejsze: że sąd potwierdził, że jest to przekroczenie tych granic swobody wypowiedzi i przekroczenie, które zarazem wypełnia znamiona przestępstwa.
Dominik Pietrzak / Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Oliwa
Sędzia zwrócił uwagę, że oskarżony na Twitterze sam określał swój czyn jako wymierzony właśnie we flagi ukraińskie. Zaś dowodem na to, że państwowy symbol tego kraju pojawił się na masztach zgodnie z protokołem – w oparciu o zarządzenie władz były zeznania burmistrz Pucka, która w śledztwie, jako świadek potwierdziła, że odpowiada za decyzję w tej sprawie. Sąd wskazał, że przepisy polskiego prawa zahaczają o tzw. mowę nienawiści, a penalizacja pewnych zachowań bez wątpienia leży w kompetencji państwa, a w Polsce (w przeciwieństwie do np. USA czy Japonii) wolność słowa nie jest wartością bezgraniczną. – Ta wolność wypowiedzi powinna mieć swoje granice – zastrzegł sędzia Andruszkiewicz, który wymiar kary orzeczony w I instancji określił jako „słuszny”. – Kara wolnościowa związana z pracą na cele publiczne jest właściwa – powiedział, przypominając, że w razie braku realizacji wymogów wyroku, Mariuszowi L. grozi pozbawienie wolności.
O wyroku I instancji czytaj tu: Wyrok za zerwanie flag i hasła jak „Ukraino-zdychaj”
– Sąd uznał, że kara jest „w sam raz”. Ja oczywiście, jako obrońca uważam, że zarzuty, które podnosiliśmy są słuszne, aczkolwiek szanuję wyrok sądu. Dobrze się stało, że sąd nie zaostrzył tej kary – nie przychylił się do wniosku o to, aby zamienić tę karę na karę bezwzględną, czyli karę więzienia – komentował adwokat Jacek Wilk, obrońca Mariusza L. Po raz kolejny sygnalizował, że jego klient został już wcześniej ukarany za zerwanie i podeptanie flag - jako za zniszczenie mienia, a więc wykroczenie. – Generalnie nie jestem zadowolony z ostatecznego wyroku, ale też cieszę, że sąd nie zaostrzył go i nie poszedł w stronę jeszcze ostrzejszej kary – ocenił.
– Co do zasady ja osobiście, jako autor aktu oskarżenia w tej sprawie jestem jak najbardziej zadowolony z tego, że sąd podzielił dokonaną przeze mnie ocenę odnośnie tego, jak należy kwalifikować takie zachowania, które były akurat przedmiotem tego postępowania – nie ukrywał po ogłoszeniu orzeczenia prokurator Dominik Pietrzak z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa. – To jest tak naprawdę w tej sprawie najważniejsze: że sąd potwierdził, że jest to przekroczenie tych granic swobody wypowiedzi i przekroczenie, które zarazem wypełnia znamiona przestępstwa. Kwestia kary jest zawsze kwestią mocno ocenną. W ocenie prokuratury, ta kara powinna być surowsza, natomiast szanujemy w tym momencie rozstrzygnięcie sądu – dodał i dopytywany przyznał, że przekaz medialny, który dotrze do szerszej publiczności być może podziała odstraszająco. Przyznał jednak, że komentarze innych użytkowników internetu pojawiające się w związku ze sprawą Mariusza L., wskazywały raczej na „brak zrozumienia w społeczeństwie” dla działań prokuratury.
Sam oskarżony nie stawił się na żadnej z rozpraw, ani w pierwszej, ani w drugiej instancji, do czego miał prawo.
Napisz komentarz
Komentarze