Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Artur Dziambor: Nie ma takich pieniędzy, za które PiS może mnie kupić

Nie ja strzelałem do kolegów, tylko koledzy strzelali do mnie. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Zmienił się układ sił w Konfederacji, który postanowił wyeliminować część osób siedzących przy stole. Padło na mnie. Walczyłem tak długo, jak długo ta walka miała sens - mówi poseł Artur Dziambor w rozmowie z Ryszardą Wojciechowską w pierwszym odcinku cyklu wideo "Rozmowa niekontrolowana".
Artur Dziambor: Nie ma takich pieniędzy, za które PiS może mnie kupić

Autor: Robert Rozmus | Zawsze Pomorze

Wyrzucenie Artura Dziambora z Konfederacji było sensacją minionego weekendu. W poniedziałek, 13 lutego, z tej partii odeszli także Dobromir Sośnierz i Jakub Kulesza. Teraz, niczym trzej muszkieterowie, chcą rozwijać swoją partię Wolnościowcy.

W rozmowie z naszym portalem Artur Dziambor mówi m.in. o tym – dlaczego nie odszedł z Konfederacji honorowo tylko dał się wyrzucić, o tym czy przeszedłby do Prawa i Sprawiedliwości oraz o możliwej koalicji Konfederacji z PiS-em po wyborach.

CZYTAJ TEŻ: Artur Dziambor wyrzucony z Konfederacji!

Ale też rozmawiamy o tym, kto napisał wniosek o jego wyrzuceniu z partii. A wniosek, żeby było zabawnie, napisał Bartłomiej Pejo, który jest radnym PiS, a prywatnie zięciem Janusza Korwin-Mikke.

- To ma mniejsze znaczenie (czyim jest zięciem – dop. aut.). Większe ma to, że on w tym wniosku dwukrotnie użył wobec mnie sformułowania totalna opozycja, sugerując, że się do niej przymilam różnymi wypowiedziami. Na przykład takimi, że jestem w stanie zauważyć, iż poza mną są jeszcze inni posłowie, którzy głosują wolnorynkowo. Stwierdziłem fakt, a oni uznali, że to przymilanie się do opozycji. Ale przede wszystkim zostałem skarcony za powiedzenie, że prawybory w Konfederacji odbyły się – jak to określiłem – „na pełnym Putinie” – mówi Dziambor.

W naszej rozmowie Wolnościowiec stwierdza też wprost: - Mamy dowody na to, że te prawybory Konfederacji zostały sfałszowane. Podaliśmy je. Na przykład jedna z asystentek Dobromira Sośnierza zagłosowała w tych prawyborach aż cztery razy, chociaż regulamin tego wyraźnie zabrania. Ale nie dopilnowano takich wpadek. Skoro nie dopilnowano osoby znanej, czyli asystentki posła, to znaczy, że takie oszustwa mogły być na większą skalę. No i trzecia rzecz, którą mi zarzucono to słowa z wywiadu mówiące, że Rada Liderów zhańbiła się jako konserwatywna odwołując gwarancje „jedynek” dla posłów. I to miało miejsce w partii konserwatywnej, która uważa, że umów należy dotrzymywać - pacta sunt servanda. Odpowiedziałem im, że to piękne wygląda na kubkach i koszulkach, ale w rzeczywistości już się nie klei. To więc nie ja jestem szkodnikiem. Nie ja strzelałem do kolegów, tylko koledzy strzelali do mnie. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Zmienił się układ sił w Konfederacji, który postanowił wyeliminować część osób siedzących przy stole. Padło na mnie. Walczyłem tak długo, jak długo ta walka miała sens.

Nie ja jestem szkodnikiem. Nie ja strzelałem do kolegów, tylko koledzy strzelali do mnie. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Zmienił się układ sił w Konfederacji, który postanowił wyeliminować część osób siedzących przy stole. Padło na mnie. Walczyłem tak długo, jak długo ta walka miała sens.

Artur Dziambor

Na stwierdzenie, że polityka mimo całego swojego brudu wessała go, odparł ze śmiechem, że nie wessała, bo utył.

A potem poważnie o tym, że to jest najtrudniejsza kadencja w polskiej polityce od lat.

- Przecież obserwuję politykę od lat dwudziestu. Ale wcześniej stałem za płotem, krzycząc: – wpuśćcie mnie. Polityka to pasja, ulubione hobby. Wiem, jaki świat powinien być i jak chciałbym go zmieniać, gdybym miał taką możliwość. Zawsze mówiłem, że chciałbym mieć takie narzędzie jak ministerstwo edukacji i możliwość wprowadzania moich pomysłów, które mam jako nauczyciel z dwudziestoletnim stażem.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama