Oliwski kowal, czyli Leszek Supiński od 35 lat zajmuje się kowalstwem artystycznym, między innymi odnawia stare zabytkowe bramy i balustrady, których czas nie oszczędza. Ma w swoim dorobku również wiele bram w starym stylu – technologia sprzed 300 lat nie stanowi dla niego problemu.
Ten Orzeł Wolności, którego będą panowie wspólnie wykuwać 11 listopada. Skąd pomysł?
Narodził się jakiś czas temu w Kuźni Wodnej w Oliwie. Uznaliśmy, że będzie to dobry pomysł, by uczcić święto odzyskania przez Polskę niepodległości. Oczywiście, trudno wykonać ten projekt, nawet w kilka osób, jednego dnia. Zaczęliśmy w minionym roku, w tym roku będziemy kontynuować dzieło, ale czy skończymy? Z pewnością będzie wymagać jeszcze dodatkowych szlifów. Żeby wykuć taki obiekt od początku do końca, trzeba pracować nad nim przynajmniej tydzień, od rana do wieczora.
A jak już dzieło będzie skończone?
Powiesimy je w jakimś godnym miejscu, może u czoła tej starej oliwskiej bramy? Jest głębszy sens tego działania, przecież nie chodzi tu tylko o pokaz naszych umiejętności, o spektakularne widowisko. To raczej hołd złożony naszej pracy, temu czym się zajmujemy, kowalstwu, wyjątkowemu rzemiosłu, zanikającej tradycji. Żyjemy w czasach zmierzchu kowalstwa. Jest nas, kowali, coraz mniej, niewielu młodych decyduje się na ten zawód. Niektórzy może nawet skusiliby się, by obrać ten fach, ale gdy zobaczą, ile tu trzeba trudu, siły, mozołu, zwyczajnie znojnej pracy, rezygnują, wybierając łatwiejszą drogę.
Narodził się jakiś czas temu w Kuźni Wodnej w Oliwie. Uznaliśmy, że będzie to dobry pomysł, by uczcić święto odzyskania przez Polskę niepodległości (...) Powiesimy je w jakimś godnym miejscu, może u czoła tej starej oliwskiej bramy?
Leszek Supiński / kowal
A dlaczego pan się zdecydował?
Bo lubię zajmować się tym, czym nikt się nie zajmuje. Czymś, co dla większości społeczeństwa jest niedostępne. To jest prawdziwe piękno pracy, artyzm, mimo że to niezwykle wyczerpująca, fizyczna robota. Jednak uważam, że tak ciężka praca jest człowiekowi potrzebna. Wiedzą o tym choćby sportowcy, którzy wyciskają rekordy na siłowniach. My, kowale, nie jesteśmy może atletami, ale efekt jest identyczny.
Co ma kowal do roboty w Oliwie?
Ratuję sztukę, tradycję oliwskiej architektury. Nasze rzemiosło oparte jest na prostocie receptury, na poszanowaniu natury, jej prostych, podstawowych zasad, reguł, które ustawiają wszystko w odpowiednim porządku. Ogień wypala się tylko w jeden sposób, wszystko trzeba robić według dawnych, sprawdzonych prawideł. Na przykład przestrzegać wysokości temperatury. Dzisiejsze metody pracy, współczesna technologia opiera się – mimo wszystko - na tych dawnych zasadach, z nich wszystko bierze początek. I tego się trzymam. Kowal w Oliwie ma ogrom pracy, ileż tu starych płotów, bram, balustrad, szyldów, kwietników – trzeba o nie dbać. Nie wszystko można kupić. Na szczęście. Dzięki temu ten zawód z tradycjami jeszcze trwa. Ma sens.
Napisz komentarz
Komentarze