Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Elegia do Kwadratu. Niepozorny pawilon handlowo-usługowy odchodzi w rytmie rave, a wcześniej znacząco rozszerzył ofertę

Jednopiętrowy pawilon przy alei Hallera w gdańskim Wrzeszczu był galerią handlową w czasach, gdy w Polsce o dzisiejszych centrach tego typu nikomu się jeszcze nie śniło. Ostatnio stał się studiem nagraniowym, domem kultury i miejscem debaty nad redukcją szkód. Teraz z hukiem odchodzi w niebyt, choć najbliższa przyszłość rewelacyjnie położonej działki wciąż pozostaje zagadką.
Kwadrat przy al. Hallera 169 w Gdańsku

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

– Teraz to już wygląda jak skłot, co? – uśmiecha się pytająco spod siwiejących, sięgających prawie ramion, pofalowanych włosów pan Włodzimierz, który po 28 latach musi zamknąć tu lecznicę dla zwierząt.

Jak mówi, kilka lat temu osiągnął wiek emerytalny i nie zamierza otwierać już własnej działalności w innym miejscu („rynkowe ceny najmu to teraz z 6-8 tysięcy złotych za metr”). Nie narzeka na nowego właściciela, który planuje wyburzenie.

– Zachował się bardzo porządnie i nie zaskoczył decyzją o konieczności wyprowadzki – zaznacza. – Mam trochę propozycji od kolegów. Myślę, że jeszcze popracuję, ale nie będę się forsował. Tak 2-3 godziny dziennie.

Próbować

Skłoty – domy i budynki zasiedlane, by nie stały puste – mają tę cechę, że chcą przetrwać. Czasami stają się prężnymi centrami społeczności, polityki i kultury, jak te w Barcelonie, Salonikach, Poznaniu czy w Warszawie, a czasem pozostają, po prostu, domami wolnych ludzi. W Trójmieście, nie licząc pustostanów zajmowanych przez osoby bezdomne i lansiarskiego „W4 Food Squat” (skłot tylko z nazwy, gdzie w modnej, postindustrialnej przestrzeni serwują dość drogie żarcie), ostatni był chyba Trojan [nazwa nieoficjalna]. 10 lipca 2010 roku, po kilku miesiącach walki – bo życie na nielegalu, w kolektywie, często z odciętymi prądem i wodą, to jest walka – autonomiczną przestrzeń przy ul. Jana z Kolna 21 rozbiła policja. O ciągu kamienic przy placu Solidarności, wyburzonym pod wiadukt, który ostatecznie pobudowano pół kilometra dalej, pamięta już chyba tylko Google Maps, który pod tym adresem z satelity pokazuje trawnik, a na mapie – charakterystyczną, niezgrabną literę „jot”, w jaką układały się zabudowania.

 

 

*Litera była widoczna przez kilka miesięcy po publikacji tego materiału. W 2023 roku zniknęła ukryta pod kolejnymi warstwami mapy Google.

Przy Hallera 169 w Kwadracie [nazwa również nieoficjalna], najdłużej, bo prawie dwa lata, walczył Paweł.

– Zdarzyło się, że zimą woda zamarzła mi w kubku na stole. Kolejnej zimy i tak bym tu już nie przetrzymał – wspominał latem, gdy po kilkukrotnym odwlekaniu decyzji właściciela nieruchomości dowiedział się, że pożegnanie musi nastąpić właśnie teraz.

Na początku listopada dodaje, że pewnie... zostałby nawet jeszcze rok, gdyby nie wypowiedzenie umowy najmu. Bilans?

– Zauważyłem, że moje instrumenty potrzebują ogrzewanej przestrzeni. Zmęczenie widzę nawet po statywach – gdzieś wchodzi rdza, i warunki atmosferyczne nie pomagają. Widzę też, jak wpłynęło to na mnie. Od siedzenia na mrozie mam chyba więcej zmarszczek, ale wiem też, że to miejsce wiele mnie nauczyło. Jako Gluten Orkiestra nagraliśmy tutaj płytę „Free?” [dostępna do odsłuchu w Internecie], a składów, które współtworzyliśmy i z którymi próbowaliśmy, było ładnych parę. Główny powód dla założenia „Pawlacza” był taki, żeby mieć gdzie próbować, gdzie grać i nie musieć płacić wielkich pieniędzy za wynajmowanie próbowni. Zespoły rozpadały się, jak to zespoły, z różnych powodów, ale mam mnóstwo nagrań z dyktafonów i rekorderów, zarejestrowanych tutaj. Kwadrat był naprawdę ułożonym i stabilnym gruntem, z którego mogłem bezpiecznie wyjechać odpocząć w wakacje, a później wrócić. Dla mnie to nie był pierwszy budynek „na wylocie”: Francja, Niemcy, Czechy, Słowenia… – wymienia, dopytywany, i śmieje się: – W innym miejscu raz do pokoju dosłownie zajrzała mi łyżka koparki, bo budynek był w rozbiórce.

Twoja stara

Razem z innymi muzykami Paweł w narożnym „Pawlaczu”, na górze, nad nieczynnym „kompleksowym wyposażeniem w aparaturę oświetleniową nagłaśniającą” Disco Light i obok zamkniętych na głucho „Drzwi Antywłamaniowych”, „Stomatologa RTG” i „Apteki Crategus”, nieustannie próbował, a wszędzie było pełno bębnów, strun, piszczałek i statywów. Jeszcze latem, przy tradycyjnym indiańskim kakao, kolega gospodarza prowadził tu niewiarygodne prelekcje, wyjaśniające, kto jest jaguarem z czwartego, żółtego zamku oraz jak wyliczać właściwe połączenia z królikiem, wiatrem czy sępem.

Znaki zodiaku z horoskopu Majów brzmią jednak odrobinę bardziej bajkowo niż adres: Bajki 2 C, gdzie przeprowadzić musiał się „Eldom Plus”.

PRZECZYTAJ TEŻ: Rudy Kot czekał na chętnych, czyli kolejne święto ulicy Garncarskiej w Gdańsku

– Jesteśmy tu pierwszy raz – przyznaje na schodach Hallera 169 elegancko ubrana para koło czterdziestki.

Właśnie odbiła się od drzwi zamkniętego serwisu AGD, do niedawna położonego na galerii wewnętrznego dziedzińca. Ich robot sprzątający (samobieżny odkurzacz) ratunku szukać będzie w nowej siedzibie firmy, na drugim końcu miasta – przy ulicy Bajki na Przeróbce.

 

 

– To był taki mały Manhattan, kiedy jeszcze nie było galerii handlowych. Tam się ogólnie chodziło dorabiać klucze, do szewca, po jakieś części metalowe – wymienia niespełna 40-letnia Anna, która zaledwie 500 metrów dalej, przy ul. Klonowicza, przemieszkała prawie całe życie.

– Na dole serwis elektronarzędzi – ze dwa razy korzystałem, a na piętrze – serwis AGD, gdzie naprawiali takie rzeczy, jak młynki czy żelazka. Był też chyba zegarmistrz – dodaje prawie dwukrotnie starszy od niej pan Zenon z ul. Sobótki w Górnym Wrzeszczu i wylicza: – Pawilon musiał powstać jakoś pod koniec lat osiemdziesiątych, bo stał już, kiedy w 1994 roku spłonął stojący tuż obok supersam „Zodiak”.

Taksówkarz, który w nieczynnych już „Częściach Zamiennych” poszukać chciał czegoś do zaparkowanego przy wejściu niebieskiego forda z taksiarskim kogutem, „z mediami rozmawiać nie będzie”.

– Ja bym tu nakręciła hiphopowy teledysk. Tłukła szyby kopniakami i rzucała k...ami, a na to rzucała butelki z benzyną! – dziarsko odgraża się Agata, która przyszła popatrzeć i powdychać pachnące farbami z puszek dzieła artystów ulicy, które w ostatnich dniach października stopniowo pokrywają witryny na dziedzińcu. – Kiedyś we Wrzeszczu były trochę syf i knajpy. Później, przynajmniej latem, zajarać z ekipą albo wypić piwo w normalnej cenie dało się jeszcze na zarośniętych trybunach naszej Gedanii. Teraz wszędzie są tylko browary typu „rzemieślnicza IPA” za 15 zika najtaniej. Budują bogate osiedla: Garnizon, Browar, Zajezdnia, Poczta… Czasem dodają do tej nazwy jeszcze słowo „stara”. Twoja stara – konkluduje na moment ożywiająca się Agata, rozczesując potargane włosy, by odejść w cieniu drzew, rosnących na dziedzińcu.

Większe ma dobre 10 metrów i wygląda na sosnę zwyczajną. Skąpany w słońcu, jak młodszy brat, tuli się do tej sosny może 7-8-metrowy świerk.

Redukcja

„[...]budynek, w którym wspólnie działaliśmy, nie był dany nam raz na zawsze. «Kwadrat» przy ulicy Hallera 169 w swoich latach świetności służył wielu sklepom, znanym markom samochodowym, a w oczekiwaniu na serwis pralki czy innego AGD, można było dokonać serwisu zębów u stomatologa” 

brzmiała zapowiedź pożegnalnej potańcówki ze scenami z muzyką rave i psytrance, zorganizowanej przez dotychczasowych, nowych rezydentów, za kilkaset złotych wynajmujących nieogrzane i mocno zrujnowane, czasami ponad 100-metrowe lokale.

Na uczestników imprezy, oprócz zabawy, 29 października czekały ulotki informacyjne na temat legalnych i nielegalnych substancji psychoaktywnych (np. tytoń, kofeina, konopie czy fenetylaminy o dźwięcznych nazwach MDMA, 2C-B, DOM) oraz woda i... banany przygotowane przez Społeczną Inicjatywę Narkotykową [SIN], która na parterze, w lokalu obok nieczynnego sklepu z lakierami, przez prawie rok urządzała spotkania, pokazy filmów i dyskusje.

„Kupuję piegi tylko z zaufanego źródła. Redukcja szkód ratuje życie” – przypomina Pan Kleks z muralu obok drzwi punktu Drop In „Support, don’t punish” [„wspieraj, nie karz”], gdzie do końca października rezydowały SIN i Fundacja Polityki Społecznej Prekursor.

PRZECZYTAJ TEŻ: Uchodźcy z Ukrainy zimę spędzą w domkach letniskowych

– Partyworking [trudne do przetłumaczenia: pracowanie na imprezie/praca z imprezą/imprezowa praca] w wykonaniu SIN-u to profeska. Przekazują rzetelną wiedzę na temat działania substancji psychoaktywnych – dawkowania, pożądanych i niepożądanych efektów, konsekwencji. Takie rzeczy dobrze jest wiedzieć. To nie jest nakłanianie do używania, ale dbanie o czyjś dobrostan. Wiele osób używa narkotyków na imprezach i trzeba to, po prostu, uznać za fakt. Skoro tak jest, najsensowniejszą rzeczą, jaką można zrobić, to zadbać, by robili to możliwie najbezpieczniej. Mówić o zagrożeniach, które mogą wiązać się z używaniem, ale też nie zaprzeczać, że są z tego korzyści. Gdyby narkotyki były takie złe, to ludzie by ich nie brali. SIN-owcy dbają o to, żebyś mógł gdzieś odpocząć, jeśli tego potrzebujesz, miał co pić, mógł coś zjeść, jak ci spadnie poziom cukru i poczujesz się źle – zasypuje słowami, pytana o te banany, Magda Bartnik, współtwórczyni Drop-inu i prezeska Prekursora.

I dodaje: – Jak człowiek idzie na dobrą imprezę, potrafi tańczyć godzinami. Są ludzie, którzy dbają o twoje bezpieczeństwo. Niektóre kluby nie chcą u siebie takich działań, na Kwadracie byliśmy u siebie. Partyworking jako edukacja i profilaktyka wpisuje się w ideę redukcji szkód. Zakłada ona, że wizja świata bez narkotyków jest utopią. Ludzie od zawsze ich używali, używają i będą używać, bo należy to do ludzkiej kondycji. Skoro tak jest, należy dołożyć wszelkich starań, aby ograniczać ryzyka i szkody z tym związane – zdrowotne, społeczne. To się też totalnie opłaca.

Przed wspomnianymi zagrożeniami, choć innego typu, chroniły także „Zamki Gerda”, które przez 33 lata na parterze sprzedawał pan Dariusz.

– W sezonie, tu, pod schodami, razem sadziliśmy pomidory. Zmarł rok temu. Umierał razem z budynkiem, ale odszedł trochę wcześniej. Półtora roku spędziłam w tej pracowni – wspaniały, twórczy czas... no i ten balkon! – mówi sopocka artystka Maria Ciapalska, gdy siedzimy na podłodze, znów pustej, pracowni.

PRZECZYTAJ TEŻ: W miejscu fabryki „Bałtyk” w Gdańsku powstanie wielofunkcyjna inwestycja. Deweloper wykupił grunt

Niemal dokładnie rok wcześniej, w ramach festiwalu Narracje, przygotowała tam wystawę pod hasłem „kongres futurologiczny”.

– Stworzyliśmy wtedy taką nieformalną inicjatywę „stowarzyszenie wokół Kwadratu”, żeby pokazać mieszkańcom, czym się tu zajmujemy. Rzeźby, obrazy, koncert i występy dj-ów... W tej dzielnicy nie ma ośrodka kultury, a takie miejsca są potrzebne, bo artyści nie mają gdzie tworzyć. Nawet jeśli dostają miejsca na pracownie, to często w klitkach i po piwnicach, a sztuka potrzebuje swobody – zaznacza sopocianka, która 15 października urządziła tu wernisaż swoich ceramicznych rzeźb, zatytułowany „Finisaż” – ostatnia okazja do zaprezentowania prac przed przymusową wyprowadzką z Hallera.

Poziomki i realizacja

Na stoczni była kiedyś Kolonia Artystów. Później przy ul. Bażyńskiego w Oliwie kulturą kipiała dawna siedziba spółdzielni inwalidów, zastępowana właśnie przez apartamentowiec. Rzeczy wciąż dzieją się w podziemiach gdyńskiej Hali Targowej czy w sopockim Warsztacie. Jednak nieliczne nowe miejsca pojawiają się i odchodzą w zastraszającym tempie.

– Nie przeglądam ogłoszeń, ale jeśli zauważę ciekawą przestrzeń, to na pewno się nią zainteresuję – deklaruje Paweł.

Swojego miejsca szukają też inni artyści, działacze oraz mali przedsiębiorcy. Kolejne mieszkania i inwestycje są potrzebne. Tylko, że miasto musi też jakoś oddychać. To przecież chyba również jest jakaś forma redukcji szkód.

– Tu, na balkonie, rośnie trzecie pokolenie bobu z Hallera – uśmiecha się Maria. – Były też słoneczniki, tykwa, cebule, groszki i poziomki.

Co dalej z Kwadratem przy al. Hallera 169?

– W planach mamy wybudowanie na tym terenie budynku mieszkalnego z usługami na parterze, garażem podziemnym, parkingiem naziemnym oraz obsługą komunikacyjną. Ze względu na sytuację rynkową, nie wiemy, kiedy dokładnie rozpoczniemy realizację projektu – zaznacza Anna Maj, kierownik działu marketingu firmy Allcon, właściciela Hallera 169, do którego wysłaliśmy listę pytań, m.in. o planowany termin wyburzenia Kwadratu czy inne inicjatywy społeczne, które zdecydował się gościć w swoich nieruchomościach.

Jak usłyszeliśmy, gdy tylko będzie taka możliwość, deweloper z chęcią opowie nam o swoich planach i pokaże wizualizacje projektów.

 

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama