Potrafił pięknie opowiadać, nie tylko o sztuce. O swoim mistrzu Juliuszu Studnickim mówił tak:
„Każdy malarz ma kogoś, kto dla niego jest najważniejszy. Dla mnie to był Studnicki, pokochałem go. Student powinien kochać swojego profesora. Wciąż słyszę, jak mówi: „Włodziu, pamiętaj, kolor jest ważny!”. Gdy mówił o kolorze, to aż ślinka ciekła... Miewałem, oczywiście, swoich ulubionych malarzy, każdy z nich to był w moim życiu osobny czas. Najpierw Modigliani. A później Bonnard. Będąc w Holandii, godzinami mogłem stać przed obrazami Bonnarda. Na jednym z nich aż kapie od kolorów, tylko na dole – ciemniejszy fragment. Dłonią zasłoniłem ów, żeby zobaczyć, jak wyglądałby bez tej czerni. A potem jeszcze raz – z czernią. Tak sobie kombinowałem. Przyglądało mi się dwóch Niemców, w końcu jeden z nich rzekł, wskazując na mnie: – Ten facet to musi być malarz”.
O Paryżu
„Pierwszy raz byłem w Paryżu jako student, aktor studenckiego teatru rąk Co To. Cholerne przeżycie! Pierwszą noc spaliśmy pod mostem. Jak paryscy kloszardzi. Oczywiście, poszliśmy na Montmartre, gdzie tworzą malarze. Tam są wysokie schody. Na nich usiedliśmy. To było potem już nasze miejsce. Ilekroć bywałem później w Paryżu, tam zasiadałem. Czy ja wtedy marzyłem, by wrócić tam jako artysta? Nie, po prostu wiedziałem, że mam swoje miejsce w Paryżu. Na schodach”.
O malowaniu
„Staję przed płótnem Cezanne’a, i myślę: Na czym to polega, że takie świetne? A to, po prostu, zwyczajnie namalowane. Trzeba malować, nie oglądając się na nic, na żadne mody”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Najlepsze dyplomy ASP na wystawie w Zbrojowni Sztuki
O fakturze
„Fascynuje mnie, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy to zacząłem tracić wzrok. Teraz, oglądając obrazy, szukam ich w pamięci. Na wystawie dzieł Juliusza Studnickiego w Sopocie był obraz, na którym widniał siedzący Gogol. Piękny! Dobrze go zapamiętałem sprzed lat. Wszedłem do muzealnej salki, gdzie zajmował całą ścianę. Stała przy tym płótnie jakaś pani. – Tu muszą być gdzieś bratki – mówię, przyglądając się dziełu. – Pan nie widzi? – ona pyta. – Nie widzę, ale znam ten obraz – odparłem. Ona pokazuje: – Tu są. Pytam dalej: – A pies, czarny taki, jest? Ona zadziwiona: – To pan jednak widzi! Odpowiedziałem jej: – Ja nie widzę, ja wiem. Studnicki to był wielki malarz...”.
O farbach
„Teraz, gdy widzę jak przez mgłę, muszę dotknąć faktury, by zbadać, jak leży farba... Oczywiście, nie mieszam już kolorów. Czasem do farby dodaję cukru. Żeby łatwiej było wyczuć pod palcami kompozycję. Próbowałem też z kaszą. Gryczaną. (śmiech) Niestety, zmieszana z farbą, pęczniała. W minionym roku zacząłem nowy cykl dziesięciu obrazów. Na nich tylko biel”.
O Osieckiej
„Agnieszka miała w sobie jakiś dar. Wszystko, co skomplikowane, umiała uprościć. Ale z sensem. Ona zwyczajnie była. Mówiła zawsze o rzeczach miłych, ale tak na poważnie. Umiała wzbudzać emocje i zachęcać do robienia rzeczy pięknych. Była tym światełkiem, na które czekały ręce”.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zajrzyj do pracowni, czyli Dni Otwarte w ASP
O górze
„Każdy malarz ma swoją górę. Każdy człowiek! Po tej górze pewnie mnie rozpoznają jako artystę. Nawet ja sam nie rozpoznałbym własnego obrazu, gdyby nie było na nim góry. Tak się stało, gdy kiedyś wybraliśmy się do Muzeum Narodowego w Oliwie. Przyglądam się płótnom, jedno podoba mi się szczególnie, te ugry, te brązy... Ciekaw byłem autora. Zerkam na podpis: ... Włodzimierz Łajming! Nie rozpoznałem własnego dzieła, wyobraża Pani sobie! Ta moja góra... Ona jest w Chmielnie. Kiedyś sfilmowałem ją. O różnej porze dnia. I w różnych porach roku. Pokazałem ten film niemieckim studentom. Zachwycali się, skwitowali: – To jest wieczność! Pozostanę wierny mojemu malarstwu, mojej górze, którą trzeba pędzlem precyzyjnie na płótnie wyprowadzić. Każdy malarz ma swoją górę”.
O szarości
„Jest pewna opowieść o Cezannie. Malował zawsze w określonym świetle szarego powietrza. Któregoś dnia samotnie siedzi w kościele, modli się, bo był bardzo bogobojny. Nagle do środka wpada jego syn. Woła: – Papo, szare powietrze! I Cezanne wychodzi ze świątyni i zabiera się do pracy. To mi się podoba! On też miał swoją górę”.
O słońcu, które zachodzi
„Czasem wydaje mi się, że wiem, dlaczego straciłem wzrok. Kiedyś bardzo lubiłem, będąc na wsi, wpatrywać się prosto w zachodzące słońce. Obserwować moment, gdy z hukiem uderzało o horyzont. Wtedy zawsze chciało mi się płakać”.
Włodzimierz Łajming (1933-2022)
Studia w gdańskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (Akademia Sztuk Pięknych) na Wydziale Malarstwa. Od 1962 r. pracownik macierzystej uczelni. W roku 1974 został hospitantem Królewskiej Akademii Sztuki w Kopenhadze. W latach 1975-1981 prodziekan Wydziału Malarstwa, Rzeźby i Grafiki, 1981-1984 – dziekan tego wydziału, 1984-1986 – prorektor. W okresie 1988-1991 był kierownikiem Katedry Malarstwa i Rysunku.
W czasach studenckich współtwórca legendarnego teatru rąk Co To.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zapałki dla Ukrainy. Dochód z licytacji prac ASP wesprze Ukrainę
W pracach posługiwał się językiem malarskiej abstrakcji. Często powtarzającymi się symbolami w malarstwie Łajminga są motyw zamykającej horyzont góry, jak również uchylone bramy, drzwi i wrota. Wielokrotnie nagradzany. Miał ponad 20 wystaw indywidualnych, uczestniczył w ponad 50 zbiorowych, tak w kraju, jak i za granicą.
Napisz komentarz
Komentarze