Z kolei Tadeuszowi Gwiazdowskiemu grającemu w „Hamlecie” Poloniusza zdarzyło się na scenie zasnąć. Odtwórca tytułowej roli Edmund Fetting zdenerwował się: - Kto tu chrapie?! Gwiazdowski zerwał się na równe nogi: - No właśnie, kto tu chrapie?! - spytał zdziwiony. Wspominano, że przysypiał nawet w akcji! Najważniejsze jednak przecież, że zawsze na czas się budził! Aktor znakomity. W Teatrze Wybrzeże blisko trzydzieści lat. Ale ponoć był też, ciekawostka, jednym z pierwszych posiadaczy ...magla elektrycznego w Gdyni. Tak dorabiał sobie do aktorskiej pensji.
Gdański „Hamlet” z 1960 roku, ten spektakl wspominamy. Reżyseruje Andrzej Wajda. Ma 34 lata. Bardzo się w tę robotę zaangażował. Nie wiadomo, coś jadł, pił, czy chodził z aktorami na wódkę? Czy w ogóle sypiał? Ten spektakl nim zawładnął. Wszystko robił sam. Także kostiumy. Ponoć walczył w nim scenograf z reżyserem. Scenografia Wajdy nie wszystkim przypadła do gustu. Pisano: „Aktorzy wycierają głowami sufity na krużgankach i piętrach; wyglądają jak wielkoludy w krainie liliputów”. Ale recenzenci czepiali się... Nawet Bogumiła Kobieli, który przychodzi na premierę w szarawej koszuli, brudnawym swetrze i skórzanej kurtce…
Spektakl miał wieńczyć sezon, aż tu nagle… - Którejś nocy budzi mnie telefon – wspominała po latach Krystyna Łubieńska (Ofelia). - Dzwoni panienka z centrali telefonicznej. Krzyczy przerażona: - „Proszę pani, teatr się pali!". Pożar na gdyńskiej scenie Wybrzeża strawił wszystkie kostiumy i dekoracje. Nawet Hamletowski żabot Fettinga. I znów stara anegdotka, którą opowiadała Krystyna Lubieńska: - Kiedyś aktor Tadzio Gwiazdowski dopadł mnie w kulisach i mówi: Jak zgodzisz się pocałować Fettinga, to dostaniesz czekoladę... - Ja i bez czekolady mogę go pocałować! - zdziwiłam się. Fetting zawsze mi się podobał. Był przystojny i delikatny. Pamiętam, jak cały zespół ruszył za mną, by zobaczyć, jak rzucam się Fettingowi na szyję. A on stał w kulisach w białej koszulce Hamleta. Podbiegłam... Gwałtownie mnie powstrzymał: "Uważaj! Pognieciesz! Pognieciesz mi żabot!".
Ale czekoladę dostała!
Trzy lata później w Wybrzeżu wystawili szekspirowski „Wieczór Trzech Króli”, jak pisano, „komedia niewłaściwie obsadzona stała się raczej płaską farsą ogrywaną przez błaznów. W scenach wesołej hulanki aktorzy taczali się po podłodze krzycząc i wyjąc, a rozśmieszały widownię kopniaki i tym podobne efekty”. A przecież dobry kopniak może nawet uratować spektakl. Wystarczy przypomnieć słynną anegdotę, jak to aktor, który miał - w roli - zasztyletować partnera, a zapomniał wziąć na scenę sztylet, by ratować sytuację uśmiercił kolegę ...kopniakiem, tłumacząc oniemiałej widowni: „Ten but był zatruty!".
Napisz komentarz
Komentarze