Czy po 23 latach od momentu przystąpienia Polski do Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego zaczęliśmy wreszcie doceniać nasze członkostwo w NATO?
Są tacy, ja do nich należę, którzy doceniali to od pierwszej chwili, kiedy się w NATO znaleźliśmy. Czyli od 1999 roku.Był to dla mnie kamień milowy, nasza ucieczka ze Wschodu w kierunku Zachodu. Na kolejnych etapach liczba tych, którzy to doceniali, rosła. Dziś na pewno wielu Polaków czuje się bezpieczniej. Choć nie ukrywam, że są i tacy, którzy twierdzą, że członkostwo w NATO nic nam nie da i nadal w pozytywne skutki tego członkostwa nie wierzą. Jednak niewielu jest Polaków uważających dziś, że lepiej by było, gdybyśmy w NATO nie byli. Są to ekstremalne przypadki.
Zwłaszcza, że tuż za granicami Polski toczy się wojna, która wygląda, jakby miała przeciekać i do nas...
Nie mam wrażenia, by doszło do przeciekania w sensie działań militarnych. Oczywiście, pojawiły się już skutki wojny w postaci ogromnej liczby uchodźców i będą się one, niestety, nasilały, bo to, co dzieje się w Ukrainie, będzie ewoluowało w kierunku wojny długotrwałej. Bez wyraźnego zwycięstwa rosyjskiego. Będzie to największe wyzwanie, przed jakim stanęło państwo polskie w swojej historii, a przynajmniej po II wojnie światowej.
Czy wojna w Ukrainie sprawiła, że staliśmy się ważniejsi dla państw Sojuszu Północnoatlantyckiego?
Na pewno przyciągamy więcej uwagi. Nie przypominam sobie żadnego okresu w dziejach relacji polsko-amerykańskich, by w tak krótkim czasie przybyli tu najważniejsi, poza prezydentem Bidenem, urzędnicy amerykańscy. Gościliśmy szefa Pentagonu, sekretarza stanu, panią wiceprezydent. To pokazuje skalę zainteresowania Polską, przynajmniej ze strony Amerykanów. Także częstotliwość kontaktów z poszczególnymi państwami Unii jest generalnie większa. W tym sensie jesteśmy ważniejsi. Jednak ja bym akurat z tego powodu szczególnej radości nie odczuwał, bo pojawia się pytanie - na ile te kontakty pozwolą rozwiązać nam dylemat, o którym przed chwilą mówiłem. Na razie niewielu ludzi zdaje sobie sprawę o skali problemu, przed którym staniemy za kilka tygodni lub miesięcy, kiedy minie ta pierwsza euforia. Jako Polacy słyniemy ze słomianego zapału i dlatego tak ważne jest, by struktury państwa przejmowały ten trud z rąk wolontariuszy. Na podstawie entuzjazmu nie da się zorganizować pomocy dla milionów ludzi.
Nie przypominam sobie żadnego okresu w dziejach relacji polsko-amerykańskich, by w tak krótkim czasie przybyli tu najważniejsi, poza prezydentem Bidenem, urzędnicy amerykańscy. Gościliśmy szefa Pentagonu, sekretarza stanu, panią wiceprezydent. To pokazuje skalę zainteresowania Polską, przynajmniej ze strony Amerykanów. Także częstotliwość kontaktów z poszczególnymi państwami Unii jest generalnie większa. W tym sensie jesteśmy ważniejsi.
Antoni Dudek / politolog, historyk i publicysta
Jest szansa, by Polska stała się krajem bardzo dobrze uzbrojonym, w którym już na stałe będą stacjonować duże siły państw sprzymierzonych?
Podejrzewam, że tak. Skoro Polska chce zwiększyć wydatki na obronę do 3 procent PKB, broni będzie u nas więcej. Trzeba również pamiętać, że nasz sąsiad - Republika Federalna Niemiec, kraj, który się przez ostatnie kilkadziesiąt lat rozbrajał, zbuduje w najbliższych latach armię kilkakrotnie większą od tej, która mamy w Polsce. Trzeba zdawać sobie sprawę, że będzie to miało różnorakie konsekwencje. Generalnie Europa będzie się dozbrajać. Nie powiem, by napawało mnie to szczególną radością, ale nie mamy wyjścia. Po tym, co zrobił Putin, taki proces jest nieuchronny.
Nic w tym optymistycznego...
Powiem pani, co jest optymistyczne. Problemem Polski za te trzydzieści lat byłaby katastrofa demograficzna. Jeśli uda się Polakom ułożyć dobre relacje z milionami Ukraińców, którzy będą z nami mieszkać na długo, a być może na stałe, problem ten się rozwiąże. Jest to jednak jeszcze trudniejsze zadanie, niż obecne, polegające na równomiernej relokacji uchodźców. Oraz na relokacji do innych krajów Unii, która powinna nam pomóc. Bo te kilka milionów ludzi, którzy pojawią się w Polsce to przez pryzmat całej Unii Europejskiej nie jest wcale dużo. Napływające na Zachód fale uchodźców dla Ukrainy, która stanie się krajem nie tylko zniszczonym, ale i wyludnionym, są problemem. Jednak dla nas, co zabrzmi brutalnie, już nie. Pod warunkiem, że potrafimy skorzystać z szansy. Czas pokaże.
Napisz komentarz
Komentarze