Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nie żyje Ryszard Poznakowski, twórca przeboju „Trzynastego”

W wieku 78 lat w sobotę, 30 listopada zmarł Ryszard Poznakowski, były członek zespołów Czerwono-Czarni i Trubadurzy, a także… pierwszy fagocista Filharmonii i Opery Bałtyckiej w Gdańsku.
Ryszard Poznakowski
Ryszard Poznakowski na festiwalu opolskim, 1972

Autor: Marek Karewicz | ze zbiorów Korzeni Rocka Muzeum Muzyki

Wśród kilku miejscowości, z którymi był związany: Grudziądz (tu się urodził), Koszalin (tam kończył szkołę muzyczną I stopnia), Łódź (rodzinne miasto Trubadurów), Warszawa (oczywiście), Magnuszew Duży (tu mieszkał w ostatnich latach życia i był sołtysem przez dwie kadencje), niepoślednie miejsce w jego biografii zajmował Gdańsk. Tu ukończył liceum muzyczne w klasie fagotu i rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Przy okazji związał się z tutejszą prężna scena bigbitową. Zakolegował się m.in. z Czesławem Niemenem.

Występował w klubie Stoczni Gdańskiej „Ster” we Wrzeszczu wraz z zespołem Tony, pamiętnym głównie z tego powodu, że debiutowała w nim Halina Frąckowiak. Obok mieszkał impresario zespołu Czerwono-Czarni, który bywał w tym klubie. I to on, za namową Kasi Sobczyk, z którą Poznakowski znał się jeszcze z Koszalina, zaproponował mu angaż w roli „kapelmistrza”, czyli kierownika muzycznego. 

Z Katlewiczem czy Jaggerem?

Wybór muzyki rozrywkowej nie był wcale dla Poznakowskiego taki oczywisty, bowiem przed młodym muzykiem otwierała się też kariera symfoniczna. Wybitny dyrygent Jerzy Katlewicz przyjął go bowiem do Filharmonii i Opery Bałtyckiej w charakterze pierwszego fagocisty.

– Od razu wrzucili mnie na głęboką wodę i stwierdziłem, że większej kariery w zawodzie instrumentalisty klasycznego już nie mogę zrobić. Jeżeli zacząłem od pierwszego fagotu, to już na tym stolcu – że tak powiem – muszę dotrwać do emerytury. Jak się ma dwadzieścia parę lat, to człowieka ciągnie w nieznane – mówił mi kiedy rozmawialiśmy w styczniu 2021 z okazji jego 75. urodzin.

Został więc czerwono-czarnym. Dwie pierwsze piosenki, które napisał dla tej grupy: „Trzynastego” i „Mały Książę”, od razu trafiły do kanonu polskiej muzyki rozrywkowej. Ma też na swoim koncie występ w roli supportu przed pamiętnym koncertem the Rolling Stones w warszawskiej Sali Kongresowej 13 kwietnia 1967 roku.

Wiąże się z tym słynna anegdota. Muzyk The Rolling Stones Brian Jones na próbie spalił transformator w swoich organach elektrycznych. Poznakowski z niedawnego tournée po Stanach Zjednoczonych przywiózł sobie podobne organy. Manager Stonesów poprosił o ich odpłatne wypożyczenie. Poznakowski powiedział, że gotówki nie chce, ale pożyczy instrument, jeżeli Mick Jagger go osobiście o to poprosi. Ponieważ polski muzyk nie znał angielskiego, rozmowa nie była długa. Jagger powiedział: „Please”, a Poznakowski na to: „Yes”, i interes został ubity.

Bracia syjamscy, nierówno odcięci

Kolejny artystyczny przystanek na artystycznej drodze Poznakowskiego to zespół Trubadurzy, gdzie występował razem z Krzysztofem Krawczykiem.

– Jeśli chodzi o mnie i Krzyśka to relacje artystyczne między nami układały się wzorowo i niepowtarzalnie. Krawczyk mówił, że my jesteśmy tak, jak bracia syjamscy, tylko nas nierówno odcięli, ponieważ jemu Pan Bóg dał talent do śpiewania, a mnie talent do tego, żeby on wiedział, co ma zaśpiewać – wspominał.

Trubadurzy zdobyli popularność dzięki chwytliwym melodiom odwołującym się do polskiego folkloru oraz teatralnym, barwnym strojom, które zaprojektował im słynny rysownik Szymon Kobyliński. Ale mieli też w dorobku kilka poważniejszych dokonań, jak muzyka do filmów Andrzeja Wajdy „Wszystko na sprzedaż” i „Polowanie na muchy”. W tym ostatnim wystąpili zresztą na ekranie, jako formacja Bliscy Płaczu przygrywająca na imprezie warszawskiej elity w Nieporęcie.

Poznakowski kilkakrotnie odchodził i wracał do Trubadurów. Jedno z rozstań miało podłoże polityczne, kiedy zespół poparł Samoobronę.

– Czas leczy rany, w związku z czym moje stosunki z kolegami z zespołu są więcej niż poprawne – przyznawał w naszej rozmowie cztery lata temu.

Wspominał też rolę bigbitu w rewolucji kulturowej, jaka miała miejsce przed sześcioma dekadami. 

– Na początku lat 60. młodzież nie różniła się od ludzi dorosłych ani ubiorem, ani stylem, ani niczym innym. W radiu królował muzyczny sentymentalizm i dopiero my, to pokolenie muzyków z lat 60., złamaliśmy wszystkie reguły. A jednocześnie byliśmy pokoleniem, które nie musiało niczego niszczyć, bo trafiliśmy na niezagospodarowane terytorium. Myśmy nikomu nie przeszkadzali. Budowaliśmy swoją młodzieżową estetykę. To było widać w dźwiękach, w zachowaniu, w sposobie ubierania się. Ta przaśna rzeczywistość lat 60. w Polsce stanowiła pokusę do spróbowania troszkę bardziej kolorowego życia i pokazywania, że można żyć inaczej. Oczywiście wzorce, może nieudolnie, czerpaliśmy z Zachodu.

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama