Czy ma pan plan na swoje miasto?
Nie śmiałbym tego robić, nie czuję się osobą, która wie wszystko najlepiej. Warto jednak zadać takie pytanie mieszkańcom, zainteresować ich tą dyskusją. Wiem, że w Gdyni, mimo wszystko, dobrze się mieszka. Na pewno w przestrzennym znaczeniu Gdynia ma swój charakter. Szereg dzielnic, od Orłowa, przez Śródmieście, po Oksywie, ma wręcz bezpośredni dostęp do morza.Jesteśmy położeni wśród wzgórz morenowych, a lasy zajmują mniej więcej połowę powierzchni miasta. To są nasze główne atuty, które należy wykorzystywać.
Co się opłaca Gdyni?
Musimy dbać o jakość przestrzeni i jakość usług publicznych, społecznych, infrastruktury społecznej. Czyli o dostępność do szkół, przedszkoli, przychodni, usług kultury. To powinno się nam opłacać. Wszystko to jednak trzeba mądrze zaplanować. Planowanie jest jednym z najważniejszych filarów w zarządzaniu miastem. Od niego później zależy jak funkcjonuje komunikacja publiczna, rozmieszczenie szkół, przedszkoli i żłobków. Musimy też zadbać o to, aby Gdynia obecnie się tak nie wyludniała. Kiedyś żyło tu 255 tys. osób, dziś około 240 tysięcy. Może postawić na rozwój szkolnictwa wyższego, które przyciągnęłoby do Gdyni ludzi młodych, a później chętnych do zamieszkania? To oczywiście tylko jedna z propozycji, która przychodzi mi do głowy.
Skąd ten exodus?
Powodów jest wiele. Na pewno dziś łatwiej i taniej jest zamieszkać w ościennych, mniejszych miejscowościach - Kosakowie, Rumi, Redzie czy np. Koleczkowie. Ponadto w ostatnich latach Gdynia znalazła się w trudnej sytuacji. Jeszcze w ubiegłym stuleciu w mieście funkcjonowały duże zakłady. Mieliśmy PLO, Dalmor, stocznię im. Komuny Paryskiej. Aktywny był udział wojska. Byli marynarze, a co za tym idzie - w sklepach zagraniczne towary. Mówiono, że jesteśmy oknem na świat. I na tym jeszcze bazowaliśmy w latach 90-tych. Pamięta pani słynne powiedzenie "wolne miasto Gdańsk i szybkie miasto Gdynia"? To wszystko nagle zniknęło. Gdynia nie zauważyła, że miasta wokół, w Polsce zaczynają się rozwijać, zaczynają gonić ten Zachód. My gdzieś się zatrzymaliśmy. Myślę, że bardzo duży wpływ miała na to polityka poprzednich włodarzy. Dziś musimy znaleźć tak naprawdę od nowa pomysł na nasze miasto.
Do tego potrzebne jest porozumienie z samymi mieszkańcami, Ostatnio pojawiły się kontrowersje wokół planu miejscowego dla części Wzgórza św. Maksymiliana i Redłowa. Padł zarzut, że planiści i urzędnicy zadecydowali za ludzi.
Miasto procedurę sporządzania planu dla Wzgórza rozpoczęło w 2017 roku. To bardzo duża, różnorodna dzielnica, problemów jest na pewno bez liku. Po siedmiu latach procedowania Biuro Planowania udostępniło projekt planu do publicznego wglądu.W okresie przedwakacyjnym i wakacyjnym, kiedy ludzie wybierają się na urlopy, zorganizowano dyskusję publiczną online. Zrobiono to w sposób bardzo zamknięty i niedostępny, jakby chciano, aby szybko poprowadzić procedurę i przejść do uchwalenia planu. Nic więc dziwnego, że pojawiło się wiele pytań i uwag. Mieszkańcy głównie przeciwstawiają się dopuszczeniu w części willowej dzielnicy zabudowy wielorodzinnej. Argumenty Biura Planowania nie do końca przemówiły do nich, więc widać, że jest to problem w komunikacji międzyludzkiej. W takiej sytuacji może potrzebny jest mediator? Po tamtej lekcji miasto już się nieco nauczyło, a Biuro Planowania Przestrzennego ma przy okazji kolejnych planów organizować dyskusje, spotykając się z ludźmi. Jednak dalej czuć tego ducha, że z mieszkańcami nie chce się rozmawiać.
Czy mieszkańcy w ogóle mają jakiś wpływ na te plany?
Mogą mieć bardzo duże. Najkrócej mówiąc, zależy to od samorządu .W Warszawie na przykład pojawiają się plakaty na terenie miasta, informujące gdzie plan jest wyłożony do wiadomości publicznej, informuje się , gdzie można składać wnioski. Urzędnicy i projektanci, pytają o opinię, organizują spotkania. O tym zapomniano w Gdyni, gdzie przez lata władza stała się wszechwiedząca i samowystarczalna.
Gdynianie pokazali, że mogą się jednak w paru rzeczach uprzeć. Uparli się w sprawie Polanki Redłowskiej, uparli się w sprawie kortów Arki. I wygrali, blokując budowę apartamentowców. Co musi się stać, by wzbudzić tak duży opór?
Do budowy na Polance Redłowskiej podchodziło wcześniej trzech inwestorów. Żaden z nich, na szczęście, nic nie zbudował. Natomiast jeden z nich zdążył wyburzyć wszystko, co tam jeszcze stało. Budynek i legendarne baseny, które do dziś z sentymentem wspominane są przez gdynian. Kiedy ludzie usłyszeli o pomyśle sprzedaży Polanki Redłowskiej deweloperowi, zaczęli walczyć, by tereny, które należą do miasta, miejskimi zostały. Dlaczego tak się zaangażowali? Mówimy o tożsamości mieszkańców Gdyni, która każe im reagować na nieprawidłowości, na próbę zabrania tego, co "miejskie", czyli wspólne. Mam nadzieję, że po ostatnich doświadczeniach miejsca, które były zaczarowane historią miasta i wspomnieniami gdynian, pozostaną. Dzięki wkładowi i zaangażowaniu bardzo wielu osób udało się uratować miejsca naprawdę kultowe. Nasze gdyńskie srebra rodowe.I niech nikt już w Gdyni ich nie ruszy.
Problemem może być fakt, że Gdynia jest miastem powstałym w znacznej mierze na gruntach prywatnych.
W Śródmieściu tak straciliśmy m.in. ten teren na ul. Władysława IV, między ulicą Obrońców Wybrzeża i Armii Krajowej , gdzie deweloperzy otrzymali pozwolenia na budowę. Niestety, już tam nie będzie tego rozszerzenia, kawałka oddechu. Zrozumiałe, że miasto albo musiało się zgodzić na inwestycję albo wydać dużo na odszkodowanie. Nie są to proste decyzje.
I tak nikną kolejne skrawki miejskiej zieleni. Nie żal Panu?
Żal. Brakuje mi w Gdyni autentycznego systemu przestrzeni zielonych, takiego systemu miejskiego, w którym naprawdę byłby priorytet wyłącznie ruchu pieszego. Gdzie można swobodnie przejść w urządzonym otoczeniu, gdzie będzie ławeczka, porządne oświetlenie, gdzie nie potrąci nas od tyłu hulajnoga. System zielonych przestrzeni pieszych jest nam zdecydowanie potrzebny. Zaproponowałem przed laty utworzenie tzw. Zielonego Ringu w Gdyni, obejmującego Śródmieście, Wzgórze Św. Maksymiliana, Kamienna Górę i Działki Leśne. Byłoby to połączenie kilku miejskich terenów o zróżnicowanej funkcji w jeden zielony szlak, pełniącego funkcje obwodnicy dla pieszych. Zielony Ring powstałby w oparciu o m.in. al. Piłsudskiego, Bulwar Nadmorski, ul. Waszyngtona, czekające na zabudowę Międzytorze, aż po cztery wzgórza w dzielnicy Działki Leśne. Dodam, że powinien to być początek tego zielonego pieszego systemu, który powinien rozwijać się na kolejne dzielnice.
Jest jeszcze w Gdyni Park Centralny.
Mam trochę mieszane uczucia co do tego miejsca, ale plusem jest to, że faktycznie zaczęli tam się ludzie pojawiać i przebywać w tej przestrzeni. Uważam jednak, że to nadal za mało. Wraca teraz temat Parku Rady Europy. Zamierzamy jako Rada Dzielnicy Śródmieście wystąpić do prezydent miasta, aby pozostał w tym miejscu zielony park. To wprawdzie może sporo kosztować miasto, ale pozwoli na pokolenia zachować piękny kwartał. Zaraz ktoś powie: macie plażę, macie bulwar. Ale proszę popatrzeć na inne miasta - Warszawę z jej parkami, czy Sopot, gdzie dosadza się drzewa na ulicy.
Przejdźmy wobec tego do pana dzielnicy - Śródmieścia. Mam wrażenie, że ta część miasta powoli wymiera.
Potrzebny jest pomysł tak naprawdę na Gdynię, nie tylko na Śródmieście. Obecnie jesteśmy miasteczkiem powiatowym z dostępem do jeziora. Aby to zmienić, niezbędna jest praca grupowa. Gdynia była miastem handlowym. Powinniśmy powrócić do tego klasycznego rozwiązania. Bardzo bym chciał, żeby np. Hala Targowa przetrwała w obecnej formie i funkcji. Na samo Śródmieście znacząco wpłynęła lokalizacja centrum handlowego Riviera. Mamy tam pod jednym dachem ze 20 sklepów i darmowe miejsca postojowe. Jak może taka ulica Świętojańska, z płatnymi parkingami, konkurować z kombinatem, który zasysa cały handel.? Tymczasem Śródmieście zostało zbudowane jako dzielnica z lokalami usługowymi w parterach, a wyżej z funkcją mieszkaniową.
Jeśli mówimy o funkcji mieszkaniowej, to gdzie ci mieszkańcy? Centrum zamieszkują przeważnie osoby starsze, albo kilkudniowi turyści.
Ta dzielnica nie jest jednolita. Składa się z części nadmorskiej o charakterze turystycznym (plaża, bulwar) i głębiej położonej części, która powinna zachować funkcję mieszkaniowo - handlową. Aby tak się stało, potrzebne są rozwiązania systemowe, czyli na przykład kwestia regulacji najmów krótkoterminowych.
Tak czy inaczej nie ma większych szans, by wprowadzili się tu młodzi ludzie. Ceny mieszkań, znacząco wpływają na wyludnianie się Gdyni.
Faktycznie, jest problem. Mam wrażenie, że pewna granica cen mieszkań już została przekroczona i musi się zatrzymać. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w dorosłość wkraczają kolejne pokolenia niżu demograficznego. Jednak nadal przeważnie jedyną szansą na zamieszkanie młodych w Śródmieściu jest przejęcie mieszkania w spadku po starszych członkach rodziny. Nie wiem, czy samorząd ma narzędzia, by to uregulować. Niewykluczone, że należałoby podjąć inicjatywę ustawodawczą. Chociaż i tu pojawia się ryzyko, czy ingerencja państwa przyniosłaby właściwy efekt. I znowu muszę skwitować, że nie było dotąd w Gdyni szerokiej dyskusji w temacie dostępności mieszkań szczególnie dla młodych. Jest nowa pani prezydent, jest nowa rada miasta, włączyć należy do dyskusji mieszkańców, deweloperów, bankierów, urbanistów, architektów, socjologów i pozostałych.
W Londynie nikt zdrowo myślący nie wybiera się samochodem do centrum. Po pierwsze trudno zaparkować, po drugie wjazd kosztuje 15 funtów. Czy mniejsze miasta, takie jak Gdynia, powinny wybierać takie same rozwiązania?
Wszystko musi być w równowadze. Dzisiaj polityka idzie w kierunku walki z samochodami, ale z drugiej strony nie widać, aby oferta komunikacji zbiorowej była konkurencyjna. Faktycznie, w wielu miastach, oczywiście trochę większych i bardziej rozwiniętych niż Gdynia, wybór jest prosty - po co mi samochód, jeżeli mam do autobusu dwie minuty, a autobus jeździ przez całą dobę co 15 minut. Nie ma w nim tłoku, nie spóźnia się, a ja załatwię swoje wszystkie sprawy. Jeśli u nas tak będzie, mieszkańcy sami będą dochodzić do wniosku, że samochód nie jest im potrzebny. Istotny jest jeden warunek - niech sami do tego dojdą. Nie możemy za ludzi decydować.. Możemy się domyślać, rozmawiać z nimi, ale nie możemy nakazać, by zrezygnowali z samochodu, bo tak jest na przykład ekologicznie. Ludzie mają bardzo różny tryb dnia, różne możliwości poruszania się. Na zrozumieniu często sprzecznych interesów polega mądra polityka miejska. Nie tylko w kwestii samochodu, ale także planów inwestycyjnych, drogowych, przestrzennych. I tak powstaje pomysł na miasto.
Napisz komentarz
Komentarze