Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Kazimierz Piechowski. Na jawie i we śnie wciąż był więźniem Auschwitz

Kazimierza Piechowskiego ludzie zazwyczaj kojarzą, jako jednego z nielicznych, którym udało się uciec z Auschwitz. W Tczewie na domu, w którym mieszkał zawisła pamiątkowa tablica.
Kazimierz Piechowski. Na jawie i we śnie wciąż był więźniem Auschwitz

Autor: Krystyna Paszkowska I Zawsze Pomorze

Zamkowa 18, to miejsce, z którym Kazimierz Piechowski związany był przez wiele lat. To w Tczewie uhonorowano go zaszczytnym tytułem Honorowego Obywatela Tczewa. W 100. rocznicę jego urodzin na domu, w którym mieszkał przez wiele lat, zawisła pamiątkowa tablica. O Kazimierzu Piechowskim opowiada jego bratanek Daniel Piechowski.

Dzieciństwo: - Ja stryja zapamiętałem w takich jakby dwóch okresach. Pierwszy okres to czas, kiedy byłem mały. Jak dla mnie kwestie związane z pobytem w Auschwitz były bardzo abstrakcyjne, bo przecież dziecko kilkuletnie może kompletnie tego nie rozumieć. Wtedy pamiętałem go po prostu, jako człowieka, który bierze życie w swoje ręce. Stryj wówczas miał dość duży sad z jabłkami w Kowalach pod Gdańskiem. Praktycznie sam ten sad uprawiał. Pamiętam smak jabłek Spartan, Close. Pamiętam smak czarnych porzeczek, które zbieraliśmy zwykle w sierpniu. Pamiętam wakacje u niego. Pamiętam, jak jego pierwsza żona, czyli ciocia grzała wodę w basenie zewnętrznym na słońcu. Mam masę, masę bardzo dobrych wspomnień ze stryjem, jako osobą, która była zainteresowana i rozwojem młodego człowieka, jakim wtedy byłem, i spędzaniem z nim czasu i takim przemycaniem delikatnym wiedzy, części takie światopoglądowe. Stryj był bardzo zaangażowany w życie rodzinne. Często u nas bywał. Pamiętam, jako małe dziecko rozmowy stryjka z moim ojcem. Nie do końca kojarzę czego one dotyczyły, mam wrażenie dzisiaj, że raczej kwestii politycznych, ponieważ obaj panowie byli raczej po tej samej stronie jeżeli chodzi o politykę. To nie były takie swary, jakie dzisiaj można zobaczyć wśród skłóconych Polaków. Oni rozmawiali spokojnie wymieniając poglądy na ważne tematy.

Pamiątkową tablicę ufundowali mieszkańcy Tczewa (fot. Krystyna Paszkowska I Zawsze Pomorze)


Jako dziecko zapamiętałem stryja, jako kogoś zabawnego. Ta zabawność miała też dwa walory: z jednej strony był po prostu zabawny, a po drugie był też zabawny z punktu widzenia, jak mu się wydawało, że jest zabawny z punktu widzenia kogoś ma lat 8 lub 9. Czasami to się nie udawało, ale tak go zapamiętałem. W pamięci mam jeszcze inną sytuację związaną ze stryjem. Jak przyjeżdżał do nas to zawsze dawał mi takie czekoladki, które ja nazywałem dolarami. One dzisiaj też są w sklepach. To są takie okrągłe czekoladki w złotku. Pamiętam, że wówczas można było kupić takie dolary w Pewex-ie albo dostać w paczce z zagranicy. Nie wiem skąd stryj je miał, ale zawsze mi je przywoził. To był taki sygnał rozpoznawczy – kiedy słyszałem taki szmer tych dolarów w takim sznurkowym woreczku, to od razu wiedziałem, że wujek przyjechał.

CZYTAJ TEŻ: Pogranicze i wojna. Trzy historie mojej rodziny, z których jedna kończy się źle

Wakacje: - Pamięta wakacje, jakie u stryja spędzałem. Raz włożyłem na plecy taki wielki baniak z opryskiwaczem, którego praktycznie nie byłem w stanie obsłużyć – uśmiecha się pan Daniel. - Pamiętam, jak chciałem mu kiedyś wypielić ogródek i w ramach tego pielenia wykarczowałem jakąś roślinkę iglastą, która dla mnie była po prostu brzydka, a dla niego była bardzo cenna. To takie najważniejsze moje wspomnienia z dzieciństwa.

Dorosłość: - Ta najważniejsza część tych doświadczeń wynikała głównie z tego, że kiedy stryj był już w podeszłym wieku i wymagał opieki. Kiedy stryj był już w podeszłym wieku, wymagał opieki. Podjąłem się tego zadania. Nazywam ten czas spędzony ze stryjem czasem zapewnienia mu 5-gwiazdkowej starości, ale i 5-gwiazdkowego odchodzenia... Spędziłem z nim na co dzień ostatnie jego dwa lata. To było dla mnie wyjątkowe doświadczenie. Stryj zmarł w wieku lat 98. 

Pamięć o Kazimierzu Piechowskim jest wciąż żywa (fot. Krystyna Paszkowska I Zawsze Pomorze)

O pobycie w Auschwitz: - Stryj nosił ten bagaż doświadczeń non stop od samej ucieczki z Auschwitz. To życie nie układało się po jego myśli. Z jednej strony trafił do partyzantki. Zakładam, że wcale do tej partyzantki nie chciał trafić. Chciał po prostu trafić do domu, ale wiedział, że tego domu w Tczewie już nie ma. Trafił do partyzantki, losowo trafił do partyzantki pod Kieleckiem. Walczył tam, ale zakładam, że nie był z tego dumny, bo taka partyzantka jakkolwiek szlachetnie byśmy na to nie patrzyli, robi rzeczy szlachetne, ale robi też rzeczy nieszlachetne. Potem przez służby bezpieczeństwa i przez cała politykę, która była w latach 40. i 50. został wtrącony do więzienia, jako ktoś kto się nie zdekonspirował, jako polski partyzant. No i potem z tym piętnem musiał żyć. Jak ktoś za komuny miał piętno więźnia politycznego, to żadnego kierowniczego stanowiska nie mógł piastować. Wuj mówił, że zawsze kiedy chciał coś osiągnąć to musiał zrobić więcej niż inni Musiał robić wszystko żeby się nikomu nie narazić. Całe to jego życie, takie spolegliwe, polegało na tym, że musiał do kieszeni trochę schować tą swoją waleczność, czasami przyjmować wszystko z dobrodziejstwem inwentarza, nawet w sytuacji, kiedy się z czymś nie zgadzał, bo wiedział, że jest po prostu trefny. Ta trefność wynikała z pobytu w Auschwitz, nosił piętno Auschwitz, a z drugiej strony nosił też piętno więźnia politycznego, co też utrudniało mu normalne życie.



Piętno Auschwitz: - Świadomie wspominał to odkrywanie siebie w Auschwitz dopiero w latach 80., 90. i potem dwutysięcznych, kiedy stryj się w ogóle zdecydował pełnić rolę kogoś takiego, kto edukuje, przekazuje świadectwo Auschwitz młodemu pokoleniu. Wówczas stryj się bardzo zaangażował w serię niezliczonych spotkań z młodzieżą i to szczególnie z młodzieżą niemiecką., która pomimo takiej edukacji wstydu wewnętrznego, którą Niemcy wtłaczają młodemu pokoleniu od wielu lat, to wielu Niemców młodego pokolenia kompletnie nie miało świadomości o skali barbarzyństwa w trakcie wojny. Napisał dwie książki, które są związane z pobytem w Auschwitz, z narodem niemieckim – i to jest ta część świadoma. Ta nieświadoma, to to o czym człowiek zazwyczaj nie mówi choćby z punktu widzenia cierpienia. Jest nawet zdiagnozowany syndrom Auschwitz. I to jest coś takiego, że pobyt w Auschwitz w człowieku siedzi praktycznie przez całe życie. Człowiek nie jest w stanie uwolnić się z tej świadomości bycia w obozie. To była taka zimna, okrutna część życia stryja. Wielokrotnie mi opowiadał, a kiedy się nim opiekowałem, także sam widziałem, że takim momentem każdego dnia, który przynosi najwięcej lęku, jest moment zasypiania. Każdego dnia przed snem, stryj wiedział, że jak tylko zaśnie to znowu przeniesie się do Auschwitz. Można powiedzieć, że każda nocy to był znowu czas spędzony w obozie. Jak był młodszy, to jakoś umiał sobie z tym odium poradzić, ale ze starością przychodzą także różne choroby związane z zaburzeniami recepcji i percepcji. I do końca nie wiemy czy jesteśmy w prawdzie, czy w jakiejś rzeczywistości, która jest wyśniona. Pamiętam dokładnie te momenty, kiedy stryj wstawał, chodził po mieszkaniu i zachowywał się tak, jakby był w Auschwitz. To się odbywało na takiej półjawie. Byłem świadkiem nocnych koszmarów stryja. To jest tylko część tych doświadczeń, które dzieliłem ze stryjem, resztę zostawiam tylko sobie. Nie chcę dużo więcej o tym mówić – dodał ze smutkiem.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Czytelniczka 04.09.2024 14:57
Mały chochlik- Sambora 18 ☺️

Reklama
Reklama