Wrzesień 2023, niedziela. Inżynier nadzoru w Nadleśnictwie Kaliska wybiera się do piekarni po bułki. W kolejce spotyka znajomego właściciela tartaku w Iwicznie. - Wiesz, przyjechało do mnie drewno od was - rzuca niezobowiązująco właściciel tartaku, podając nazwę leśnictwa.
Jakoś to inżynierowi nadzoru umyka, w końcu niedziela jest dla kościoła i rodziny, a nie do rozważania o tym, co trafiło do przerabiania na tarcicę. Następnego dnia jednak, podczas przygotowywania raportu, przypomina sobie o tamtej rozmowie. Sprawdza - w dokumentach nie ma żadnej informacji o wywozie drewna..
- Nadleśniczy był na urlopie, poszedłem więc do zastępczyni - wspomina inżynier - Kazała mi pojechać do tartaku i zobaczyć, czy drewno tam leży. Leżało, o czym poinformowałem przełożoną. I na tym moja rola się skończyła. Wiedziałem, że w tej sprawie nie będę mógł nic robić bez zgody pani zastępcy, bo nie jest to leśnictwo, które nadzoruję.
Nadleśniczy Andrzej Przewłocki zostaje ściągnięty z urlopu. W poniedziałek po południu pojawia się w Kaliskach. Czeka na niego leśniczy, który zlecił pracownikowi wywiezienie do tartaku sosnowych kłód.
CZYTAJ TAKŻE: Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku bez dyrektora. Dymisja Andrzeja Schlesera
- Przyznał się od razu - mówi dziś Andrzej Przewłocki. - Był roztrzęsiony, płakał, tłumaczył, że z tych kłód chciał wybudować altanę na drewno przy leśniczówce. Wcześniej miał nienaganny przebieg pracy, teraz czuł, że zawala mu się dotychczasowe życie.
Nadleśniczy nie może jednak tego tak zostawić. Konsultuje się z radcą prawnym nadleśnictwa i zawiadamia ówczesnego Regionalnego Dyrektora Lasów Państwowych, Bartłomieja Obajtka. Zapada decyzja o obciążeniu podwładnego karą pracowniczą, zdegradowaniu go do stanowiska podleśniczego, obniżeniu uposażenia i przeniesieniu do innego leśnictwa.
Dlaczego Przewłocki nie zawiadomił policji? Od radcy prawnej usłyszał, że nie musi robić tego natychmiast. - Zaniepokoił mnie stan psychiczny byłego leśniczego, zwyczajnie bałem się, że coś sobie zrobi - tłumaczy. - Mieliśmy już w nadleśnictwie przypadki samobójstw... Została zawiadomiona rodzina, która zabrała go do domu. Nie zamierzałem zamieść sprawy pod dywan. Wówczas nadrzędnym celem było uchronienie pracownika i jego bliskich. Radca prawny udzielił mi informacji o okresie przedawnienia sprawy, zatem uznałem, iż policja zostanie zawiadomiona niezwłocznie, gdy stan zdrowia wieloletniego pracownika się poprawi. Pracownik to osoba starsza i obawiałem się także, iż zagrażać mu może zawał lub wylew.
Drewno ostatecznie zostało zmierzone, wróciło do leśnictwa bez pogorszenia stanu technicznego, a podleśniczy zapłacił za transport. Nie doszło do uszczuplenia majątku Skarbu Państwa.
- Sprawa została w zarodku wychwycona - uważa jeden z moich rozmówców - były leśnik. - Wyglądała na załatwioną. Jednego dnia wszystko ustalono - gdzie jest drewno, skąd pochodzi, kto to zrobił. Leśniczy się przyznał. Wiadomo, kto przewiózł drewno do tartaku. Każdy by chciał, żeby tak służby pracowały. I nagle okazało się, że jest odwrotnie, niż podpowiada logika.
Kontrola
Po dymisji Bartłomieja Obajtka dyrektorem regionalnym lasów w Gdańsku został Andrzej Schleser. Nowy szef zapraszał kolejno nadleśniczych na rozmowy.
Na spotkaniu 12 lutego br. pojawił się Andrzej Przewłocki, nadleśniczy z Kalisk. Opowiedział nowemu szefowi o nielegalnym przewozie drewna we wrześniu 2023 r.
- Naczelnik wydziału kontroli i audytu wewnętrznego na moje sugestie, że w każdej chwili mogę sprawę zgłosić do organów ścigania stwierdził, że lepiej będzie dla mnie, jak zrobię to po kontroli z RDLP w Gdańsku - twierdzi Przewłocki. - Ostatecznie jednak zdecydowałem się na złożenie zawiadomienia wcześniej, bo już 26 lutego.
Skutkiem kontroli było dyscyplinarne zwolnienie, po 29 latach nienagannej pracy, nadleśniczego Andrzeja Przewłockiego oraz złożenie na niego doniesienia do prokuratury z art. 231 kk ("Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3."). Przyczyną miał być brak doniesienia w sprawie wywiezionych kłód.
Zwolnienie objęło także inżyniera nadzoru, który podczas kupowania bułek usłyszał o dostawie drewna do tartaku. W przypadku kolejnych dwóch pracowników - szefa straży leśnej i drugiego inżyniera nadzoru (który zresztą w czasie wykrycia kradzieży przez trzy dni był na szkoleniu poza terenem nadleśnictwa) - wypowiedzenia mają czekać na zakończenie ich zwolnień lekarskich.
- Dlaczego tracą pracę? - pytam proszącego o anonimowość pracownika nadleśnictwa.
- Nie wiemy - wzrusza ramionami. - Wiem, że pan nadleśniczy konsultował się w tej sprawie z poprzednim dyrektorem, który zgodził się z jego decyzjami. Sprawa, gdyby nawet trafiła do prokuratury, zapewne byłaby umorzona. Została wychwycona w zarodku. Ten, który to zrobił, poniósł karę. Stracił stanowisko i uposażenie. Wydaje się, że chodzi o coś zupełnie innego.
- Niech pani sprawdzi drugie, albo i trzecie dno - podsuwa mieszkanka gminy Kaliska. I przekazuje kontakty do kolejnych rozmówców.
Uprzejmie donoszę
Temat jest delikatny, więc większość osób nie chce rozmawiać pod nazwiskiem. Wszyscy jednak przyznają, że chodzi o rzekome donosy, rozsyłane z kaliskich lasów.
- Mamy pecha - mówi jeden z pracowników Nadleśnictwa Kaliska. - Jesteśmy "wylęgarnią" dyrektorów Lasów Państwowych. Pracowali tu Jan Szramka, były dyrektor regionalny LP w Gdańsku, czy też obecny wicedyrektor generalny Lasów Państwowych Jerzy Fijas, a także inni ludzie, którzy byli blisko władzy. Donosy zawsze były pretekstem do późniejszych decyzji personalnych.
I to właśnie kwestia donosicieli miała być głównym tematem pierwszego, lutowego spotkania nadleśniczego z Kalisk z dyrektorem Andrzejem Schleserem.
- Byłem zaskoczony, gdy usłyszałem o donosach dotyczących nadleśnictwa, wysyłanych do DGLP, a później trafiających do RDLP w Gdańsku - wspomina Przewłocki. - Dyrektor podał nazwiska czterech osób, które według jego subiektywnej opinii mogą owe donosy pisać. Nakazano mi pozbycie się tych pracowników z nadleśnictwa, a nawet ze struktur Lasów Państwowych. Dyrektor prosił, abym przemyślał sytuację, wskazał ewentualnie i dodatkowo inne osoby zaangażowane w takie działanie i przyjechał na kolejną rozmowę z radcą prawnym.
Andrzej Przewłocki podkreśla, że osobiście nie widział żadnego donosu. Ponoć wcześniejsze denuncjacje miały dotyczyć obecnego wicedyrektora generalnego LP, Jerzego Fijasa, dawniej nadleśniczego, który z bliżej niesprecyzowanych powodów stracił osiem lat temu pracę w Kaliskach.
- Nie tylko na niego pisano, to taki lokalny "obyczaj" - twierdzi osoba niezwiązana zawodowo z nadleśnictwem, która radzi porozmawiać z innym byłym nadleśniczym. Ten jednak kategorycznie odmawia rozmowy, zakazując podawania swoich danych.
Na kolejnym spotkaniu w Gdańsku, 14 lutego br., Przewłocki wraz z radczynią prawną zwrócili dyrektorowi uwagę, że brakuje przyczyn, mogących być podstawą wypowiedzenia umów o pracę czterem wymienionym z nazwisk pracownikom.
- Czy pisali donosy? Nikt nie wie. To przypuszczenia - mówi dziś były już nadleśniczy. - Nie przedstawiono mi żadnego dowodu. Wiele było w tym poleceniu niedopowiedzeń. Jeżeli zgłoszenia były podpisane, to zgodnie z orzeczeniami sądów takie osoby powinny być chronione. Gdybym wtedy ich wyrzucił, pewnie sprawa skończyłaby się w Sądzie Pracy. Jeśli były to anonimy, to skąd dyrektor znał nazwiska?
Po tej odmowie w Kaliskach pojawili się kontrolerzy, by zbadać sprawę sprzed pół roku.
Krzywdzą dobrego człowieka
Jedną z osób do zwolnienia z powodu rzekomych donosów, wymienioną podczas spotkania w RDLP w Gdańsku, miał być inżynier nadzoru. Ten sam, dzięki któremu udało się odzyskać drewno w tartaku. Przy okazji członek Rady Krajowej Związku Leśników Polskich.
- W życiu nie pisałem i nie będę pisał donosów - deklaruje inżynier.
Wątpliwości byłego przełożonego nie uratowały związkowca, któremu ostatecznie wręczono wypowiedzenie. Związek nie wyraził zgody na jego wyrzucenie z pracy. Racje leśnika potwierdziła Państwowa Inspekcja Pracy. Spór zostanie rozstrzygnięty przed sądem. Zwolniony leśnik nie rozumie, w jaki sposób mógł działać na niekorzyść Lasów Panstwowych.
- Przecież ja powinienem dostać medal, a nie być wyrzuconym po 30 latach z pracy! - mówi z naciskiem. - Nadleśnictwo nie poniosło żadnej straty. Niesprawiedliwość dotknęła też innych pracowników. Komendant straży leśnej z 41-letnim stażem został wyrzucony, bo ponoć papiery nie tak wypełnił. Gdyby wszystkich zwalniać za notatki, trzeba by było pół Polski zwolnić. Przewłockiemu kazano na mnie i pozostałych szukać haków. Nie zgodził się, utracił wszystko. Uważam, że krzywdzą dobrego człowieka, który zachował się i sprawiedliwie, i po ludzku.
Mieszkaniec gminy Kaliska: - W tym całym zamieszaniu decydentom umknęło, że pracę za aferę z wywiezionym drewnem stracili wszyscy, prócz tego, od kogo wszystko się zaczęło. Były leśniczy, który chciał wybudować wiatę koło leśniczówki, zapewne doczeka w firmie emerytury. Widocznie uznano, że w jego przypadku sprawiedliwości stała się zadość.
Sprawa w toku
Poprosiłam o rozmowę dyrektora Jerzego Fijasa, pytając o związek obecnej sytuacji w Nadleśnictwie Kaliska z donosami. Nie dostałam odpowiedzi.
Zapytałam też dyrektora Andrzeja Schlesera, czy prawdą jest, że polecił Andrzejowi Przewłockiemu zwolnienie czterech osób podejrzewanych o pisanie donosów. A także - m.in. na jakiej podstawie stwierdzono, że to właśnie te osoby piszą donosy oraz czy zawarte informacje w donosach były prawdziwe. Czy były podpisane i czy zostały zarejestrowane w elektronicznym obiegu dokumentów? Interesowało mnie również, czy wcześniej były zastrzeżenia do pracy Andrzeja Przewłockiego.
W ubiegłym tygodniu dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku Andrzej Schleser został odwołany przez Dyrektora Generalnego. Dymisja związana była z informacją o wynikach audytu przeprowadzonego przez NFOŚiGW w sprawie działalności spółki Polskie Domy Drewniane, gdzie Schleser był członkiem zarządu.
Odpowiedź - pomijającą pytania - nadesłał ostatecznie rzecznik RDLP w Gdańsku, Łukasz Plonus. Czytamy w niej:
"Chcemy wyraźnie zaznaczyć, że Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Gdańsku nie akceptuje żadnych przypadków łamania przepisów, w tym kradzieży. Jako instytucja państwowa, naszym priorytetem jest przestrzeganie prawa i ochrona interesu publicznego.W opisanym przypadku natychmiast po odkryciu problemu podjęliśmy działania, aby wyjaśnić sytuację i ochronić mienie Skarbu Państwa. Konieczne było podjęcie decyzji wobec niektórych pracowników, w tym rozwiązanie umów o pracę. Te działania były podejmowane zgodnie z przepisami prawa i po dokładnym zbadaniu wszystkich okoliczności. Chcemy jasno powiedzieć, że jeśli ktoś narusza poważnie swoje obowiązki, może zostać zwolniony dyscyplinarnie. Ostateczna decyzja może należeć do sądu pracy, zgodnie z Kodeksem pracy.
Mając na uwadze, że sprawa jest w toku, nie możemy ujawniać szczegółów dotyczących decyzji personalnych ani wewnętrznej korespondencji. Jednak zapewniamy, że wszystkie nasze działania są podejmowane w pełnej zgodności z prawem i w interesie publicznym."
Andrzej Przewłocki: - Będę dochodził swoich praw przed sądem pracy. I chciałbym przypomnieć, że mienie Skarbu Państwa ochroniliśmy już we wrześniu ubiegłego roku, nie dopuszczając nawet do złotówki straty. I na tym chyba polega interes publiczny.
Napisz komentarz
Komentarze