Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wniósł trwały wkład [nl] w kulturalne życie miasta. Pożegnaliśmy Tomka Rozwadowskiego

Przy dźwiękach „Heaven” grupy Talking Heads, „My Friend” Billa Callaghana i „At Last I’m Free” Roberta Wyatta pożegnaliśmy w piątek, 21 stycznia na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku Tomka Rozwadowskiego, wybitnego dziennikarza i krytyka muzycznego.
Tomasz Rozwadowski 

Autor: Paweł Wyszomirski | Klub Żak

Przez 20 lat pracy w „Dzienniku Bałtyckim” popularny Rozwad stał się lokalną wyrocznią w dziedzinie rocka, jazzu, muzyki awangardowej, a także filmu i literatury. Bywał na wszystkich koncertach, na których warto było być, niekiedy całkiem niszowych. Bywał regularnie zapraszany jako juror do konkursów młodych talentów, a z jego opiniami liczyli się nawet najbardziej uznani muzycy. Kiedy w recenzji albumu „Komeda” Leszka Możdżera napisał: „Chyba jeszcze nikt z muzyki Komedy nie wydobył w tak jaskrawy sposób napięcia pomiędzy liryzmem i rozpaczą”, pianista przysłał mu SMS-a z pytaniem, czy może cytować te słowa w wywiadach, bo wyjątkowo precyzyjnie oddają istotę jego dzieła.

Na uroczystość przybyło wielu byłych i obecnych pracowników „Dziennika Bałtyckiego”, a także przedstawicieli środowisk artystycznych, instytucji kulturalnych, rodzina, przyjaciele i znajomi. Okazały wieniec przysłała prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz. Obecna była też wiceprezydent Sopotu ds. kultury Magda Czarzyńska-Jachim, przed laty koleżanka Rozwada w „Dzienniku Bałtyckim” oraz Andrzej Stelmasiewicz, przewodniczący komisji ds. kultury Rady Miasta Gdańska.

To paradoksalne, że ktoś tak introwertyczny potrafił przekazać tyle dobrej energii i odegrać ważną role w życiu tak wielu osób.

Cyryl Rozwadowski / syn zmarłego, również dziennikarz muzyczny

- Nazywam się Cyryl Rozwadowski. Jestem synem Tomasza Rozwadowskiego. Mówię to w formie deklaracji - inskrypcji na orderze, który dumnie noszę od urodzenia - mówił nad urną syn zmarłego dziennikarza. - Cieszę się, że, mimo obecnej sytuacji pandemicznej, jest tu was tak dużo. Że mimo niesprzyjającej pogody dotarliście tutaj samochodami, taksówkami lub komunikacją miejską. Tomek zapewne przyszedłby na piechotę i stałby w tych warunkach przed drzwiami paląc papierosa. Ale mówiąc na poważnie, patrząc na was widzę teraz oblicze mojego Taty. Osoby, którą można zaklasyfikować jako introwertyka, a która paradoksalnie po drodze poznała i zjednoczyła mnóstwo różnych ludzi. Osoby, która była otwarta, słuchała, poznawała, rozumiała i nie oceniała. To jest ewenement we współczesnych czasach.

Cyryl Rozwadowski podkreślał, jak wielki był wpływ ojca na kształtowanie jego wrażliwości, choć relacje między nimi dalekie były od stereotypowych.

- Rytm naszej relacji był w dużej mierze wyznaczany przez muzykę - pasję, którą we mnie zaszczepił. Nie mogę więc nie powiedzieć o tym jak do niej podchodził. Bo tu także trzeba wspomnieć o otwartości. Jak na osobę, która mogłaby uchodzić za staroświecką, był wiecznie głodny nowych wrażeń. Konfrontował się ze zjawiskami nie dlatego, że przypominały rzeczy, które najbardziej lubił kiedyś, ale dlatego, że poszukiwał nowych dźwięków i idei. Rozumiał socjalny wymiar muzyki, który jednoczy osoby lub mówi coś o świecie. W ten sposób, dzięki jego rekomendacjom, naszym rozmowom i wspólnym poszukiwaniom, zyskałem poczucie, że wrażliwość, mimo że bywa ciężarem, jest cechą szlachetną i pożądaną. Że nie jest czymś czego należy się wstydzić. Nauczyłem się też, że wisielczy humor i krytyczne podejście do świata mogą iść w parze z emocjonalnością i empatią. Obcując z nim nauczyłem się czym jest człowieczeństwo i jakie spektrum można sobą reprezentować. Ile może mieścić się w jednej głowie i jednym sercu.

Wspominał też o miłości Tomka do Gdańska i o ogromnym, trwałym wkładzie, jaki wniósł on w kulturalne życie miasta.

- Był łącznikiem i networkerem, który przyciąga osoby chętne by po prostu poznać jego zdanie. Na co dzień, przez 20 lat pracy w największym lokalnym dzienniku pisał o bieżących wydarzeniach, ale także zjawiskach stricte trójmiejskich i z rodowodem undergroundowym. Dla mnie jest uosobieniem aury tego miasta. Pewnie nigdy nie będzie miał tu nazwanej swoim imieniem ulicy, skweru czy nawet zaułka (z tego ostatniego byłby pewnie najbardziej dumny). Ale większość jego bohaterów i bohaterek też ich nie ma. On pozostawia tu jednak grono osób, które tworzą unikalną sztukę. Pomógł w ugruntowaniu tego środowiska sam nie będąc muzykiem – podsumował Cyryl Rozwadowski.

– Wszyscy wspominamy jego nieprawdopodobną erudycję muzyczna, filmową i literacką – mówił nad urną wieloletni redakcyjny kolega Tomka, Dariusz Szreter. – Ale, szczególnie w tej chwili, wydaje mi się ważne, żeby pamiętać o tym, że, oprócz wyrafinowanego gustu estetycznego, miał także głęboki zmysł etyczny. Miał w sobie moralną busolę, która wskazywała mu, gdzie jest dobro, a gdzie zło, i zawsze trzymał prosty kurs. Był człowiekiem niezwykle prawym, o lewicowych poglądach. Zawsze występował w obronie krzywdzonych, prześladowanych, tych, którym odbiera się ich prawa, ich godność. Wprawdzie urodził się 20 lat po wojnie, ale jednym z najistotniejszych doświadczeń, które go ukształtowało, był Holocaust. Jego wrażliwość powodowała, że nie potrafił się pogodzić z tym, że ludzie ludziom na tej ziemi potrafili robić takie okropności. I że nadal są tacy, którzy to lekceważą, bagatelizują, a nawet temu zaprzeczają. W jednym ze swoich ostatnich wpisów na FB przyznał, że płakał na „Weselu” Smarzowskiego.

Tomasz Rozwadowski zmarł 17 grudnia w Warszawie w wieku 57 lat. Cierpiał na poważną chorobę płuc.  

– To był przywilej spotykać się z nim w redakcji niemal codziennie przez 20 lat, wymieniać się płytami i książkami, a przede wszystkim wymieniać myśli w rozmowach – podsumował Dariusz Szreter.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama