Władysław Jackiewicz 17 lutego skończyłby 100 lat. Jak świętowałby te urodziny?
Może tak, jak zawsze? Tego dnia zapraszał nas, byłych absolwentów gdańskiej ASP, oraz znajomych do siebie, na Rotmankę. Zwykle częstował bardzo dobrym winem, był koneserem win, zwłaszcza mozelskich. Jego 90. urodziny hucznie obchodziliśmy w Gdańskim Towarzystwie Przyjaciół Sztuki, to było wydarzenie artystyczno-towarzyskie: otworzyliśmy wystawę prac jego absolwentów, kilkunastu wybitnych artystów z kraju i zza granicy, były czerwony dywan, laudacja, nagroda od prezydenta Pawła Adamowicza… Profesor miał łzy w oczach.
PRZECZYTAJ TEŻ: „Młode Malarstwo z Gdańska”. Wystawa absolwentów ASP
Tworzył niemal do końca. Wystarczy spojrzeć na daty powstania pokazanych na wystawie obrazów.
Cieszę się, że prace profesora wreszcie pojawiły się na wystawie w murach jego Alma Mater, choć – pech! – zmogła mnie choroba i nie mogłem być na wernisażu.
Władysław Jackiewicz był niezwykle pracowitym człowiekiem. A wybrał sobie technikę tworzenia niełatwą, nie malował, stojąc przy sztalugach, a pracował na kolanach, płótno rozkładając na podłodze pracowni. Miał świetną kondycję, była w nim pasja. Jak bardzo mnie zaskoczył, gdy któregoś dnia zadzwonił do mnie, pytając o jakieś nowe farby do sitodruku na tkaninę, chciał je kupić. Miał ponad 90 lat, a nie przestawał myśleć o kolejnych obrazach! Był niezmordowany.
Pamiętam, jak na trzecie piętro kamienicy na Świętojańskiej, gdzie miał swoją pracownię, wnosiliśmy duży, dwumetrowy obraz, ja miałem zadyszkę, profesor – nie…
– Jackiewicz chciał, by przede wszystkim pamiętano o nim jako o malarzu, który uważał kobiece ciało za najdoskonalszy z kształtów stworzonych przez naturę – czytamy w zapowiedzi wystawy.
Tak skomponowałem tę ekspozycję, byśmy mogli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jego twórczość to faktycznie tylko fascynacja ciałem kobiecym. Na pewno było dlań inspiracją i przez te wszystkie lata poszukiwał oraz dochodził do tego czystego symbolu piękna. Tak jak twórcy malowideł w jaskiniach sprzed wielu tysięcy lat. Są na tamtych ścianach i rysunki. Profesor też zaczynał od rysunku, pokazujemy te szkice po raz pierwszy. Podobnie jak pejzaże, które budował jak ciało kobiece.
PRZECZYTAJ TEŻ: Najlepsze dyplomy Akademii Sztuk Pięknych. Święto młodych artystów w Wielkiej Zbrojowni
Na wystawie zwraca uwagę pewne ciemne płótno.
Bardzo chciałem je zaprezentować. To inny Jackiewicz. Trochę przypomina mi słynnego niegdyś amerykańskiego artystę, „malarza odczuwania” – Marka Rothko. Pamiętam, gdy w Paryżu zobaczyłem po raz pierwszy dzieło tego twórcy. Na pierwszy rzut oka nie widziałem nic, obraz zaczął się „wydobywać” z płótna dopiero po pewnym czasie. Oglądając ten nieznany obraz profesora, też czułem się podobnie, miałem wrażenie, że płótno żyje. To obraz z czasu poszukiwań twórczych profesora. Ciało kobiety wychodzi do nas z tej czerni… Niezwykłe uczucie.
Władysław Jackiewicz – Mistrz, nauczyciel, przewodnik...
Kiedy szedł korytarzem uczelni, zawsze mówiło się: Idzie profesor Jackiewicz! O wszystkich profesorach nie można było tak powiedzieć... Dziś student przynosi na zaliczenie dwie prace i tłumaczy się, że nie mógł więcej przygotować, bo był chory, bo wyjeżdżał itp.
Kiedyś to było nie do pomyślenia, by iść na zaliczenie do profesora Jackiewicza jedynie z dwoma obrazami… A nie narzucał, nie nakazywał, pozwalał na eksperymenty, co nie było wtedy tak oczywiste, jak dziś. Był otwarty, tolerancyjny, serdeczny i jednocześnie ogromnie szanowany, co przecież – jak wiadomo – nie zawsze idzie w parze. W jego przypadku można było to pogodzić pewnie dlatego, że był po prostu wielkim artystą. Miałem ogromne szczęście, że pół wieku temu stanął na mojej drodze.
PRZECZYTAJ TEŻ: Galeria antywojennych murali na Jasieniu się rozrasta
Wystawa czynna do 18 lutego 2024 r.
Duża Aula, Targ Węglowy 6 w Gdańsku
Napisz komentarz
Komentarze