Powiedzenie Juwenalisa z Akwinum: „Mens sana in corpore sano”, czyli „w zdrowym ciele, zdrowy duch”, zostało potwierdzone naukowo, że ruch zwiększa sprawność mózgu. Jedno z jego znaczeń to: „w okresie intensywnego wysiłku intelektualnego, nie rezygnuj z aktywności fizycznej”, ale inne znaczenie mówi, że na naszą psychikę ogromny wpływ mają ruch i aktywność fizyczna. Jak Ty to widzisz?
Kiedy zaczynałem biegać, miałem 10 lat, kiedy miałem 15 lat, już trochę interesowałem się filozofią, ale trudno powiedzieć, że już to sobie wszystko wtedy racjonalnie poukładałem. Owszem, wiedziałem, że sport i ruch to jeden z filarów mojego życia i musi być to dobre dla wszystkich. Kiedy miałem 16 lat, mój przyjaciel z podwórka, który chyba zbyt dużo się uczył, dostał załamania nerwowego. Wylądował w szpitalu i po wyjściu z niego był pod silnym wpływem leków. Pamiętam, że namawiałem go do ruchu, kląłem na lekarzy i przekonywałem, że tylko ruch mu pomoże. Doszedł do siebie. Przekonałem się, że ruch jest panaceum na wszystkie problemy, albo ich znaczącą część. 30 lat temu twierdziłem, że ruch powinien być zapisywany na recepty, i dziś zauważam, że psychiatrzy i psychologowie coraz więcej uwagi zwracają na to, ile ich pacjent poświęca czasu na aktywność fizyczną. Jeżeli tego czynnika nie biorą pod uwagę, to znaczy że są ignorantami.
„W zdrowym ciele zdrowy duch”, o słuszności tego motta wiedzieli już starożytni, a ikony naszej europejskiej kultury, ci, którzy tworzyli jej zręby, jak Plat on, czy Heraklit, startowali w igrzyskach olimpijskich. Zwykli ludzie, czyli większość tego świata jeszcze do niedawna, by przeżyć, pracowali fizycznie, a zwykłe, codzienne czynności wymagały dużo więcej wysiłku niż dzisiaj. Dzieci były sobą, a podwórko, place zabaw to była podstawa. I nagle, w ciągu kilku dekad w Polsce doszło do ogromnej zmiany: w stylu życia, nawyków żywieniowych oraz w całym szeregu innych czynników, jak Internet, smartfon. A nasze ciała są jeszcze wciąż niemal takie same jak za czasów Platona. Ta zmiana to ogromny wstrząs dla naszych organizmów, a szczególnie jest to niebezpieczne dla dzieci i młodzieży.
Żyjemy w czasach pandemii. Czy to ona ma decydujący wpływ na kondycję psychiczną i to, że tak wiele osób ma problemy tej natury?
Pandemia jest dodatkową porcją oliwy do ognia, to przyspieszyło wiele procesów. Problemy psychiczne dzieci i młodzieży to zauważalny, ogromny problem już od kilku lat, obecnie jest to już prawdziwa pandemia, tylko że rodzice się tego wstydzą. Ukrywamy prawdziwą skalę. Covid przyspieszył ten problem, ale głównym sprawcą tego gigantycznego problemu jesteśmy my, dorośli.
Martwimy się obecnie o inflację, ceny prądu, brakiem możliwości wyjazdu, np. do Hiszpanii, tymczasem w pokoju obok siedzą nasze dzieci z przyrośniętą twarzą do telefonów.
Paradoks polega na tym, że na Facebooku dyskutujemy o wolności, wolnych mediach itd., tymczasem nasze dzieci to już prawdziwi niewolnicy, a 50% z nich ma już objawy zaburzeń. Przyczyną nie jest covid, tylko głównie brak ruchu, którego głównym organizatorem w obecnych czasach jest rodzic. Jesteśmy zaangażowani w szeroko pojętą konsumpcje, a nasze dzieci chodzą po ulicach jak zombie, przemieszczając się, nie odrywają oczu od smartfona.
Wiem, że nie jest łatwo, mam dwójkę dzieci w wieku 18 i 7 lat. Przeżywamy z żoną to samo, co wszyscy rodzice, czasem nam brakuje konsekwencji, czasem odpuszczamy, ale cały czas walczymy i jesteśmy świadomi, jak ważne są regularny ruch, oraz, po prostu, poświęcony dzieciom czas.
Zastanawiasz się nad tym, jakie mogą być tego konsekwencje?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że ojciec mojego przyjaciela jest lekarzem psychiatrą z ponad 50-letnim doświadczeniem. Kiedy z nim ostatnio rozmawiałem, był zatrwożony tą sytuacją. Powiedział mi, że już nie zajmuje się nikim innym, jak tylko dziećmi. Tak wiele z nich potrzebuje pomocy psychiatry.
Dzieci są alkoholikami, lekomanani lub kompletnie zagubionymi w tym świecie, bo nikt się nimi nie interesuje.
Koleżanka, która jest psychoterapeutką, powiedziała mi niedawno, że mogłaby pracować 24 godziny na dobę, a i tak nie ma szans, by pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują. Dramatyczny wzrost prób samobójczych wśród dzieci i młodzieży w krajach rozwiniętych i także w Polsce, to prawdziwe i straszne konsekwencje.
Regularny ruch, choćby małe wyzwanie, któremu sprostasz, podnosi znacząco naszą samoocenę, czyni nas bardziej odpornymi na stres i wiele innych szkodliwych czynników, takich jak otyłość i cukrzyca typu II, które już są przyczyną znacznej części zgonów na świecie. Konsekwencje braku ruchu i naszych zaniechań będą teraz się nasilać i bardzo szybko dojedziemy do ściany. Tymczasem my oglądamy kolejny serial na Netfliksie…
Czy w naszym systemie edukacji jest wystarczająco dużo informacji o wpływie aktywności fizycznej na zdrowie psychiczne?
To jest złożony temat i pewnie nauczyciele, którzy to przeczytają, będą mieli inne zdanie, ale, moim zdaniem, szkolnictwo w ogóle nie jest przygotowane do nowych wyzwań i zagrożeń. Żeby była jasność, nie jest to tylko odosobniony problem polskich szkół. System dał się zaskoczyć, ludzie odpowiedzialni za szkolnictwo na każdym szczeblu, nie nadążają za dynamiką zmian. Nauczyciele są zdezorientowani. Dodatkowo bierność i nieprzystosowanie Kościoła, który tradycyjnie odgrywał ważną rolę, obecnie przeżywa poważny kryzys. W sposób dramatyczny problem pogłębia nieodpowiedzialna, demagogiczna i przesiąknięta ideologią, polityką dyskusja na temat płciowości. W Polsce coraz więcej jest przypadków, że dzieci są „diagnozowane” jako osoby np. niebinarne. Jestem po rozmowie z pedagogiem szkolnym, i obraz jest gorszy niż zły. Przypadków, że dzieci od psychologów ze stowarzyszeń zaangażowanych w ruch LBGT otrzymują certyfikat, powodujący, że takie dziecko w szkole jest poza wszelkimi obowiązkami i panującymi zachowaniami, jest mnóstwo.
Pozytywne jest to, że obecnie w szkołach zajęcia z WF-u są cztery razy w tygodniu. Idąc dalej, patrzę, co robi moja gmina, by walczyć z narastającym problemem braku aktywności. W Gdyni wydaje się miliony złotych na projekty lodowiska, pływalni, po czym nie dochodzi do realizacji. Zabiera się coraz więcej przestrzeni i oddaje się ją deweloperom. Samorząd ma bardzo dużo możliwości i narzędzi, by stymulować aktywność fizyczną mieszkańców. Zwykły człowiek, którego aktywność sprowadza się do tego, by walczyć o przetrwanie, spłacać kredyt, może trochę przespać sprawę, być zagubionym, ale dlaczego robią to nasze elity? Może dlatego, że jednak nie są naszymi elitami? Myślę o wszystkich tzw. elitach od 1989 roku, bo wcześniej wyglądało to inaczej. Sport kiedyś był bardzo istotny. Był system, było szkolenie, ale byli też ludzie z poczuciem misji, trenerzy poświęcający cały swój czas na to, by dzieci uprawiały sport w szkole i w klubach. Niestety, w Gdyni jest tak, że jeśli ktoś nie organizuje sobie zajęć prywatnie, to miasto nie ma nic do zaproponowania. A to jest takie proste, dysponując takimi narzędziami i pieniędzmi, jakie Gdynia ma. Choćby cykliczne spotkania z dziećmi, np. w sobotę, jakieś zajęcia ruchowe, skorzystają też rodzice. Gdyby tylko ktoś chciał poważnie porozmawiać, to mam na to dziesiątki pomysłów. Przecież tych ludzi, którzy w sobotę siedzą w domu w piżamach i coś by zrobili, ale do końca nie wiedzą, co, jest mnóstwo. Tylko musi być wyraźny przekaz, że coś takiego jest i trzeba z tego korzystać.
Przecież gdyńskie kluby dostają milionowe dotacje za promowanie miasta. Dlaczego w ich ramach nie zobowiązać ich do organizacji takich zajęć dla dzieci, choćby raz w tygodniu. Są piłkarze, koszykarze i koszykarki, rugbiści. Jestem pewien, że chętnie by się w takie akcje zaangażowali. Postawa gdyńskiego samorządu jest poniżej wszelkiej krytyki, i jest to tendencja utrzymująca się od wielu lat.
To, co mówisz, brzmi bardzo pesymistycznie.
To chyba raczej realizm. Gdybym był pesymistą, nie robiłbym tych rzeczy, które robię. Wykonuję codziennie po cichu ogromną pracę, i nie jest to moja działalność komercyjna. Trenuję dzieci, dorosłych. W miesiącu odbywam mnóstwo rozmów, staram się pomóc, uświadamiać. Moje dokonania są znane na świecie, ustanawiam rekordy, realizuję bardzo trudne cele i robię to z poczuciem misji. Patrzą na mnie moje dzieci i widzą, że choć mam 44 lata, cały czas utrzymuję wysoką formę. Pokazuję, że ciężką pracą, poświeceniem, a nie szukaniem łatwych dróg, można osiągnąć wiele.
Musimy jako ludzie się obudzić, bo większość z nas jest zdezorientowana i gdzieś głęboko czuje lęk. On bierze się stąd, że tracimy kontrolę nad ciałem i nad tym, co dzieje się dookoła. A jednym z elementów odzyskania kontroli jest umiejętność sprostania własnej słabości. To można najłatwiej uzyskać poprzez aktywność fizyczną. Przełamując się i wychodząc pobiegać na ulicy, czy w lesie, szanujesz swoje ciało, a przez to także duszę. Nie możemy być szczęśliwi, olewając nasze ciało. Praca kciuków na klawiaturze telefonu to kpina z potrzeb naszego ciała.
Zjada nas atrofia, a zdolności ruchowe naszych dzieci spadają w zastraszającym tempie, i z tym wyzwaniem jesteśmy jako ludzie sami. Co nam zostaje? Pilnie przewartościujmy życie, dbajmy o zdrowie nie wtedy, kiedy jest za późno. Regularna aktywność, spacery, jazda na rowerze, bieganie, na pewno nam pomoże, a w diecie unikajmy produktów wysoko przetworzonych, róbmy zaprawy, kiszonki, gotujmy posiłki w domu i pamiętajmy, że ciało to świątynia duszy.
Napisz komentarz
Komentarze