Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dom zły w Czernikach. Wszyscy wiedzieli, ale nikt "pod łóżkiem nie leżał"

Co najmniej cztery lata miał trwać kazirodczy związek ojca i córki, wcześniej to samo miało spotkać starszą córkę. Ludzie mieli swoje podejrzenia, ale nikt głośno o nich nie mówił. Dopiero koleżanki 20 -letniej Pauliny G. podniosły alarm
Dom zły w Czernikach. Wszyscy wiedzieli, ale nikt "pod łóżkiem nie leżał"

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Czerniki: Martwe noworodki w domu. Ojciec i córka z zarzutami

Teraz przypominam sobie, że 10, może 12 lat temu, przy okazji jakiejś rozmowy o rodzinie G., ktoś rzucił, że G. w końcu pewnie za córki się weźmie – mówi mieszkanka Starszej Kiszewy. - Z czego to się pojawiło, nie wiem, ale w sumie i tak nikt tego nie pociągnął… Ot, takie rozmowy między ludźmi.

W Starej Kiszewie o niczym innym się teraz nie mówi – w piekarni, pod sklepami, pod urzędem gminy, na ulicy. Rodzina G. z pobliskich Czernik od zawsze była na językach, wszyscy próbują sobie przypomnieć, o czym co się przez lata szeptało.

- Od dawna ludzie wiedzieli, że tam coś się dzieje, że tam są robione rzeczy złe. Tylko nikt nie wiedział, jak bardzo źle jest - mówi jeden z mieszkańców. - Ale plotek było dużo.

CZYTAJ TEŻ: Czerniki: Martwe noworodki znalezione w domu. Ojciec i córka w areszcie

- Ta rodzina od dawna była pod obserwacją służb, ale dopóki nie było twardych dowodów, nic nie można było zrobić – tak Marian Pick, wójt Starej Kiszewy tłumaczył fakt, że prze lata nie odkryto dziejącej się w pobliskich Czernikach tragedii.

W Czernikach jest kilkanaście domów, mieszka tam tylko 180 osób. Dom rodziny G. stoi pośrodku wsi. W piątek 15 września policja przeprowadziła tam interwencję, w wyniku której w piwnicy znaleziono zakopane szczątki noworodka. Wezwano techników i prokuratora. W ciągu kilku kolejnych godzin funkcjonariusze odkopali na terenie posesji kolejne ciało, następnego dnia jeszcze jedno.

W ciągu kilku pierwszych godzin śledztwa wyszło na jaw, że 20-letnia Paulina G. miała godzić się na kazirodczy związek ze swoim ojcem, trwający prawdopodobnie od co najmniej czterech lat. 54-letni Piotr G. usłyszał zarzut trzech zabójstw i kazirodztwa. Paulina - dwóch zabójstw i kazirodztwa. Śledczy ustalają informacje, że Piotr G. miał wcześnie przymuszać do kazirodztwa także inną córkę. Podejrzewa się, że to ona mogła być matką jednego z zabitych noworodków.

- Jak najszybciej przeprowadzono sekcję zwłok tych dzieci – mówi Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. - Ze wstępnych informacji wynika, że jedno z tych dzieci urodziło się kilka tygodni przed ujawnieniem zwłok.

Na razie biegli, bez dodatkowych badań, nie byli w stanie ustalić, kiedy urodziły się pozostałe dzieci. - Na pewno narodziły się znacznie wcześniej – mówi prokurator.

W poniedziałek 18 września Piotr G. i Paulina G. zostali aresztowani na trzy miesięące.

Ta rodzina od dawna była pod obserwacją służb, ale dopóki nie było twardych dowodów, nic nie można było zrobić

Marian Pick / wójt gminy Stara Kiszewa

Żona mówiła sąsiadom 15 lat temu

G. przeprowadzili się do Czerników 25 lat temu, wcześniej rodzina mieszkała w Gdańsku. Wówczas, jak pamiętają sąsiedzi, G. mieli ośmioro, może dziewięcioro dzieci, najstarszy syn ma teraz ponad 30 lat. Gdy Hanna G. zmarła 15 lat temu, dzieci było już 12: cztery córki i ośmiu synów. Od czasu jej śmierci Piotr G. sam zajmował się dziećmi, w ostatnich latach mężczyzna mieszkał tylko z dwojgiem: 20-letnią Pauliną i 24-letnim niepełnosprawnym Damianem. Pozostałe dzieci wyprowadziły się z Czernik.

Piotr G. nie pracował, rodzina żyła z zasiłków.

- Pamiętam ze szkoły tych starszych braci - mówi jeden z dawnych mieszkańców Starej Kiszewy. - Trzymali się razem, czasem się z nami bawili po szkole, ale też nikt specjalnie się nimi nie interesował. Pamiętam, że po 10-20 groszy zbierali od innych na przerwach, żeby bułkę kupić, czasem oddawaliśmy im kanapki. Wiadomo było, że są pod opieką społeczną, bieda tam aż piszczała. Jeśli się dorośli w szkole jakoś interesowali, to chyba raczej pod kątem tej biedy. Wszyscy potem szybko powyjeżdżali, a tych najmłodszych dzieciaków to już nie znałem, chociaż teraz ludzie mówią, że coraz bardziej się izolowali.

ZOBACZ TAKŻE: Przez lata było pięć postępowań w sprawie Piotra G. z Czernik. Będzie kontrola prokuratury

- Słyszałem od starszych mieszkańców, że Hanna G. kilka tygodni przed śmiercią mówiła sąsiadkom, że mąż się dobiera do córek – mówi dawny kolega szkolny braci G. - Teraz ludzie to sobie przypominają. I że były awantury, a ona często chodziła pobita.

Sam się zastanawia, dlaczego przez te wszystkie lata służby nie dostały „twardego dowodu”, że w rodzinie G. może dochodzić do przestępstw. - Wszystko takie „podobno”… Podobno żona mówiła, podobno jeden z sąsiadów kilka lat temu poszedł z tym do opieki społecznej. I nic z tych wszystkich „podobno” nie wynikło, choć służby, opieka społeczna jeździła tam i sprawdzała.

- Był kurator, nieraz była też policja. Chyba lepiej wiedzieli, co tam się dzieje niż my – mówiła dwa dni po ujawnieniu tragedii jedna z sąsiadek.

Inna opowiadała kilka dni temu mediom, że o tym, co się dzieje w domu, mówił głośno czasami 24-letni Damian.

- Mówił mi, że się wyprowadzi. Powiedział: „Tata mnie bije, wyzywa i wyrzuca z domu. Przeklina na mnie". Dodał, że jest coś jeszcze. Dopytałam co, a on na to, że ojciec z córką... i dlatego go wyrzucali. Nie wiem, czy to widział, ale musiał widzieć, bo skąd wiedział, że coś takiego robią? – mówiła kobieta w rozmowie z dziennikarzem TVN.

Przyznaje też, że nie przekazała tego ani urzędnikom, ani policji. - Wszyscy siedzieli cicho, to co ja miałam mówić? - pyta. - Sama nic nie widziałam, tam zawsze okna były zasłonięte. Nikt tam nikomu pod łóżkiem nie leżał.

Rodzina miała nadzór kuratora i była pod opieką gminnego ośrodka pomocy społecznej. Tymczasem sprawa wyszła na jaw dopiero kilkanaście dni temu, bo sytuacją Pauliny G. zainteresowały się jej koleżanki z pracy.

Słyszałem od starszych mieszkańców, że Hanna G. kilka tygodni przed śmiercią mówiła sąsiadkom, że mąż się dobiera do córek.  Teraz ludzie to sobie przypominają. I że były awantury, a ona często chodziła pobita.

dawny kolega szkolny braci G.

Koleżanki podniosły alarm

Paulina uczyła się w wieczorowej szkole zawodowej, w ramach praktyk zawodowych pracowała w piekarni w Starej Kiszewie. Pracujące z nią koleżanki zauważyły, że dziewczyna może być w ciąży.

- Pytały ją o to, mówiła, że nie, że w ogóle pewnie nigdy nie będzie mogła być w ciąży, bo ma chore jajniki – opowiada ich znajomy. - Ale że tak wygląda, bo ma torbiele. Tyle że jakiś miesiąc temu na kilka dni zniknęła, a potem wróciła szczuplejsza. Dziewczyny o tym między sobą rozmawiały, wreszcie jedna podejrzała sms-y Pauliny do ojca. Okazuje się, że po porodzie, gdy Paulina wróciła do pracy, to on zajmował się noworodkiem.

- W telefonie miała go zapisanego jako „Piotr”. Ona napisała: „I co robi?”, a on natychmiast odpowiedział: „ciągle ryczy” - mówiła „Faktowi” jedna z koleżanek Pauliny G. - Szybko się męczyła, zasłaniała sutki, bo ciekł jej pokarm.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Martwy noworodek w Stanowie. Prokuratura potwierdza zabójstwo

Właśnie te koleżanki zaalarmowały opiekę społeczną.

- W poniedziałek 4 września otrzymaliśmy informację, że dziewczyna była w ciąży, ale tej ciąży nie ma - mówił tuż po ujawnieniu sprawy wójt Marian Pick. - 5 września pani kierownik ośrodka pomocy skierowała tam pracownika socjalnego, żeby to sprawdzić. Pracownik pojechał w takich godzinach, żeby zastać tę dziewczynę w domu, czyli w godzinach późno popołudniowych i zrobił to pod pretekstem rozmowy z synem tego mężczyzny i bratem kobiety, który jest osobą intelektualnie niepełnosprawną.

W czasie rozmowy dziewczyna leżała na łóżku w ubraniu, mówiła, że trochę źle się czuje, bo boli ją brzuch. - Pracownica sporządziła notatkę. W środę 6 września pani kierownik złożyła doniesienie na policję. Policja zareagowała, a potem był szok - mówił wójt.

Zbrodnia w Czernikach: umorzono pięć spraw

Wójt zastanawia się teraz, że być może czujność wszystkich uśpił fakt, iż przed laty nie potwierdziły się wcześniejsze podejrzenia wobec Piotra G.

- Były informacje, które się nie potwierdzały. Kiedyś był epizod, który rozpatrywała prokuratura, ale okazało się, że to były pomówienia i na tym sprawa się skończyła – mówił Marian Pick. Miało chodzić o podejrzenia związku kazirodczego Piotra G. z jedną ze starszych córek. Dziewczyna do niczego się jednak nie przyznała.

Kilka dni po odkryciu zwłok dzieci okazało się jednak, że w ostatnich latach organy prokuratorskie pięciokrotnie prowadziły postępowania, dotyczące znęcania się nad członkami rodziny oraz czynów kazirodczych. Z braku dowodów potwierdzających podejrzenie popełnienia przestępstwa wszystkie postępowania były umarzane.

- Prokuratura prowadziła w sprawie Piotra G. pięć postępowań. Najstarsze z nich - dwie sprawy - dotyczyły podejrzenia czynów kazirodczych, w ostatnich latach trzykrotnie podejmowano postępowania wskutek podejrzenia znęcania się nad innymi członkami rodziny - przekazała nam prokurator Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej. - We wszystkich przypadkach zapadały decyzje o umorzeniu postępowania, ponieważ nie pojawiły się informacje ani materiały potwierdzające w wystarczającym stopniu podejrzenie popełnienia przestępstwa. W trybie nadzoru służbowego dokonana zostanie ocena prawidłowości postępowań, zarówno co do gromadzenia materiału dowodowego jak i podjętych decyzji.

Teraz sąsiedzi mówią, że widać było, iż ojciec nie zachowuje się wobec Pauliny jak wobec córki. - Często chodzili za rękę, odwoził ją do pracy i odbierał, niektórzy widzieli, że klepał ją po tyłku, wyglądało, że jej się to podoba, mówiła do niego po imieniu, czasami „kochanie” – opisują w mediach. Piotr G. miał być zazdrosny o Paulinę, kiedyś ogolił jej głowę na łyso. - Każdy o tym wiedział i każdy był do tego przyzwyczajony - przyznają. Ale niektórzy z młodszych mieszkańców zastanawiają się, jak mogło dojść do tego, że funkcjonująca w świecie zewnętrznym 20-latka, mająca pracę i znajomych, współżyła z ojcem i nikomu nie wspomniała o tej relacji.

Teraz wszystko wyjdzie

Jak mówią ludzie w gminie – dopiero teraz wszystko się wysypie, wszystkie sprawy wyjdą na jaw. A ludzie przypominają sobie kolejne szeptane plotki. Już pojawiają się spekulacje, że szczątków może być więcej.

- Jakieś dwa, trzy lata temu jedna z córek była w ciąży z bliźniętami, teraz sobie wszystko zaczynamy przypominać – mówił w „Fakcie” jeden z sąsiadów. - On woził tę dziewczynę do innego województwa niby na poród, do Torunia, Ciechocinka. Jeszcze kierowca z opieki społecznej pomagał im w transporcie, on zapewniał, że wszystko jest w porządku i mu wierzono, ale teraz nikt nie wie, co się stało z tymi dziećmi.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama