„Atlas wysp odległych” to pierwsza w tym roku premiera Teatru Miniatura, jak czytamy w zapowiedzi - spektakl dokumentalny dla widzów od 10 lat, adaptacja znakomitej książki Judith Schalansky o tajemniczych wyspach z całego świata. Spektakl dokumentalny... Co to znaczy?
Dokumentalny, bo wszystkie przedstawione tu historie - jakkolwiek wydawałyby się dziwne - oparte są na faktach. Wraz ze scenografem Markiem Zákosteleckim, staramy się jak najwierniej je przedstawić tak w plastycznej jak i dramaturgicznej formie. Wykorzystujemy do tego teatr cieni, kamery, formy planszetowe. Każda z opisanych tu wysp jest przez nas zainscenizowana. To jest ten nasz teatr dokumentalny, trochę tak, jakby oglądało się dokument w telewizji, tylko że on rozgrywa się na scenie naszego teatru, blisko widza.
Książka „Atlas wysp odległych” to opowieść o pięćdziesięciu wyspach. Co to są za historie?
Do naszego przedstawienia wybraliśmy dziesięć z nich. Niezwykłość tych opowieści polega na tym, że nikt nawet nie pomyślałby, że one mogłyby wydarzyć się naprawdę. To jest iście magiczna opowieść, a może raczej pewna niesamowitość prawdopodobieństwa zdarzeń. To, co tu się dzieje jest tak zaskakujące, że aż dziw, iż mogłoby się komuś przydarzyć. A jednak… Każda z tych wysp to odległy zakątek świata, miejsce słabo zaludnione, o którym najczęściej nikt nigdy nie słyszał.
Kogo pani gra w tym przedstawieniu?
My, aktorzy, jesteśmy tu animatorami tych opowieści, z jednej strony ich uczestnikami, z drugiej – niczym demiurg stwarzamy te historie lub też stajemy się ich biernymi obserwatorami. To też ciekawa propozycja dla widza, może sam zdecydować, za którym z tych wcieleń chce podążać. Gramy tu zespołowo, nie tworzymy indywidualnych kreacji.
Do pomocy macie, jak powiedziała pani, planszety, teatr cieni, kamery. Tradycyjna lalka też weźmie udział w tym przedsięwzięciu?
Jedynie wspomniane formy planszetowe.
Jest pani lalkarką. Nie tęskni pani lalką?
Czasem, istotnie, brakuje mi jej. Zwłaszcza że jeszcze nie dane mi było tak na serio grać lalką. Moje role to raczej tak zwany żywy plan. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że w teatrze przeżywamy obecnie czas eksperymentów, sprawdzamy, jak daleko możemy odejść od lalki. Jednak przez coś takiego musi chyba przejść każde pokolenie lalkarzy, to naturalne i na pewno często przynosi rewolucyjne rozwiązania, nowe kierunki, odkrycia. Każdemu pokoleniu wydaje się, że odchodzenie od tradycji jest czymś najlepszym. Ten proces eksperymentowania zapewne nigdy się nie skończy. Istnieje też kierunek tworzenia hybryd, czyli korzystania ze środków multimedialnych w połączeniu z tradycyjną sceną. Czegokolwiek jednak byśmy nie robili, lalki były i lalki będą. Kiedyś może wszyscy do nich wrócimy na dobre. Jestem pewna, że tradycyjna jawajka jeszcze zatriumfuje na scenie!
A marionetka?
To jest moja ulubiona lalka! Kiedy wyznaję to kolegom lalkarzom wszyscy mówią, że jestem masochistką. (śmiech).
To trudna sztuka.
To lalka dla cierpliwych. Dla tych, którzy czerpią radość, jaką daje powolne obserwowanie jak w cudowny sposób ożywa coś, co z natury rzeczy nie ma prawa ożyć, jak rodzi się postać. Marionetka to dla mnie prawdziwe laboratorium ruchu! Kiedy patrzymy na aktora poruszającego marionetką najpierw to on skupia nasz wzrok, po chwili jednak gra lalki tak pochłania naszą uwagę, że aktor staje się niewidzialny! To jest magia teatru lalek.
21 marca obchodzimy Światowy Dzień Lalkarstwa. Pani jakoś świętuje ten dzień?
Od minionego roku najlepiej jak można, czyli grając na scenie mojego teatru. Ale mile wspominam też czas studiów, gdy tego dnia obdarowywano nas słodkościami…
Wśród zainteresowań pani, jak przeczytałam, jest budowa lalki.
W szkole teatralnej duży nacisk kładło się na tworzenie projektów. Gdy uczyliśmy się być odpowiedzialnymi za wszystko, co dotyczy realizacji przedstawienia. Od scenografii, lalki, po muzykę, dobór tematyczny spektaklu. Podczas takich zajęć właśnie zaczęłam zastanawiać się, w jaki sposób mogłabym stworzyć lalkę, która będzie mi szczególnie odpowiadała, która będzie pasowała nie tylko do mojej dłoni, ale i do osobowości. I co chciałabym poprzez tę formę przekazać innym? Obudziła się we mnie potrzeba, by nie szukać jej wśród gotowych form, tylko stworzyć własną.
Jaka lalka do pani pasuje?
To chyba typ lalki, która wygląda niewinnie i naiwnie, ale jej zadaniem jest zmierzyć się z całym światem. W trakcie osobliwej podróży, którą odbywa zachodzi w niej metamorfoza, wobec samej siebie, ale i ludzi, postaci, które spotka. To dobry charakter, pozytywna „osobowość”. Choć nieoczywista.
W minionym roku orędzie z okazji Światowego Dnia Lalkarstwa przygotowała Ranjana Pandey, indyjska lalkarka, dramaturżka, reżyserka. Zaczynało się tak: „Morze zawsze niosło gawędziarzy i ich historie z jednego brzegu na drugi, z jednej wyspy na drugą, z jednego kontynentu na wszystkie inne. Historie wirowały w nim, mieszając się w wielu kulturalnych kotłach, przez co stawały się magiczne i nieśmiertelne”…
Gdyby w tym roku pani przyszło wystosować orędzie do lalkarzy Pomorza?
Życzyłabym sobie i innym, lalkarzom, aktorom, studentom, widzom - morza odwagi, morza cierpliwości, zrozumienia dla innych i samego siebie. Świat jest bardzo złożonym miejscem, nie wszystko dzieje się tak, jakbyśmy tego oczekiwali, ale to nie jest nic złego. Nie można się poddawać, tylko nauczyć się w tym pływać i znaleźć swój nurt, swoją wyspę...
"Atlas wysp odległych", premiera - Teatr Miniatura w Gdańsku, 18 marca, godz. 17
Magdalena Bednarek
Absolwentka Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, filii w Białymstoku, którą ukończyła uzyskując dyplom w 2021 roku. W 2020 roku otrzymała wyróżnienie na 38. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi za rolę w spektaklu dyplomowym „PandemiJa” w reżyserii Agaty Biziuk-Brajczewskiej. Zagorzała miłośniczka czarnej kawy, psów i gier video (teatrminiatura.pl).
Napisz komentarz
Komentarze