Najkrótsza droga do wcześniejszych wyborów to samorozwiązanie Sejmu. Do tego potrzeba by było porozumienia Prawa i Sprawiedliwości i Koalicji Obywatelskiej. Rzecz w tym, że dla jednych i drugich to mało opłacalny scenariusz. PiS ma za dużo do stracenia, a opozycja nie jest jeszcze gotowa do przejęcia odpowiedzialności za kraj. Przyznał to w niedzielę jej szef, Donald Tusk, mówiąc w TVN 24: „Wcale nie jestem pewien, czy powinienem się modlić o wcześniejsze wybory, biorąc pod uwagę możliwe ryzyka”.
PiS nie ma po co ryzykować
- Nie bardzo wierzę w przedterminowe wybory, choć oczywiście nie mogę dać słowa, że ich nie będzie – mówi prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. - Wierzyłem w przedterminowe wybory, kiedy PiS ogłaszał Polski Ład i liczył, że dzięki temu programowi, który był de facto programem wyborczym, słupki poparcia w sondażach skoczą mu powyżej 40 procent. I gdyby rzeczywiście w ostatnich tygodniach ubiegłego roku i na początku tego roku sondaże PiS trwale przekraczałyby ten próg, to nie wykluczam, że prezes Kaczyński zarządziłby taką ucieczkę do przodu. Ponieważ jednak te sondaże wyglądają obecnie zupełnie inaczej, to nie ma żadnego sensu przyśpieszać ryzyka utraty władzy.
Na argument, że za półtora roku poparcie dla PiS może być jeszcze mniejsze, prof. Dudek odpowiada, że już obecnie jest ono na tyle niskie, że nie daje gwarancji odtworzenia w przyszłym parlamencie klubu tej wielkości, jaki dziś PiS ma. W takim razie nie ma co ryzykować. A bez PiS nie ma przedterminowych wyborów. Zresztą prof. Dudek nie jest przekonany czy opozycja jest zainteresowana przedterminowymi wyborami.
- Mam wrażenie, że gdyby do nich doszło wybuchłaby tam ogromna panika – przewiduje politolog. - Oni ciągle nie mogą się poskładać, a kiedy się ich przyciska w sprawie koalicji, to mówią, że to za wcześnie, że potrzebują czasu. Zakładać więc można, że opozycja, gdyby nie musiała, nie przyłożyłaby ręki do tych wyborów. Oczywiście gdyby z jakiegoś tajemniczego powodu prezes Kaczyński, wykonujący różne dziwne ruchy, których ja nie potrafię wytłumaczyć – choćby lex TVN – złożył za tydzień wniosek o samorozwiązanie Sejmu, a to jest najprostszy sposób na doprowadzenie do przedterminowych wyborów, to tam trzeba większości dwóch trzecich. I wtedy Platforma, która ma tę dopinająca do 2/3 większość musiałaby się zdecydować: czy ryzykuje wybory w sytuacji, gdy – co widać po wypowiedziach Tuska – nie są do końca przygotowani, czy z drugiej strony narazić się na śmiech, że tego nie poparli, a przecież cały czas mówią, że PiS to samom zło i jego rządy są katastrofalne. W tym sensie to jest możliwe, ale w praktyce nie wierzę w przedterminowe wybory w tym roku.
Mam wrażenie, że gdyby doszło do wyborów na opozycji wybuchłaby ogromna panika. Oni ciągle nie mogą się poskładać, a kiedy się ich przyciska w sprawie koalicji, to mówią, że to za wcześnie, że potrzebują czasu
Prof. Antoni Dudek
Natomiast bardzo prawdopodobne jest – według prof. Dudka, - że będziemy mieli rząd mniejszościowy.
- Takie przypadki już były. Rząd Marka Belki istniał półtora roku, rząd Marcinkiewicza prawie rok. Gdyby to się miało zaczynać od rządu mniejszościowego od razu na początku kadencji, to byłaby wątpliwość, czy on przetrwa cztery lata. Teraz jednak do wyborów mamy nieco ponad półtora roku. I stawiam na to, że rząd Mateusza Morawieckiego dotrwa do końca kadencji, ale właśnie jako rząd mniejszościowy – kończy Antoni Dudek.
Partii politycznych nie stać na wybory
Podobne wnioski, choć z zupełnie innych przesłanek wyciąga kolejny politolog z UKSW, dr Bartosz Rydliński.
- Moim zdaniem wyborów nie będzie – mówi w rozmowie z zawszepomorze.pl. –Dlaczego nie? Odpowiedź kryje się w danych Państwowej Komisji Wyborczej ujawnionych niedawno przez jeden z tabloidów. Partie wciąż spłacają swoje kredyty wyborcze. W związku z tym żadna partia, może poza PiS, które jest najbogatsze, nie jest finansowo gotowa, żeby wydawać setki tysięcy złotych na billboardy i ulotki. Poza tym struktury partyjne są zwyczajnie wymęczone. Mieliśmy cykl kilku wyborów pod rząd, w związku z tym partie mogą prężyć muskuły, ale tych przyspieszonych wyborów niekoniecznie chcą.
Dr Rydliński wątpi by Jarosław Kaczyński skorzystał z możliwości skrócenia kadencji Sejmu bez poparcia opozycji, poprzez nieuchwalenie budżetu w przyszłym roku.
- Żeby jednak tak się stało, to naprawdę musiałby się już „walić i palić” w państwie. Gospodarka musiałaby być w fatalnej sytuacji, a notowania PiS spaść poniżej krytycznego dolnego pułapu, poniżej którego nie wolno im zejść – przewiduje politolog.
Zdaniem dr. Rydlińskiego dla opozycji wybory byłyby opłacalne, gdyby zdobyła co najmniej 276 mandatów umożliwiających odrzucenie prezydenckiego weta. Zresztą nawet gdyby wybory odbyły się terminowo a więc w 2023, to i tak nastąpi po nich półtora roku czasu kohabitacji, kiedy prezydentem będzie nadal Andrzej Duda, który może wetować wszystkie ustawy. Więc bez takiej większości zamiast rządzenia będzie półtora roku administrowania państwem. Z tego też powodu Jarosław Kaczyński ma na uwadze, że napięcia między Nowogrodzką a Krakowskim Przedmieściem nie mogą mieć charakteru trwałego. O ile sprawa TVN poróżniła prezydenta i prezesa PiS, to w perspektywie długookresowej Jarosław Kaczyński wie, że jeszcze nieraz będzie musiał polegać na decyzjach Andrzeja Dudy.
- Większość sejmowa PiS jest krucha – przyznaje dr Rydliński, - ale nie wydaje mi się by Zjednoczona Prawica ją utraciła. Paweł Kukiz dość jasno zadeklarował, że nie wyklucza startu z list PiS. Poza tym pamiętajmy, że w drugiej części kadencji jesteśmy często świadkami różnych zaskakujących przetasowań i egzotycznych transferów. W związku z tym potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której część konserwatywnych posłów PO i PSL otrzyma propozycje nie do odrzucenia, dotyczące startowania z list PiS. To, że jest to możliwe pokazała ujawniona korespondencja Michała Dworczyka z posłanką Fabisiak
Partie wciąż spłacają swoje kredyty wyborcze. W związku z tym żadna partia, może poza PiS, które jest najbogatsze, nie jest finansowo gotowa, żeby wydawać setki tysięcy złotych na billboardy i ulotki
Dr Bartosz Rydliński
Co do samej pozycji Jarosława Kaczyńskiego, to Bartosz Rydliński przypomina, że o jego rzekomym schyłku mówi się co najmniej od czasu słynnego wystąpienia o „zdradzieckich mordach”, kiedy opinia publiczna zobaczyła, że prezesowi puszczają nerwy. Tymczasem Kaczyński mimo upływu lat jest nadal dominatorem sceny politycznej. Popełnia błędy, bo kto ich nie popełnia, ale pozycja jego partii jest niezagrożona, a Platforma, mimo powrotu Donalda Tuska, w każdym kolejnym sondażu „ogląda plecy” PiS.
Jak ożywić niegłosujące 30 proc., czyli pora na prawybory
Paweł Kasprzak, działacz społeczny i publicysta polityczny, założyciel Obywateli RP, zwraca uwagę, że przedterminowe wybory są przede wszystkim nie na rękę opozycji. Przypomina wypowiedzi prof. Radosława Markowskiego, który przed wyborami prezydenckimi w 2020 odradzał opozycji przejmowanie władzy. Argumentował on wtedy, że należy najpierw poczekać aż prawda o rządach PiS, „zajrzy głęboko w oczy” wyborcom tej partii, żeby dobrze to sobie zapamiętali. Tak, by – gdy PiS upadnie - był to upadek ostateczny.
- On był jedynym, który miał to odwagę publicznie powiedzieć – zwraca uwagę Kasprzak. - Dzisiaj Tusk jest drugi. Niespecjalnie jestem fanem Tuska, ale doceniam, że powiedział to wreszcie otwarcie. Bo wydaje mi się, że od dawna to założenie: „poczekajmy niech się sami wyp…ą” przyświeca opozycji. Wszystkie te niezrealizowane ofensywy, z którymi nic nie poszło, w rodzaju konwencji Budki z Trzaskowskim o koalicji 276, czy przeciwko marszałek Witek, żeby ją wymienić, świadczą, że wśród polityków opozycji nie ma klimatu, żeby przejmować odpowiedzialność.
Tymczasem, zdaniem Pawła Kasprzaka, dziś zdobycie 307 mandatów dających konstytucyjną większości w Sejmie, byłoby możliwe pod warunkiem odzyskania elementarnej wiarygodności.
Jak to zrobić?
- Ja z tym od ponad czterech lat się „pałuję” proponując prawybory – tłumaczy Kasprzak. - Jeszcze tego tutaj nie ćwiczyliśmy, ale można zobaczyć jak to się sprawdza zagranicą. Ale do tego trzeba mieć odwagę i wyobraźnię.
Paweł Kasprzak powątpiewa by do wcześniejszych wyborów parł też Jarosław Kaczyński.
- On zawsze straszy przedterminowymi wyborami, bo opozycja się ich boi – zauważa. - Natomiast wydaje mi się, że w tej chwili najbardziej racjonalna z jego punktu widzenia byłaby próba odbudowania społecznego poparcia dla PiS.
Boję się bardzo, że w kalkulacjach Kaczyńskiego, czy w ogóle obozu PiS, leży nadzieja, że w pierwszym kwartale 2022 Morawiecki dogada się z UE i jakaś transza Funduszu Odbudowy do Polski trafi.
Paweł Kasprzak, Obywatele RP
W tym kontekście Kasprzaka bardzo niepokoi brak inicjatywy ze strony opozycji w kwestii obrony praworządności.
- Rozumiem problem polityków opozycji. Widzą oni, że Polacy popierają praworządność, włącznie ze sporą częścią wyborców PiS, którym się nie podoba ofensywa na sądy. Popierają też integrację europejską. Ale już zasady, że Unia ma prawo do sankcji ekonomicznych przeciwko Polsce, jeśli ta łamie praworządność, większość Polaków nie popiera. W związku z tym, gdyby się zapytać Tuska czy zażądałby od Ursuli von der Leyen nałożenia na Polskę sankcji finansowych za złamanie reguł praworządności, to on by się wił. To jest zrozumiałe. Natomiast politycy opozycji mają ten komfort, że to sama Unia twierdzi, że nie da nam kasy dopóki nie zrobimy porządku z sądami. On w ogóle nie musi w to wchodzić. Natomiast może zaoferować prawne rozwiązanie tej sytuacji. Dwa miesiące temu dostał od ruchów obywatelskich projekt przygotowany przez Iusticię. I ten projekt jeszcze do Sejmu nie wpłynął, co nawiasem mówiąc też pokazuje ich brak woli politycznego zwycięstwa. Tymczasem można by to dobrze rozegrać. Na przykład marszałek Grodzki w orędziu w TVP zwracając się do wyborców PiS, mógłby powiedzieć: „Dajemy wam kasę, bo to my mamy znajomości w Brukseli, a nie oni. Tu są minimalne warunki rozejmu w tej sprawie, za które możemy natychmiast dostać bardzo nam potrzebne miliardy”. Ale tej inicjatywy nie ma. To jest dla mnie sytuacja kompletnie niezrozumiała. Boję się bardzo, że w kalkulacjach Kaczyńskiego, czy w ogóle obozu PiS, leży nadzieja, że w pierwszym kwartale 2022 Morawiecki dogada się z UE i jakaś transza Funduszu Odbudowy do Polski trafi. To nie jest wykluczone. Zwłaszcza w sytuacji, gdy politycy w Europie nie wiedzą czy nacisk na Polskę służy czemukolwiek innemu, jak tylko budowaniu zaplecza polskiemu eurosceptycyzmowi.
Szanse na ten korzystny dla PiS scenariusz, są zadaniem Pawła Kasprzaka o tyle mniejsze, że - jak twierdzą osoby dobrze poinformowane - na jakąkolwiek, choćby minimalną współpracę w samym rządzie PiS, nie bardzo da się już dziś liczyć. W co innego gra Ziobro, w co innego Morawiecki, a jeszcze w co innego sam Kaczyński.
- Niezależnie od wszystkiego, uważam, że wybory w Polsce wygra ten, kto je wymusi. Gdybyśmy dziś, zaraz przystąpili do organizowania prawyborów, to by pokazało, że jesteśmy tą siłą sprawczą, która do czegoś dąży, nadaje ton i dynamikę. Taka inicjatywa mogłaby obudzić też nadzieję w obywatelach, że rodzi się coś dobrego, nowego, w czym my, wyborcy mamy też udział. To ten potencjał, który nigdy w Polsce nie był wykorzystywany, a który wciąż jest. Jedna trzecia Polaków w ogóle nie głosuje. Gdyby ich zdobyć, to bierzemy wszystko – konkluduje Paweł Kasprzak.
Napisz komentarz
Komentarze