Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Referendum: brzytwa ratunkowa dla PiS czy strzał w stopę dla tej partii?

- To niszczenie demokracji. Referenda są świętem demokracji, a nie narzędziem do realizacji małych, partyjnych interesów. Takie manipulacje odrzucają ludzi od polityki - mówi psycholog społeczny dr Wiesław Baryła.
Referendum: brzytwa ratunkowa dla PiS czy strzał w stopę dla tej partii?
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

Referendum 2023. Cztery pytania

Opozycja nazwała to referendum „kabaretem politycznym”, a pytania tendencyjnymi, które jeśli budzą jakieś emocje, to te… minione. Wielu ekspertów jednak przestrzega, że sprawa jest dużo poważniejsza. I opozycji nie powinno być do śmiechu. Bo to referendum może być pułapką zastawioną na wyborców politycznych przeciwników Zjednoczonej Prawicy.

Referendum, którego datę wyznaczono na 15 października (równolegle z wyborami parlamentarnymi 2023), ma dotyczyć czterech pytań, które trudno uznać za neutralne politycznie.

Brzmią one tak:

  1. Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?
  2. Czy jesteś za podwyższeniem wielu emerytalnego wynoszącego dziś 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn?
  3. Czy popierasz przyjęcie tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki, zgodnie z przymusowym mechanizmem relokacji narzucanym przez biurokrację europejską?" 
  4. Czy popierasz likwidację bariery na granicy Rzeczpospolitej Polskiej z Republiką Białorusi?

Wielu ekspertów jest zdania, że to referendum jest brzytwą ratunkową PiS, która może ostatecznie być strzałem w stopę dla tej partii. Inni przestrzegają, że PiS zrobi sobie z niego wehikuł wyborczy i pułapkę na wyborców opozycji.

CZYTAJ TEŻ: Referendum 2023. Pytanie o imigrację przedstawił premier Morawiecki

Socjolog Uniwersytetu Jagiellońskiego prof. Jarosław Flis na pytanie – czy referendum jakiego chce PiS jest dobrym posunięciem, odpowiada, że to dla nich taka brzytwa ratunkowa.

- Wykorzystywanie referendów jako triku politycznego jest, jak uczy nas doświadczenie, raczej zniechęcające. Najświeższym przykładem na to jest referendum Bronisława Komorowskiego. Ale PiS powinien mieć też w pamięci takie nazwiska jak Cameron, Renzi czy wcześniej Wałęsa.

Oni również próbowali uciec do przodu, ogłaszając referenda, w których odpowiedzi na pytania nie dzieliły, tylko były raczej oczywiste. I mimo, iż tym politykom wydawało się, że to może być polityczne złoto, to wyniki tego pomysłu były zupełnie inne, niż ogłaszający referendum się spodziewał – tłumaczy profesor.

Jego zdaniem, Zjednoczona Prawica próbuje tym pomysłem jakoś bronić się przed tym, że jej rząd jest najgorzej ocenianym rządem od 22 lat.

- Ostatnim tak źle ocenianym przed wyborami był rząd Jerzego Buzka. I to nie jest stronnicza ocena, tylko dane CBOS, które można obejrzeć w każdej chwili na ich stronie. W związku z tym PiS próbuje wmówić obywatelom, że generalnie, w sporach ideowych większość jest po jego stronie. Ale prawda jest taka, że nie tylko PiS jest po tej stronie, bo ma konkurencję w postaci PSL czy Konfederacji – tłumaczy socjolog.

Ostatnim tak źle ocenianym przed wyborami był rząd Jerzego Buzka. I to nie jest stronnicza ocena, tylko dane CBOS, które można obejrzeć w każdej chwili na ich stronie. W związku z tym PiS próbuje wmówić obywatelom, że generalnie, w sporach ideowych większość jest po jego stronie. Ale prawda jest taka, że nie tylko PiS jest po tej stronie, bo ma konkurencję w postaci PSL czy Konfederacji

prof. Jarosław Flis / socjolog UJ

Jak zauważa prof. Flis Prawo i Sprawiedliwość chciałoby większej polaryzacji i rywalizacji głównie z Donaldem Tuskiem. Ale sprawa jest o wiele bardziej złożona.

- Patrząc na średnią lipcowych sondaży, jeszcze nigdy polaryzacja w naszym kraju nie była tak mała. We wszystkich wcześniejszych wyborach, począwszy od 2007 roku po 2019, łączny wynik PiS i Platformy był wyższy, niż obecnie. Rozumiem, że Jarosław Kaczyński bardzo tej polaryzacji pragnie, ale to, że ktoś chce, nie znaczy, że tak będzie. Moim zdaniem z referendum PiS będzie tak jak z referendum Bronisława Komorowskiego. W tamtym przypadku też się wydawało, że ten pomysł jest takim wunderwaffe, cudowną bronią, a odpowiedzi są oczywiste. Tylko, że wyborcy uznali, iż to nie jest coś poważnego. Więc po co się fatygować, skoro to i tak nie zmieni to ich poglądu w tej sprawie. Patrząc na wcześniejsze doświadczenia można więc powiedzieć, że tego typu triki do tej pory nie działały – podsumowuje prof. Flis.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Znamy wszystkich pomorskich kandydatów Platformy Obywatelskiej do Sejmu

Dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS uważa, że referendum w proponowanej postaci jest zamachem na wybory i na demokrację.

- To niszczenie demokracji. Referenda są świętem demokracji, a nie narzędziem do realizacji małych, partyjnych interesów. Takie manipulacje odrzucają ludzi od polityki. Sprawiają, że jest ona niezrozumiała i niemoralna. Polityka powinna służyć rozwiązywaniu problemów i konfliktów społecznych przez współpracę lub rywalizację podmiotów politycznych. Planowane referendum nie służy temu celowi. Jest pogwałceniem reguł uczciwej rywalizacji politycznej i dowodem na to, że politycy przy władzy dbają tylko o swój interes. Dla Polaków niezaangażowanych w politykę jest to kolejny powód na to, aby trzymać się od niej z daleka. Wybory są więc podstawowym sposobem uczestnictwa obywatelskiego i kontrolowania władzy, a PiS gotów jest zniszczyć ten fundament demokracji. Rozumiem ich motywację, bo w ich wizji władzy demokracja i zaangażowanie obywateli są zbędne. Oni nie słuchają ludzi ani nie chcą ich opinii. Uważają, że wiedzą, co jest dobre dla Polski i Polaków i dążą do rządów autorytarnych - mówi dr Baryła.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

- Wybory połączone z referendum mogą odstraszyć wielu wyborców opozycji. Mam wrażenie, że to główny cel spin doktorów PiS. W Polsce wybory wygrywają te partie, które mobilizują swój i demobilizują elektorat przeciwników. W mojej ocenie to referendum ma zniechęcić wyborców opozycji. Zwolennicy PiS pójdą do urn, bo dla 15 października będzie dniem plebiscytu: 4 razy NIE. Nie przeszkadzają im pytania referendum, bo bez ich czytania i zrozumienia doskonale wiedzą, jakie odpowiedzi zaznaczyć. Ale po drugiej stronie może być inaczej. Mało zaangażowani zwolennicy zmiany władzy, którzy nabrali chęci do wzięcia udziału w wyborach, dostali kolejny silny argument, że polityka to bagno, od którego trzeba trzymać się z daleka. A nawet ci, co regularnie chodzą na wybory, będą mieli kłopot, jak postąpić w lokalu wyborczym. Czy wziąć udział w referendum? Jak skutecznie nie wziąć udziału? Czy ujawnić przed komisją wyborczą i zapewne innymi obecnymi w lokalu wyborczym, że nie chce się brać udziału w referendum – a więc nie głosuje się na PIS? Prosty akt oddania głosu zamienia się dla nich w test z dojrzałości politycznej i odwagi osobistej, do którego nie wszyscy będą chcieli przystąpić - mówi psycholog społeczny.

SPRAWDŹ TEŻ: Dulkiewicz na tak, Płażyński na nie. Kto zostanie prezydentem Gdańska?

I dodaje: - To referendum to ogromne zagrożenie dla opozycji. I nie chodzi o to, że PiS będzie narzucać tematy kampanii wyborczej. Bo to i tak robią za pomocą TVP i mediów wykupionych przez Obajtka. Bardziej niebezpieczne jest to, że odstrasza wyborców opozycji. Często zapominamy o tym, że „baza" wyborców PiS jest znacznie większa niż „baza" opozycji, która może wygrać tylko przy dużej mobilizacji. To referendum to przebiegła pułapka. I nie widzę na razie recepty, jak ją rozbroić.

Wybory połączone z referendum mogą odstraszyć wielu wyborców opozycji. Mam wrażenie, że to główny cel spin doktorów PiS. W Polsce wybory wygrywają te partie, które mobilizują swój i demobilizują elektorat przeciwników. W mojej ocenie to referendum ma zniechęcić wyborców opozycji.

dr Wiesław Baryła / psycholog społeczny SWPS

Na stwierdzenie, że pytania są tendencyjne, jak mówił bohater „Rejsu", a Polacy żyją innymi sprawami dr Wiesław Baryła odpowiada: - Im bardziej są one oderwane od rzeczywistości, im mniej przypominają prawdziwe pytania referendalne, tym lepiej nadają się do tego, żeby odstraszyć elektorat konkurencji poprzez zamienienie głosowania w test z dojrzałości politycznej i odwagi osobistej. Wyborcy PiS reagują tu jak fani na swoich idoli, czyli bezkrytycznie i z entuzjazmem. Dla nich cztery odpowiedzi NIE na pytania referendalne są pretekstem do sygnalizowania własnego przywiązania do PiS i prezesa Kaczyńskiego. Nie chodzi im o merytoryczną dyskusję ani o wpływanie na kształt polityki państwa. Chodzi im o okazywanie lojalności i poparcia dla swojej partii i jej lidera – podsumowuje dr Baryła.

Jeszcze inaczej na problem patrzy prof. Wawrzyniec Konarski, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula: - Jako ekspert oceniam tę sytuację za interesującą poznawczo, natomiast jako obywatel, jednoznacznie negatywnie – komentuje pomysł rządzących.

- Pójście w kierunku tak dalece opartym na nieprawdziwych przesłankach pytań, nie ma nic wspólnego z referendum i jest właściwie wypaczeniem jego idei. Rząd nie ma zamiaru powiedzieć obywatelom, że w perspektywie najbliższych lat, co wynika z demografii oraz starzenia się społeczeństwa, czeka nas nieuchronność podniesienia wieku emerytalnego, albo jak w przypadku pytania o imigrantów, gdzie zawarto nieprawdziwą tezę o narzuceniu mechanizmu relokacji, że Polska nie będzie zmuszona do ich przyjęcia. Tzw. referendum jest, de facto, bardzo chytrze przemyślaną formą plebiscytu. Moim zdaniem PiS sam go nie wymyślił. Dostrzegam tu wpływ i rolę politycznych doradców, których trudno mi w tej chwili wskazać.

Pójście w kierunku tak dalece opartym na nieprawdziwych przesłankach pytań, nie ma nic wspólnego z referendum i jest właściwie wypaczeniem jego idei. (...) Tzw. referendum jest, de facto, bardzo chytrze przemyślaną formą plebiscytu. Moim zdaniem PiS sam go nie wymyślił. Dostrzegam tu wpływ i rolę politycznych doradców, których trudno mi w tej chwili wskazać.

W opinii politologa, za niespełna dwa miesiące będziemy świadkami czegoś w rodzaju zabiegu na żywej tkance społecznej, którego głównym celem będzie zwiększenie frekwencji. Pod przykrywką tematów na pozór fundamentalnych dla bezpieczeństwa obywateli, PiS będzie próbować wyciągnąć wyborów do urn i nawet w lokalu wyborczym, serwując im pytania o charakterze demagogicznym, rozpalać w nich emocje.

- Przed 11 laty wprowadziłem termin „obsesji reelekcji”, z którym właśnie mamy do czynienia. Dobierane są do niego różnego rodzaju instrumenty, które mają dopomóc w utrzymaniu władzy, ale również utrzymać ją w taki sposób, by posiadała statystycznie weryfikowalną legitymację – stwierdza prof. Konarski.

- Tzw. referendum ma przyczynić się do zwiększenia frekwencji poprzez wzbogacenie argumentacji rządzących, że tylko oni są wstanie zabezpieczyć kraj przed różnego rodzaju zagrożeniami. A ponieważ pytania są retoryczne i tak skonstruowane, by działać na ludzi podprogowo oraz wzbudzać w nich różnego rodzaju obawy, PiS liczy, że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu: zwiększy frekwencję i dzięki temu wygra wybory zarówno do Sejmu jak i Senatu podsumowuje politolog.

(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)

- Skoro PiS sięga po tak nadzwyczajne i stosowane ad hoc metody, w dużym stopniu demolujące ideę referendum, to znaczy, że realny stan mobilizacji zwolenników tej partii jest tak słaby, jak pokazywały to różne, cząstkowe wybory w ubiegłym roku – ocenia prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. Jednocześnie politolog wątpi, by Prawu i Sprawiedliwości udało się zrealizować nakreślony cel i zmobilizować wyborców, nawet we własnym elektoracie.

- Myślę, że nie będzie to takie proste, ponieważ straty PiS-u w porównaniu z ostatnią elekcją wiążą się z doraźnym kontekstem społeczno-ekonomicznym, ale także z demografią. Jak wiemy, struktura jego elektoratu oparta jest o „średnio-starsze pokolenie”. To obecnie najsilniejsze bariery rozwoju poparcia tej partii – mówi prof. Chwedoruk.

- Kolejna sprawa, to nośność zaproponowanych tematów, która jest bardzo różna. Mam wrażenie, że w większym stopniu PiS liczy na niszowe grupy, niż na osiągnięcie efektu w skali makro. Chce przypomnieć np. zapomnianą już kwestię prywatyzacji majątku publicznego, która jednak dotyczy sporów politycznych sprzed 20-30 lat. Wówczas takie referendum byłoby autentycznym hitem masowo przyciągającym obywateli do urn. Kwestia uchodźcza również nie jest tak ostra jak jeszcze kilka lat temu. Europejski kryzys imigracyjny został zażegnany i wiele wskazuje, że ten temat nie „rozgrzeje” wyborców, tak jak oczekiwałby tego PiS. Mamy coraz więcej imigrantów spoza Europy i nader wszystko, obywatelek i obywateli Ukrainy. To wszystko relatywizuje ten problem i zmusza wyborcę do zadania pytania, czy poruszanie tej sprawy ma większy sens. Niewątpliwie te tematy dają się pokrywać z mapami deficytów mobilizacji wyborców PiS-u. To poza jakąkolwiek dyskusją. Natomiast do uznania referendum za sukces jest bardzo, bardzo daleko – kończy prof. Chwedoruk.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama