25 lat Samorządu Województwa Pomorskiego to zarazem 25 lat zjednoczenia Kaszub w granicach jednego województwa. Jak wspomina Pan ten czas?
Dla nas, Kaszubów, reforma z 1998 roku miała szczególny wymiar i była wyrazem dążeń i aspiracji politycznych. Obok tak oczywistych jak walka o nasz język, tożsamość i dziedzictwo kulturowe było dążenie, aby ziemie etnicznie kaszubskie znalazły się w granicach jednego samorządnego województwa. Nie było to oczywiste, bo do ostatnich chwil ważyły się losy ziemi chojnickiej, która mogła pozostać w województwie ze stolicą w Bydgoszczy. Dzięki determinacji działaczy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, w szczególności środowiska chojnickiego, udało się osiągnąć cel. Spełniły się marzenia wielu generacji kaszubskich społeczników. To właśnie na pamiątkę tego wydarzenia co roku odbywają się Zjazdy Kaszubów. Pierwszy zorganizowany został właśnie w Chojnicach. Wtedy pierwszy raz w podróż ruszyła Transcassubia, pociąg który stała się jednym z symboli Zjazdów.
Pamięta pan jak to się wszystko zaczynało? Jakie były początki naszego regionalnego samorządu? Był pan wówczas radnym województwa.
Początki były trudne, ale może nie tak jak w przypadku tworzenia się samorządów gmin w 1990 r. Wówczas jako młody burmistrz Jastarni oraz wielu moich kolegów i koleżanek musieliśmy uczyć się samorządu od nowa. Po reformie rządu Jerzego Buzka mieliśmy już wiedzę i doświadczenie. Dużym wyzwaniem było zebranie grona kompetentnych osób, które zajęłyby się organizacją samorządu i nowymi zadaniami, od dróg wojewódzkich po instytucje kultury i szpitale podległe samorządowi województwa. Jan Zarębski, który został pierwszym marszałkiem zebrał zespół kompetentnych urzędników, część z nich do dziś pracuje w urzędzie.
Które momenty były najtrudniejsze?
Spadła na nas odpowiedzialność za bardzo różne kwestie. Pierwszym i najważniejszym zadaniem było określenie regionalnych priorytetów, a następnie znalezienie na nie finansowania. Przypomnę, że nie mieliśmy dostępu do środków europejskich, a głosowany przez nas w styczniu 1999 roku pierwszy budżet województwa ustalił wydatki na poziomie 128 milionów złotych. Dzisiaj niektóre gminy wiejskie mają większe budżety, a my jako samorząd województwa na samą tylko organizację transportu publicznego wydajemy 260 mln zł. I dlatego tak ważna jest rola funduszy europejskich, bo to one kilka lat później dały silny impuls rozwojowy nie tylko samorządowi województwa, ale wszystkim samorządom i całej pomorskiej społeczności. Od 2004 roku to blisko 60 mld złotych środków UE na realizację ponad 35 tys. projektów. Nie ma dziś gminy, która by z tego nie skorzystała.
Jakie jeszcze ważne zmiany się dokonały?
Sporym wyzwaniem, było scalenie nowego województwa nie tylko infrastrukturalnie, ale też społecznie. Powstał bowiem region bardzo bogaty jeżeli chodzi o zasoby kulturowe, bo mieliśmy Kaszuby i Kociewie, Żuławy, Powiśle, które do tej pory znajdowały się w granicach czterech rożnych województw. Chodziło o to, aby każdy czuł się częścią pomorskiej społeczności i moim zdaniem to się udało, bo aż 80 proc. mieszkańców czuje silną identyfikację z regionem. Tak wynika z badania opinii publicznej, które zostało niedawno wykonane na próbie aż 6 600 osób.
To znaczy, że dobrze wykorzystaliśmy ten czas?
Pomorskie jest uważane za region, który sprawnie wykorzystuje środki unijne i mamy stabilną administrację. Zrobiliśmy ogromny skok w zakresie zmian infrastrukturalnych w szpitalach, na co wydaliśmy przez ostatnich 12 lat ponad 1,3 mld zł. Jesteśmy dobrze oceniani, jeśli chodzi o utrzymanie jednostek kultury, współpracę z organizacjami pozarządowymi, relacje z samorządami lokalnymi. Cieszą nas opinie wielu przedsiębiorców, że opracowywane i wdrażane strategie miały przełożenie na rzeczywistość.
W jakim kierunku Pana zdaniem powinny rozwijać się województwa samorządowe?
W jak największym stopniu powinny być upodmiotowione i powinny posiadać szeroki zakres kompetencji zgodnie z zasadą pomocniczości, czyli tyle władzy centralnej w polityce lokalnej ile to jest konieczne. Taki był i jest postulat i marzenie pokoleń działaczy Zrzeszenia i Kaszubów w ogóle. To nasza ambicja, aby móc decydować o sobie. Wszystkie reformy samorządowe do tej pory zmierzały w kierunku tego, aby to mieszkańcy poprzez samorządy decydowali w jak największym stopniu o swoich małych ojczyznach, a nie rządowi aparatczycy z Warszawy i ich nominaci. Kto wie lepiej jakie inwestycje są potrzebne w gminie, powiecie, czy regionie? Mieszkańcy czy oddalona o setki kilometrów władza w stolicy? Niestety ostatnie lata to recentralizacja i tworzenie systemu, w którym samorządy w coraz większym stopniu są zależne od władzy centralnej. Dlatego z okazji 25-lecia, które obchodzimy należałoby sobie życzyć jak najwięcej samorządu. Bez tego będą to jednostki pozbawione możliwości realizacji ważnych dla obywateli zadań. Trzeba też zdać sobie sprawę z tego, że szybki rozwój Kaszub w ostatnich dwóch dekadach możliwy był dzięki symbiozie z rozwojem samorządności. Jeśli ona będzie ograniczana Kaszuby też będą osłabiane.
Napisz komentarz
Komentarze