Karetkę oficjalnie przekazano do dyspozycji sopockiej przychodni dwa tygodnie temu. Jej funkcjonalność, podczas konferencji przy ul. Chrobrego, zachwalał dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Sopocie.
- Takie karetki to małe szpitalne sale reanimacyjne – mówił dr Ryszard Karpiński. Pojazd wyposażono m.in. w elektryczne nosze, urządzenia do masażu klatki piersiowej, krzesełko kardiologiczne, nowoczesne defibrylatory oraz respiratory. Ambulans zastąpi wysłużony pojazd z 2017 r., który od teraz będzie wykorzystywany na potrzeby Nocnej i Świątecznej Opieki Chorych, ale również jako karetka sezonowa, w miesiącach letnich. To już drugi tego typu „prezent” dla Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego kupiony w ramach Budżetu Obywatelskiego. Poprzedni przekazano ratownikom w 2021 r. i jest obsługiwany przez zespół wyjazdowy „S”.
- Wolałabym, żeby te ambulanse przyznało nam ministerstwo. Mimo wielu próśb, wysyłanych od kilku lat, Sopot nie otrzymał żadnej karetki – mówiła Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu. - To mieszkańcy musieli wziąć sprawy w swoje ręce, za co im bardzo dziękuję. W takim turystycznym mieście jak Sopot, gdzie nie należy patrzeć tylko na liczbę stałych mieszkańców, nowoczesne karetki są niezbędne.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sopot ma nową karetkę. Kupioną w ramach budżetu obywatelskiego
Władze miasta oraz kierownictwo przychodni mówią o stworzeniu jednej z najnowocześniejszych baz ratunkowych w województwie pomorskim. I chociaż nikt nie neguje konieczności inwestowania w placówkę oraz poprawiania jakości udzielanych świadczeń, pojawiają się wątpliwości czy akurat budżet obywatelski, służący aktywizacji mieszkańców oraz realizacji ich autorskich pomysłów, to właściwe narzędzie do finansowania sprzętu ratującego ludzkie życie oraz zdrowie. Z punktu widzenia formalnego, wszystko odbyło się zgodnie z regulaminem. Z drugiej strony, formułowane są zarzuty wykorzystywania BO jako „rezerwowego” źródła finansowania zadań leżących w bezpośredniej kompetencji samorządu.
- Byłem jednym z inicjatorów wprowadzenia sopockiego budżetu obywatelskiego i od dobrych kilku lat mówię, że należy zmodyfikować jego formułę – mówi radny Wojciech Fułek z klubu Kocham Sopot. - Remonty ulic, chodników czy ochrona zdrowia, nie powinny podlegać budżetowi obywatelskiemu, dlatego, że należą do zadań własnych gminy. Ideą była realizacja projektów inwestycyjnych, ale również „miękkich”, np. edukacyjnych, które wzbogacają naszą przestrzeń oraz usługi publiczne i jednocześnie są nietypowe, trudne do zaplanowania w klasycznym budżecie miejskim. Idealnym przykładem są tu ogrody społeczne powstające w wielu miastach Polski dzięki oddolnej inicjatywie mieszkańców. Fajnie, że sopocianie poparli zakup karetki, ale umówmy się… Jeżeli była taka potrzeba, karetka powinna znaleźć się w przychodni już dawno temu, bo od tego zależy bezpieczeństwo mieszkańców oraz turystów.
Wolałabym, żeby te ambulanse przyznało nam ministerstwo. Mimo wielu próśb, wysyłanych od kilku lat, Sopot nie otrzymał żadnej karetk. To mieszkańcy musieli wziąć sprawy w swoje ręce, za co im bardzo dziękuję. W takim turystycznym mieście jak Sopot, gdzie nie należy patrzeć tylko na liczbę stałych mieszkańców, nowoczesne karetki są niezbędne.
Magdalena Czarzyńska-Jachim / wiceprezydentka Sopotu
Przejrzystości całej procedurze nie dodaje fakt przygotowania wniosku przez miejskiego radnego Marcina Stefańskiego, członka Komisji Bezpieczeństwa i Dialogu z Mieszkańcami Rady Miasta Sopotu, weryfikującej wszystkie wnioski składane do BO. Jako przedstawiciel klubu radnych Platforma Sopocian Jacka Karnowskiego mógł zgłosić zadanie do rocznego budżetu miasta, natomiast pulę zarezerwowaną dla mieszkańców pozostawić na ich autorskie pomysły. Wybrał inną drogę. Marcin Stefański pojawił się na uroczystości przekazania pojazdu stacji pogotowia, o czym później informował za pośrednictwem mediów społecznościowych.
- Nie zgłaszam projektów do budżetu obywatelskiego, bo uważam, że to nie na miejscu – komentuje radny Fułek. - To mieszkańcy powinni wykorzystywać przekazane im kompetencje, bo dla nich ten budżet został stworzony. Oczywiście, zaraz ktoś powie: radni też są mieszkańcami. Tak, ale obowiązują ich podwyższone standardy dotyczące intencji.
Zarówno autor, jak i urząd miasta nie widzą w zakupie z pieniędzy budżetu obywatelskiego niczego zdrożnego. Solidarnie podkreślają, że sprzęt powinien zostać sfinansowany ze środków ministerialnych, a mieszkańcy jedynie wyręczyli rząd oraz wojewodę z ich obowiązku.
- Od pewnego czasu odbierałem sygnały o potrzebie zakupu karetki, która wspomogłaby pracę naszej przychodni. Nie chcąc dłużej czekać na reakcję ministerstwa zdrowia, złożyłem projekt w budżecie obywatelskim, który zebrał wystarczającą liczbę głosów. Nie mam z tym problemu – mówi radny Stefański. - Budżet Sopotu nie jest z gumy. Co roku obejmuje wiele ważnych i kosztownych inwestycji, natomiast nie ma możliwości „upchnięcia” do niego wszystkich inicjatyw mieszkańców. Dlatego co roku składam projekty do BO. Dzięki głosom mieszkańców udało się wybudować dwa piękne boiska, trzy place zabaw, a także sfinansować badania wad postawy u przedszkolaków. Jeżeli coś może służyć wszystkim mieszkańcom Sopotu, a myślę, że karetka, badania profilaktyczne czy ambulatorium, spełniają to kryterium, to chyba warto podjąć się takiego zadania.
- Projekty związane z zakupem sprzętu służącego ratowaniu życia cieszą się bardzo dużym uznaniem sopocian. Dzięki narzędziu, jakim jest BO, oddajemy głos mieszkańcom. To oni - zgłaszając projekty, a potem głosując - decydują, na co wydać część pieniędzy z budżetu miasta. Skoro tego typu projekty zyskują akceptację mieszkańców, nie widzimy konieczności zmiany regulaminu – odpowiada biuro prasowe sopockiego magistratu.
Zupełnie inaczej widzi tę sprawę miejski aktywista Wojciech Wężyk. Założyciel stowarzyszenia Sopot odNowa mówi o kryzysie idei budżetu obywatelskiego, nie tylko w Sopocie, pierwszym mieście, które zdecydowało się na jego prowadzenie, ale w całej Polsce, oraz wymienia jego największe bolączki: brak odpowiedniej komunikacji z wnioskodawcami, pozostawienie weryfikacji wniosków w kompetencji radnych, ale przede wszystkim, możliwość zgłaszania projektów przez radnych, promowanie rajców przy okazji BO oraz realizacja inwestycji leżących w bezpośredniej kompetencji gmin.
- Zaryzykuję stwierdzenie, że z inicjatywy, która spotkała się z dużym entuzjazmem, budżet obywatelski stał się czymś, co może zniechęcać mieszkańców do zainteresowania się sprawami miasta. Obecnie BO jest narzędziem, które jedynie odwraca uwagę od właściwego budżetu miasta, na który mieszkańcy również mają wpływ. Jeżeli nie przeprowadzi się jego dużej reformy, to niestety, mieszkańcy w końcu odwrócą się do niego plecami – mówi Wojciech Wężyk. - Po zachowaniu niektórych włodarzy, mam wrażenie, że panuje absolutna niechęć do reformowania budżetów obywatelskich. Uznają je za swój wielki sukces i nie widać, by chcieli w nich jakichkolwiek zmian. Jednocześnie, mechanicznie wykorzystują je do realizacji bieżącej polityki.
Budżet obywatelski stał się czymś, co może zniechęcać mieszkańców do zainteresowania się sprawami miasta. Obecnie BO jest narzędziem, które jedynie odwraca uwagę od właściwego budżetu miasta, na który mieszkańcy również mają wpływ. Jeżeli nie przeprowadzi się jego dużej reformy, to niestety, mieszkańcy w końcu odwrócą się do niego plecami
Wojciech Wężyk / stowarzyszenie Sopot odNowa
Ułomności sopockiego budżetu obywatelskiego nie są odosobnione. Podobne zjawiska, jak upolitycznianie projektów czy wykorzystywanie do ich promocji publicznych obiektów oraz środków występują również w innych pomorskich miastach. W Tczewie o potrzebie zastanowienia się nad przyszłością BO mówiono już w 2017 r., gdy do realizacji skierowano projekt jednego z radnych dotyczący… ogrodzenia działki pod przyszłą świetlicę. W Gdyni część aktywistów w ogóle zrezygnowała z udziału w ostatnich edycjach budżetu obywatelskiego. Powód? Te sam, o którym wspomina się w Sopocie. Martyna Regent ze Stowarzyszenia Miasto Wspólne mówi wprost o wyczerpaniu pewnej formuły, która powinna ustąpić miejsca nowym narzędziom społecznej partycypacji.
- Nie chcemy uczyć mieszkańców, że każdy gra w swoje klocki i stara się rozgrywać jakieś interesy. Natomiast powinniśmy umożliwić im zajrzenie za kulisy tego w jaki sposób odbywa się dyskusja o mieście jako całości. Kluczowe jest włączenie mieszkańców w podejmowanie strategicznych decyzji, chociażby planowanie przestrzenne, a nie tylko umożliwienie im decydowania o niewielkiej puli przeznaczonej na rekreację czy rozrywkę, co ma stworzyć pozory rzeczywistej partycypacji. Dzisiaj kwestie dotyczące zagospodarowania przestrzennego rozgrywają się wyłącznie pomiędzy prezydentami oraz deweloperami, natomiast obywatele mogą wypowiedzieć, gdy plan jest już sporządzony. Mieszkańcy mogą być włączani do dyskusji o mieście m.in. za pośrednictwem warsztatów partycypacyjnych, wysłuchań publicznych, dyskusji, narad, panelów partycypacyjnych czy spacerów badawczych. Jest cały repertuar narzędzi, który może skutecznie zastąpić budżet obywatelski i dać mieszkańcom rzeczywisty wpływ na otaczającą ich rzeczywistość – podkreśla miejska aktywistka.
Napisz komentarz
Komentarze