Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czy kiedykolwiek wcześniej dzieci były aż tak odrzucane przez rodziców?

Rodzice mówią swoim dzieciom, że są ich pomyłką życiową, że lepiej byłoby, gdyby się nie narodzili. Część uczniów nie tylko jasno wskazuje, że czuje się niekochana, ale także słyszy, że jest niepotrzebna, jest wstydem dla rodziny – mówi dr Maciej Dębski, prezes Fundacji Dbam o Mój Zasięg, pracownik naukowy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Srebrzysko, szpital psychiatryczny w Gdańsku, młodzież

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Ratujmy nasze dzieci
Fundacja Dbam o Mój Z@asięg koordynowała badania „Młode Głowy” Fundacji UNAWEZA Martyny Wojciechowskiej, które objęły 184 tys. uczniów ze szkół podstawowych i ponadpodstawowych z całej Polski. Spodziewał się pan aż tak przejmujących wyników?

Może dziwnie to zabrzmi, ale tak. Chociaż część z nich mnie zaskoczyła. Wiemy, że z kondycją psychiczną młodych nie jest najlepiej. Spodziewaliśmy się, że będą osoby z podejrzeniem depresji – i było ich ponad 30 proc. – ale nie spodziewałem się, że 8,8 proc. uczniów stwierdzi, że ma za sobą próbę samobójczą. Zaskoczyło mnie także, że prawie co drugi nastolatek ze 184 444 przebadanych uczniów ma bardzo niską samoocenę. Zadaliśmy również pytanie otwarte: Co młodzi ludzie słyszą na swój temat od rodziców. Odpowiedzi nas przeraziły.

Rodzice mówią swoim dzieciom, że są ich pomyłką życiową, że lepiej byłoby, gdyby się nie narodzili. Część uczniów nie tylko jasno wskazuje, że czuje się niekochana, ale także słyszy, że jest niepotrzebna, jest wstydem dla rodziny.

Kiedykolwiek wcześniej dzieci na tak dużą skalę były odrzucane przez rodziców? Skąd taka niechęć do własnych dzieci?

Myślę, że ta niechęć pojawiała się już we wcześniejszych pokoleniach, ale dziś młodzież coraz częściej o tym mówi. Nazywamy ją kruchym „pokoleniem płatków śniegu”, ale równocześnie widzimy, że obecnie młodzi ludzie nie boją się o tym komunikować. Coraz częściej w przestrzeni publicznej słyszą, że są wartością samą w sobie, mają prawo do decyzji, do własnego zdania. Tym mocniej odbierają słowa rodziców.

Inna sprawa, że w badaniach skupiliśmy się na negatywnych aspektach. Nie pytaliśmy, co dobrego młodzi o sobie słyszą. Są to tylko badania ilościowe, oczekujemy badań jakościowych.

Czyli jakich?

W badaniach ilościowych umyka cały kontekst. Potrzebujemy wywiadów z młodymi osobami, postawienia im pytań otwartych. Musimy podrążyć badania statystyczne, zbadać pozostałe aspekty. Jest jeszcze przemoc w rodzinie, jest przemoc rówieśnicza. Stron, z których dziecko może dostać przysłowiowy „cios w zęby”, jest bardzo dużo. Dlatego już planujemy badania jakościowe, kampanię społeczną, konkretne działania w szkołach, wśród uczniów, nauczycieli, rodziców.

PRZECZYTAJ TEŻ: Przedszkolak z depresją? To całkiem możliwe

Obok rodziców traktujących dzieci jak zbędny bagaż, są także rodzice dominujący, którzy chcą na siłę uszczęśliwić dziecko. Jak znaleźć złoty środek normalnego rodzicielstwa?

Oscylujemy, niestety, między mocnym zaniedbaniem a totalną nadopiekuńczością. Raport jest bardzo smutny, ale nie zależało nam na wpędzaniu rodziców w poczucie winy. Powinni go przeczytać rodzice, którym czasem brakuje kompetencji i czasu dla dzieci. Zamierzamy także zrobić duże badania wśród rodziców dotyczące nadopiekuńczości.

Na czym zamierzacie skoncentrować kampanię?

W Internecie powstaje już strona młodeglowy.pl, gdzie znajdą się rzetelne dane dotyczące problemu kryzysu psychicznego. Chcemy także zebrać tam wiedzę na temat miejsc, gdzie można szukać pomocy w całej Polsce. Kampania toczy się już w mediach społecznościowych. Podejrzewam, że niedługo wyjdziemy na zewnątrz z kampanią outdoorową, prezentującą wyniki badań. Mają powstać przewodniki i poradniki, scenariusze zajęć, filmy animowane, skierowane do dzieci, których zadaniem będzie budowanie w młodych osobach prężności życiowej i odporności psychicznej. Być może powstanie kolejny telefon zaufania lub znajdziemy środki finansowe, by wesprzeć działające obecnie telefony zaufania.

Nie każde dziecko w kryzysie chce o tym mówić.

Ponieważ młodzież coraz mniej dzwoni, a coraz częściej pisze, mogą to być także miejsca, gdzie młodzi ludzie będą mogli czatować ze specjalistami. W ramach kampanii, przygotujemy również program długofalowy dla dzieci w różnym wieku.

Badaliśmy uczniów między 10. a 19. rokiem życia, i jest to duży rozstrzał wiekowy. Wiemy przy tym, że wsparcia potrzebują często już dzieci w wieku przedszkolnym.

Raport skończył się postawieniem ponad 50 rekomendacji i w grupach roboczych będziemy zastanawiać się, jak je wdrożyć. Owe rekomendacje dotyczą nie tylko kompetencji rodzicielskich, ale, np., także roli psychologa w szkole, kwestii, za które odpowiedzialność ponoszą rząd czy samorząd.

O potrzebie naprawy systemu psychiatrii dziecięcej słyszę już od kilkunastu lat. Widzi pan szansę na szybkie zmiany?

Jest to ogromny problem, w dodatku narastający. Rozpoczynamy cykl działań, które będą trwały co najmniej kilka lat. Coraz więcej organizacji, instytucji przystępuje bądź chce przystąpić do tworzenia programu. Wszystkie ręce na pokład, zobaczymy, jak to nam wyjdzie.

Prowadzona przez pana Fundacja Dbam o Mój Zasięg zajmuje się, m.in., problemem uzależnienia młodych ludzi od Internetu. Czy e-uzależnienia wpływają na stan psychiki dzieci i młodzieży?

Wpływają, choć nie uważam, że to nowe technologie niszczą więzi. Te więzi zostały już wcześniej zniszczone lub nadwątlone.

Trzeba jednak szczerze powiedzieć, że czynnikiem wpływającym na depresję jest o wiele częściej kiepski kontakt z rodzicami niż uzależnienie od nowych technologii czy nadużywanie mediów społecznościowych. Utrata kontroli nad nowymi technologiami i ich nadużywanie, a także budowanie poczucia własnej wartości na tym, co inni o nas napiszą w mediach społecznościowych, dolewa oliwy do ognia. Internet i to, co dzieje się w sieci, jest superwypełniaczem luki w kontaktach. Wielu nastolatków przenosi swoje życie do sieci, za bardzo ufa temu, co w niej jest. A z innych naszych badań wynika, że jedna czwarta, a nawet jedna trzecia osób publikujących w sieci sama przyznaje, że to, co pisze o sobie, jest niezgodne z prawdą.

Mamy więc dwie osobowości – realną i wirtualną. Psychiatrzy mogliby to nazwać krótko: schizofrenia.

Generalnie jest tak, że „ja-realny” i „ja-wirtualny” powinny leżeć bardzo blisko siebie. Wiemy jednak, że świat w sieci nie jest takim, jaki jest. W mediach społecznościowych często piszemy, jak jest u nas pięknie, jakie dobre jest nasze życie. Wydaje mi się, że im piękniejszy jest taki obraz, tym większy problem ma autor. Ponadto świat Internetu jest mocno nieuporządkowany. Wiele osób nadużywa nowych technologii, wiele ulega polaryzacji poglądów. To, co publikujemy, wyzwala w nas emocje. Żyjemy w kulturze fake newsów, influencerów, często patoinfluencerów.

Internet nie uczy młodzieży cierpliwości. I jeśli młoda osoba nie zachowuje higieny cyfrowej, doświadcza negatywnych konsekwencji w życiu realnym, w związku z tym, co robi wirtualnie. Jest bardziej depresyjna, samotna, ma niższe poczucie akceptacji i wartości. Dlatego trzeba więc stosować różnego rodzaje filtry.

Z tego, co wiem, konto na FB można założyć najwcześniej po ukończeniu 13. roku życia?

Z naszych badań wynika, że 86 proc. dzieci poniżej 13. roku życia używa mediów społecznościowych.

Można coś z tym zrobić?

Należy przyjrzeć się rozwiązaniom prawnym uniemożliwiającym młodzieży do 13. roku życia korzystanie z mediów społecznościowych. Dzieci doskonale wiedzą o granicy wiekowej, od której mogą zakładać konta, ale mówią: Mam 10 lat, założyłem takie konto i nikt mi nic nie zrobi.

Konieczna jest duża praca z rodzicami. Już na zajęciach w szkołach rodzenia mówię, że świat nowych technologii jest ogromny, ale kiedy wymknie się spod kontroli, sytuacja staje się bez sensu.

PRZECZYTAJ TEŻ: Nerwice lękowe, depresja, próby samobójcze – z tymi problemami młodzi ludzie z powiatu tczewskiego szukają pomocy

Kolejne propozycje?

W szkołach powinien pojawić się przedmiot związany nie tylko z edukacją medialną, ale także – już od pierwszych klas szkoły podstawowej – pozwalający na rozmowę z uczniem o wartościach i emocjach. Odrębną kwestią są nauczyciele. Podczas studiów przyszły nauczyciel fizyki, matematyki, geografii czy wychowania fizycznego praktycznie nie uczy się tzw. kompetencji miękkich – jak rozpoznawać symptomy depresji, jak rozmawiać z uczniami. Problem ten w mniejszym stopniu dotyczy psychologów, pedagogów czy nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej, gorzej jest właśnie z nauczycielami przedmiotów, których nikt nie wyposażył w kompetencję związaną z towarzyszeniem dzieciom młodszym i starszym. W każdej szkole powinien być psycholog, którego musi wspierać pedagog. Trzeba też wykonać dużą pracę z rodzicami. Sporo jest jeszcze do zrobienia.

Zadanie na lata. Tylko że zanim to zrobimy, kolejne dzieci będą się zabijać. Niewesoło kończymy naszą rozmowę.

Nie chcę, by to było smutne zakończenie. Jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, ale trzeba działać na wielu frontach. Dostęp do opieki psychiatrycznej, psychologów i psychoterapeutów musi być zdecydowanie większy. Trzeba zadziałać systemowo. Wcześniej musimy uznać na wszystkich poziomach – łącznie z poziomem rządowym i samorządowym, szkolnym, rodzinnym – że stan psychiczny młodych osób jest bardzo dużym problemem społecznym. Jest więc co robić.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama