Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wzrost Konfederacji to tylko dwa sondaże. Poczekajmy na kampanię i wybory

Gdyby ci, którzy głosowali na Janusza Korwin-Mikkego w swoich pierwszych wyborach, nadal na niego konsekwentnie głosowali, to dziś on rządziłby Polską – zauważa Mateusz Zaremba, politolog z Uniwersytetu z SWPS.
Wzrost Konfederacji to tylko dwa sondaże. Poczekajmy na kampanię i wybory

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Blady strach padł na demokratyczną opozycję i jej zwolenników, bo nagle dwa sondaże pokazały, że trzecią siłą polityczną w Polsce jest Konfederacja. Ale czy jest sens dyskutowania na temat sondaży na pół roku przed wyborami?

Szanuję sondaże wyborcze, bo one są ważnym narzędziem rozpoznania nastrojów społecznych. Ale uważam, że nie można ich przeceniać, bo mają szereg ograniczeń, takich, jak chociażby to, że pytanie samo w sobie jest hipotetyczne. Pytamy: gdyby w najbliższą niedzielę odbyły się wybory, to czy pan/pani wziąłby w nich udział? Jeżeli ktoś odpowiada, że tak, to wtedy jest pytany o to, na którą partię by zagłosował. Proszę pamiętać też, że ogromna większość sondaży wyborczych prognozuje frekwencję o 20-25 procent wyższą niż rzeczywista. Nie wiemy czy to wynika z myślenia życzeniowego ludzi, że oni by poszli (a w końcu nie idą), czy z tego, że w badaniach chętniej biorą udział ludzie, którzy głosują. A może ludzie po prostu nie chcą się przyznać do niegłosowania. W dodatku tutaj mówimy o pojedynczych sondażach: jednym-dwóch. Ważna jest pewna tendencja, więc trzeba poczekać. Poza tym, z tego co przeczytałem wynika, że te sondaże są realizowane internetowo. A elektorat Konfederacji jest bardziej zinformatyzowany, bo to grupa ludzi młodych. Jest zatem wiele czynników, które na poziomie samego pomiaru powodują, że należy być ostrożnym w przyjmowaniu tych wyników. To nie są pogłębione analizy robione przez wytrawnych socjologów, gdzie na przykład sama frekwencja jest szacowana na podstawie kilku pytań, a nie jednego. A frekwencja to jest podstawa, bo ona przekłada się na procenty.

Mateusz Zaremba jest politologiem. Zajmuje się badaniem zachowań wyborczych oraz socjologią polityki. W swoich pracach analizuje przyczyny rezygnacji z udziału w wyborach i różnice pomiędzy osobami głosującymi i niegłosującymi. Sprawdza, w jaki sposób przebiegają procesy podziału polskiego społeczeństwo, oraz jakie wyzwania stoją przed współczesną metodologią badań społecznych

Czyli ci, którzy już teraz deklarują, że jak po wyborach będzie rządzić PiS z Konfederacją, to oni się wyprowadzą z Polski, na razie mogą powstrzymać się z pakowaniem walizek?

Ależ oczywiście. Oczekiwania, że nauki społeczne pozwolą przewidywać przyszłość, są zbyt wygórowane. Jak sam pan zauważył do wyborów jest jeszcze pół roku. Nie znamy nawet ich dokładnej daty. Jeszcze bardzo dużo może się wydarzyć. Ostateczny wybór to wypadkowa pewnych bodźców wynikających właśnie z kampanii. Czasem spotyka się głosy, że kampania to fikcja. Nie, część ludzi podejmuje decyzje właśnie w jej trakcie, a nawet w czasie ciszy wyborczej.

To pomówmy w takim razie o samej Konfederacji i jej elektoracie, bo o tym coś niecoś wiemy. Antysystemowcy, wolnorynkowcy, nacjonaliści, tradycjonaliści, popierani głównie przez młodych mężczyzn. Czy taka partia rzeczywiście ma szansę odegrać znaczącą rolę polskim w społeczeństwie?

Oczywiście, że ma. Przypominam, że już coś podobnego miało miejsce w latach 2005-07, kiedy inna partia antysystemowa, partia protestu – Samoobrona – została koalicjantem Prawa i Sprawiedliwości. A wcześniej miała też krótki alians z SLD Leszka Millera. To pokazuje, że te partie protestu potrafią być istotne. Jest też elektorat dla tych partii, bo do Sejmu swoich ludzi udało się przecież wprowadzić i Januszowi Palikotowi, i Pawłowi Kukizowi. Wracając do dzisiejszej sytuacji: przywykliśmy do myśli, że Zjednoczona Prawica (która przecież też jest koalicją) ma rząd większościowy. To jest gigantyczny komfort dla rządzących, bo w systemach proporcjonalnych naturą są koalicje, ale zawierane już po wyborach, a nie przed – i startujące jako jedna lista. Możliwy jest zatem taki scenariusz, że partia wygrywa wybory, ale nie zdobywa władzy, bo nie znajduje koalicjanta. Tu znów wracamy do tematu sondaży. Bo pytając o koalicję w parlamencie pytamy tak naprawdę rozdział mandatów w wyników wyborów: ile miejsc przypadnie której partii. To jest naprawdę bardzo ciężkie do szacowania pół roku przed wyborami, bo tu zaczynają mieć znaczenie pojedyncze mandaty.

500 plus to nie jest tylko program ekonomiczny. To jest też – w sferze symbolicznej – program godnościowy. Zwrócenie się do tych, którzy byli przegranymi transformacji, pokazanie im, że Polacy, jak inni Europejczycy, mają prawo korzystać z różnych udogodnień współczesności, do których dostęp dają pieniądze.

Tym, co odróżnia Konfederację praktycznie od wszystkich pozostałych partii, jest postawa skrajnie wolnorynkowa. I to jest chyba ten element, który przyciąga głównie do nich wyborców?

Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, bo ma ono charakter stricte empiryczny. W ogóle nie wiem czy dzisiaj głównym nośnikiem wartości, przyciągającym wyborców do jakiejkolwiek partii jest wymiar ekonomiczny programu. W Polsce generalnie głosowanie „ekonomiczne” nie ma aż tak dużego wpływu na poparcie dla partii, jak to kiedyś zakładano. W przypadku wyborców Konfederacji trzeba też pamiętać, że to są ludzie młodzi. Gdyby ci, którzy głosowali na Janusza Korwin-Mikkego w swoich pierwszych wyborach, nadal na niego konsekwentnie głosowali, to dziś on rządziłby Polską. Zderzenie z rynkiem pracy, z tym, że np. fajnie jest dostać płatne zwolnienie lekarskie powoduje, że wyborcy odchodzą od tej partii.

Mówi pan, że programy ekonomiczne nie mają aż takiego wpływu na to, jak Polacy głosują. To by znaczyło, że ci którzy twierdzą, że PiS rządzi dzięki 500 plus i ogólnie rozdawnictwu pieniędzy, źle rozpoznają rzeczywistość.

Nie do końca. Program ekonomiczny kojarzy się z polityką podatkową i tak dalej. Natomiast 500 plus to nie jest tylko program ekonomiczny. To jest też – w sferze symbolicznej – program godnościowy. Zwrócenie się do tych, którzy byli przegranymi transformacji, pokazanie im, że – jako rodzina, rodzice – odgrywają istotną rolę w polskim społeczeństwie, i że Polacy, jak inni Europejczycy, mają prawo korzystać z różnych udogodnień współczesności, do których dostęp dają pieniądze.

Innym wyróżnikiem Konfederacji jest wyraźnie deklarowana przez niektórych jej liderów prorosyjskość.
Trzeba pamiętać, że w Polsce jest jednak dość duży strach przed Rosją, co wynika uwarunkowań historycznych. Konfederacja ma więc na pewno oryginalny pogląd, jak na polskie warunki. Nie wiem czy to trafi do wyborców w sytuacji wobec wojny w Ukrainie, która jeszcze bardziej przywołała to poczucie zagrożenia.

Opisanie tego, co przyciąga do tej partii, jest trudne, bo mówimy o zachowaniach czy postawach, które nie są do końca społecznie akceptowane, więc ludzie nie będą chcieli otwarcie o tym mówić.

Ta część programu Konfederacji wiąże się też z jej stosunkiem do uchodźców, także tych z Ukrainy. Im dłużej trwa wojna, tym więcej przybywa niezadowolonych ze skali pomocy, jakiej Polska udziela Ukrainie i uchodźcom, którzy są tutaj.

To jest ciekawy i bardzo złożony problem, związany z rozgrywaniem strachu w narracji politycznej. W 2015 nie przyjęliśmy uchodźców. Teraz ich liczba w naszym kraju idzie w miliony. Tak empatycznie każdy człowiek powinien akceptować czy wręcz popierać tę sytuację, bo przecież my też, choćby w czasie II wony światowej, byliśmy uchodźcami. Uważam, że ta prorosyjskość to coś z czym Konfederacja ma duży problem, bo społeczeństwo jest jednak generalnie zwolennikiem dużej powściągliwości wobec Rosji. A i uprzedzenia wobec uchodźców to coś, do czego ludzie niechętnie się przyznają. Opisanie tego, co przyciąga do tej partii, jest trudne, bo mówimy o zachowaniach czy postawach, które nie są do końca społecznie akceptowane, więc ludzie nie będą chcieli otwarcie o tym mówić.

W tej kadencji Konfederacja to jedyny klub w Sejmie, w którym nie ma żadnej kobiety. Wśród ich wyborców także panuje ogromna dysproporcja płci.

Pod tym względem postawa Konfederacji jest spójna: skoro się mienią konserwatystami więc widzą kobiety w innej roli. Przepisy wyborcze określają jednak minimalną kwotę kobiet na listach, więc jakieś kandydatki oczywiście będą musieli wystawić. To się też przekłada na wzrost liczby kobiet w parlamencie, ale nie wprost proporcjonalnie.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama