Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Święta z szynką sklejoną maltodekstryną, czy [nl] z orzechami dla dzieci, bunter tellerem, kulkami marcepanowymi?

Święta to nie tylko okna czyste tak, by nowo narodzony Jezusek mógł zajrzeć na nasze stoły. Święta to nie tylko pożywienie, nie tylko jedzenie, które raczej jest sposobem na podtrzymanie ludzkości, ale czas spotkań i bliskości.
(Fot. Rafał Nowakowski)

Często, w pandemii szczególnie, czas wspólnego krojenia sałatki jarzynowej, robienia ryby po grecku, wyrabiania ciasta na struclę makową, doprawiania śmietanowego sosu do śledzi, czyli czas wielkiej wspólnoty. Paradoksalnie to właśnie niewidzialne zagrożenie sprawiło, że bardziej niż zwykle celebrujemy święta, ciesząc się, że dane nam jeszcze raz zasiąść przy wspólnym stole, co jest o wiele przyjemniejsze niż spędzenie kilku tygodni pod respiratorem w wyniku zarażenia wirusem.

Czy wiecie, że przepisy na sałatkę jarzynową były publikowane w Gazecie Kartuskiej w okresie międzywojennym? Czy wiecie, że ryba w sosie greckim to nie wymysł czasu greckiej emigracji do Polski w czasach komunistycznej rewolty, a autentyczne przepisy na dania rybne publikowane w książkach kucharskich przeszło 80 lat temu? Takie źródła są doskonałą wskazówką na wspólne spędzenie czasu przy podwójnie pożytecznej czynności.

Po pierwsze pożytecznej, bo robimy wspólnie coś dobrego, a po drugie mamy okazję wyciągnąć z czeluści zapomniane zeszyty po prababci, czy babci, i odtworzyć rodzinną historię.

Święta to wydarzenie znamienne, wyjątkowe. W trakcie świątecznych posiłków nie jest istotna kaloryczność, pożywność posiłków, a dietetycy pozwalają na odrobinę popuszczenia pasa, pod warunkiem gorącej obietnicy naprawienia grzechów przed Świętem Trzech Króli. W trakcie świątecznych posiłków istotna jest celebra i unikalność smaków, których zwykle nie spożywamy w dni powszednie.

Zastanawiacie się pewnie, o czym myślę. Wielu pewnie się domyśla, że o czymś słodkim. I dobrze myślą, bo jednak święta mają swoje prawa i na stole musi pojawić się wiele słodkości. Poczynając od słodkiego talerza obfitości, znanego jako bunter teller, przez obrzędowy obwarzanek, który Sychta nazywa kramónk, kaszubskie orzechy dla dzieci, do kartofelków marcepanowych, czy, jak kto woli, kulek królewieckich.

Dlaczego nie zająć się przygotowaniem tych słodkości we własnym zakresie? Dlaczego nie mielibyśmy zaopatrzyć się w szereg łakoci, a to pierniczki, a to właśnie orzechy dla dzieci, a to kostkę Domino, czy lodowe cukierki Moritza, z których przygotujemy prezentowe kosze dla każdego młodego uczestnika wigilijnego misterium. Nie oszukujmy się, dzieci nie będą czekać na podanie pieczonych grzybów, brzadu, czy śledzia. Ich bystre oczy będą pilnie wypatrywały, co leży pod choinką. A pod choinką, obok lub zamiast tabletu lub innego elektronicznego gadżetu, będzie stał koszyk wypełniony słodkościami przygotowanymi przez dorosłych.

Oczywiście, współcześnie nie musimy żmudnie wykonywać marmoladek z jabłek, które następnie należało przełożyć marcepanem i oblać czekoladową polewą, bo kostkę Domino można kupić w sklepach, co będzie wybawieniem dla tych, którzy nie mają talentów cukierniczych. Możemy za to pokusić się o wykonanie pierniczków. Ich zdobieniem lukrem na pewno z przyjemnością zajmą się dzieci, po czym dorośli z pewnością nie doliczą się liczby pierniczków, które wyjęli z pieca. Podobnie można wykonać rogaliki posypane grubym rafinowanym cukrem, bądź spekulacje, czyli piernikowe ciasteczka wyciskane specjalnymi ornamentowymi foremkami, które powszechnie są już dostępne w handlu.

(Fot. Rafał Nowakowski)

Tych, którzy do wykonania słodkości potrzebują wsparcia pisanych przepisów, a nie znajdą ich w sieci, informuję, że w okresie międzywojennym w gazetach wydawanych licznie nawet w małych miastach Kaszub publikowano ogłoszenia dotyczące środków spożywczych produkowanych w gdańskiej Oliwie, ale i książki kulinarne poświęcone słodkiemu pieczywu wydawane przez właśnie tego producenta. (Swoją drogą, tych, którzy twierdzą, że nie było literatury kulinarnej w języku innym niż niemiecki, informuję, że właśnie z Oliwy pochodzi prawie 10 poradników kulinarnych w języku polskim).

Wspominałem, że w koszyku obfitości mogły znaleźć miejsce orzechy dla dzieci. Nie, nie były to orzechy włoskie, nie były to orzechy laskowe, a tym bardziej arachidowe, lecz orzechy wypiekane z ciasta chlebowego, którego część odbierano przy wypieku świątecznego chleba, by, po dodaniu  odsączonej, riwowanej (startej) marchewki i lekkim posłodzeniu, wyrobić z kęsem ciasta chlebowego. Z tego ciasta robiło się kulki w miarę równej wielkości, by nie było kłótni między dzieciakami, układało się je w foremkach, wstawiało do stygnącego pieca chlebowego po wypieku chleba i pozostawiało na noc. Rano, w dniu Wigilii jeszcze lekko ciepłe orzechy polewano syropem z cukru, dzięki czemu zyskiwały przyjemną miękkość.

Widok dzieci „susających òrzechë” budził zadowolenie matek, które cieszyły się dobrze wykonaną robotą, ale jednocześnie zapewniały dorosłym spokój przy stole wigilijnym, albowiem z kąta, w którym siedziały dzieci, dochodziło wyłącznie smakowite mlaskanie.

Choć współczesne piekarniki i kuchenne urządzenia wielofunkcyjne są wyposażone w Wi-Fi, książkę z przepisami, to jednak nie wiedzą, co zrobić, by orzechy wyszły dobrze. Poprośmy babcię, która może pamiętać wypiek orzechów, odtwórzmy ich smak po latach zachwytu nowoczesną kosmopolityczną kuchnią.

Podobnie do orzechów, wykonać można ciasteczka w kształcie obwarzanka. Sychta zapisał takie ciastko jako kramónk. Pisał, że zawieszano je na choince z myślą o dzieciach lub wręcz rozdawano je dzieciom. Niewielka praca, a efekt w postaci zadowolenia dzieciaków i odtworzenia tradycji nie do zapłacenia kartą znanej organizacji płatności.

(Fot. Rafał Nowakowski)

Wspomniałem też o kartofelkach marcepanowych. Oczywiście, ideał bazujący na wyrabianym przez gdańskich aptekarzy marcepanie jest najsmaczniejszy, ale jeżeli odrobinę zagłębicie się w przeszłość, to przypomnicie sobie, że w czasie kryzysu szczytowego okresu budowania socjalizmu w naszym kraju, matki lub babcie potrafiły zrobić kulki marcepanowe z cukru pudru, mączki kartoflanej lub z rozgotowanej fasoli wzbogaconej olejkiem migdałowym.

Dziś dostępność migdałów, a także masy migdałowej, jest powszechna, wręcz oczywista w okresie przedświątecznym, więc nie musimy posługiwać się ersatzami. Wystrzegajmy się wręcz mieszanek, będących w istocie masą cukrową. Jeżeli jednak nie dostaniemy gotowej masy migdałowej, jej wykonanie zajmie kilka godzin z przerwami, więc z jednej strony mamy okazję do doskonałej terapii małżeńskiej, gdy trzeba kilka godzin rozmawiać, wspierając się w pracy, a z drugiej – doskonały sposób na zwolnienie tempa pracy mózgu, który rozpędzony co dnia w pracy potrzebuje spowolnienia.

(Fot. Rafał Nowakowski)

Starzy Kaszubi, podobnie do wielu katolickich narodów, mieli mówić, że na Boże Narodzenie przygotowuje się każdy, na Wielkanoc, kto może, a na Zielone Świątki, najwięksi panowie.

Weźmy do serca te słowa. Niech te święta nie będą wyścigiem o osiągnięcie zwyczajowej liczby potraw, niech te święta będą poświęcone relacjom rodzinnym, które w czasie pandemii mogą zostać tak łatwo zerwane. Niech te święta będą w kategorii SLOW CHRISTMAS, w zgodzie ze sformułowaniem określającym wszelkie wyważone, zbliżone do natury i tradycji działania. Odszukajmy ducha świąt w klimacie przedwojennych Kartuz, Wejherowa, Kościerzyny bądź Lipusza. Omijajmy markety, zaprośmy babcie i dziadków do wykonania produktów, które spożyjemy wspólnie, ciesząc się tradycją wędliniarską, a nie szynką sklejoną z kawałków maltodekstryną w przemysłowej masarni.

Cieszcie się sobą, wspólnotą rodzinną, zdrowiem! Nie przejmujcie się, że Jezusek, którego Kaszubi tak pięknie witali przy suto zastawionym stole w pastorałce, nie zauważy tego, że na stole zabraknie czegoś, bo jemu bardziej zależy na tym, byście zintegrowali się rodzinnie i wspólnie celebrowali jego przyjście na świat.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama