Co prawda, największym zwycięzcą poniedziałkowej gali (6 marca) rozdania Orłów był film „IO” Jerzego Skolimowskiego, ale tuż za nim, na podium znalazł się nasz „Johnny”, kręcony na Pomorzu. Otrzymał on trzy Orły i nagrodę publiczności, która - jak mówią sami filmowcy - ceniona jest przez nich najbardziej.
Już same nominacje do Orłów, a było ich osiem, świadczyły o tym, że „Johnny” to film wyjątkowy. Zresztą ta filmowa opowieść z życia prawdziwych postaci - księdza Jana Kaczkowskiego z Sopotu i Patryka Galewskiego z Pucka już wcześniej przypadła do serca kinowej widowni. I ten film obejrzało prawie milion widzów.
Trzy Orły dla "Johnny'ego" poszły w ręce Dawida Ogrodnika za pierwszoplanową rolę męską, do Marii Pakulnis za drugoplanową rolę kobiecą i za charakteryzację dla Liliany Gałązki.
Ale i tak podczas gali rozdania Orłów, zwanych także polskimi Oscarami, wszystko przebiła konferansjerka Macieja Stuhra, który potrafił zadrwić nie tylko z Janusza Kowalskiego czy Jarosława Jakimowicza, ale także swojego ojca. Salwy śmiechu wzbudziła niemal każda jego wypowiedź, jak chociażby tak: - Znam aktora, który znakomicie podłożył kiedyś głos pod osiołka. Państwo się domyślają, o kim mowa. Można powiedzieć: najsłynniejsze 07 w historii polskiego kina od czasów porucznika Borewicza. Któż z was nie chciałby zagłosować na niego w kategorii osioł roku.
Największym filmowym zwycięzcą był Jerzy Skolimowski i jego film „IO” nominowany do Oscara. Dostał aż 6 Orłów w tym dla najlepszego filmu.
Napisz komentarz
Komentarze