Radni miejscy i powiatowi właściwie nie mieli wyjścia. Przymus przegłosowania i wzięcia podwyżki wynika z ustawy (rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 25 października 2021 r.). Ta mówi wprost: wynagrodzenie prezydenta musi wynosić przynamniej 80 proc. maksymalnego pułapu na tym stanowisku.
Podwyżki przychodzą w bardzo trudnym dla samorządowców momencie. Trwa pandemia, a od stycznia wchodzą w życie rozwiązania podatkowe z Polskiego Ładu. Dlatego nie wszyscy cieszą się z wyższej pensji, której nie mogą nie przyjąć lub się zrzec. – To przebiegła pułapka polityczna na samorządowców – uważa prezydent Szczecina Piotr Krzystek.
Zwłaszcza, że jeszcze stosunkowo niedawno – w 2018 roku - rząd Prawa i Sprawiedliwości obniżył o 20 procent wynagrodzenia samorządowcom. Była to odpowiedź PiS na aferę z nagrodami dla ministrów. Opinii publicznej nie spodobało się, że w 2017 roku rząd przyznał wszystkim członkom gabinetu po kilkadziesiąt tysięcy złotych nagród. To wtedy padły słynne słowa premier Beaty Szydło, że "te pieniądze im się po prostu należały".
Z kolei dwa lata później - w sierpniu 2020 roku zdecydowana większość parlamentarna przegłosowała podwyżki sobie, ministrom i samorządowcom. Po oburzeniu opinii publicznej posłowie wycofali się z tego pomysłu. Dziś, na dwa lata przed wyborami, podjęli kolejną próbę – skuteczną, choć wcześniej przez kilka lat „mrozili” pensje budżetówce.
- W 2018 r. weszło w życie rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie wynagradzania wójtów, burmistrzów, prezydentów miast oraz starostów i marszałków województw, które obniżyło ich wynagrodzenie zasadnicze średnio o około 20 proc. Zmiany te były reakcją rządu na społeczne oburzenie po ujawnieniu wysokości nagród dla ministrów, a przy okazji rykoszetem dostało się samorządowcom. Kolejna zmiana przepisów (od 1 listopada br.) wymusiła konieczność ustalenia wynagrodzenia dla samorządowców, ale zauważmy, że jednocześnie podwyżki otrzymał prezydent RP, rząd i parlamentarzyści. Podwyżki wynagrodzenia dla „władzy” nigdy nie wywołują społecznego entuzjazmu, więc mogło chodzić o to, aby „podzielić się odpowiedzialnością” za niepopularne decyzje – komentuje Mirosław Pobłocki.
Ostatecznie podczas ostatnich sesji radni miejscy i powiatowi zatwierdzili obowiązkowe podwyżki dla prezydenta Tczewa – o 100 proc. i starosty tczewskiego – o 80 proc.
Rada Miasta była niemal jednomyślna, od głosu wstrzymało się dwóch radnych z klubu Tczew od Nowa. Teraz Mirosław Pobłocki będzie zarabiał 20 640 zł – to wynagrodzenie zasadnicze i dodatki (do 2018 r. jego pensja wynosiła ponad 12 tys. zł, a po obniżce do teraz niecałe 11 tys. zł brutto).
Mniej jednomyślni byli radni powiatowi. Starosta tczewski Mirosław Augustyn również otrzyma podwyżkę, ale 80-procentową, o czym przeważyły głosy radnych skupionych wokół Prawa i Sprawiedliwości (radni klubu Powiat 2023 proponowali 100 proc.). Jego pensja wyniesie teraz 16 104,00 zł brutto (do 2018 r. – ponad 12 tys. zł, po obniżce – ponad 10 tys. zł brutto).
Podczas wspomnianych sesji radni zatwierdzili także powiększenie swoich własnych diet. I tak przykładowo: przewodniczący Rady Miejskiej w Tczewie, który do tej pory otrzymywał dietę w wysokości ponad 2000 zł brutto, teraz otrzyma ponad 3200 zł. Z kolei dieta przewodniczącej Rady Powiatu Tczewskiego z ponad 2200 zł wzrośnie do ponad 3200 zł.
A co z urzędnikami? Po głosowaniu Mirosław Pobłocki zapowiedział podwyżki w Urzędzie Miasta.
- Naturalne jest, że w ślad za podwyżkami dla włodarzy gmin i radnych, wzrostu wynagrodzenia oczekują także urzędnicy, a jednocześnie inflacja galopuje, a gminy mają problem ze spięciem budżetu. Aby miasto dobrze funkcjonowało, potrzebni są fachowcy, a nie chciałbym, aby sprawdzeni pracownicy szukali innej pracy, bo w urzędzie zarabiają zbyt mało. Od stycznia przewiduję dla naszych pracowników podwyżki w wysokości ok. 300 zł brutto – zadeklarował prezydent Tczewa.
Dodajmy, że średnie wynagrodzenie pracowników Urzędu Miejskiego w Tczewie wynosi obecnie 4089,36 zł brutto.
Napisz komentarz
Komentarze