Tylko w trzecim kwartale 2022 roku lekarze w całej Polsce wypisali 5 055 806 zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy - informuje nas Krzysztof Cieszyński, rzecznik prasowy pomorskiego ZUS. Z tego połowę (ponad 2,5 mln) stanowią zwolnienia opiewające na 1-7 dni. Najwięcej w tej grupie (555 506 ) to zwolnienia pięciodniowe. I takiego właśnie zwolnienia prawdopodobnie potrzebuje dziś większość chorych, szturmujących przychodnie.
- Mam gorączkę, złapałam prawdopodobnie grypę, zarażam wszystkich wokół i nie dostałam się do lekarza - mówi pani Joanna ze śródmieścia Gdyni. - Dobrze wiem, że muszę to wyleżeć i jakie leki powinnam brać. Potrzebne jest mi tylko zwolnienie lekarskie. Kiedy pracowałam w Londynie, kwestię krótszych zwolnień rozwiązywało tzw. self-certified sickness, czyli oświadczenie pracownika, że jego nieobecność w pracy spowodowana była chorobą. Niestety, w Polsce państwo nie ufa obywatelom i tacy jak ja zajmują czas lekarzom i miejsce innym pacjentom.
Podobnie uważa prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski, który w środę w radio RMF FM powiedział, że nadszedł czas, by „rozpocząć dyskusję o zwolnieniach lekarskich na żądanie pacjenta i bez wizyty u lekarza".
W Europie radzą sobie bez zwolnień
- Temat jest bardzo ciekawy - twierdzi dr Tadeusz Jędrzejczyk, ekspert ochrony zdrowia, dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego. - Takie rozwiązanie w kilku krajach funkcjonuje. W Anglii czy Szwecji można wziąć do siedmiu dni wolnego z powodu choroby, w Niemczech trzy, a w Niderlandach w ogóle radzą sobie bez zwolnień – jakkolwiek odpowiednik tamtejszego ZUS-u może zweryfikować dłuższe nieobecności w pracy na podstawie dokumentacji medycznej.
Dr Dariusz Kutella, szef OIL nie chce na razie komentować pomysłu prezesa NLR. Przypomina jedynie, że w Wielkiej Brytanii przy zgłaszaniu się do lekarza wykorzystywany jest algorytm - jeśli pacjent poda objawy infekcji wirusowej, otrzymuje komunikat: nie kwalifikuje się pan do wizyty u lekarza, proszę przyjmować określone leki i kilka dni pozostać w domu.
Takie rozwiązanie w kilku krajach funkcjonuje. W Anglii czy Szwecji można wziąć do siedmiu dni wolnego z powodu choroby, w Niemczech trzy, a w Niderlandach w ogóle radzą sobie bez zwolnień – jakkolwiek odpowiednik tamtejszego ZUS-u może zweryfikować dłuższe nieobecności w pracy na podstawie dokumentacji medycznej.
dr Tadeusz Jędrzejczyk / dyrektor Departamentu Zdrowia Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego
Furtka dla oszustów czy odciążenie POZ?
Według niektórych komentatorów wprowadzenie zwolnień na żądanie pacjenta otwiera jednak zbyt szeroko furtkę do przekrętów na L4. - Oczywiście, możliwa jest pewna skala nadużyć - przyznaje dr Jędrzejczyk. - Z drugiej jednak strony, kiedy przychodzi pacjent do doktora, skarżąc się na złe samopoczucie, lekarz ostrożnościowo zwykle daje zwolnienie na kilka dni. A potrzebę wprowadzenia zmian widać zwłaszcza dzisiaj, gdy przychodnie szturmowane są przez chorych z infekcjami. Zakatarzona, gorączkująca osoba, która potrzebuje zwolnienia lekarskiego, zamiast kilka dni przeleżeć w łóżku, biorąc dostępne bez recepty leki, zaraża pacjentów z innymi dolegliwościami. Wprowadzenie krótkich zwolnień na żądanie odciąży przychodnie.
Tzw. chorobowe to 80 proc. pensji. Według dr. Jędrzejczyka przy zwolnieniach na żądanie jego wysokość powinna być utrzymana, ewentualnie zmniejszona do 70-75 proc.
Mamy już urlop na żądanie, może być L4
Także Zbigniew Canowiecki, prezes zarządu Pracodawców Pomorza uważa, że to bardzo dobre rozwiązanie. - Wcześniej już podnosiliśmy ten problem - mówi prezes Canowiecki. - W sytuacji, gdy pracownik ze względu na infekcję potrzebuje dwóch, trzech dni odpoczynku, zaczyna się gehenna z dostaniem się do lekarza. Jeśli człowiek źle się czuje, powinien mieć prawo do krótkiego zwolnienia, by nie zarażać innych. A tak idzie do pracy i roznosi chorobę, bo termin wizyty u lekarza został wyznaczony na następny dzień.
Przedstawiciel pracodawców nie obawia się nadużyć. - Kodeks pracy przewiduje przecież także dwa dni urlopu na żądanie, taka formuła została już wprowadzona - przypomina. - Uważam przy tym, że płatność za zwolnienie na żądanie powinna pozostać na dotychczasowych zasadach. Pracownik musi się liczyć z tym, że straci 20 proc. wynagrodzenia.
Ministerstwo Zdrowia - to odstręcza pacjenta od lekarza
Do pomysłu szefa samorządu lekarskiego negatywnie odniósł się Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
- Zaskakują mnie propozycje przewodniczącego NRL - powiedział w czwartek w w Radiu RMF24 . - Pan Jankowski powinien skupić się na tym, jak pomóc pacjentowi, a nie jak odstręczyć pacjenta od lekarza. Dziś, gdy mamy leki przeciw grypie, dostępne na receptę, żadnym rozwiązaniem nie jest uciekanie się do wystawiania zwolnień poza systemem wizyty lekarskiej.
Rzecznikowi odpowiedziała już w mediach społecznościowych Naczelna Izba Lekarska, zarzucając Ministerstwu Zdrowia nie wykorzystanie okazji, by merytorycznie rozmawiać o pomyśle, który sprawdził się już w wielu europejskich krajach.
- Wielokrotnie jako lekarze byliśmy obrażani przez różnych polityków i przedstawicieli ministerstw - napisał na Twitterze Łukasz Jankowski. - Jesteśmy lekarzami, leczymy pacjentów, proponujemy rozwiązania, które z naszej perspektywy jako praktyków mają za cel poprawę systemu.
Napisz komentarz
Komentarze