Mamy Rok Józefa Wybickiego. Co przeciętny Polak wie o Józefie Wybickim?
Prawie nic. Myślę, że Wybicki w świadomości Polaków jest kimś na kształt gwiazdy jednego utworu. Ten jeden tekst przyćmił wszystkie jego dokonania. Gdy spytamy owego przeciętnego Polaka, co wie o Wybickim to powie, że jest to autor hymnu. A to akurat nieprawda. Wybicki nie jest autorem hymnu, bo tekst hymnu to zmodyfikowana wersja Pieśni Legionów Polskich we Włoszech, której autorem słów jest Wybicki. To niby mała różnica, ale istotna. O innych dokonaniach Wybickiego, my, Polacy, pojęcia nie mamy. Szkoda, bo był to człowiek niebanalny, rzadki przypadek - może nieco wyświechtany slogan - polskiego patrioty, co w tamtych czasach nie było aż tak częste, zresztą w całej historii Polski tych prawdziwych patriotów też nie było zbyt wielu.
Prawdziwy patriota, ale pewnie też zwykły człowiek?
Był kimś nastawionym na działanie. Działaniu gotów był poświęcić wszystko, życie rodzinne, majątek. Jak się zawziął, by naprawiać Rzeczpospolitą, to robił to do skutku. A gdy jednak Rzeczpospolita upadła, całe siły skierował ku temu, by ją odbudować. Do pewnego stopnia mu się to udało, bo to on jest twórcą zrębów administracyjnych Księstwa Warszawskiego. Można więc powiedzieć, że w pewnym sensie odniósł sukces, ale to co najlepiej charakteryzuje jego postawę to historia z nagrodami, jakie mu oferowano. W 1807 roku po utworzeniu Księstwa Warszawskiego Napoleon chciał nagrodzić swych, nazwijmy, pomocników, Wybickiemu zaoferowano ogromne nadania ziemskie i spore pieniądze, ale on wszystko to odrzucił, jedyne czego pragnął to odzyskać swój majątek w Manieczkach, który mu Prusacy skonfiskowali. Tak więc mógł stać się bardzo bogaty, ale dla niego nie to było ważne.
Wbrew pozorom nie zajmował się tylko Polską, miał też żonę…
Kunegunda z Drwęskich, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia była od niego o 17 lat starsza. Miała dobre koligacje rodzinne, ale nie miała posagu, była biedna jak mysz kościelna. A brak posagu nie był dobrze widziany. Wybicki wziął ślub z Kunegundą, nie pytając matki o zgodę. W tamtych czasach taki związek traktowany był jako mezalians i skandal towarzyski. Ale nie zważał na to. Pokochał Kunegundę, reszta świata nie liczyła się. Niestety, małżeństwo trwało krótko, po dwóch latach Kunegunda zmarła w połogu. Na marginesie, matka Józefowi wybaczyła nieposłuszeństwo i małżonkowie zamieszkali w Będominie, no ale trzeba przyznać, że to co zrobił było działaniem niestandardowym.
Na innych polach też był taki szalony?
Nie raz zdarzyło mu się wygłaszać poglądy, które uważane były za kontrowersyjne, ale jeśli coś uważał za słuszne, to bronił tego za wszelką cenę. Wystarczy wspomnieć, gdy jako dwudziestoletni poseł odważył się ostro zaprotestować przeciwko aresztowaniu posłów opozycji przez wojska rosyjskie. To był akt dużej odwagi. Takich historii w jego życiu było mnóstwo. Od początku do końca był wierny swoim zasadom. Ale co ciekawe, bywał też krytyczny wobec swoich wcześniejszych dokonań. Po latach potrafił przyznać, że konfederacja barska nie miała większego sensu, mimo że był w nią zaangażowany, mimo że był jej konsyliarzem generalnym. Głosował na Stanisława Augusta Poniatowskiego, później przyznał, że to był błąd. Z jednej strony jawi się nam jako szaleniec, bo poświęcał wszystko dla sprawy, z drugiej - to rozsądny propaństwowiec.
Odwiedzający muzeum, o co najczęściej pytają?
(śmiech) Najczęściej o to, ile mamy kotów…
Kotów?
Albo jak ma na imię nasz pies.
To pies Wybickiego?
(śmiech) To mój pies. Codziennie jest w muzeum, dlatego to najbardziej kulturalny pies w Polsce. Ktoś go wyrzucił na poniewierkę, ja go przygarnąłem, teraz mi towarzyszy w pracy. Kotka też się do nas przybłąkała. Tak więc pytania, które zadają nam nasi muzealni goście, to nie jest, generalnie, łatwy temat. Ale mamy świadomość, że tematyka patriotyczna to coś, czym szalenie łatwo ludzi zanudzić. Dlatego bardzo nam zależy, by odwiedzający, którzy przyjeżdżają do Będomina nie zasypiali na baczność, tylko, żeby poznając historię, czasem mogli się uśmiechnąć. Zależy nam też, by spróbowali zrozumieć jaka jest idea hymnu i co znaczą jego słowa. Trudno mówiąc o Wybickim nie wspomnieć o hymnie.
Niezmiennie znamy tylko jedna zwrotkę?
Narasta też problem ze zrozumieniem słów hymnu...
Jest nawet w popularnej wyszukiwarce internetowej hasło: O co chodzi w polskim hymnie?
A myśli pani, że ktoś się w ogóle zastanawia, o co tu chodzi? Tak nas nauczono, tak śpiewamy. Tyle. Gdy dyskutowano na temat nowego projektu ustawy o symbolach narodowych to, oczywiście, była masa pytań na temat, czy jest sens na przykład zmieniać kolejność zwrotek. Tak się złożyło, że to ja jestem autorem tego pomysłu, ale to temat na inną rozmowę.
Kto odwiedza muzeum w Będominie?
Głównie wycieczki szkolne. W sezonie letnim to rodziny z dziećmi i to z całej Polski. Plus Pomorzanie, którzy wpadają tu najczęściej.
Czyli Wybicki kogoś jednak obchodzi.
Aczkolwiek mamy też świadomość, że ludzie przyjeżdżają do nas, bo skoro już jest po drodze jakieś muzeum to trzeba je zaliczyć. No, a skoro to muzeum hymnu to pewnie będzie patetycznie. I nudno. My staramy się udowodnić, że tak u nas nie jest. Gdy Pieśń Legionów Polskich we Włoszech została napisana, gen. Dąbrowski bardzo dbał o to, by żołnierze uczyli się jej na pamięć, by ją śpiewali. To była też swego rodzaju instrukcja dla niepiśmiennych żołnierzy, by im uświadomić, dla kogo walczą i po co. Kto jest dowódcą, kto wzorem. Żołnierze, oczywiście, robili sobie żarty i przerabiali pieśń, po tym jak polskie wojska osłaniały Francuzów rabujących Wenecję i Rzym śpiewano wersję: „Dał nam przykład Bonaparte jak rabować mamy”. Ewentualnie: „Za twoim przewodem wszyscy zemrzem głodem”, odnośnie do tego, że Włosi nie wywiązywali się ze swoich obowiązków dotyczących zaopatrzenia wojska. Takie historie też opowiadamy, u nas nie tylko spiż i posągi.
Przy historii z Kunegundą towarzystwo zwiedzających się ożywia?
Bardziej ożywia się, gdy słyszy o tragedii, jaka spotkała rodziców Józefa. Mieli siedem córek. Problem dotyczył kwestii posagowych. Obowiązek posagu mógł zrujnować nawet dość bogatą rodzinę, a co dopiero gdy trzeba było wyposażyć w wiano aż tyle panien… Rozwiązaniem było oddanie córki do klasztoru, co prawda tam też posag był wymagany, ale dużo niższy. U Wybickich pięć sióstr poszło do zakonu, jedna znalazła męża, który nie chciał posagu. Ta historia budzi emocje, no ale różnica wieku między Józefem a jego żoną także. Każdy błysk w oku nas cieszy, bo to krok w kierunku poznania historii.
Rok Wybickiego. Co będzie się działo na Pomorzu z tej okazji?
Ot, choćby majówka, podczas której będziemy obchodzić imieniny Józefa. Wybickiemu poświęcona zostanie też Noc Muzeów. W sierpniu zaprosimy na piknik u Wybickich, podczas którego zaprezentujemy gry i zabawy popularne w XVIII w., tak plenerowe, parkowe jak i planszówki. Oczywiście, będzie nasz flagowy punkt - Batalia Napoleońska. Nie obejdzie się bez hucznych urodzin Wybickiego, 29 września. Z tortem.
Może powinien pan jednak wykorzystać do popularyzacji wizerunku patrona muzeum swojego psa? Wybicki miał psa?
W dokumentach nie ma o tym słowa, no ale we dworach przecież były psy. Mamy pomysł, by napisać przewodnik po naszym muzeum z punktu widzenia psa. Ma na imię Draka, więc „Draka w muzeum” brzmi zachęcająco.
Tak czy siak zeszło na psa…
Draka jest u nas też po to, by nieco – że się tak wyrażę - spuszczać powietrze, gdy nasi przewodnicy zbyt lewitują w opowiadaniu historii… Wtedy wchodzi pies i od razu towarzystwo się ożywia. Dzięki psu muzeum zawsze kojarzy się dobrze. Na pewno dzieciom. To nie jest jakaś drętwa placówka, gdzie chodzi się w filcowych kapciach.
Napisz komentarz
Komentarze