Co po śmierci papieża Franciszka czeka Kościół katolicki? Czy pójdzie on dalej drogą przemian liberalnych, które zaczął wprowadzać Jorge Mario Bergoglio, czy obróci się znowu w kierunku konserwatywnym?
Wszystko wskazuje na to, że będzie kontynuacja nurtu liberalnego. Następca papieża Franciszka będzie doktrynalnie bardzo podobny do niego. To oznacza zachowanie wprowadzonych ostatnio rewolucyjnych zmian w Kościele katolickim, które mają charakter nieodwracalny. W trakcie konklawe kardynałowie wybierają na przyszłego papieża prawie zawsze kogoś spośród siebie. Trzeba pamiętać o tym, że znakomita większość obecnych kardynałów, którzy nie ukończyli 80. roku życia i mają czynne prawo wyborcze, została mianowana przez papieża Franciszka. Doktrynalnie są oni prawie identyczni jak on. Taka była wola i decyzja papieża z Argentyny, żeby po jego śmierci nie było żadnego zwrotu doktrynalnego w Kościele, żeby wszystkie liberalne reformy mogły w pełni wejść w życie w najbliższych dziesięcioleciach. Dlatego tak naprawdę nie ma większego znaczenia, który z kardynałów zostanie wybrany papieżem. Niezależnie od tego obecny kierunek rozwoju Kościoła będzie zachowany.
CZYTAJ TEŻ: Papież Franciszek nie żyje. Miał 88 lat. Gdańscy Dominikanie otworzą Umbraculum
To pomoże Kościołowi?
Zdaniem zwolenników reform – tak. Natomiast w opinii katolików konserwatywnych może to doprowadzić do schizmy i do rozpadu jedności Kościoła katolickiego.
Rzeczywiście taka groźba istnieje?
Zdecydowanie tak. O ukrytej schizmie w Kościele katolickim można mówić przynajmniej od końca lat 60. XX wieku, gdy zakończył się Sobór Watykański II. Od tego czasu tak naprawdę zaczęły się tworzyć dwie wersje katolicyzmu: konserwatywnego i liberalnego. Jak te dwa skrzydła mogą wyglądać w praktyce, to wystarczy chociażby popatrzeć na naszych zachodnich sąsiadów. W Niemczech głęboki podział wśród katolików funkcjonuje już od ponad pół wieku. W związku z tym nie ma się czemu dziwić, że ryzyko przejścia od schizmy ukrytej do schizmy realnej jest czymś absolutnie możliwym. Popatrzmy przez chwilę na specyfikę katolicyzmu liberalnego w Niemczech.
Ksiądz profesor mówi o Drodze Synodalnej Kościoła katolickiego w tym kraju?
Nie tylko. Droga Synodalna to kilka ostatnich lat, natomiast zwróćmy uwagę na zmiany, które katolicy w Niemczech wprowadzili w ciągu ostatnich 60 lat – od Soboru Watykańskiego II, który się zakończył w 1965 r. Wśród niemieckich katolików zniknęła w tym okresie prawie całkowicie spowiedź indywidualna, za to mamy praktykę rozgrzeszenia zbiorowego, tak jak to robią wspólnoty protestanckie. Łączy się z tym zupełnie inne rozumienie grzechu, winy, przebaczenia, Bożego miłosierdzia. Komunia Święta także jest zupełnie inaczej rozumiana, trochę na sposób protestancki. W dużym stopniu zanika przekonanie, że w Komunii Świętej czy w tabernakulum mamy realną obecność Jezusa Chrystusa. W związku z tym do Komunii Świętej katolickiej dopuszcza się w Niemczech niektórych protestantów. To są niezwykle głębokie zmiany, które weszły w życie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Pary homoseksualne były błogosławione w niektórych świątyniach katolickich w Niemczech już wiele lat temu. Można by jeszcze długo wymieniać zmiany, które w kraju nad Renem weszły w życie w ostatnich kilku dekadach.
Nie słyszałam o głośnych protestach. A może się mylę?
Chyba nikomu w innych krajach za bardzo to nie przeszkadzało. Niestety, dominowała cicha akceptacja ukrytej schizmy. A pontyfikat papieża Franciszka jedynie sprawił, że ten podział na katolicyzm konserwatywny i katolicyzm liberalny stał się bardziej widoczny, nadając nurtowi liberalnemu pierwszeństwo i czyniąc zeń wiodący kierunek rozwoju Kościoła katolickiego.
Nie uważa ksiądz profesor, że w konserwatywnym polskim Kościele katolickim tli się jednak bunt przeciw reformom?
Nie sądzę. Kwestie doktrynalne w Polsce prawie nikogo nie interesują. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie spotkałem w naszym kraju żadnych inicjatyw, gdy chodzi o krytyczną ocenę katolicyzmu liberalnego, chociażby niemieckiego, belgijskiego czy holenderskiego. Mamy raczej powszechną akceptację tych rozwiązań. Oczywiście, większość naszych wiernych, którzy chodzą regularnie na niedzielną Mszę świętą, ma poglądy zasadniczo konserwatywne, ale już wśród biskupów i księży widać silne nurty liberalne. W Polsce wyraźny podział na katolicyzm konserwatywny i katolicyzm liberalny można wyraźnie pokazać na przykładzie Torunia i Krakowa. W pierwszym z tych miast jest wydawany "Nasz Dziennik" oraz mają swoją siedzibę Radio Maryja i Telewizja Trwam. Z kolei w Krakowie jest wydawany "Tygodnik Powszechny". W pewnym sensie to są dwie różne wizje religii katolickiej. Chcąc pokazać różnicę między katolicyzmem konserwatywnym i katolicyzmem liberalnym, warto zaprezentować oba te ośrodki. W ostatnich latach proponowałem w niektórych moich wypowiedziach, aby zaprosić do publicznej debaty z jednej strony o. Tadeusza Rydzyka, a z drugiej ks. Adama Bonieckiego. Tego rodzaju dyskusja pokazałaby bardzo wyraźnie, o co tak naprawdę toczy się obecnie brutalna wewnętrzna wojna w Kościele katolickim w Polsce i na świecie.
Słowa "brutalna wewnętrzna wojna" brzmią niepokojąco.
Wszelkie spory i wojny religijne zawsze były, są i będą brutalne.
Dlaczego?
W takich konfliktach nikt nie ustąpi, ponieważ każdy jest przekonany, że ma rację. Obawiam się, że wewnętrzna wojna w Kościele katolickim jest dopiero przed nami. Przez podobne ostre konflikty przeszły w ostatnich dziesięcioleciach kościoły protestanckie na całym świecie. Wystarczy posłuchać pastorów czy wiernych w tych kościołach, by zrozumieć, jak brutalna była wewnętrzna wojna dotycząca rozumienia prawd wiary i moralności, m.in. homoseksualizmu i małżeństwa. Powtarzam, wojny religijne ze swojej natury są brutalne i okrutne.
ZOBACZ TAKŻE: Podano datę pogrzebu papieża Franciszka. Prezydent zdecydował ws. żałoby narodowej
A jak w tym wszystkim znajdą się wierni? Czy ich rola w Kościele wrośnie, czy też dalej pozostaną biernymi owieczkami, które pasie duszpasterz?
To zależy od regionu świata. Duży udział wiernych świeckich widoczny jest np. w parafiach katolickich w Afryce, Ameryce Południowej, podobnie jest w świecie zachodnim. Trochę inaczej wygląda to w Polsce. Niestety, w naszym kraju komunizm zniszczył dużą część zaangażowania wiernych świeckich. Do większego zaangażowania katolików świeckich w najbliższych latach zmuszą nas przyczyny obiektywne, czyli po prostu brak księży. Już teraz są zamykane bądź łączone niektóre mniejsze parafie. W ciągu roku ubywa w Polsce kilkuset księży. Jeśli policzymy tych, którzy umierają czy odchodzą na emeryturę, porównując z nowo wyświęconymi, widać obraz absolutnie dramatyczny. Obserwujemy coraz częściej w naszym kraju puste seminaria, które muszą być zamykane, mamy puste klasztory. Już dziś widać brak księży, a w najbliższych latach czeka nas prawdziwe tąpnięcie. W związku z tym obowiązki duchownych w parafiach będą z konieczności musieli przejmować świeccy. Na nich spadnie troska o parafie. Będą przejmować wiele różnego rodzaju obowiązków kościelnych i duszpasterskich, np. remonty budynków parafialnych czy roznoszenie Komunii Świętej do osób chorych. Być może niektóre obrzędy pogrzebowe, tak jak dzieje się we Francji, będą także prowadzić ludzie świeccy. W najbliższych latach musimy spodziewać się z pewnością głębokich zmiany również w Kościele katolickim w Polsce.
Czy to oznacza także odejście od celibatu?
Chyba powoli idziemy w tym kierunku. Warto w tym miejscu podkreślić, że mamy dwie formy celibatu, czyli bezżenności – dobrowolną i obowiązkową. Nie ma żadnego sporu, gdy chodzi o bezżenność z wyboru. Obecnie w Polsce mamy przecież wielką grupę singelek i singli, czyli kobiet i mężczyzn, którzy nie żyją w rodzinach czy w innych stałych związkach. Jeśli ktoś chce wybrać drogę życia niezwiązanego rodzinnie, jako mężczyzna czy kobieta, ma oczywiście do tego prawo. Do takiego wyboru można sobie dodać także jakąś formę argumentacji religijnej. Natomiast czymś zupełnie innym jest zasada obowiązkowej bezżenności i wstrzemięźliwości seksualnej, która funkcjonuje w Kościele katolickim obrządku łacińskiego w stosunku do duchownych. Obowiązkowy celibat duchownych katolickich jest rozwiązaniem, które właściwie nie ma głębszych podstaw teologicznych, ale jedynie prawne i dyscyplinarne. W Kościele katolickim mamy przecież obrządek greckokatolicki. Grekokatolicy mają identyczne sakramenty święte jak członkowie Kościoła rzymskokatolickiego. Duchowni greckokatoliccy mają rodziny, żony, dzieci. W tym Kościele mamy celibat dobrowolny. Przed przyjęciem święceń kapłańskich klerycy podejmują decyzję, jaką formę życia chcą wybrać: kapłaństwo z rodziną czy bez rodziny. Wydaje się, że tego rodzaju rozwiązanie należy wprowadzić także dla duchownych rzymskokatolickich. W niektórych krajach zachodnich takie rozwiązanie mogłoby ograniczyć szybki rozwój środowiska duchownych homoseksualnych.
Dość mocna teza.
Z badań naukowych przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że w tym kraju połowa duchownych rzymskokatolickich ma tendencję homoseksualną. Nikt nie podważa wiarygodności wyników tych badań socjologicznych. Są one dostępne w Internecie w wielu opracowaniach naukowych i publicystycznych. Niektórzy badacze twierdzą, że jeśli w takich krajach jak Stany Zjednoczone nie dopuści się do kapłaństwa w Kościele katolickim także kandydatów heteroseksualnych z żonami i dziećmi, to stopniowo dojdzie do zawłaszczenia kapłaństwa przez duchownych homoseksualnych.
Jeśli już mówimy o homoseksualizmie, to warto wspomnieć także o skandalach, z którymi się musiał uporać papież Franciszek. Czy przez 12 lat pontyfikatu udało mu się uporządkować te sprawy?
One w większości czekają na jego następcę. Papież Franciszek dążył do wyciszenia skandali, które w dużym stopniu doprowadziły do abdykacji papieża Josepha Ratzingera. Przez pierwszych kilka lat pontyfikatu Franciszka mieliśmy ciszę medialną wokół tego rodzaju problemów obyczajowych. Temat powrócił z nową siłą, gdy w 2018 r. ukazała się książka Frédérica Martela "Sodoma", opisująca rzekome bądź rzeczywiste życie w Watykanie. W tym samym roku wybuchł gigantyczny skandal z kardynałem Theodorem McCarrickiem, którego ostatecznie Watykan uznał za winnego przestępstw seksualnych przeciwko dorosłym i nieletnim. W konsekwencji katolicy amerykańscy wymusili na Stolicy Apostolskiej przygotowanie specjalnego raportu w tej sprawie. To wszystko sprawiło, że temat skandali seksualnych w Kościele katolickim był ponownie szeroko komentowany w świecie do wybuchu pandemii. Od wiosny 2020 r. te tematy przestały istnieć. Obecnie wszystkie te trudne sprawy czekają na rozwiązanie przez następcę papieża Franciszka.
Jakie jeszcze wyzwania czekają nowego papieża?
Można mówić o dwóch największych wyzwaniach. Pierwszym jest uniknięcie schizmy w Kościele katolickim, by nie rozpadł się on na drobne części, tak jak rozpadła się większość kościołów protestanckich, które wyrosły z reformacji Marcina Lutra. Dzisiaj mamy na świecie ponad pięćdziesiąt tysięcy różnego rodzaju kościołów i związków wyznaniowych. Oznacza to, że można być dzisiaj chrześcijaninem na ponad pięćdziesiąt tysięcy różnych sposobów, gdy chodzi o różne modele wiary w Jezusa Chrystusa i rozumienie prawd wiary i moralności.
Czy Kościół katolicki też się rozpadnie?
Na razie zwyciężyła zasada jedności w różnorodności. Zachowujemy jedną władzę kościelną od Rzymu, przez biskupów, po parafie, ale zgadzamy się na różnorodność doktrynalną w poszczególnych krajach. Pojawia się jednak pytanie, czy w dłuższej perspektywie to nas nie doprowadzi do rozpadu, do schizmy, szczególnie kiedy katolicy konserwatywni nie będą chcieli akceptować liberalnego nurtu w Kościele. I drugie wyzwanie: czy chcemy, żeby katolicyzm przetrwał jako odrębna forma religijna? Jeśli zaczniemy zbyt mocno dopasowywać katolicyzm do współczesności, do tzw. mentalności światowej, do innych religii, jeśli będziemy się tylko zajmować prawami zwierząt, globalnym ociepleniem czy ochroną środowiska naturalnego, to pojawia się pytanie: komu jeszcze jest potrzebna taka religia? W takim kształcie katolicyzm po prostu się rozpływa, wyparowuje, przestaje istnieć. Jezus z Nazaretu powiedział bardzo wyraźnie: „Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi”.
Jak temu zapobiec?
Potrzebujemy dzisiaj, symbolicznie mówiąc, nowego Soboru Trydenckiego. W wieku XVI Sobór Trydencki, będąc odpowiedzią na reformację Marcina Lutra, na nowo określił katolickie prawdy wiary i moralności. Ten trydencki model katolicyzmu wystarczył nam na 500 lat, ale on się dzisiaj kończy. Teraz trzeba w dużym stopniu na nowo określić katolickie prawdy wiary i moralności, jeśli chcemy, żeby katolicyzm przetrwał jako odrębna forma religijna. Dlatego należy koniecznie mądrze połączyć tradycję z nowoczesnością. I to będzie wielkie wyzwanie, przed którym stanie następca papieża Franciszka.
Napisz komentarz
Komentarze