Ku powszechnemu zadowoleniu zapowiada się nam bardzo ciepła, wręcz letnia Wielkanoc. Czy Pan także się cieszy?
Jak najbardziej cieszy mnie perspektywa, że zaczynają się miesiące ciepłe i słoneczne. Wolę, gdy jest jasno, ciepło, wiosennie i ptaszki śpiewają. Natomiast czym innym jest pogoda na Święta, a czym innym jest klimat. Już się nauczyłem, że ocieplenie klimatu jest zjawiskiem długofalowym i długoterminowym, które nie daje powodów do radości...
Od dwóch lat jest Pan jednym z 26 naukowców - członków Komitetu ds. Kryzysu Klimatycznego Polskiej Akademii Nauk, którzy zajmują się konsekwencjami zmian klimatycznych na świecie, w tym także także w Polsce. Jakie są Wasze ustalenia?
W skład Komitetu wchodzą eksperci z różnych dziedzin. Z podziwem obserwuję pracę profesjonalistów, zajmujących się wielokierunkowymi i coraz bardziej przyspieszonymi zmianami klimatu, a informacje, które słyszę m.in. od kolegów klimatologów, hydrologów, specjalistów od lasów i oceanologów są naprawdę niepokojące i zatrważające. Z kolei moje zadania dotyczą analizy wpływu tych zmian na zdrowie człowieka.
CZYTAJ TEŻ: W Polsce szaleje grypa. Zmarło już ponad 1000 osób
Nasze organizmy nie są przystosowane do wyższej temperatury?
W trakcie fali upałów przede wszystkim obserwujemy nasilenie chorób z zakresu układu sercowo-naczyniowego, zwłaszcza wśród seniorów. Fala upałów, jaka w 2003 roku przeszła przez Francję i Niemcy, została stosunkowo dokładnie opisana pod kątem jej wpływu na zdrowie człowieka. Okazało się, że przy temperaturze przekraczającej 25 st. C, liczba zgonów zaczyna wzrastać już wśród osób po 35. roku życia. A przecież należy zdać sobie sprawę, że jesteśmy w Europie społecznością mocno senioralną. Żyjemy długo, i to dobrze, ale to też oznacza, że mamy wielu seniorów wśród nas i oni będą w pierwszej kolejności podatni na tego typu zagrożenia. Obecnie także coraz więcej wiemy na temat groźnego wpływu wysokich temperatur na nasze zdrowie psychiczne – każdy dodatkowy stopień C przekraczający 35 st. C, powoduje wzrost przemocy domowej, zaostrzeń stanów depresyjnych i prób samobójczych, a także zwiększa liczbę przyjęć na oddziałach psychiatrycznych. U kobiet w ciąży wraz z temperaturą rośnie ryzyko poronienia i powikłań ciążowych. I, niestety, wydaje się, że będziemy musieli się pod tym kątem również przygotować.
Jak zareagowano na te badania?
Nie wzbudziły niczyjego niepokoju. Żyjemy w przekonaniu, że jako społeczność zasobna i dobrze zorganizowana z pewnością jakoś sobie z tym poradzimy. Kiedy będzie trzeba, włączymy klimatyzację i wszystko będzie w porządku, a dziś mamy pilniejsze zadania bieżące. To jednak błędne założenie. Naukowcy analizują bardzo różnorodne czynniki, wzajemnie na siebie wpływające. Są to nie tylko wysokie temperatury, ale również silne wiatry oraz zanieczyszczenia emitowane w trakcie aktywności systemów grzewczych przy ochłodzeniu klimatu. To dopiero układa się w dość złożony, jak dla mnie- lekarza, obraz wpływania zmian klimatycznych na stan zdrowia człowieka, oraz na zagrożenia dla jego zdrowia i życia. W Belgii porównano wpływ maksymalnej temperatury powietrza na zgony w dwóch miastach: Antwerpii i Brukseli. W zlokalizowanej nad morzem Antwerpii liczba zgonów zaczynała rosnąć powyżej 25,2 st. C. Wzrost ten był proporcjonalny do wzrostu temperatury i wynosił 4,9 proc. na każdy kolejny stopień Celsjusza. Tymczasem w leżącej w oddaleniu od morza Brukseli próg ten był już niższy i wynosił tylko 22,8 st. C. Jednak tempo przyrostu było niższe (3,1 proc. na każdy następny stopień C), ale też przebieg krzywej był inny. Odsetek zgonów ponownie wzrastał wraz ze spadkiem temperatury poniżej 15 st. C.
Skąd taka różnica?
Autorzy wykazali, że to zjawisko da się wyjaśnić wpływem zanieczyszczeń emitowanych przez systemy ogrzewania wraz z ochładzaniem się otoczenia, w tym ozonu. Ponadto zbudowali całych schemat prawdopodobnych powiązań i wzajemnych oddziaływań pomiędzy czynnikami atmosferycznymi, takimi jak wiatr, temperatura i wilgotność oraz poszczególnymi zanieczyszczeniami.
Czyli, mówiąc w skrócie, coraz gorętsze lata, spędzane w zanieczyszczonych miastach, skutecznie skracają nam życie?
Tak to wygląda, choć w np. Europie ciągle jeszcze dysponujemy technologiami dość skutecznie chroniącymi nas przed tego typu zagrożeniami.
A co z egzotycznymi chorobami?
Kolejnym kierunkiem zagrożeń jest przemieszczanie się wektorów zakażeń (owadów, stawonogów), które przenoszą różne schorzenia. Nie tylko malarię, ale również wirusa Zika i Gorączkę Zachodniego Nilu. I takich chorób, które będą migrowały wraz z ich wektorami, można wyliczyć tutaj pewnie wiele. Migrują również rośliny, a razem z nimi ich pyłki. One też powodują nasilenie alergii w miejscach, w których dotąd takiego zjawiska nie obserwowaliśmy.
Czy już opracowano szczepionki na te choroby?
Ten obraz wygląda najoptymistyczniej. Technologie, którymi dysponujemy, pozwalają w razie potrzeby na powstanie i zastosowanie takich szczepień. Trudniej jest kontrolować owady, które się przemieszczają, ale zapewne będziemy w stanie jakoś przeciwdziałać zakażeniom, i to całkiem skutecznie.
Jakie jeszcze zjawiska związane ze zmianami klimatycznymi zagrażają człowiekowi?
Są to zjawiska katastroficzne, gwałtowne, masowe. Towarzyszące nie tylko falom ciepła, ale na przykład tornadom, powodziom oraz niespodziewanemu dla danego miejsca ochłodzeniu, które się również zdarza przy zaburzeniu funkcjonowania klimatu. Dotykają one całych populacji i narodów, nie omijając naszego kraju. Coraz liczniejsze dane, np. dotyczące liczby interwencji strażaków w Polsce, dokumentują ich rosnącą częstość i intensywność. Wiążą się z tym zagrożenia medyczne, takie jak utonięcia, zmiażdżenia, uduszenia, oparzenia i złamania. To nic nowego, na bieżąco zajmują się nimi lekarze na oddziałach ratunkowych i medycy sądowi. Jednak ich gwałtowność i przede wszystkim skala będą typowe dla medycyny katastrof.
Czy system ochrony zdrowia jest na to przygotowany?
Takie przygotowania już prowadzimy, pierwszej lekcji udzielił nam przecież COVID-19. Trzeba to sobie jednak jasno powiedzieć - w momencie, gdy będziemy mieć kilka czy kilkanaście tysięcy ofiar, żaden system ochrony zdrowia nie będzie w stanie przyjąć takiej liczby pacjentów.
ZOBACZ TAKŻE: Wirus grypy atakuje na Pomorzu! Dlaczego testy combo jej nie pokazują?
Co więc można zrobić?
Do niedawna w Stanach Zjednoczonych tworzono na przykład plany, jak zapewnić ciągłość opieki onkologicznej nad pacjentami z chorobami nowotworowymi w trakcie tornad, powodzi, śnieżyc i innych tego typu żywiołów, tak by pacjenci ucierpieli w jak najmniejszym stopniu. To odpowiedni kierunek. Należy również wyciągać wnioski z przebiegu wcześniejszych tego typu zdarzeń. Dalszy rozwój wypadków można różnorodnie prognozować za pomocą wykresów wielu mierników, jednak jako zakaźnik wolę cofnąć się o kilkanaście lat i przybliżyć pouczający scenariusz przebiegu pewnej epidemii cholery w Haiti. Otóż w styczniu 2010 roku Haiti nawiedziło katastrofalne trzęsienie ziemi, powodując śmierć ponad 300 tysięcy osób, co już samo w sobie stanowiłoby wyzwanie dla systemu ochrony zdrowia każdego kraju, nie tylko tak słabego pod względem państwowości i administracji jak Haiti. Dodatkowo zniszczenia sieci kanalizacyjnej i lokalne powodzie w połączeniu z przybyciem zespołów ratowników, którzy byli nosicielami przecinkowca cholery, doprowadziły do wybuchu epidemii tej choroby, na którą zachorowało ponad 820 tysięcy osób. Odnotowano niemal 10 tysięcy ofiar śmiertelnych, a kilkadziesiąt osób - przedstawicieli władz - jesienią 2010 r. zlinczował wściekły tłum. Z tego powodu w październiku 2010 roku wprowadzono tam stan wyjątkowy. Zachorowania na cholerę odnotowywano w Haiti do lutego 2019 r. Ta historia układa się w logiczny scenariusz: na początku pojawia się katastrofalna siła fizyczna – powódź, trzęsienie ziemi – później zagrożeniem stają się łatwo transmisyjne czynniki biologiczne – cholera, polio, dur brzuszny, zapalenia wątroby, grypa, meningokoki – a na końcu uruchomione zostają zagrożenia społeczno-polityczne – gniew ludu i samosądy.
Trudno sobie wyobrazić coś takiego w Polsce...
Taką sekwencję zdarzeń, choć szczęśliwie w skali mikro, obserwowaliśmy również np. w wyniku powodzi w Kotlinie Kłodzkiej. Jednymi z pierwszych zniszczonych, uszkodzonych miejsc było ujęcie wody, oczyszczalnia ścieków, ale także szpital, który paradoksalnie sam wymagał pomocy i zabezpieczenia. Była to lekcja pokazująca konieczność pewnego przemyślenia, przygotowania się, również inwestycji. Przypomnę, że zniszczenie ujęć wody i oczyszczalni ścieków natychmiast otwiera drogę wszelkim patogenom. Od takich najprostszych, jak salmonella, czy wirusowe zapalenie wątroby typu A, aż po cholerę i dur brzuszny. Niestety, tych zagrożeń potencjalnych pojawia się na horyzoncie coraz więcej. I tu rodzi się pytanie o naszą odporność na takie katastrofalne zdarzenia, którą Anglicy nazywają „resilience”, co należałoby tłumaczyć jako "odporność" lub może "brak podatności na". Proszę sobie wyobrazić, na ile zdałyby się wszystkie te nasze zaawansowane technologie i zabezpieczająca infrastruktura w razie odcięcia dostępu jedynie do internetu i zasilania, nie mówiąc o czystej wodzie czy powietrzu. Planeta ma takie możliwości.
Czy są już przeprowadzane ćwiczenia na wypadek masowej katastrofy?
Po części takimi wstępnymi ćwiczeniami była pewnie pandemia COVID -19. Choćby przez tworzenie szpitali tymczasowych i reagowanie na tego typu masowe zagrożenia. Natomiast to nie tylko dotyczy systemu ochrony zdrowia. Mówię tu również o infrastrukturze, takiej jak na przykład mosty i drogi dostarczania pomocy ofiarom w danym regionie. A także o zabezpieczeniu dostaw energii i dostępu do sieci telefonicznej, czy internetu. Bo bez komunikacji, po wyłączeniu dostępu do prądu, czy internetu, większość z nas jest dość bezradna, choćby w płaceniu za podstawowe usługi czy przedmioty. To jest niestety działanie, które wymaga pracy zespołu ekspertów bardzo wielu różnych specjalności. Ale przede wszystkim wymaga dostrzeżenia go. Czasem żartujemy, że ocieplenie klimatu to coś fajnego, bo będziemy mieli winorośle, pomarańcze. Nie widzimy, że zjawisko to - w krótkiej perspektywie słabo widoczne - naprawdę będzie stanowiło realne zagrożenia dla zdrowia i życia bardzo wielu osób. Codziennie obserwujemy zmieniającą się pogodę, ale długofalowo, perspektywicznie jest to zjawisko bardzo niepokojące. Wręcz wydaje się, że mamy coraz mniejsze szanse, jeśli w ogóle, na odwrócenie tego trendu.
Kończy się czas spokoju?
Jak mówiłem w ubiegłym tygodniu podczas wykładu, wygłoszonego z okazji Dnia Otwartego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, żyjemy w bodaj najlepszym świecie, najlepszym z możliwych okresie dla Homo sapiens. Niestety, prawdziwy sukces rodzi się ze współpracy, a nie z rywalizacji ani z chciwości, dlatego nasza mała Belle Epoque właśnie się kończy. Istotą zagrożenia związanego z ociepleniem klimatu nie jest wymieranie rzadkich gatunków roślin i zwierząt, a nawet całych biocenoz, prawdziwą stawką jest tu zagrożenie istnienia dla gatunku Homo sapiens. I nie będzie to problem dla naszych wnuków czy dzieci, doświadczamy jego już my, tu i teraz. Wydaje się, że uruchomiliśmy naturalne, proste, pozytywne sprzężenie zwrotne, darwinistyczny proces w którym niewielką szansę na przetrwanie będą mieli tylko nieliczni, ci którzy są racjonalni, którzy potrafią słuchać i słyszeć, a nie tylko mówić, i potrafią opierać się na wiarygodnych, a nie najmodniejszych źródłach informacji. A jeśli nawet i oni nie przetrwają, to mam dziwne przekonanie, że Planeta bez trudu poradzi sobie bez nas i z czasem odrodzi się w pełni swej bioróżnorodności, zapewne zupełnie innej od tej dzisiejszej. A my podzielimy los amonitów i dinozaurów.
Napisz komentarz
Komentarze