Jak pamiętam to zawsze grałem z kolegami w piłkę na podwórku, z czasem postanowiłem z częścią kumpli zapisać się na treningi. Z domu do klubu miałem spacerem siedem minut. Na pierwszy trening w Gedanii trafiłem na cztery dni przed dziesiątymi urodzinami – mówi dziś Łukasz Kowalski. Jego pierwszym trenerem był Leszek Bredau. Na pierwszym treningu prawie się połamałem, ale mnie to nie zraziło. Wtedy jedynym momentem zawahania było to, że trener kazał mi zrobi kartę zdrowia sportowca. Nie wiedziałem jak to zrobić, odwlekałem to i zanim wróciłem do klubu trochę czasu minęło. Trener przyszedł do domu i mnie zmotywował, by ją zrobić. Wrócił do gry i nie żałował.
Urodził się prawie 650 kilometrów od Trójmiasta, w Łaszczowie koło Tomaszowa Lubelskiego. Tata był marynarzem, więc rodzina przeprowadziła się do Gdańska, na Stogi. Tam po raz pierwszy zagrał w piłkę nad morzem. Kiedy Łukasz miał 8 lat jego ojca przejechał pijany kierowca. Mama musiała zadbać o niego i brata. Łukasz oddał się w całości piłce, grał prawie non stop, a jedynymi terminami nie do przekroczenia były wezwania mamy, by kończyć grę, bo trzeba iść do kościoła. - Mama bardzo tego pilnowała – dodaje wychowanek Gedanii. Do dziś pamiętam kiedy wołała mnie z balkonu, że zbliża się godzina 18 i trzeba zasuwać na rekolekcje. To mnie trochę uwierało, ale z perspektywy czasu wiem, że dyscyplina mamy pomogła mi „wyjść na ludzi” i zajść daleko w piłce – dodaje. Trenowałem i marzyłem, by być lepszy. Nie popełniałem błędów, które robili inni młodzi ludzie wokół mnie, często dużo lepsi piłkarsko ode mnie. Dziś staram się swoje doświadczenia sportowe i życiowe przekazać młodszym zawodnikom – mówi obecny trener III-ligowego GKS Przodkowo.
W Gedanii był od 1990 roku, potem dwa lata w MRKS Gdańsk, a kiedy wrócił do Gedanii, jego trenerem był Jacek Starczewski. - Łatwo nie było, bo trafiłem do grupy ukształtowanej, więc sportowo odstawałem. Jeśli było nas trzynastu to ja byłem tym 13. I choć na Wybrzeżu drużyna Gedanii z tego rocznika, była mocna, to nikt, poza Łukaszem Kowalskim, nie zaszedł dalej niż do III ligi. Zawsze motywowały nie takie rzeczy, jak choćby rozmowa z moim wujkiem. Kiedyś zapytał mnie co chce robić w życiu, a ja mu na to, że będę grał w piłkę. Wujek przekonywał mnie, że nie będę miał z tego chleba, bo takich jak ja jest wielu i mi się to nie uda. Zapamiętałem tę rozmowę, ona mnie zdopingowała, by udowodnić, że jednak mi się uda – mówi były piłkarz.
W Gedanii dopiero w wieku 17, może 18 lat poczuł się pewnie, był doceniony i wiedział, że coś z tego będzie. Wcześniej niewiele na to wskazywało. Dużo dało mi to, że poszedłem na siłownię, a trener Jacek Starczewski nauczył mnie biegać. Wcześniej to była moja słaba strona.
Łukasz Kowalski miał swoją technikę użytkową, był silny i nieprzyjemny dla napastników rywali i - co bardzo ważne - potrafił celnie kopnąć piłkę „za linię wroga”. - Bo piłka nożna to jest prosta gra, trzeba umieć podać piłkę z punktu A do puntu B – dodaje.
W wieku 20 lat nim oraz Rafałem Murawskim zainteresowała się Lechia, ale nie miała pieniędzy, by ich wykupić z Gedanii. Arka zorganizowała sparing z Gedanią na dawnym stadionie przy Ejsmonda.
- Jedni mówią, że Arka obserwowała Rafała, a wzięła mnie, a inni, że było odwrotnie, ale trafiliśmy do Arki razem. Na ten mecz przygotowałem się tak, że „piana leciała mi z ust, a dym z uszu” – śmieje się dziś Łukasz Kowalski. Cieszyłem się, że zawodnikom z wyższej ligi potrafiłem zabrać piłkę lub ich powalić na murawę. Czułem, że muszę wykorzystać tę szansę. Miesiąc później, czyli 1 stycznia 2000 byliśmy już zawodnikami Arki. Na początek dostaliśmy po 300 złotych miesięcznie. To był trzeci poziom rozgrywek, czyli obecna II liga. Z tego 20 procent musieliśmy oddać menedżerom i zostawało nam 240 zł. Na treningi jechaliśmy SKM i autobusem. Nikt z nas nie myślał, że dostajemy za mało pieniędzy. Byliśmy szczęśliwi, że poszliśmy wyżej, do lepszego klubu. Dziś jest tak, że wielu młodych piłkarzy za 100 czy 200 złotych więcej jest gotowych np. z III ligi pójść grać do czwartej lub piątej. Dziś tłumaczę swoim podopiecznym, że pieniądze ich dogonią. Zarabiaj mniej, ale graj jak najwięcej. Jeśli się rozwiniesz, to w przyszłości będziesz zarabiał co najmniej 10 albo i 50 razy więcej. Trzeba w siebie zainwestować, a nie trenować w dziurawych butach, ale po treningu chwalić się iPhonem za 6 tysięcy złotych. A przecież nie trzeba być wybitnym intelektem, żeby zrozumieć, że bez dobrego telefonu możesz być dobrym piłkarzem, ale w dziurawych butach o to będzie ciężko - mówi wychowanek gdańskiego klubu.
Jeśli się rozwiniesz, to w przyszłości będziesz zarabiał co najmniej 10 albo i 50 razy więcej. Trzeba w siebie zainwestować, a nie trenować w dziurawych butach, ale po treningu chwalić się iPhonem za 6 tysięcy złotych. A przecież nie trzeba być wybitnym intelektem, żeby zrozumieć, że bez dobrego telefonu możesz być dobrym piłkarzem, ale w dziurawych butach o to będzie ciężko - mówi wychowanek gdańskiego klubu.
Łukasz Kowalski / piłkarz, wychowanek Gedanii
Łukasz Kowalski śledzi grę obecnej Gedanii. Wielu piłkarzy tego klubu, to zawodnicy, których prowadził jako trener lub chciał podczas zimowej przerwy w sezonie 2021/22 ściągnąć do Przodkowa. Jego zdaniem III liga to wyzwanie sportowe i finansowe.
- Tam czołowe kluby mają budżety po 3 albo 4 miliony złotych i płacą piłkarzom po 10, a czasem i 20 tysięcy miesięcznie – dodaje Kowalski. A sportowo III liga, w której grają pomorskie drużyny jest mocna, co pokazuje choćby to, jak radzi sobie teraz w II lidze Radunia Stężyca. Według niego, różnica między IV a III ligą jest bardzo duża i choć wie, że sporo klubów awansujących zachowuje skład, który ten awans wywalczył i gra nim w klasie wyżej, bo to rodzaj nagrody, to jednak skłania się ku temu, że po awansie trzeba drużynę wzmocnić. - Myślę, że Gedanii też to dotyczy, jeśli po ewentualnym awansie będzie chciała zagościć w III lidze na dłużej – radzi swoim kolegom z Gdańska.
Wychowanek Gedanii już jako trener mówi o różnicach w perspektywie i widzeniu tego co się dzieje na boisku, kiedy jest się grającym trenerem, tak jak jeszcze niedawno on sam. Teraz już wie, że to się nie sprawdza.
- Graliśmy w barwach KS Chwaszczyno z Pogonią Lębork i ja w przerwie meczu opieprzyłem i zdjąłem z boiska Maksymiliana Hebla. Po meczu zrobiliśmy analizę video i z niej wyszło, że Maksiu był...jedynym piłkarzem mojej drużyny, który starał się grać do przodu. To tylko pokazuje jak duża jest różnica w postrzeganiu tego, co na boisku i z boku. Innym razem grając z Bałtykiem Gdynia przegrywaliśmy 1:3, a wszystkie gole padły po stałych fragmentach gry. Nie rozpisałem jednak tego, kto za kogo odpowiada na boisku i w przerwie zagroziłem zawodnikom, którzy zawalą bramkę, że płacą po 100 złotych kary. W 48. minucie Bałtyk zdobywa z rzutu rożnego bramkę na 4:1, ale strzela ją zawodnik, którego ja miałem kryć. Chłopaki długo się ze mnie śmiali. Karę zapłaciłem i zdecydowałem się, nie łączyć już grania z trenowaniem. Postawiłem na trenerkę. Dziś Łukasz Kowalski grywa w olbojach, regularnie w Nadmorskiej Ligi Szóstek i prowadzi szkółkę „Piłka w przedszkolu”.
Łukasz Kowalski ma 42 lata, jest posiadaczem trenerskiej licencji UEFA Pro. Wychowanek Gedanii, potem grał w MRKS Gdańsk, Arce Gdynia, Kaszubii Kościerzyna, Hetmanie Zamość, Bałtyku Gdynia, Termalice Nieciecza, Bytovii i KS Chwaszczyno. Jako trener pracował w Chwaszczynie, KP Starogard, Gryfie Wejherowo, Olimpii Elbląg. Dziś jest szkoleniowcem GKS Przodkowo.
Napisz komentarz
Komentarze