Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Czy byłemu esbekowi można wybaczyć? Przypadek Wojciecha Kodłubańskiego

O tym, że Wojciech Kodłubański był w SB, w Gdyni wiedziano od dawna. Nie przeszkadzało mu to w doradzaniu rządowi Jerzego Buzka, zasiadaniu w radach nadzorczych spółek, odbieraniu odznaczeń. Co się stało, że po 37 latach wybuchła afera?
Wojciech Kodłubański
Wojciech Kodłubański

Autor: gdynia.pl

Wystarczył wpis  Janusza Lewandowskiego na platformie X., by wywołać burzę. 26 czerwca br. europoseł napisał: "Pytanie do władz Agencji Rozwoju Przemysłu. Dlaczego mianowali na prezesa Polskich Linii Oceanicznych byłego esbeka Wojciecha Kodłubańskiego? Skandal! ".  

Tego samego dnia ARP odwołała Kodłubańskiego. Zaczęły się naciski na Aleksandrę Kosiorek, by wycofała kandydaturę przedsiębiorcy do zasiadania w Radzie Nadzorczej Portu Gdynia. Klub Radnych KO, Ruchów Miejskich i Lewicy zorganizował  w tej sprawie konferencję przed magistratem. "Ze względu na fakt, że ta kandydatura budzi dziś kontrowersje, po rozmowie z ministerstwem już kilka dni temu podjęłam decyzję o wycofaniu mojej rekomendacji" - poinformowała tuż po konferencji Kosiorek.

Dziś Janusz Lewandowski nie chce się wypowiadać o Kodłubańskim. - Na tym chcę skończyć swoją misję - mówi.- Dwie godziny po moim wpisie zniknął jako szef PLO. Moim obowiązkiem było zlikwidowanie mu kariery w instytucjach państwowych. Uważam, że byłaby to obraza naszej samorządności.

CZYTAJ TEŻ: Gdynia: Odwołanie Wojciecha Kodłubańskiego i alarm ws. polityki kadrowej

Tajemnica Poliszynela

Dla gdyńskiego europosła informacja o przeszłości Wojciecha Kodłubańskiego nie była czymś nowym. Jego nazwisko "wyskoczyło" przed laty, kiedy Janusz Lewandowski sprawdzał własne akta w IPN. Uznaje jednak za intrygujące, że osoba z taką przeszłością tak dobrze się zaaklimatyzowała w realiach wolnej Polski.

Dowiedzieć się mogli nie tylko gdynianie. Od  lat, wpisując w wyszukiwarce Google nazwisko byłego gdyńskiego radnego, twórcy  Izby Przemysłowo-Handlowej, jednego z założycieli klubu Lions w Gdyni, doradcy ministrów i specjalisty od gospodarki morskiej, , można było znaleźć dokument IPN, informujący , że między 16 sierpnia 1986 a 30 września 1987 r. szeregowiec Wojciech Kodłubański zatrudniony był na stanowisku młodszego inspektora w Wydziale III-1 w WUSW w Gdańsku.

- O pracy Wojtka w służbach usłyszałem jeszcze za komuny - twierdzi Tomasz Gawiński dziennikarz "Angory", pracujący wcześniej w trójmiejskich gazetach. - Znam go prawie 50  lat, jeszcze z Klubu Kibica Arki. Nie miałem informacji, że kogoś sprzedał, skrzywdził. Był po prawie i zaproponowali mu robotę. To zresztą była tajemnica Poliszynela, cała Gdynia o tym wiedziała.

No, może nie cała. Joanna Zielińska z Samorządności, była przewodnicząca Rady Miasta, która także żądała na FB usunięcia "tej osoby"z Rady Nadzorczej Portu mówi, że był to dla niej szok. I dodaje: - Osobiście go nawet lubię. Ja go nie osądzam, może miał dziecko chore, może coś innego, ale uważam, że nie trzeba pchać się na świecznik.

- Dlaczego wstąpił pan do Służby Bezpieczeństwa? - dzwonię do Wojciecha Kodłubańskiego. - I pchał się na świecznik?

- Musimy się spotkać - odpowiada. Rozmawiamy cztery godziny. To i tak za mało, by poznać czyjeś życie.

Bond pod ścianą

Grudzień 1981 r. Ma 23 lata, studiuje administrację na Uniwersytecie Gdańskim. Dwa tygodnie strajkował na UG, po ogłoszeniu stanu wojennego trafił na strajk w stoczni. Pacyfikacja, "ścieżka zdrowia". Przewożą ich do Pruszcza Gd., zmuszają do wielogodzinnego stania w celi, biją. Jest przerażony. Kiedy podczas przesłuchania grożą wyrzuceniem z uczelni,  mówi, że zawsze chciał być w milicji i pracować dla Polski. Staje przed kolegium. Wyrok 5 tys. zł grzywny z zamianą na 30 dni aresztu.

Pięć lat później ma żonę, małe dziecko. I zgłasza się do pracy w SB. Dlaczego?

- Robiłem doktorat na uczelni, usłyszałem, że go nie zrobię. Miałem lecieć za granicę, dowiedziałem się, że nie polecę. Pracowałem jako wychowawca w ośrodku szkolno-wychowawczym. Może chciałem zostać drugim Jamesem Bondem?

Wywiad przed przyjęciem do służby przeprowadza sąsiad dziadków, który zna Wojtka od dziecka. Trafia do Wydziału III, zajmującego się m.in rozpracowaniem opozycji na uczelniach. Spotyka człowieka, który w 1970 r. strzelał z dachu do robotników, niedoszłego milicjanta, robiącego karierę pociotka jakiejś szychy.

Po czterech miesiącach zauważa, że ktoś za nim chodzi. Kiedy zgłasza to przełożonym, biorą go na rozmowę. Pada pytanie: - Co robiłeś w stoczni? Dlaczego zataiłeś udział w strajkach?

Świeża jest pamięć o "zdradzie" Adama Hodysza, skazanego za współpracę z opozycją. Okazuje się, że przez rekomendację sąsiada dziadków niedokładnie sprawdzono nowego funkcjonariusza. Trzeba go jeszcze raz prześwietlić.

Przenoszą go do paszportów. - Poczułem, że jestem pod ścianą - mówi. - Nie chciałem wracać do wydziału. Mogę przysiąc, że przez tych kilka miesięcy nikomu krzywdy nie zrobiłem. Ale czy nie zrobię, już nie wiedziałem. Nie chciałem być świadkiem podpisywania zgód na współpracę, opartych na szantażach. Zgłosiłem do szefa, że chcę odejść ze służby.

Nikomu się nie śniło

Tak łatwo się nie odchodzi. Najpierw kuszą awansem, potem grożą. Dowiaduje się, że już nigdy pracy w Polsce nie dostanie, paszportu też mu nie wydadzą.

- Był 1987 r., nikomu się nie śniło, że upadnie komuna - wspomina. -  Miałem 29 lat, żonę lekarkę, małe dziecko, byłem jednak zdecydowany. Odszedłem. Dwa dni później spotkałem się z moim proboszczem, ks. Edmundem Wierzbowskim z Bazyliki NMP w Gdyni. Wszystko mu opowiedziałem. Powiedział "synu, dobrze zrobiłeś, jestem z ciebie dumny".

Pracy jednak nie ma, dla kolegów, którzy wiedzieli, że o SB, jest spalony. Niektórzy się go boją.

Pomaga przyjaciel ze szkolnej ławki, Jan Langer, syn odwołanego w stanie wojennym wicewojewody, Adama Langera ze Stronnictwa Demokratycznego. Wierzy, że Wojciech odszedł ze służb. Jako prezes spółki handlującej materiałami budowlanymi , robi go kierownikiem zakładu produkującego pustaki.

Kolejny kolega wciąga go do prywatnej firmy produkującej zgrzewarki.

Ojciec Wojciecha pracuje w PLO, syn składa tam papiery. Słyszy, że nie ma szans na pływanie. - Zabili mnie w kadrach śmiechem - przyznaje Kodłubański.

Dopiero po wyborach 1989 r. dostaje paszport.

Radny i Franciszka

- Byłem przeszczęśliwy - mówi. - Mam ADHD, rzuciłem się w wir pracy społecznej. Założyłem Izbę Prywatnego Przemysłu i Handlu w Gdańsku, chciałem przywrócić przedwojenną Izbę Przemysłowo-Handlową w Gdyni. Franka Cegielska i Wojciech Szczurek budowali samorząd terytorialny, ja - gospodarczy. Zostałem prezesem Izby Przemysłowo-Handlowej. Wygrałem  konkurs na prezesa spółdzielni mieszkaniowej Karwiny. Mieszkał tam Janusz Lewandowski, przychodził z prywatnymi sprawami. Pomagałem.

Startuje w wyborach samorządowych. Zostaje szefem klubu radnych niezależnych, wiceszefem Komisji Rewizyjnej. Podczas głosowania nad odwołaniem prezydent, wspiera Franciszkę Cegielską. Od tamtej pory są wobec siebie bardzo lojalni.

Czy Cegielska wiedziała o przeszłości Wojciecha Kodłubańskiego?

- Wszystko wiedziała - utrzymuje były radny. - Miałem wrażenie, że była to w Gdyni wiedza powszechna. Zresztą  kolega z "górki" Arki, Tomek Gawiński  w 1994 r.  napisał w jednym z artykułów o moich dawnych związkach ze służbami.

Kariera Kodłubańskiego rozwija się. Prowadzi spółkę, ma koncesję na handel bronią. Dostawy płyną do Mołdawii i Ukrainy. Wszystko załatwia wspólnik, który prawdopodobnie pracował na rzecz polskiego wywiadu w Niemczech. Potem ze wspólnikiem się rozstają.

Działa w Krajowej Izbie Gospodarczej, zostaje prezesem Pomorskiej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Wojciech Kodłubański (fot. Paweł Kula | gdynia.pl)

Zaproszenie od ministra

1997 r. W wyborach wygrywa Akcja Wyborcza Solidarność, premierem zostaje Jerzy Buzek. Janusz Steinhoff, minister gospodarki mianuje gdyńskiego przedsiębiorcę swoim doradcą. Po roku otrzymuje ofertę zostania wiceministrem.

- Bałem się przeszłości, odmówiłem - twierdzi Kodłubański. - Zresztą i tak wyszło na jaw, że byłem "w paszportach". A to oznaczało, że także w SB.

Nie zgadza się również na objęcie funkcji radcy handlowego w Atenach i na Malcie. Ostatecznie zostaje wiceprezesem Polskiej Organizacji Turystycznej, nowej agencji rządowej, budującej od podstaw w Polsce turystykę. Stwarza podstawy informacji turystycznej, za  jego rządów polski hydraulik promuje Polskę na świecie. - 500 największych gazet świata pisało wtedy o promocji Polski - wspomina.

Na stanowisku pozostaje przez siedem lat, odwołuje go dopiero rząd PiS.

Wraca do Gdyni, odkupuje udziały w spółce żeglugowej. Od 2007 roku prowadzi kolejne  firmy. Jest szefem komisji rewizyjnej w Krajowej Izbie Gospodarczej. I pomorskiej też. Kieruje Towarzystwem Miłośników Gdyni. Zakłada klub Lions w Gdyni, którym kieruje w latach 2012-2013.

Mówi o sobie: - Jestem propaństwowcem. Dostałem trzy odznaczenia,  w tym Srebrny Krzyż Zasługi. Miałem też dostać czwarte - Zasłużony dla Gospodarki Morskiej, ale nie wiem, czy mnie teraz nie zetną. Przez lata w nic politycznego się nie angażowałem, nie wstąpiłem do żadnej partii.

CZYTAJ TAKŻE: Lech Wałęsa wygrywa z państwem polskim w Strasburgu

Oświadczenie lustracyjne? Złożone

Rok 2024. Kodłubański jest od kilku miesięcy na emeryturze. I odbiera telefony z Agencji Rozwoju Przemysłu. Szukają fachowców, ale on, mając z tyłu głowy tamte 12 miesięcy w służbach, nie pali się do stanowisk.  Dopiero po namowach rodziny decyduje się na PLO.

Zażądano od niego złożenia paru dokumentów, w tym listu motywacyjnego, CV, zaświadczenia o niekaralności, zgody na objęcie stanowiska.

Nie musi składać oświadczenia lustracyjnego. Zgodnie z ustawą z 2006 r.  oświadczenia takie składają m.in. członkowie rad nadzorczych spółek z udziałem samorządu terytorialnego. Kodłubański był już wcześniej w 9 radach nadzorczych dużych spółek.  Wchodząc do rady nadzorczej spółki w Skarszewach złożył w 2019 r. oświadczenie lustracyjne w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim.  Przy staraniu się o następne stanowisko wystarcza potwierdzenie komórki akt tajnych i majątkowych PUW.

Poza tym nie ma zakazu kandydowania gdziekolwiek.

Przygotowuje się do konkursu, wygrywa. 19 czerwca zostaje prezesem PLO.

Wcześniej od Aleksandry Kosiorek dostaje  propozycję wejścia w skład rady nadzorczej Portu Gdynia.

Przedstawicielem Gdyni w radzie portu jest od prawie 25 lat zasłużony trójmiejski  mecenas Andrzej Zwara.  Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną odwołania mecenasa, zwanego przez media "prawnikiem Kaczyńskich" miał być brak współpracy z nową panią prezydent. Prawnik nie poinformował jej o planowanych wyborach wiceprezesa portu i kandydowaniu w nich byłej wiceprezydent Katarzyny Gruszeckiej-Spychały.Tej samej, która niedługo po objęciu nowej funkcji ściągnęła z magistratu do portu skarbniczkę miasta, co sprawiło kłopot nowej władzy.

(fot. Mirosław Pieślak | gdynia.pl)

Popłoch

25 czerwca wydano komunikat, że Kosiorek deleguje Kodłubańskiego do rady nadzorczej. Następnego dnia pojawia się wpis Janusza Lewandowskiego.

- Tu chodziło wyłącznie o wpływy w porcie - uważa dziś Kodłubański.

Tak czy inaczej, informacja o "byłym esbeku" budzi popłoch. W nocy 26 czerwca Rada Nadzorcza Agencji Rozwoju Przemysłu podejmuje uchwałę o odwołaniu Wojciecha Kodłubańskiego z funkcji prezesa. Nikt nie pyta go o wyjaśnienia. Statut PLO mówi, że odwołać prezesa można tylko z ważnych przyczyn, ale powodów nie podano. Zamiast tego ukazuje się komunikat skierowany do mediów, że prezes oraz "osoba odpowiedzialna za sfałszowanie jego dokumentów " zostały zwolnione, a sprawę badają służby.

- Nikt niczego nie fałszował - mówi Kodłubański. - Wszystkie dokumenty są prawdziwe.

Do ARP trafiło już pismo z kancelarii prawnej, żądające sprostowania informacji, jakoby Kodłubański wspólnie z inną, niewymienioną z nazwiska osobą dokonał przestępstwa z art. 270, czyli fałszowania dokumentów, o czym miały być powiadomione "odpowiednie służby". Były prezes PLO żąda też przeprosin.

Trwają ataki na Aleksandrę Kosiorek za mianowanie "byłego esbeka" do rady nadzorczej portu. 17 lipca konferencję prasową organizuje Tadeusz Szemiot z KO. Na konferencji jest też Kodłubański. Mówi o "brutalnej walce o port".

Chwilę później prezydent Gdyni wydaje komunikat, w którym informuje  o odwołaniu "po rozmowie z ministerstwem" zgłoszonego wcześniej kandydata. Mówi także: - Kandydatura pana Kodłubańskiego wywołała wiele kontrowersji, których nie rozumiem. Pan Kodłubański był wieloletnim doradcą ministra, członkiem Krajowej Izby Gospodarki Morskiej, człowiekiem, którego ministerstwo wcześniej delegowało do pracy w radach nadzorczych choćby w Pomorskiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej.

Kodłubański chce się bronić. Uważa, że przez 37 lat odpracował cztery miesiące pracy w Wydziale III i czas spędzony w "paszportach". Przypomina sędziego Kryże, byłego prokuratora Stanisława Piotrowicza, czy Bogusława Wołoszańskiego. Im największe partie wybaczyły. On nie jest w żadnej partii. Może nie miał mu kto wybaczyć?

- Nigdy się nie wychylałem, ale nadszedł czas.  Może to trwać nawet dwa, trzy lata, ale nie ustąpię. Gotowy jestem nawet na założenie sprawy karnej - twierdzi Wojciech Kodłubański. - Za morderstwo w tym kraju dostaje się dożywocie.Każdemu to dożywocie zamienia się na 30 lat więzienia. Za 12 miesięcy w służbach nigdy nie masz na to szansy. "Kara śmierci" ważna jest do końca.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
dw 14.08.2024 12:45
słabe towarzystwo

obserwator 14.08.2024 12:38
Jeśli tacy są menedżerowie w spółkach skarbu państwa, to nic dziwnego, że muszą one przegrywać na wolnym rynku. Ktoś tu wspomina o zmieniających się oczekiwaniach klientów? O zagranicznej konkurencji? Nie. Wszystko rozbija się o to kto kogo zna, kto kogo rekomenduje i kto do kogo zadzwoni. WIEEEELKI SMUTEK. Nie mamy szans w konkurencji z zagranicą.

nie tylko w spółkach skarbu państwa... 15.08.2024 15:37
W sektorze prywatnym tacy ludzie są... właścicielami podmiotów gospodarczych. Przecież o to chodziło w "transformacjach". Oczekiwania klientów? Pan raczy żartować... Klient liczy się tylko tyle, ile można na nim zarobić. A że po znajomości??! Przecież to podstawa... I podstawowa cecha polskiej rzeczywistości. Co widać po "nominacjach"...

ajwaj 06.08.2024 11:08
Komentarz zablokowany

sekretarz PZPR od lat "u sterów" Pomorskiego 31.07.2024 14:26
I nikomu to nie przeszkadza... A tu można było dokopać nowej ekipie, to się dokopało.

Er 27.07.2024 22:17
T

Szok 27.07.2024 10:33
Dziwne dzienikarstwo - odwracanie kota ogonem. Były esbek, potem handlarz bronią ma wzbudzić współczucie? Insynuując i obrażając? Na strajku w Stoczni było wielu studentów, którzy zachowali się godnie, w przeciwieństwie do WK, rzekomo bitego przez 3 dni, czego nikt nie potwierdza. Szacunek dla Janusza Lewandowskiego, który wbrew lokalnym koteriom zachował się jak trzeba.

a jakie odczucia powinno budzić 01.08.2024 23:09
wchodzenie w układy z kierownictwem PZPR i eksportowanie go na europejskie emerytury, tak jak zrobiło to KO w poprzednich eurowyborach? Z którymi Lewandowski zasiada w tych samych szeregach?

Szacunek? 07.08.2024 10:50
Po prostu załatwiono porachunki z danych czasów PLO. Oraz wykorzystano okazję aby dokopać nowej ekipie, która nie ma zamiaru poddać się sterowaniu z trzeciego rządu krzeseł KO.

gda 26.07.2024 20:17
Zatrudnił się w SB jako dorosły człowiek, w 1986 - dwa lata po zamordowaniu ksiedza Popiełuszki, bo chciał poleciec za granicę, zrobić doktorat, zostać Bondem? Teraz robi z siebie ofiarę i znalazł klakierów? Po upadku komuny powinien wyznać wszystkie grzechy i przeprosić. Może ludzie wybaczyliby? Jęcząc pogrąża się jeszcze bardziej.

Jerzy Pelc 26.07.2024 17:39
Wojtku jestem z Ciebie dumny. I nie pozwól szargać Twojego, dobrego imienia. Walcz. A panem Lewandowskim jestem rozczarowany. Wykonał zadanie? Pan premier Tusk powinien zainteresować się jakie były kulisy interwencji tego pana. To mi niezbyt ładnie pachnie. Było nie było członka PO. Wojtku jesteśmy z Tobą i możesz liczyć na naszą pomoc.

Reklama
Reklama
Reklama