Urodzony w 1935 roku w Koninie Szymon Pawlicki do Gdyni trafił w 1973 roku. Wcześniej występował w teatrach w: Gnieźnie, Tarnowie, Częstochowie, Kaliszu, Bydgoszczy, a przez jeden sezon nawet w słynnym krakowskim Teatrze Starym.
– Wtedy było takie rozporządzenie ministra kultury, które zalecało aktorom częste zmiany teatru i szefów artystycznych, z uwagi na to, żeby się aktor rozwijał itd. I istniało całe zaplecze do tego, czyli tzw. domy aktora, hotele. Ludzie z całymi rodzinami co rok, co dwa lata się przeprowadzali – wyjaśnia te wędrówki Maria Talarczyk, aktorka, przewodnicząca zarządu oddziału gdańskiego ZASP, a niegdyś koleżanka Pawlickiego w Teatrze Dramatycznym (dziś Miejskim) w Gdyni.
Aktor w „karnawale”
Jednak to nie działalność stricte aktorska miała przynieść Pawlickiemu rozpoznawalność i popularność. 14 sierpnia 1980 roku w Stoczni im. Lenina wybuchł strajk. Dwa dni później do kolegów z Gdańska przyłączyli się stoczniowcy ze Stoczni Gdynia. 18 sierpnia na terenie zakładu pojawili się aktorzy gdyńskiego Teatru Dramatycznego.
– Począwszy od tego dnia, przychodzili codziennie, na ogół we czworo: Maria Talarczyk, Andrzej Popiel, Stefan Iżyłowski i Szymon Pawlicki – wspomina Jerzy Miotke, wówczas stoczniowiec, później działacz Solidarności, wiceprezydent Gdyni. – Swoimi występami nas podtrzymywali na duchu. Repertuar określiłbym jako patriotyczno-wyzwoleńczy. Trudno powiedzieć, że się wtedy poznaliśmy. Byłem po prostu jednym z widzów – zastrzega.
Wkrótce jednak obaj panowie zetknęli się już bezpośrednio jako członkowie społecznego komitetu budowy pomników gdyńskich ofiar Grudnia ‘70. Pomników, bo od początku było wiadomo, że w Gdyni muszą stanąć dwa monumenty, w obu miejscach, gdzie przelała się krew robotników:
- przy stoczni, na skrzyżowaniu ulic ówczesnej Marchlewskiego i Polskiej
- oraz przy gmachu Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, czyli obecnym urzędzie miasta.
Pomniki i krzyże to powracający element opozycyjnej, antykomunistycznej działalności Szymona Pawlickiego, ale działalność w gdyńskim komitecie była jedynie ułamkiem jego nieprawdopodobnej aktywności w czasie „karnawału Solidarności”. Jeszcze w sierpniu 1980 roku został przewodniczącym komitetu strajkowego w swoim macierzystym teatrze i delegatem do Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. W listopadzie tegoż roku kierował również strajkiem pracowników kultury w Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku i był sygnatariuszem porozumienia z rządową komisją resortową. W lipcu 1981 roku wybrany został delegatem na I Walny Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” Regionu Gdańskiego. Brał też udział w I Krajowym Zjeździe „Solidarności” i współorganizował I Przegląd Piosenki Prawdziwej „Zakazane Piosenki”.
Był bardzo aktywnym działaczem, społecznikiem. Udzielał się w każdej możliwej akcji. Był inicjatorem, jeszcze w 1980 roku, umieszczenia centrali Solidarności w tym budynku, gdzie się ona dzisiaj mieści. To Szymon wymyślił, że to będzie budynek, w którym Solidarność się, że tak powiem, zagnieździ.
Maria Talarczyk / aktorka, przewodnicząca zarządu oddziału gdańskiego ZASP
Drukarnia czynna „na wszelki wypadek”
Jego reakcją na wprowadzenie stanu wojennego było natychmiastowe udanie się do Stoczni Gdańskiej.
– Moim obowiązkiem jako członka krajowych władz Solidarności, w wypadku zamachu na związek, było zorganizowanie i poprowadzenie strajku generalnego – tłumaczył.
– Szymona Pawlickiego spotkałem w areszcie przy ul. Kurkowej w Gdańsku – wspomina Ryszard Toczek, były działacz Solidarności, samorządowiec, wiceprezydent Gdyni. – Szymon chodził o kulach. Cierpiał po pobiciu w areszcie MO, gdzie trafił po pacyfikacji Stoczni Gdańskiej na początku stanu wojennego [zdaniem Marii Talarczyk, po zatrzymaniu Pawlicki był też polewany zimną wodą na mrozie – red.]. Potem nasze drogi nieco się rozeszły. On trafił do więziennego szpitala w Bydgoszczy, ja siedziałem w pobliskich Potulicach.
W areszcie Pawlicki przesiedział do końca września 1982 roku.
– Jego żona była bibliotekarką w Teatrze Muzycznym. Nie powodziło im się najlepiej. Pamiętam, że koledzy składali się na utrzymanie Szymona i jego rodziny – mówi Maria Talarczyk.
Po zwolnieniu Pawlicki prosto z aresztu pojechał do teatru. Tam jednak czekała go niemiła niespodzianka. Wydział Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku nie wyraził zgody na jego ponowne zatrudnienie. Uzasadnienie: jego pojawienie się na scenie mogłoby wywołać niepokoje społeczne.
Jak zapewnia Maria Talarczyk, aktorzy Dramatycznego protestowali, pisali petycje, odwiedzali liczne urzędy w obronie kolegi, ale bezskutecznie.
– Nie dało rady, a do tego jeszcze pojawiły się naciski, żeby zwalniać z pracy innych aktorów, którzy brali udział w mszach za ojczyznę czy patriotycznych wieczorach poetyckich. Żeby być bezstronną, muszę powiedzieć, że bardzo wtedy pomagał, bardzo bronił aktorów Staszek Michalski, choć należał do PZPR i był członkiem Komitetu Centralnego. Takie dziwne to były czasy.
Pawlicki przeszedł na rentę inwalidzką, a jednocześnie zarabiał na życie, pracując jako cieśla. Mimo to, aktywnie włączał się w drugoobiegowe życie kulturalne. Często zresztą sam inicjował różne wydarzenia, wieczorki poezji patriotycznej, msze za ojczyznę, w których uczestniczył wraz z koleżeństwem z Teatru Dramatycznego bądź Teatru Wybrzeże. Jego popisowym numerem był monolog Konrada z „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego. Bywał gościem ks. Jerzego Popiełuszki w warszawskim kościele św. Stanisława Kostki.
Była też mniej znana, „podziemna” część jego biografii z lat 80. W piwnicy swojego domu w Małym Kacku uruchomił drukarnię. Ryszard Toczek wspomina, że Pawlicki był z niej bardzo dumny i konserwował stojące tam urządzenia jeszcze po upadku PRL, „na wypadek, gdyby znowu nastał czas oporu”.
Z działalnością tej drukarni wiąże się inna anegdota, opowiadana przez Bogdana Borusewicza w poświęconym Pawlickiemu filmie dokumentalnym „Wspomnienie to cicha nuta...” (reż. Andrzej Moś, prod. Video Studio, 2018). W pewnym momencie Pawlickiemu udało się „zorganizować”, bodajże z fabryki w Świeciu, belę papieru. Szkopuł w tym, że nadawała się ona jedynie do wykorzystana w profesjonalnej, prasowej maszynie drukarskiej. Wyśmiany przez kolegów z konspiry, Pawlicki zaparł się, zdobył skądś gilotynę do papieru i podwiesiwszy półtonową belę na specjalnej, zbudowanej domowym sposobem konstrukcji, sam pociął ją na arkusze odpowiedniej wielkości.
Radny popularny, aktywny i krytyczny
W 1988 roku strajki, majowy i sierpniowy, oczywiście nie mogły się odbyć bez jego udziału, a po Okrągłym Stole włączył się w organizację Komitetu Obywatelskiego w Gdańsku.
– Nasze kontakty stały się bardziej intensywne w kampanii wyborczej w 1989 roku – relacjonuje Ryszard Toczek. – Będąc pełnomocnikiem kandydata na posła OKW, Czesława Nowaka, uzgadniałem z Szymonem logistykę spotkań z gdynianami, wieców i innych zebrań publicznych, szczególnie z udziałem Lecha Wałęsy, którego obecność zapewniał Szymon.
Był dobrych duchem i reżyserem tych spotkań, prowadzonych w nieodłącznym słomkowym kapeluszu. Z profesjonalizmem zawodowego aktora nawiązywał kontakt z tłumem. Rozumiał wyjątkową społeczność gdyńską. Był dla niej wiarygodny.
Ryszard Toczek / były działacz Solidarności, samorządowiec, wiceprezydent Gdyni
Rok później Szymon Pawlicki sam stanął w szranki wyborcze. Do wyborów samorządowych kierowany przez Franciszkę Cegielską Gdyński Komitet Obywatelski przystępował w koalicji z NSZZ „Solidarność”, i to właśnie związek zgłosił Szymona Pawlickiego do rady miasta z okręgu wyborczego nr 5 (Wielki Kack, Mały Kack, Orłowo, Wiczlino). Na plakatach wyborczych kandydat deklarował, że: „chce wziąć na siebie odpowiedzialność za jej [Gdyni – red.] odbudowę i nowy ład, aby miasto było Domem jego Mieszkańców”.
I tę odpowiedzialność dane mu było wziąć. 4 czerwca 1990 roku złożył ślubowanie i został radnym.
– Szymon był radnym popularnym i wyrazistym – komentuje Ryszard Toczek.
Został wiceprzewodniczącym rady i przewodniczącym Komisji Kultury. Był m.in. inicjatorem uchwały o usunięciu pomnika wdzięczności Gdyni dla Armii Radzieckiej na skwerze Kościuszki i organizatorem, żeby nie powiedzieć „mistrzem ceremonii” – wspomnianego na wstępie – demontażu tego pomnika. Biegłość w sztuce aktorskiej, dobrze ustawiony głos, umiejętność budowania napięcia dramatycznego niewątpliwie pomagały mu w działalności publicznej.
Po wyborze Lecha Wałęsy na prezydenta RP przez jakiś czas pracował w prezydenckiej kancelarii, godząc to z obowiązkami radnego. Nie był jednak bezkrytyczny wobec rządzących ze swojego obozu politycznego.
Ryszard Toczek pamięta, że w trakcie prywatnych spotkań wyrażał swój krytycyzm wobec rosnących konfliktów w obozie władzy na linii Mazowiecki-Wałęsa. Natomiast na sesjach głosił, że to rada, a nie prezydent, jest sternikiem rządów w mieście.
Przy silnej osobowości Franciszki Cegielskiej wymagało to taktu i talentu w budowaniu kompromisów. Nie pamiętam jednak ani jednego konfliktu w radzie z jego udziałem czy też agresywnego wystąpienia. Nie tracił panowania nad sobą, a przede wszystkim kultury w kontaktach z otoczeniem.
Ryszard Toczek / były działacz Solidarności, samorządowiec, wiceprezydent Gdyni
Jednak na początku 1992 roku, po zmianie procedury wyboru prezydium rady miasta, stracił stanowisko wiceprzewodniczącego.
Szymon wisi na krzyżu
Wróćmy jeszcze na moment do karnawału Solidarności, kiedy Szymon Pawlicki zaangażował się w budowę pomników ofiar Grudnia ‘70. Jak wiadomo, do wprowadzenia stanu wojennego stanął tylko jeden z nich, ten przy stoczni. Przy urzędzie udało się jedynie ustawić modrzewiowy krzyż, wysoki na ponad 20 metrów.
Jak wspomina Jerzy Miotke, w stanie wojennym pojawiły się pogłoski, że władze będą chciały usunąć ten krzyż.
– Robiliśmy nawet jakieś tam dyżury, żeby go pilnować, a potem sami go odcięliśmy – mówi, nawiązując do zastąpienia drewnianego krzyża w 1993 oku okazałym „krzyżem z 23 krzyży”.
Drewno posłużyło do wytworzenia licznych krzyży-miniaturek, które rozprowadzano jako cegiełki. Ryszard Toczek przechowuje do dziś jeden z nich jako pamiątkę po Szymonie Pawlickim.
Pawlickiego jako opiekuna gdyńskiego drewnianego krzyża pamięta także Bogdan Borusewicz.
Czyścił go przed rocznicami grudnia, wspinał się na niego na linach. Był nawet taki żart w środowisku: „Co robi Szymon? Wisi na krzyżu”.
Bogdan Borusewicz / działacz opozycji demokratycznej w latach PRL
Przed inauguracyjną sesją rady miasta to właśnie z inicjatywy Pawlickiego bp Andrzej Śliwiński odprawił pod tym (jeszcze drewnianym) krzyżem krótkie nabożeństwo i pobłogosławienia przyszłym radnym.
„Krzyżowych” epizodów w biografii Pawlickiego znaleźć można więcej. To on przecież zawiesił krzyż nad drzwiami sali do obrad gdyńskiej rady miasta.
– Wnętrzu tej sali chcemy nadać charakter polski. W każdym polskim domu wisi krzyż. To miejsce jest naszym narodowym, polskim domem – mówił wtedy.
W maju 1994 roku był z kolei współorganizatorem poświęcenia jeszcze innego krzyża, na Kamiennej Górze.
Gdynia straciła wybitnego obywatela
Tamta uroczystość zamknęła przygodę Pawlickiego z gdyńskim samorządem. W kolejnych wyborach już nie startował. Nadal udzielał się społecznie. Zainicjował powstanie Wspólnoty Polskiej w Gdyni. Był szefem powstałego w 1992 roku tzw. Civic Center, które przekształcił w Centrum Organizacji Pozarządowych. Był też przewodniczącym społecznego Komitetu Budowy Pomnika Marynarza Polskiego w Gdyni.
– Dostrzegając jednak coraz silniejsze przejawy zawłaszczania przestrzeni publicznej przez biurokrację urzędu miasta oraz próby podważania jego społecznej aktywności, zrezygnował z pracy w COP. Po przejściu na emeryturę zdecydował się sprzedać swój domek przy ul. Druskiennickiej i wyjechać do rodzinnego Ślesina. Gdynia straciła, czy też może pozbyła się, wybitnego obywatela – gorzko komentuje Ryszard Toczek.
Szymon Pawlicki zmarł 26 stycznia 2021 roku w Koninie. Jest pochowany na cmentarzu parafialnym przy ul. Kolskiej.
Napisz komentarz
Komentarze