Kiedy w poniedziałkowy poranek, 8 kwietnia potwierdziły się wyniki pierwszej tury wyborów samorządowych, dających przedłużenie władzy Aleksandrze Dukiewicz w Gdańsku, potwierdzenie pozycji w ratuszu, pełniącej do tej pory funkcję komisarza Sopotu Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim i zaskakujące pierwsze miejsce z 34,4 proc. poparcia dla kandydatki Gdyńskiego Dialogu Aleksandry Kosiorek, wielu publicystów ogłosiło, że Trójmiast jest kobietą.
Empatyczny triumwirat zamiast trzech muszkieterów?
Faktycznie to znacząca odmiana zważywszy, że przez dwie dekady był to teren rządów „trzech muszkieterów”: Pawła Adamowicza, Jacka Karnowskiego i Wojciecha Szczurka. Początkowo chętnie występowali ramię w ramię, demonstrując męską sztamę. Z czasem jednak prezydent Gdyni zaczął się wyłamywać z szeregu, akcentując odrębność swojego miasta i niechęć do zbyt bliskiej współpracy z partnerami z południa aglomeracji, co mogłoby uszczuplić jego władzę. Brak jednoznacznego opowiedzenia się Wojciecha Szczurka w wojnie demokratycznej opozycji z rządem PiS, zaognił spór do tego stopnia, że po tragicznej śmierci Pawła Adamowicza Jacek Karnowski miał oponować przeciw obecności prezydenta Gdyni w gronie samorządowców niosących trumnę zmarłego kolegi.
W ostatnich latach ten konflikt nieco przygasł. Niemniej sytuacja po wyborach rozbudziła u niektórych wizję empatycznego triumwiratu prezydentek, które przy herbatce i ciasteczkach, wyzbyte osobistych ambicji, w duchu wzajemnego zrozumienia i życzliwości, pragmatycznie rozwiązują najbardziej palące problemy metropolii. Słowem seksizm a rebours: kobieca władza lekiem na wszystko.
Rzeczywistość okazała się bardziej złożona. Przed druga turą zarówno Aleksandra Dulkiewicz (która jeszcze wcześniej poparła Wojciecha Szczurka), jak i Magdalena Czarzyńska-Jachim wsparły kontrkandydata Aleksandry Kosiorek, Tadeusza Szemiota. Było to o tyle zrozumiałe, że obie panie startowały w swoich miastach z poparciem Koalicji Obywatelskiej, a Szemiot był kandydatem właśnie tego ugrupowania. Gdyńska prezydent-elekt po wygraniu drugiej tury, od razu zaznaczyła, że rozumie tę sytuację, i że nie będzie ona miała wpływu na przyszłe relacje szefowych miast.
Nie wiadomo kim jest ta pani
A jak to widzą w Gdańsku i Sopocie?
Biuro prasowe gdańskiego Urzędu Miasta, w odpowiedzi na naszą prośbę o wypowiedź pani prezydent w tej sprawie, odesłało lakoniczny komunikat.
„Przede wszystkim gratuluję wygranej pani prezydentce Aleksandrze Kosiorek, bo chyba można już tak mówić. Niewątpliwie czeka na nią mnóstwo pracy, zwłaszcza, że rozpoczyna swoją drogę samorządowca. Wspieramy, dopingujemy i liczymy na dobrą, sąsiedzką współpracę. Gdańsk, Gdynia, Sopot, tworzą nierozerwalną jedność, wspólnie walczymy o ustawę metropolitalną i mam nadzieję, że to nas jeszcze bardziej zbliży. Liczę, że w najbliższym czasie uda nam się spotkać i omówić kluczowe kwestie dla naszych miast”
– pisze Aleksandra Dulkiewicz.
Na pytanie czy jest już znany termin tego spotkania, dostaję z urzędu krótką odpowiedź, że jeszcze nie.
Od osoby z otoczenia Aleksandry Dulkiewicz słyszę natomiast, że jakiekolwiek spekulacje na temat charakteru przyszłej współpracy prezydentek Gdańska i Gdyni są przedwczesne, bo w Gdańsku nikt nie zna Aleksandry Kosiorek.
– Jak pojawia się ktoś, kto nie jest środowiskowo osadzony, kiedy ludzie się jeszcze nie znają, trudno wyrokować, co będzie.
Mieszkańcy oczekują, że będziemy współpracować
Z kolei Magdalena Czarzyńska-Jachim pytana o swoje oczekiwania w stosunku do nowej prezydenki Gdyni odpowiada, że są one zbieżne z oczekiwaniami mieszkańców:
– A ludzie oczekują, że będziemy współpracować. Żeby być konkurencyjnym trzeba być silnym, działać wspólnie. Taki trend widać choćby w działaniach naszych wyższych uczelni, które stworzyły Związek Fahrenheita właśnie po to, żeby mieć silniejszą pozycję rynku naukowym i studenckim. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że każde z naszych miast działa zupełnie osobno. Także na polu pozyskiwania potencjalnych inwertorów czy promocji turystycznej.
Jako główne wspólne wyzwanie Magdalena Czarzyńska-Jachim wskazuje stworzenie metropolii, nad czym nie tylko Gdańsk, Gdynia i Sopot, ale także pozostałe gminy w ramach Stowarzyszenia Metropolia pracują od dawna i za czym nadal silnie lobbują.
Za najpilniejszą kwestię prezydentka Sopotu uznaje lepsze dofinansowanie transportu, by zlikwidować wykluczenie komunikacyjne gmin ościennych
– Dla wielu mieszkańców Trójmiasto w sensie praktycznym jest jednym organizmem. Mieszka się w Gdyni, pracuje w Gdańsku, czy w Sopocie. Młodzież uczy się w różnych miastach.
Magdalena Czarzyńska-Jachim nie zgadza się natomiast z opinią, że wcześniej Gdynia jakoś wyraźnie wyłamywała się ze wspólnego frontu. Jej zdaniem dawne niesnaski to już przeszłość.
– Pandemia wojna w Ukrainie, wyzwania związane z KPO i zieloną transformacja spowodowały, że ostatnimi czasy współpraca układała się bardzo dobrze, a Wojciech Szczurek mocno zabiegał na forum parlamentu czy rządu w kwestii ustawy metropolitalnej – przekonuje.
Gdynia nie jest i nie będzie osobna
– Jestem zdania, że płeć nie ma znaczenia dla tego, jakie posiadamy kompetencje i jakie cechy charakteru ze sobą przynosimy – mówi Aleksandra Kosiorek, pytana o to jak duża wagę przywiązuje do tego, że władze w Gdańsku i w Sopocie także sprawują także kobiety i czy to może jakoś rzutować na ich współpracę. – Zdaję sobie natomiast sprawę, iż dla wielu mieszkańców Trójmiasta ten fakt ma wymiar symboliczny.
Na perspektywę współpracy z dwiema pozostałymi prezydentkami z Trójmiasta patrzy z optymizmem.
– Miałam już przyjemność porozmawiać z panią Aleksandrą Dulkiewicz i wyraziłyśmy wolę współpracy, a ona zadeklarowała wsparcie dla mnie. O takie wsparcie proszę wszystkich, zwłaszcza na początku tej prezydentury.
Pytana o najważniejsze pola do wspólnego działania Aleksandra Kosiorek wymienia komunikację publiczną, która już od wielu lat miała mieć charakter metropolitalny, ale wciąż to nie nastąpiło. Jako drugi obszar wskazuje podejmowanie wspólnych inicjatyw gospodarczych. Stanowczo odżegnuje się natomiast od gdyńskiego „izolacjonizmu”, jaki zarzucano jej poprzednikowi.
– Gdynia w żaden sposób nie jest osobna, a podkreślanie jej odrębności prowadził nas trochę w kierunku takiej samotnej wyspy. Ten gdyński izolacjonizm, za poprzedniej władzy, dotyczył nie tylko Gdańska i Sopotu. Podobne skargi słyszałam także od włodarzy Rumi i Kosakowa. Dla mnie będzie bardzo istotne, aby to odwrócić i podejmować współpracę między gminami, czy miastami – przekonuje.
Choć formalnie przyszła prezydentka zostanie zaprzysiężona 7 maja, już teraz do gdyńskiego magistratu przychodzi korespondencja z zaproszeniami dla niej. Na spotkania będzie umawiać się jednak dopiero w drugiej połowie maja. Natomiast na zapowiadaną reformę struktur miejskich, trzeba będzie poczekać być może nawet kilka miesięcy.
– Przede wszystkim nie chcę zdestabilizować pracy urzędu, pracy na rzecz mieszkańców, która przecież jest głównym zadaniem magistratu. Trzeba więc robić ruchy powoli. Poza tym najpierw musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: co tak naprawdę zastajemy w urzędzie? Czy jest lepiej niż myślimy, czy może jest gorzej niż myślimy? Tego dzisiaj nie wiem i takie decyzje będzie można podejmować po audycie – kończy Aleksandra Kosiorek.
Nie ma tych naleciałości, że „się nie da”
Lidia Makowska, przewodnicząca Trójmiejskiej Akcji Kobiecej, wyrażając radość z tego, że mamy w Trójmieście trzy prezydentki podkreśla jednak, że to nie jest tak, że o kompetencjach tych pań decyduje płeć. Przypomina, iż Aleksandra Dulkiewicz i Magdalena Czarzyńska-Jachim mają ogromne doświadczenie w samorządzie, a Aleksandra Korsiorek już wcześniej w działalności aktywistycznej wykazała się niezwykłą skutecznością w działaniu i determinacją. Wysoko ocenia też jej kompetencje zawodowe w zakresie prawa. Za dodatkowy atut nowej prezydentki Gdyni Lidia Makowska uważa jej świeżość i zapał.
– Oczywiście pozostałe dwie panie są dużo bardziej doświadczone, ale przez to – że tak powiem – zurzędniczałe. Kosiorek nie ma tych naleciałości, że „nie da się” i może przez to okazać się takim świeżym powiewem. Także dla Gdańska i Sopotu, bo jeśli jej w Gdyni uda się coś niemożliwego, to może w tamtych miastach też okaże się to możliwe? I tym sposobem może za pięć lat wreszcie będziemy mieć wspólny bilet metropolitalny na wszystkie środki transportu? Z drugiej strony dla Aleksandry Kosiorek to ogromny prezent, że ma dwie koleżanki, które – miejmy nadzieję – będą chciały się z nią dzielić swoim doświadczeniem. A wiem, bo znam ją osobiście, że bardzo szybko się uczy.
Lidia Makowska zaznacza by nie lekceważyć też faktu, że wszystkie trzy prezydentki są matkami.
– Mam nadzieję, że będą bardziej słuchały głosu swoich dzieci i dzięki temu w sposobie zarządzania miastami bardziej wybrzmi to, czego dzisiaj to młode pokolenie „zetek” potrzebuje.
Współpraca potrzebna nie tylko z Gdańskiem i Sopotem
Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski, niegdyś prominentny działacz Samorządności Wojciecha Szczurka, potem krytyk i rywal wieloletniego prezydenta Gdyni, współtwórca Gdyńskiego Dialogu i w pewnym sensie polityczny promotor Aleksandry Kosiorek przypomina, że już w kampanii wyborczej podkreślała ona, że Gdynia nie jest samotna wyspą.
– Bez współpracy się nie da. Dotyczy to nie tylko Trójmiasta. Proszę zwrócić uwagę, że była nagrana wspólna rolka z Marcinem Majkiem [byłym już wójtem gm. Kosakowo – red.], ale też była od razu zapowiedź, że jeśli pani Eunika Niemc [rywalka Majka, wójt-elekt Kosakowa po drugiej turze – red.] też chciałaby w kampanii robić jakiś wspólny temat, to Aleksandra była otwarta – przypomina Zmuda-Trzebiatowski.
Jego zdaniem w stosunku do Aleksandry Dulkiewicz i Magdaleny Czarzyńskiej-Jachim nowa prezydent Gdyni jest ustawiona w roli osoby, która dopiero wchodzi na ścieżkę samorządową, więc w naturalny sposób będzie pewnie ciekawa porad, podpowiedzi i sugestii starszych stażem, koleżanek. Z drugiej strony wydaje się, że jako osoba nowa, ma ona walor świeżości myślenia na zasadzie: „A dlaczego to musi być tak, czy nie można tego rozwiązać inaczej?”.
– Wyobrażam sobie, że kobiety mają większą łatwość, żeby czasem chwycić za telefon i po prostu powiedzieć: „słuchaj, weź mi podpowiedz”, albo „weź mi doradź, a jakbyś to zrobiła”. A mężczyźni wolą budować przekonanie, że wszystko wiedzą, nie potrzebują rady, są mistrzami galaktyki i to ich często gubi. Myślę, że gdyby Wojciech Szczurek wykonał w swoim życiu parę telefonów więcej, zamiast zakładać, że prezydent Adamowicz chce źle dla Gdyni, to może bylibyśmy w innym punkcie, choćby w tematyce lotniska.
Dopytywany o swoją samorządową przyszłość po zmianie władzy w gdyńskim magistracie Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski podtrzymuje wcześniejszą deklarację, że nie zamierza być wiceprezydentem.
– Oczywiście nie zostawię Aleksandry bez wsparcia. Będę jej oferował swoje doświadczenie, wiedzę o samorządzie i kontakty w takiej formie, w jakiej ona chce z tego skorzystać. Kiedy już obsadzi tę pierwszą linię najbliższych współpracowników, to ja będę nadal do dyspozycji. Nigdzie nie uciekam, poczekam na wskazanie mi takiego miejsca, w którym Aleksandrze będzie można mądrze pomagać. Na dziś, naprawdę bez kokieterii, mówię, że nie wiem, co to jest za miejsce – kończy.
Napisz komentarz
Komentarze