Mądrość ludowa głosi, że „jeżeli rząd mówi, że zabierze, to zabierze, a jeżeli rząd mówi, że da, to rząd mówi”. Skoro tym razem słyszymy, że rząd – a konkretnie minister sprawiedliwości – chce zabierać, istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie. Dziennik „Rzeczpospolita” donosi, że projekt zmian w Kodeksie karnym jest już w Rządowym Centrum Legislacji i ma wejść w życie dwa tygodnie po publikacji.
Projekt zakłada konfiskatę auta pijanym kierowcom, czyli takim, u których badanie wykaże powyżej 1,5 promila alkoholu we krwi. Jeśli będą poruszać się „na gazie” autem pożyczonym, będą musieli zapłacić jego równowartość. Dotyczy to również pojazdów służbowych. Kierowcy zawodowi będą płacić nawiązkę „co najmniej 5000 złotych, na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej” [czyli ten, z którego pochodziło 25 min zł przekazanych CBA, za jakie prawdopodobnie kupiono Pegasusa – red.]. Ile oznacza to „co najmniej” decydować będą sądy. I można się spodziewać, że grzywny będą wysokie tak, jak w przypadku własnych aut, czyli będą stanowiły ich równowartość.
Odpowiedzialny za procedowanie nowych przepisów wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł, uzasadniając potrzebę drastycznego zaostrzenia kar powołuje się na policyjne statystyki: w 2021 r. drogówka zatrzymała 99 tys. nietrzeźwych kierowców, przy trzy razy mniejszej niż zazwyczaj liczbie policyjnych kontroli, co wynikało z sytuacji pandemicznej w kraju.
Nie warto wymyślać całego systemu na nowo, możemy spojrzeć na inne kraje, które w rankingach bezpieczeństwa na drogach są znacznie wyżej od nas, i przenieść ich rozwiązania na nasz grunt.
Marcin Warchoł, / wiceminister sprawiedliwości
- W związku z powyższym można zaryzykować stwierdzenie, że kierowców pod wpływem było znacznie więcej, tylko nie zostali oni złapani – komentuje Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości. I dodaje: – Nie warto wymyślać całego systemu na nowo, możemy spojrzeć na inne kraje, które w rankingach bezpieczeństwa na drogach są znacznie wyżej od nas, i przenieść ich rozwiązania na nasz grunt.
Zajmujący się tzw. fact-checkingiem, czyli weryfikowaniem prawdziwości informacji, portal Konkret24 podaje, że tego konfiskowanie samochodów jest przewidziane prawem, jako możliwe do zastosowania w ośmiu krajach Unii Europejskiej: Belgii, Estonii, Finlandii, Francji, Luksemburgu, Słowacji, Słowenii i we Włoszech. W Danii konfiskata pojazdu jest obligatoryjna, gdy kierowca miał powyżej 1,2 promila alkoholu we krwi albo prowadził pod wpływem narkotyków.
Pomysł ministerstwa nie budzi entuzjazmu wśród większości prawników. „Rzeczpospolita” cytuje sędzię Barbarę Piwnik z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga: – Nie wyobrażam sobie wprowadzenia na dużą skalę konfiskaty samochodu. Problem ustalenia wartości auta, przebiegu itd. – to wszystko spadnie na sąd. A ten może dziś nie być gotowy.
Zdecydowanym przeciwnikiem proponowanego rozwiązania jest radca prawny Jacek Bendykowski, były radny Sejmiku Województwa Pomorskiego.
- Ten pomysł jest moim zdaniem nieuzasadniony, a poza tym nosi charakter swoistej odpowiedzialności zbiorowej, bo przecież samochód jest często, stanowiącą znaczny majątek własnością rodziny, nie tylko sprawcy, ale małżonka i na swój sposób również dzieci tłumaczy w rozmowie z zawszepomorze.pl. - Byłaby to więc forma pozbawienia ich majątku za nieodpowiedzialne zachowanie jednego z członków rodziny. Prawo karne nie ma charakteru majątkowego. Gdyby ktoś dokonał zaboru mienia, to jestem absolutnie zwolennikiem tego, żeby odebrać mu to, co ukradł i to w sposób maksymalnie bolesny. Także pijany kierowca, który spowoduje wypadek i szkodę, powinien zapłacić pełne odszkodowanie wszystkim, którzy zostali z tego powodu poszkodowani. Natomiast odbieranie mu samochodu za sam fakt prowadzenia samochodu pod wpływem alkoholu jest karą niewspółmierną do przewinienia. Gdyby trzeba było ten samochód spieniężyć, żeby mógł on zapłacić odszkodowanie – wtedy zgoda. Natomiast, gdy taki kierowca jedzie wolno poboczem – sprowadza niebezpieczeństwo to prawda – jednak, jeżeli nie wyrządzi żadnej realnej szkody, to taka kara byłaby po prostu niesprawiedliwa.
- Prawo nie jest od tego, żeby być zamordystyczne, tylko od tego, żeby być sprawiedliwe: wyrównać wyrządzoną komuś innemu szkodę, a zarazem mieć charakter wychowawczy i zabezpieczać na przyszłość. W tym wypadku natomiast nie wiadomo czemu ta kara miałby służyć.
Jacek Bendykowski / adwokat
Wątpliwości Jacka Bendykowskiego budzi rozpiętość wysokości tego typu kary.
- Taka kara byłaby różna, w zależności od tego, jakim autem dany obywatel jeździ. Jest to wprawdzie częściowo do obrony. Takie rozwiązania funkcjonują w cywilizowanym świecie. W niektórych państwach skandynawskich np. mandat jest powiązany z dochodami. Policja ma dostęp do zeznania podatkowego i wyznacza wysokość kary w zależności od tego, w jakiej grupie dochodowej jest sprawca wykroczenia. Biedny płaci mniej, bogaty płaci więcej. Niemniej w tym wypadku skala rozpiętości byłaby niewspółmierna. Jeden straciłby kilkanaście tysięcy złotych, a ktoś, kto jeździ Range-roverem - 400 tys. za to samo przewinienie.
Były radny PO przypomina, że konfiskata samochodu, jako kara, była przewidziana w stanie wojennym, ale nie dla pijanych kierowców, tylko dla osób, które używały auta do działalności przestępczej. Dotyczyło to najczęściej działaczy opozycji.
- Prawo nie jest od tego, żeby być zamordystyczne, tylko od tego, żeby być sprawiedliwe: wyrównać wyrządzoną komuś innemu szkodę (odwetowo-kompensacyjna funkcja kary), a zarazem mieć charakter wychowawczy i zabezpieczać na przyszłość (prewencyjna funkcja kary). Bywają też kary eliminujące – taką funkcje pełni w tym przypadku utrata prawa jazdy (eliminujemy niebezpiecznego kierowcę). Kara nie może jednak być przejawem zemsty na przestępcy. Powinna być też proporcjonalna do stopnia wyrządzonego przez przestępcę zła. W tym wypadku natomiast nie wiadomo czemu ta kara miałby służyć, poza jej drakońskim, mściwym właśnie i odstraszającym charakterem. Jest ona niezwiązana z charakterem przestępstwa – kończy mec. Bendykowski.
Napisz komentarz
Komentarze