Zator płucny to schorzenie, w którym śmiertelność u pacjentów z zatrzymaniem krążenia sięga 65 proc.
Jak dochodzi do zatoru płucnego?
To choroba, w której materiał zatorowy, najczęściej zakrzepy z naczyń żylnych kończyn dolnych, przemieszcza się przez prawą komorę serca do tętnicy płucnej, a później do jej rozgałęzień. Jeśli zatorowość jest masywna, zatkany jest dopływ krwi do serca i sytuacja staje się dramatyczna. Mamy wówczas stan bezpośredniego zagrożenia życia.
To ta sama choroba, która zabiła - po podróży samolotem - naszą utytułowaną olimpijkę Kamilę Skolimowską?
Niestety, ta sama. Jedną z najczęstszych etiologii zatoru jest długie unieruchomienie. Do zakrzepicy dochodzi, gdy krew wolniej płynie. Z tego powodu pasażerom odbywającym długie podróże samolotami, zwłaszcza loty transatlantyckie, zaleca się, by często wstawali, dużo pili, chodzili, poruszali się. Osobom szczególnie narażonym daje się leki przeciwkrzepliwe w formie zastrzyku lub postaci tabletki. Także u pacjentów po zabiegach chirurgicznych krew nabiera tendencji do wykrzepiania. Potem pacjent zaczyna chodzić i zakrzep się uruchamia.
Czy nasze ciało sygnalizuje, że pojawił się zakrzep?
Pacjentowi puchnie łydka bądź cała noga, czuje ciężar, bolesność, pojawia się zaczerwienienie kończyny. Należy wówczas, by nie dopuścić do zatorowości płucnej, włączyć leczenie przeciwkrzepliwe. Jeśli do tych objawów dołączy się duszność, osłabienie, a zwłaszcza zasłabnięcie, trzeba natychmiast wezwać pogotowie.
PRZECZYTAJ TEŻ: Podróż do głębi serca. Trójwymiarowa rekonstrukcja zastawki w UCK
Dlaczego tak źle reagujemy na długotrwałe unieruchomienie?
Z badań wynika, że człowiek nadal ewolucyjnie nie jest przystosowany do siedzącego trybu życia. Ludzki organizm jest stworzony do całodziennego biegania po sawannie i pełnej aktywności, co jednocześnie powoduje narażenie na urazy. Wobec groźby wykrwawienia się nasza krew bardziej nastawiona jest na krzepnięcie niż na rozpuszczanie skrzepów. Dziś jednak ryzyko zranienia podczas polowania czy walki jest niezwykłe małe. Ponadto żyjemy o wiele dłużej niż nasi przodkowie, a im jesteśmy starsi, tym mniej się ruszamy. Do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik sprzyjający wykrzepianiu - choroby nowotworowe. Niektóre z nich powodują skłonność prozakrzepową. To wszystko sprawia, że epidemiologia jest miażdżąca - zator płucny jest obecnie bardziej śmiertelny niż zawał serca. W Europie z tego powodu umiera rocznie blisko pół miliona osób.
Od leczenia w postaci podania pacjentowi dożylnie leku bardzo silnie rozpuszczającego zakrzepy doszliśmy do etapu, w którym możemy przezskórnie wejść rurką (cewnikiem) do tętnic płucnych i podłączyć „odkurzacz”, czyli pompę próżniową, która aktywnie wyciąga skrzepliny na zewnątrz, odciążając prawą komorę serca.
dr n. med. Jacek Klaudel / kierownik oddziału kardiologii Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku
Jak ratujecie pacjentów z zatorem płucnym?
Pracując od trzydziestu lat w zawodzie, widziałem wiele rewolucji w medycynie. Początkowo, lecząc zawał serca, podawano pacjentowi w kroplówce tzw. fibrynolizę, rozpuszczając skrzeplinę w tętnicy serca. Potem pojawiło się leczenie inwazyjne zawału i Polska stała się jednym z europejskich liderów, jeśli chodzi o niską śmiertelność pacjentów leczonych zabiegowo. Jako kardiolog inwazyjny uczestniczyłem w kolejnej rewolucji, związanej z leczeniem udarów mózgu. Od kilkunastu lat stosuje się leczenie fibrynolityczne, polegające - jak wcześniej w przypadku zawałów serca - na rozpuszczaniu lekiem dożylnym zatoru, który dotarł do mózgu. Przed trzema laty miałem zaszczyt uczestniczyć w organizacji w wejherowskim szpitalu inwazyjnej pracowni udarowej, w której zastosowano metodę zabiegową, podobną do używanej w zawale serca - przez naczynia tętnicze dostajemy się do mózgu i usuwamy zator. I dokładnie to samo dzieje się obecnie w przypadku zatorowości płucnej. Od leczenia w postaci podania pacjentowi dożylnie leku bardzo silnie rozpuszczającego zakrzepy doszliśmy do etapu, w którym możemy przezskórnie wejść rurką (cewnikiem) do tętnic płucnych i podłączyć „odkurzacz”, czyli pompę próżniową, która aktywnie wyciąga skrzepliny na zewnątrz, odciążając prawą komorę serca.
PRZECZYTAJ TEŻ: Wirus się nie prześlizgnie. W Gdańsku działa najbezpieczniejsze laboratorium w Polsce!
Od kiedy stosuje się „odkurzacz” do leczenia zatorów płucnych?
Nad tą metodą pracowano już w latach siedemdziesiątych, ale wówczas nie było odpowiednich materiałów i zdolności do miniaturyzacji. Wrócono do niej w 2013 roku, w Bostonie, gdzie zorganizowano pierwszy system inwazyjnego leczenia zatoru płucnego. W Polsce pierwsze próby poczyniono w 2019 r. i nasz ośrodek szybko dołączył do czołówki. Obecnie zajmujemy trzecie miejsce wśród kilkunastu ośrodków, które uruchomiły ten program. Pełnimy, jako jedyny szpital na Pomorzu, całodobowy dyżur zatorowy. Uczestniczymy też w europejskim rejestrze zabiegów przezcewnikowego leczenia zatoru płucnego. Byliśmy drugim ośrodkiem w kraju, który wprowadził w 2022 r. najnowocześniejszy obecnie i największy spośród dostępnych w Europie cewnik do usuwania zatorów płucnych.
Od czterech lat budujemy program PERT - systemu szybkiego reagowania w zatorowości płucnej. Obecnie działa on w oparciu o szpitale Św. Wojciecha, M. Kopernika i Kolejowy w Gdańsku oraz zaprzyjaźnione ośrodki korzystające z naszej pomocy. W przyszłości zamierzamy stworzyć specjalną aplikację na telefon do zgłaszania pacjentów i konsultacji w dla lekarzy dyżurnych z innych szpitali. W razie podejrzenia zatorowości płucnej lekarz ze Słupska, Wejherowa lub Kościerzyny będzie przesyłać nam informację, pozwalającą na kwalifikację do odpowiedniej terapii.
To ważne, by rura miała większą średnicę?
Proszę sobie wyobrazić, że często usuwamy nawet dwie pełne garści zakrzepów! Spektakularne efekty pracy pompy próżniowej widać już na sali zabiegowej – obniża się podwyższone w masywnej zatorowości ciśnienie w prawej komorze i tętnicy płucnej, pacjent odzyskuje kolory, wraca mu krążenie. Możemy odłączyć pompy, wspierające pracę serca. Dzieje się to, co lekarze lubią najbardziej - mamy poczucie, że uratowaliśmy komuś życie.
PRZECZYTAJ TEŻ: W Przewlekłej Obturacyjnej Choroby Płuc chorzy walczą o oddech
Ilu pacjentów udało się wam w ten sposób uratować?
Z użyciem najnowszego systemu - szesnastu. Kwalifikacje do zabiegu są bardzo staranne. Nie leczy się w ten sposób pacjentów z zatorowością płucną niskiego ryzyka, którzy po włączeniu leków przeciwkrzepliwych często mogą wrócić do domu. U pacjentów najwyższego ryzyka, po reanimacji, wymagających błyskawicznego leczenia, podaje się środki trombolityczne, które zaczynają działać już po minucie. Niestety, najbardziej zagrożeni chorzy w wyniku utraty przytomności doznają często urazu głowy, co zwykle wyklucza użycie trombolizy i wtedy leczenie zabiegowe staje się jedyną skuteczną metodą terapii.
Co zrobić, by pacjent z zatorowością płucną jak najszybciej trafił w ręce specjalistów?
Od czterech lat budujemy program PERT - systemu szybkiego reagowania w zatorowości płucnej. Obecnie działa on w oparciu o szpitale Św. Wojciecha, M. Kopernika i Kolejowy w Gdańsku oraz zaprzyjaźnione ośrodki korzystające z naszej pomocy. W przyszłości zamierzamy stworzyć specjalną aplikację na telefon do zgłaszania pacjentów i konsultacji w dla lekarzy dyżurnych z innych szpitali. W razie podejrzenia zatorowości płucnej lekarz ze Słupska, Wejherowa lub Kościerzyny będzie przesyłać nam informację, pozwalającą na kwalifikację do odpowiedniej terapii. Jesteśmy już w dużej mierze gotowi, czekamy też, by potrzeba stworzenia takiego wojewódzkiego zespołu szybkiego reagowania została dostrzeżona przez NFZ.
Napisz komentarz
Komentarze