Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wiele filmów konkursowych gdyńskiego festiwalu napisano na podstawie prawdziwych historii

Znika Złoty Klakier, nagroda publiczności, przyznawana na gdyńskim festiwalu od lat. Były wątpliwości co do długości oklasków, zwłaszcza w przypadku, kiedy na sali pozostawała tylko liczna ekipa, oklaskująca samą siebie. To bywało powodem niezadowolenia twórców innych filmów - mówi Leszek Kopeć, dyrektor gdyńskiego festiwalu filmowego.
Leszek Kopeć
Leszek Kopeć, dyrektor Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni

Autor: Anna Rezulak | materiał organizatora

Niedługo minie 25 lat pana pracy przy gdyńskim festiwalu filmowym. Po takim czasie o festiwalu chyba się wie już wszystko. Czy kiedyś były łatwiejsze edycje, niż teraz?

Organizacyjnie na pewno wcześniej było łatwiej. Festiwale były mniejsze, przyjeżdżało dużo mniej gości, program był skromniejszy.

A teraz jest na bogato. Dwadzieścia filmów w samym konkursie głównym...

Mówimy o konkursie głównym ale w konkursie krótkich metraży jest aż 30 filmów, a w przypadku filmów mikrobudżetowych mamy siedem tytułów – też więcej, niż w ostatnich latach. Festiwal mocno się rozrasta. Jest dużo wydarzeń towarzyszących. I to wszystko ogniskuje się w jednym tygodniu września. Środowisko filmowe ma nadzieję, że w Gdyni załatwi wszystkie swoje sprawy, bo tu spotykają się wszyscy. Dlatego chcemy, żeby ten festiwal dał możliwość wielotematycznych dyskusji, rozmów nie tylko o kinie.  Na naszym festiwalu właśnie były poruszane takie tematy jak akcja Me Too, wprowadzenie kodeksu etycznego czy sprawy dotyczące prawa autorskiego, jego zmian itd.

Żeby to wszystko obejrzeć, to człowiek jak kot, powinien mieć kilka żyć.

Albo musiałby się sklonować do kilkunastu osób (śmiech).

Największe emocje budzi jednak konkurs główny i nagroda o Złote Lwy. Pan widział filmy i już wie, czego możemy się po tym konkursie spodziewać.

Oglądałem je razem z dyrektorem artystycznym festiwalu oraz z członkami komitetu organizacyjnego. I zauważyłem ciekawe tendencje. Jedna to taka, że sporo scenariuszy do konkursowych filmów napisano na podstawie prawdziwych historii. Tak jest w przypadku filmów: „Broak Peak", „Infinite Storm", „Johnny", „Śubuk", „Orlęta Grodno '39", „Orzeł. Ostatni patrol" czy „Silent Twins". A druga tendencja dotyczy komedii. Co prawda w konkursie nie mamy komedii, nad czym ubolewam, ale są filmy z akcentami komediowymi. To zresztą cecha dobrego, psychologicznego dramatu, w którym rozważa się bardzo poważne sprawy, podane chwilami z poczuciem humoru. To taki kontrapunkt dla chwilowego napięcia i zmarszczonego czoła, który można odnaleźć i to bez trudu w kilku tytułach konkursowych. Przykładem takiego filmu z komediowym zacięciem jest „Tata", z doskonałą rolą Eryka Lubosa. I wreszcie kolejna tendencja - duża różnorodność tematyczna i gatunkowa. Są na przykład takie filmy, jak „Apokawixa" Xawerego Żuławskiego – synkretyczne, jeśli chodzi o gatunek.

„Apokawixę" określa się jako pierwszy polski film zombi...

To też historia opowiedziana z czarnym humorem, ale poruszająca ważne sprawy - problemy świata w którym żyjemy, zagrożenia, walkę o ekologię, katastrofę klimatyczną. Są też filmy - dramaty jednego aktora, jak „Kobieta na dachu" Anny Jadowskiej ze znakomitą rolą Doroty Pomykały. Są filmy dziwne, które znalazły uznanie na festiwalach międzynarodowych, jak „IO" Jerzego Skolimowskiego, nagrodzony na festiwalu w Cannes. Czy wreszcie historyczne jak „Orzeł. Ostatni patrol" – bardzo gdyński, bo macierzystym portem „Orła" była właśnie Gdynia. Dlatego tym obrazem otwieramy tegoroczny festiwal. Cieszę się, że mamy takie bogactwo gatunkowe i tematyczne.

W tym roku w Konkursie Głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni wbrew regulaminowi rozszerzono selekcję z 16 do 20 filmów. Niektórym filmowcom to się nie podoba.

Toczy się dyskusja na ten temat. Ale uważam, że bezzasadna, bo my naprawdę nie zrobiliśmy przez to rozszerzenie konkursu nikomu krzywdy. Dołożyliśmy cztery filmy, do szesnastu już wybranych. Większość środowiska przyjęła to z aprobatą. Tym bardziej, że uzasadnienie było takie, że warto pokazać więcej filmów w konkursie, aby też miały szanse na różne, festiwalowe nagrody.

Na festiwalu są obecni absolwenci Gdyńskiej Szkoły Filmowej.

Nasi absolwenci obecni są we wszystkich trzech konkursach. W głównym mamy „Zadrę" Grzegorza Mołdy, w którym prezentuje ciekawą postać raperki w tandemie z gwiazdorem tego gatunku, którego gra Jakub Gierszał. To zabawnie opowiedziana historia muzyczna. Poza tym filmy naszych studentów i absolwentów znalazły się też w konkursie filmów krótkometrażowych i mikrobudżetowych.

Krążą plotki, że w tym roku nie będzie przyznawanej od lat nagrody - Złotego Klakiera. Radio Gdańsk wycofało się. Być może z pobudek politycznych, bo w ostatnich latach publiczność przyznawała te nagrody filmom, które mogły się nie podobać obecnej władzy. Pamiętam, że w 2018 roku w ostatniej chwili odwołano wręczenie nagrody, kiedy się okazało, że publiczność wyklaskała ją dla filmu „Kler".

To prawda, Złotego Klakiera już nie będzie. Radio Gdańsk postanowiło zrezygnować z przyznawania tej nagrody, ponieważ wywoływała ona różne nieporozumienia. Przede wszystkim były wątpliwości, co do długości oklasków, zwłaszcza w przypadku, kiedy na Sali pozostawała tylko liczna ekipa, oklaskująca samą siebie. To bywało powodem niezadowolenia twórców innych filmów. Nagroda wymyślona kiedyś jako rodzaj zabawy, przerodziła się w poważną konkurencję i rywalizację przy dosyć trudnych, technicznych warunkach do bycia obiektywnym. W tym roku ta stacja przyzna nagrodę za efekty dźwiękowe, co jest moim zdaniem dobrym wyborem.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama