Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Ziaja kosmetyki kokos i pomarańcza

Jacek Karnowski: Sprawa aborcji to nasza porażka

Nie mamy do czynienia z prokuraturą i sądami czasów stalinowskich. A tylko takie mogłyby w błyskawicznym tempie rozliczać. To są poważne sprawy, które dotyczą chociażby byłych ministrów sprawiedliwości. I muszą być prowadzone zgodnie ze standardami demokratycznego państwa prawa. Ale żaden pan Ziobro, Romanowski, Woś czy Kamiński nie unikną kary – mówi Jacek Karnowski, poseł oraz wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Jacek Karnowski
– Dla mnie porażką jest jeszcze sprawa nie do końca wyjaśnionej polityki mieszkaniowej – mówi Jacek Karnowski

Autor: Karol Makurat | Zawsze Pomorze

Za kilka dni minie rok od zwycięskich przez koalicję wyborów. Jakby pan podsumował ten czas?

Przejęcie władzy nastąpiło dopiero 13 grudnia. Bo poprzednia ekipa jeszcze przez dwa miesiące blokowała utworzenie nowego rządu. Zresztą powrót do w pełni demokratycznego państwa jest cały czas utrudniony. Widzimy, co się dzieje w Trybunale Konstytucyjnym i jak utrudnia nam życie polityczne prezydent Andrzej Duda, torpedując większość działań koalicji rządzącej. Mamy rozwalone przez PiS system sądownictwa, prokuraturę i media publiczne.

PiS jako opozycja stara się nadal betonować większość swoich politycznych „zdobyczy”. Oni tak mają. Najpierw nas podsłuchiwali, kiedy rządzili. Potem wydawali nieuczciwie pieniądze na kampanię wyborczą, wyciągając je ze spółek Skarbu Państwa i pompując w tzw. media publiczne. A na końcu blokowali nasz rząd i możliwość złożenia oraz uchwalenia budżetu przez naszą koalicję.

Ale koalicjant Szymon Hołownia na niedawnej konwencji Polski 2050 powiedział: „Musimy przeprosić i powiedzieć: nie wszystko się udało, nie wszystko dowieźliśmy”. Może Platforma też powinna uderzyć się w piersi.

Praworządność nie jest blokowana przez koalicję 15 października. Robimy wszystko, żeby ją przywrócić. To Krajowa Rada Sądownictwa, Trybunał Konstytucyjny i prezydent blokują jej przywrócenie. Trudno się zgodzić z pozycją neosędziów czy z prokuratorem krajowym powołanym politycznie przez Zbigniewa Ziobro. I tak uważam, że w tych trudnych warunkach udało się koalicji rządzącej zrobić dużo.

Ale elektorat jest zawsze niecierpliwy. I przede wszystkim liczył na szybkie rozliczenia PiS.

Zawsze powtarzam, że w polityce najważniejsze jest to, żeby iść do przodu. Dlatego cieszy fakt, że udało nam się odblokować pieniądze z KPO – blisko 60 mld euro. Olbrzymia kwota, której pozyskanie dla Polski PiS zaniedbało, oględnie mówiąc. Jesteśmy i tak dwa lata spóźnieni w jej wydawaniu, w tej chwili bardzo mocno to nadrabiamy. Chociażby inwestując w offshore, budując terminal instalacyjny w Gdańsku za ok. 1,2 mld zł, z dofinansowaniem z KPO, które wyniesie ok. 900 mln zł.

Ale mówię też o opieszałym rozliczeniu różnych tłustych kotów…

Nie mamy do czynienia z prokuraturą i sądami czasów stalinowskich. A tylko takie mogłyby w błyskawicznym tempie rozliczać. To są poważne sprawy, które dotyczą chociażby byłych ministrów sprawiedliwości. I muszą być prowadzone zgodnie ze standardami demokratycznego państwa prawa. Ale żaden pan Ziobro, Romanowski, Woś czy Kamiński nie unikną kary. A to, że jak pospolici przestępcy starają się znaleźć wszelkie możliwe triki prawne i wykorzystują je, żeby nie stawić się przed prokuraturą czy komisją śledczą? Na to nie mamy wpływu. Ale kara ich nie ominie. Tak jak nie ominęła panów Kamińskiego i Wąsika, którzy już by siedzieli w więzieniu, gdyby nie to, że ich kolega, prezydent Andrzej Duda, ich ułaskawił.

Jaką porażkę wpisałby pan na konto tej koalicji?

Jest nią sprawa aborcji. Tego nie dowieźliśmy. Przyznaję, że poza wprowadzeniem „pigułki dzień po”, w tej sprawie tak ważnej dla kobiet nie ma przełomu. To efekt braku zgody części koalicji. Nie możemy zmienić przepisów, bo nie mamy do tego większości na sali sejmowej, ale postanowiliśmy zmienić realia stosowania prawa do legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży. Są wytyczne minister zdrowia i ministra sprawiedliwości dla prokuratorów oraz szpitali, tak aby państwo skuteczniej stawało po stronie kobiety, która ze względów zdrowotnych chce przerwać ciążę.

I co z tym robić? Nie wiem, czy kobiety w kolejnych wyborach będą stać do 3 nad ranem, żeby zagłosować…

Nazwałem to już porażką. Z drugiej strony, zrobiliśmy kilka rzeczy, które są dla kobiet czy dla par ważne – np. dofinansowanie do zabiegów in vitro, program „Aktywny Rodzic”, czyli tzw. „babciowe”, czy też rentę wdowią. 

Dla mnie porażką jest jeszcze sprawa nie do końca wyjaśnionej polityki mieszkaniowej. Ta polityka musi być komplementarna, zarówno z mieszkaniami na wynajem, jak i z kredytem zero procent.

Nie sądzi pan, że premier Donald Tusk zachowuje się ostatnio jak kierownik? Wszystkim chce ręcznie sterować. W czasie powodzi robił pokazowe sztaby, w przypadku alkotubek pojawiło się słynne już: Czesław, załatw to… I Czesław załatwił.

Nie widzę w tym nic dziwnego. „Kierownik” to jeden z pseudonimów Donalda Tuska. A wracając do bardzo poważnych spraw, czas powodzi wymagał skutecznego zarządzania kryzysowego. Pamiętajmy, że poprzedni rząd zostawił nas bez ustawy o obronie cywilnej, i trzeba było zarządzać wszystkim na bieżąco. Mnie ten styl zarządzania Donalda Tuska jest bardzo bliski.

Tak naprawdę PiS stracił władzę przez tłuste koty.

Na pewno w dużym stopniu przyczyniły się one do tego.

Ale można odnieść wrażenie, że koalicja wchodzi w buty poprzedników. Sprawa obsadzania, np., stanowisk dyrektorskich w Totalizatorze Sportowym budzi kontrowersje. Znowu są sami swoi…

Nie zgadzam się z tą opinią. Nasza koalicja, w przeciwieństwie do naszych poprzedników, nie tworzy fikcyjnych stanowisk, agencji czy fundacji tylko po to, żeby członkowie PiS mogli zarabiać pieniądze, nie przychodząc do pracy. Zakładam, że ktokolwiek powołany teraz do rady nadzorczej czy do zarządu, np. Totalizatora Sportowego, jest fachowcem i ma na to papiery. Że przychodzi do pracy po to, aby wykonywać swoje obowiązki, a nie brać pieniądze.

Ale po co drażnić elektorat obsadzaniem stanowisk dyrektorów regionalnych w Totalizatorze ludźmi związanymi z PO, Lewicą i PSL?

Oczywiście, nasz elektorat jest na takie sprawy bardzo wrażliwy. Na przyszłość musimy na to zwracać baczniejszą uwagę. Trwa wyjaśnianie tej sprawy.

Zobaczymy. PiS też tak „lajtowo” zaczynał. Nie przewracał od razu wszystkiego do góry nogami.

Mówi pani „lajtowo”? Ale to oni wprowadzili system nieprzychodzenia do pracy i pobierania za to wynagrodzenia albo nagradzania siebie nagrodami i podwyżkami, bo „im się po prostu należały”. Teraz mamy skandaliczny przypadek prezesa NBP Adama Glapińskiego, któremu zarząd banku, czyli on sam, zwiększył premię, będącą dodatkiem do pensji, o 30 procent. Ta podwyżka to prawie 200 tys. zł w ciągu roku. Premier Donald Tusk słynie z tego, że nie pozwala na zawyżone zarobki.

Media spekulują już na temat ewentualnych zmian w rządzie. Pada nazwisko ministry zdrowia Izabeli Leszczyny czy ministra nauki i szkolnictwa wyższego Dariusza Wieczorka. Pan jest blisko rządu, będą zmiany?

Pan premier zawsze może oceniać współpracowników i powinien móc dobierać ich sobie według własnego scenariusza. Z drugiej strony, nie zapominajmy, że premier ma rząd koalicyjny z czterema koalicjantami. To sytuacja w Polsce bez precedensu.

Koalicja musi się trzymać, bo jeśliby się rozpadła…

Koalicja się nie rozpadnie.

Może i nie, ale każda partia w koalicji chce mieć swojego kandydata na prezydenta. Pan, jak rozumiem, trzyma kciuki za Rafała Trzaskowskiego, samorządowca?

Każda partia ma prawo wskazać swojego kandydata na prezydenta, chociaż najlepszy byłby w naszym przypadku jeden wspólny kandydat. Mam tylko nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja sprzed czterech lat, kiedy kandydaci wchodzący w skład dzisiejszej koalicji nie poparli jednoznacznie w drugiej turze Rafała Trzaskowskiego. Dla mnie to było szokujące zachowanie.

Pan już osiadł wygodnie na swoim fotelu wiceministra funduszy i polityki regionalnej?

To jest bardzo ciekawa i intensywna praca. Cieszę się, że już od dwudziestu lat jesteśmy w Unii Europejskiej. Gdyby nie środki unijne, to nasz kraj nadal byłby szarobury, bez szans na szybką kolej i nowoczesne autostrady, a przedsiębiorcy nie byliby w stanie konkurować na europejskim rynku.

Z czym pan się teraz w swoim resorcie zmaga?

Zmagaliśmy się z brakiem wkładów własnych do projektów finansowanych z funduszy unijnych. Cieszę się, że Sejm przyjął już projekt ustawy o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. To jest nasz duży sukces, bo ustabilizuje dochody własne samorządów i pozwoli im na realizację inwestycji dofinansowanych ze środków unijnych. Polski Ład zabrał samorządom pieniądze, ale kroplówka w postaci 10 mld zł, która ma być dzielona między poszczególne samorządy, uzupełni te braki. Rozmawiam z wieloma prezydentami miast, którzy powtarzają jedno – nie mamy pieniędzy na wkład własny. Teraz może się to zmienić. 

Przed nami też inne wyzwanie – konieczność szybkiego wydania pieniędzy z KPO, bo przez zaniechania PiS ten czas się bardzo skrócił. Jako poseł z Pomorza nie zapominam o portach. Niedawno została podpisana umowa na budowę falochronu w Gdyni. Warto też wspomnieć o budowie metropolii czy świetnym projekcie Uczelni Fahrenheita.

Ponadto ze środków unijnych w ramach programu FEnIKS na lata 2021-2027 zarezerwowaliśmy ponad 327 mln zł na zadania związane z ochroną przeciwpowodziową Żuław. Będzie to już III etap inwestycji.

Już pan trochę mniej lata, panie ministrze? Bo był pan do niedawna liderem wśród posłów.

Jako syn kolejarza bardzo lubię też jeździć pociągami, ale w godzinach wieczornych nie ma już tego pociągu. I wtedy zostaje samolot.

A odzwyczaił się pan od tego, że nie jest już prezydentem Sopotu? Ktoś, kto pana niedawno widział w tym mieście, powiedział, że był pan tak wyluzowany, jak... turysta.

Jestem pełen podziwu dla obecnej pani prezydent oraz rady miasta, i śpię spokojnie. Trzymam za nich kciuki.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama