Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Brylowały elity, od wojskowych, polityków po gwiazdy teatru i kina. Jastrzębia Góra sto lat temu

To baśniowość natury sprawiła, że przedwojenni wrażliwcy wracali tu na każde wakacje... - mówi Karol Klukowski, autor albumu „Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu. Artyści i ich dzieła”
Brylowały elity, od wojskowych, polityków po gwiazdy teatru i kina. Jastrzębia Góra sto lat temu

Autor: Z książki "Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu"

Co tworzyło przedwojenny mit Jastrzębiej Góry i Jasnego Wybrzeża? Przyroda, ludzie, sztuka?

Wszystko. Najważniejsza była radość z odzyskania w 1920 roku tego skrawka Wybrzeża. Pomysł, by stworzyć tu modne letnisko narodził się tuż po zaślubinach Polski z morzem. Ideę szerzyli wojskowi, głosząc, że urlop spędzony nad polskim morzem jest w dobrym tonie. 

W tamtych latach kąpiel w polskim morzu była niemal patriotycznym obowiązkiem. Głosiła to prasa, opowiadało kino. Do Jastrzębiej Góry tłumnie zjeżdżają artyści, głównie znani malarze: Nałęcz, Fałat, Kossak, Cybis, Mokwa, Weissowie, Jaxa-Małachowski i inni. Oni wypromowali to miejsce, czy miejsce to było tak wyjątkowe, że każdy chciał je malować?

Niezwykła przyroda, nieskalana, niezadeptana przez turystów przestrzeń. Dziś próżno szukać tamtej atmosfery. Pierwszy raz przyjechałem do Jastrzębiej Góry jako trzylatek. Największe wrażenie zrobiły na mnie wtedy marynowane prawdziwki, kawałek grzyba dostałem do spróbowania od cioci Paukszty. Chciałem więcej, lecz spotkałem się z odmową: „zaszkodzą ci!". Pamiętam też widok z okna naszej willi Mussa i postacie mieszkających w tym domu Kaszubów Felknerów. Okolice Jastrzębiej poznałem lepiej w końcówce lat 50. XX w. podczas samodzielnych wypraw, gdy chodziłem do szkoły w Tupadłach, oczywiście także później. Do dziś pamiętam te łany żarnowca, te rozległe wrzosowiska, malownicze torfowiska, dostojne lasy, wszystko to zachwycało. Potęga żywiołu morskiego tych stron robiła kolosalne wrażenie, co było widoczne szczególnie na skarpie swarzewskiej. Morze wdzierało się w las i skarpa z roku na rok przesuwała się kilka metrów w głąb lądu. Ta baśniowość natury sprawiła, że przedwojenni esteci, wrażliwcy wracali tu rok w rok, na każde wakacje... Krajobraz tych stron inspirował do tworzenia. 

 (fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

W latach 30. XX w. aż do wybuchu II wojny każdego lata gościli tu choćby Aneri i Wojciech Weissowie. „Artystyczny plon tych wakacji jest szalenie bogaty u obojga artystów. Wysoki urwisty brzeg, piaszczyste wydmy, złoto kwitnący żarnowiec i nieskończenie różnorodne przeobrażanie się morza zniewalały do malowania. Na płótnach utrwalony został Bałtyk łagodny i słoneczny, spowity w różowym oparze poranka” – pisze po latach wnuczka artystów.

Wbrew pozorom malarze nie mieli tu łatwego zadania. W 1922 wyruszył na Wybrzeże z Krakowa Władysław Jarocki. Wychwalał zachody słońca, jednak na warunki pracy narzekał: „Pogoda tego lata była okropna: wiatry i wiatry i to zimne pędziły z otwartego morza bez przerwy wzdłuż plaży tumany piasku. Aby utrzymać sztalugę i obraz, trzeba było staczać z tym żywiołem ciężkie walki. Paletę z nałożonymi farbami i płótno pokryte świeżą farbą ten piekielny wicher zalepiał warstwą piasku. Malowanie w tych warunkach było męką”. Dlatego tylko nieliczni jak Stanisław Filipkiewicz czy mój ojciec, Ignacy Klukowski malowali na łonie natury. Najczęściej po prostu szkicowano. Obrazy artyści kończyli we własnych pracowniach po powrocie z wakacji. 

 Z książki "Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu"

Przyjeżdżali tu znani aktorzy. Na plaży królował Aleksander Żabczyński, w kawiarni hotelu Bałtyk można było spotkać Irenę Eichlerównę. 

Kwitło życie towarzyskie. Brylowały elity, od wojskowych, polityków po gwiazdy teatru i kina. Nic dziwnego, że węszył tu niemiecki wywiad… W Jastrzębiej Górze życie towarzyskie i artystyczne toczyło się na plaży, przy stolikach brydżowych, na spacerach i w willach wzdłuż dzisiejszych ulic Bałtyckiej i Słowackiego. Prowadzono domy otwarte. Olśniewała urodą stanowiąca niejako towarzyską atrakcję siostra ostatniego premiera II RP Dobrosława Składkowska. Często pojawiała się w otoczeniu przystojnych oficerów oddziału II Sztabu Generalnego, majorów Niedzielskiego i Sucharskiego... Całe to towarzystwo sławnych, wpływowych i bogatych to był oczywiście krąg zamknięty. Niedostępny dla zwykłych ludzi, których marzeniem było spędzić urlop w hotelu Bałtyk, gdzie rozgrywał się ten snobistyczny spektakl i choć na chwilę mieć wgląd w życie wyższych sfer. 

 Z książki "Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu"

Lato 1939 było wyjątkowo piękne, a Jastrzębia Góra, jak Titanic...

Głosy o groźbie nadejścia wojny nie zniechęcały letników do przyjazdu na Wybrzeże. W sierpniu wypoczywająca nad morzem warszawska śmietanka nie zamierzała szybko wracać do domu. Wspomniana już Dobrosława Składkowska ostatnie chwile pobytu w Jastrzębiej Górze przed wybuchem wojny wspomina tak: „Pod koniec sierpnia zwlekaliśmy z wyjazdem, bo panika i tłok były straszne, a lato piękne. Pewnego wieczoru wracając ze spaceru, dowiedzieliśmy się od dozorcy, że był tu »jakiś wojskowy, strasznie zły na mnie«. Przyjechał ładnym samochodem bardzo zdenerwowany major Sucharski. Robił mi wymówki, że jeszcze tu jestem i jego »zmuszam do wyjazdu z Westerplatte«, a to jest zabronione, bo już tam stoi okręt niemiecki i lada sekunda może być wojna... Przyrzekłam mu wyjechać następnego dnia...”

Jeszcze w lipcu 1939 roku przyjeżdża na Wybrzeże Jan Kiepura wraz z żoną Marthą Eggerth. Mają dać koncert w Gdyni. 

Występ przekształcił się w patriotyczną manifestację zakończoną wspólnym odśpiewaniem „Roty”. Po entuzjastycznym przyjęciu oboje wyruszyli z Gdyni na wypoczynek do Juraty, a potem do Jastrzębiej Góry. Owacyjnie witani, zatrzymali się w hotelu Bałtyk. 

Wojna zamknęła bajkowy czas Jastrzębiej Góry. 

Jak przewidział gen. Józef Haller, był to definitywny koniec II RP. Choć w tej bajkowej atmosferze pięknego lata nad morzem trudno było w to uwierzyć. Jednak tamten czas minął bezpowrotnie. Według projektów przedwojennych Jastrzębia Góra miała być kameralnym letniskiem o łagodnej zabudowie, w PRL zmieniono charakter tego miejsca, w poprzek przedwojennych planów. 

 Z książki "Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu"

To, czego wojna nie zmieniła to przyroda. Po 1945 roku znów można było malować tu zachody słońca. 

Jednak po wojnie zainteresowanie marynistyką nie budziło już tak wielkich emocji jak dawniej. Ówcześni teoretycy sztuki uważali, że epoka marynistycznego malarstwa przeminęła. Członkowie Grupy Polskich Marynistów Plastyków, powstałej w 1946 roku w Gdyni, a zrzeszającej artystów marynistów z całej Polski, mieli utrudniony dostęp do morza. Wszędzie stacjonowały obiekty wojskowe, obowiązywały - nie do wyobrażenia dzisiaj - ograniczenia formalne, skomplikowane procedury uzyskiwania zgód na malowanie obiektów morskich i portowych. Niezrażeni trudnościami artyści wyruszają jednak – choć nie tak tłumnie jak dawniej w nadmorskie plenery koleją lub rowerem, by przygotować w 1947 roku ogólnopolską wystawę marynistyczną. Są nieświadomi nadchodzących zmian i zależności politycznych, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. O polską marynistykę walczył po wojnie Franciszek Szwoch, wybitny malarz, twórca wystaw marynistycznych. Po jego śmierci polska marynistyka nie odzyskała już przedwojennej rangi.

Jak Jastrzębia Góra zmieniała się na obrazach artystów?

Po wojnie zaczęło obowiązywać nowe podejście w kwestii widzenia świata, nowa ideologia, nowe techniki, filozofia tworzenia – Jastrzębia Góra staje się inna na obrazach, tak jak zmieniła swoje oblicze w rzeczywistości. To już inne płótna. Wystarczy spojrzeć na abstrakcyjny obraz przedstawiający port we Władysławowie Kazimierza Ostrowskiego. Trudno porównać tę pracę z klasycznym pejzażem Włodzimierza Nałęcza czy dziełami mojego ojca. Konceptualista Marek Wróbel też bardziej pokazuje refleksje nad morzem niż samo morze. 

 Z książki "Opowieść o Jastrzębiej Górze i Jasnym Wybrzeżu"

Jakieś rady dla malujących dziś zachody słońca w Jastrzębiej Górze? Poeta Andrzej Zaniewski pisze: „Trzeba zaprzyjaźnić się ze Zmierzchem i z lękiem, kiedy z wydm wykluwają się cienie, a Księżyc obudzi za chwilę wspomnienia”.

Słońce zachodzi tu tak samo pięknie. Perspektywa widziana ze skarpy wciąż zachwyca, choć otoczenie uległo zmianom. Wciąż widzę jak mój ojciec malował te zachody... Któregoś roku przeszła wichura i połamała piękne sosny wokół, ale ów las wydmowy wciąż żyje. Jak ktoś będzie chciał odnaleźć dawne widoki, to je odnajdzie. 

Genius loci danego miejsca tworzą ludzie. I ślady, jakie po sobie zostawili. Da się je tu jeszcze odnaleźć?

Jastrzębia Góra zmieniła się, ale okolice ulicy Bałtyckiej zachowały dawny styl, choć coraz bardziej widoczna jest ingerencja związana z przebudową. Charakter tego skrawka Wybrzeża utracił jednak przedwojenny czar. Część wschodnia to już przestrzeń turystyczna, jarmarczna, prosta rozrywka która nie ma nic wspólnego z dawnym szykiem, elegancją, wielką sztuką. Jest jednak spore grono ludzi, którzy przyjeżdżają tu od lat 60. I są w to miejsce niejako uwikłani. 

Pisze poeta: „Twoją siłą jest wieczna potrzeba powrotu tu, do Jastrzębiej Góry”.

Co rok wracał tu Krzysztof Penderecki, chyba ostatni tej klasy artysta, który pokochał to miejsce i mu uległ…

Który z przedwojennych artystów zapisał się szczególnie w historii tego miejsca?

Przede wszystkim marynista Włodzimierz Nałęcz, to on wywróżył, że Jastrzębia Góra stanie się polskim Biarritz. Malował tu zachody słońca, jeszcze zanim przyszła niepodległość! Ale i Feliks Nowowiejski, który swoją twórczością Kaszubom się pokłonił i był prawdziwym entuzjastą polskiego morza. A dziś? W Jastrzębiej Górze króluje głównie sztuka masowa, która u przeciętnego turysty wzbudza na pewno większe emocje niż zachody słońca i łany żarnowca...


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama