Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Wyborczy globus Polski. Pieskie menu, osiem dużych baniek i Gierttych raczej przypilnowany

Dziś pierwszy odcinek cyklu felietonów, w których co tydzień będę tropił największe absurdy bieżącej kampanii parlamentarnej.

W śmieszno-strasznej książce Marcina Kąckiego „Chłopcy. Idą po Polskę” (rozmowa z autorem w tygodniku „Zawsze Pomorze” 8 września) opisującej polityczne perypetie Janusza Korwin-Mikkego i jego trzódki, jak refren powraca motyw „chowania Korwina przed wyborami”. Bo przez dekady było tak, że co kolejnym partyjkom JKM udawało się zbliżyć do progu wyborczego, to pan Janusz wyskakiwał w mediach z czymś tak bulwersującym, że sondaże momentalnie zjeżdżały do 1-2 proc. Im bardziej działacze prosili szefa, by tym razem się powstrzymał, tym ten mocniej ten odfruwał, a to komplementując politykę Hitlera, to znów zachwalając seks z jedenastolatkami lub obrażając niepełnosprawnych. Dziś, kiedy Korwina na czele jego własnej partii zastąpił profesjonalny stand-uper, także konfederackie doły zapragnęły sobie pobrykać. I tak Natalia Jabłońska, nota bene prawniczka, postanowiła się wylansować kontestując sięgający czasów PRL przepis o zakazie uboju psów. „Mięso to mięso” – zauważa kandydatka z ostatniego miejsca na liście Konfederacji z prapolskiego Gniezna. A właściwie była kandydatka, bo partyjnej górze ta prosta, a zarazem ostra, niczym rzeźnicki nóż, argumentacja, jakoś nie trafiła do przekonania. Co ciekawe schowano, a raczej wykopano z listy tylko panią Natalię, natomiast ochoczo wspierający ten pomysł Dobromir Sośnierz i Jacek Wilk nie ponieśli żadnego uszczerbku. No cóż, jeśli Konfederaci tak podchodzą do parytetów, nic dziwnego, że większość z nich kończy jako incele.

Tak jak korwiniści marzyli to schowaniu Korwina, tak sztabowcy PiS postanowili przed wyborami zesłać Jarosława Kaczyńskiego w świętokrzyskie.

Tak jak korwiniści marzyli to schowaniu Korwina, tak sztabowcy PiS postanowili przed wyborami zesłać Jarosława Kaczyńskiego w świętokrzyskie. Ten jednak po drodze zdążył wpaść do Paradyża, gdzie poczuł się jak w niebie (paradisus łac. – raj , niebo) i rozanielony – obiecując seniorom czternastą emeryturę – pomylił brutto z netto. Trochę jak w wierszyku angielskiego satyryka Harry’ego Grahama (przekład Antoni Marianowicz): Chciał strzelić do pana Sawy./ A strzelił do pana Sowy./ Ot, taki raczej błahawy/ Lapsusik językowy. W przypadku pana Kaczyńskiego cena tego lapsusika to błahe osiem miliardów złotych, bo tyle, albo nawet trochę więcej, trzeba będzie dołożyć z budżetu by słowo prezesa ciałem się stało.

Jak już Jarosław Kaczyński dotrze w te świętokrzyskie… Pamiętacie Liroya? Kielce, Kielce, Kielce to jest to/ Nie ma drugiej takiej nory/ Więc dlatego kocham to/ Jedyne unique mothafuckin fantastic/ Miasto me wspaniałe i dumny jestem gdy/ Scyzoryk, Scyzoryk tak na mnie wołają. No więc w Kielcach czekać będzie na Jarosława już nie scyzoryk, ale wręcz sprężynowiec: Roman Giertych, którego niczym królika z wakacyjnego kapelusza wyciągnął i usadowił na liście do Sejmu Donald Tusk. Tu jednak pojawił się pewien zgrzyt, bowiem szef Platformy zarzekał się, że na listach nie znajdą się osoby, które nie popierają liberalizacji prawa aborcyjnego. Natomiast były szef Młodzieży Wszechpolskiej dał się poznać, jako osoba mająca w tej kwestii fundamentalnie inny pogląd. Tu jednak zdezorientowanych wyborców PO uspokoiła Karolina Giertych, która w spocie swojego taty zapewnia, że razem z mamą i trzema siostrami „raczej go przypilnują” jeśli chodzi o prawa kobiet.

I tylko może trochę szkoda, że żona i córka Donalda Tuska nie przypilnowały go żeby – jak się uparł na Giertycha – zamiast Romana wystawił którąś z jego pań.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama