Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Nadchodzi wrześniowy stres ucznia. Po pracy dorosły ma wolne, dziecko nadal pracuje

W wyższych klasach dziecko spędza w szkole podstawowej tyle czasu, ile dorośli w pracy. Tylko że dorosły potem ma wolne, a dziecko po powrocie do domu, w zależności od wymagań szkoły i rodziców, nadal pracuje - mówi Kamil Gajewski, dyrektor Morskiej Szkoły Podstawowej im. Aleksandra Doby w Gdańsku, odznaczony na wniosek uczniów Orderem Uśmiechu.
Nadchodzi wrześniowy stres ucznia. Po pracy dorosły ma wolne, dziecko nadal pracuje
(fot. Karol Makurat | Zawsze Pomorze)
Ratujmy nasze dzieci

Pamięta pan śpiewaną na koniec wakacji piosenkę "Żeby już do szkoły, po prostu można było iść"?
Oczywiście. Pamiętam też, że nikt nie wierzył w te słowa.

Z ubiegłorocznych badań fundacji Dbam o Mój Zasięg wynika, że prawie połowa uczniów  szkół średnich odczuwa stres związany ze szkołą i nauką, a co trzeci czuje się w szkole nieswojo i źle. Na taką ocenę pracuje się od podstawówki. Czy pana uczniowie we wrześniu chętnie wrócą do szkoły?
Żeby szkoła nie stresowała dziecka w ostatnich miesiącach wakacji, uczniowie muszą wynieść z niej w czerwcu dobre wspomnienia. Należy zapewnić im pomoc, by nie mieli lęku szkolnego, fobii szkolnej. Dlatego staramy się wychwycić niepokojące sygnały na podstawie zachowania dziecka. Wie o tym cały nasz personel, nie tylko nauczyciele. Pani szatniarka często jest w stanie zauważyć coś, czego nauczyciel podczas lekcji nie widzi. Uruchamiana jest wówczas cała procedura, od wywiadu po rozmowę z rodzicami, by uchwycić problem w zarzewiu i uniknąć potrzeby szukania wsparcia psychiatry.  

Dużo takich problemów w minionym roku szkolnym musieliście rozwiązywać?
Okres pandemii, wojna i kryzys ekonomiczny (jeśli rodzicom brakuje pieniędzy, dzieci mają  świadomość stresu w rodzinie) sprawiły, że w ostatnich trzech latach nasiliły się stany depresyjne.Radzimy sobie z tym w oparciu o nasze możliwości szkolne przy olbrzymiej współpracy z rodzicami, którzy często wcześniej, przemęczeni pracą, nie widzieli, że coś złego dzieje się z dzieckiem. Czasem musimy korzystać z pomocy psychiatry dziecięcego, ale tu pojawia się kolejny kłopot.  Na przyjęcie  do specjalisty na NFZ czeka się rok, czasem dwa, a na prywatną wizytę około pół roku. Na szczęście mamy zaprzyjaźnionych psychiatrów i w sytuacjach nie cierpiących zwłoki nasze dzieci są konsultowane.

ZOBACZ TEŻ: Psycholog nie wyjeżdża na wakacje. Ratujmy nasze dzieci

Żeby szkoła nie stresowała dziecka w ostatnich miesiącach wakacji, uczniowie muszą wynieść z niej w czerwcu dobre wspomnienia. Należy zapewnić im pomoc, by nie mieli lęku szkolnego, fobii szkolnej. Dlatego staramy się wychwycić niepokojące sygnały na podstawie zachowania dziecka. Wie o tym cały nasz personel, nie tylko nauczyciele. Pani szatniarka często jest w stanie zauważyć coś, czego nauczyciel podczas lekcji nie widzi.

Kamil Gajewski / dyrektor Morskiej Szkoły Podstawowej im. Aleksandra Doby

Jak często uczniowie korzystają z takich konsultacji?
W ostatnim roku tego typu interwencji było o kilkadziesiąt procent więcej, niż w poprzednich latach. Mam kontakt z dyrektorami i wiem, że tendencja jest podobna w innych szkołach. Wszyscy borykamy się z podobną skalą problemu.

Dlaczego uczniowie czują się źle w polskiej szkole?
Będą się czuć źle, póki system nie zostanie zreformowany. Proszę zwrócić uwagę na presję egzaminów ósmoklasisty. Jak zrobić, by szkoła miała przyjazną twarz, równocześnie solidnie przygotowując do egzaminów? Jest to bardzo trudne. Część rodziców nie przejmuje się egzaminami, ale większości bardzo na nich zależy. Konieczne są więc powtórki, prace domowe. W efekcie dzieciak w ósmej klasie po siedmiu godzinach w szkole (w dwóch ostatnich klasach uczniowie mają około 40 godzin lekcji tygodniowo) nie może odpocząć w domu. Jeśli szkoła chce utrzymać wysoka pozycję w rankingach, uczniowie muszą popołudniami w domach  powtarzać wiedzę, by ją utrwalić.

W tym roku sytuacja ósmoklasistów była szczególnie trudna.
To skutek presji podwójnego rocznika. W ostatnich latach wielką krzywdę dzieciom zrobili decydenci. Uczniowie byli pod ogromnym przymusem, narzucanym z zewnątrz. O podwójnym roczniku trąbiły media, a rodzice szli za tą narracją. W efekcie dzieci po spędzeniu ośmiu godzin w szkole musiały pracować kolejne trzy godziny w domu, by odrobić zadane lekcje.

Kamil Gajewski

Było to konieczne?
Staramy się odchodzić w miarę możliwości od obowiązkowych zadań domowych. Na weekendy zadajemy tylko prace dla chętnych, nie podlegające ocenie. Nikt nie ma pretensji do dziecka, które zamierza odpocząć. Dorośli po spędzeniu ośmiu godzin w pracy też nie chcą zabierać jej do domu.

Dorośli nie muszą, ale ósmioklastów zmuszono do pracy ponad siły?
To wina systemu, narzucającego presję egzaminów na koniec szkoły podstawowej. Przez podwójny rocznik presja ta była jeszcze większa. Widoczny wzrost stanów depresyjno-lękowych wśród 14 i 15-latków z pewnością był tym spowodowany. Szczęśliwie w naszej szkole tegoroczny egzamin wypadł dobrze (na 72 szkoły jesteśmy w pierwszej dwudziestce w Gdańsku) i nasze dzieci dostały się do wymarzonych szkół średnich z pierwszego, ewentualnie drugiego wyboru. Wielu jednak uczniów w całym kraju nigdzie nie znalazło miejsca. A przecież nie jest ich winą, że kilka lat temu ktoś zrobił bezsensowną reformę.  Jej skutkiem jest, że podwójne roczniki stawiły się do nieprzygotowanych na to szkół.

CZYTAJ TAKŻE: Lepsza przyszłość. Specjalna platforma pomoże dzieciom w kryzysie

Staramy się odchodzić w miarę możliwości od obowiązkowych zadań domowych. Na weekendy zadajemy tylko prace dla chętnych, nie podlegające ocenie. Nikt nie ma pretensji do dziecka, które zamierza odpocząć. Dorośli po spędzeniu ośmiu godzin w pracy też nie chcą zabierać jej do domu.

I tak do złej kondycji uczniów, wynikającej z pandemii, wojny i kryzysu, dołożyli się politycy?
Jest to sytuacja niewybaczalna. Bo kto weźmie odpowiedzialność za rozbicie emocjonalne tysięcy polskich dzieci? Skala problemu jest olbrzymia, niezbicie pokazują to statystyki.

Jak teraz pomóc przemęczonym, rozbitym emocjonalnie nastolatkom?
Konieczne jest odgórne - na poziomie ministerstwa - zapewnienie szkołom wsparcia psychologicznego. W mojej szkole pracuje trzech psychologów i trzech pedagogów. Kiedy dzieciak ma problem, przyjmowany jest tego samego dnia, a czasem od ręki. Jednak w szkołach, gdzie nie ma tak dużej kadry psychologiczno-pedagogicznej, obowiązują zapisy na spotkanie z psychologiem  za tydzień lub nawet dwa. A w takich sytuacjach nie można czekać!  

POLECAMY RÓWNIEŻ: Akcja „Ratujmy nasze dzieci”. Tak naprawdę nie mamy już czasu

Czego trzeba?
Pieniędzy. Jeśli natychmiast nie zostanie zwiększona realnie odgórna subwencja na kolejne etaty psychologów w szkołach, nie będzie szans na ich dodatkowe zatrudnienie. Trzeba pamiętać, że doświadczony psycholog nie przyjdzie za tak małą pensję do pracy w szkole. Przyjmując prywatnie w gabinecie, bez presji, zarobi dwa, trzy razy więcej. Jeśli minister edukacji nie otoczy się sztabem praktyków, pasjonatów, oddającym dzieciom serce na dłoni i nie zrobi reformy, dalej będziemy pudrować tego przysłowiowego nieboszczyka.

Co jeszcze trzeba zmienić?
Podstawy programowe. Po co dzieciom encyklopedyczne wkuwanie danych, zaśmiecających umysł? Polska szkoła nadal opiera się na "pamięciówce". Nawet tam, gdzie jest to absolutnie niepotrzebne.

Konieczne jest odgórne - na poziomie ministerstwa - zapewnienie szkołom wsparcia psychologicznego. W mojej szkole pracuje trzech psychologów i trzech pedagogów. Kiedy dzieciak ma problem, przyjmowany jest tego samego dnia, a czasem od ręki. Jednak w szkołach, gdzie nie ma tak dużej kadry psychologiczno-pedagogicznej, obowiązują zapisy na spotkanie z psychologiem  za tydzień lub nawet dwa. A w takich sytuacjach nie można czekać!  

Osobiście też nie pamiętam wymaganych przez panią od geografii okresów ery paleozoicznej, ale wiem, jak w Internecie informację o nich znaleźć.
Dlatego powinniśmy uczyć dzieciaki mądrego korzystania z tego dobrodziejstwa. Potrzebny jest przedmiot uczący weryfikacji informacji, sięgania po sprawdzone źródła. Wiadomo, że nie wszystko, co przeczytamy w Internecie jest prawdą.

Od dawna słychać narzekania na drastyczne przeładowanie materiałem kształcenia niektórych przedmiotów, np. historii.
 Niestety, w szkole podstawowej trzeba przyswoić pewne minimum, z którego uczniowie są rozliczani. Dla wielu z nich, będących w stanie rozchwiania emocjonalnego, nawet to minimum jest trudne do osiągnięcia. Jak takie dziecko może skupić się nad wkuwaniem, skoro jest w ustawicznym stresie i nikt nie jest w stanie mu pomóc? Nieodwracalnie coś gubimy, dzieci stawiają kolejny kawałek muru, oddzielający je od społeczeństwa, a później trzeba interweniować u specjalistów.

Których jest za mało...
Psychiatrii dziecięcej, z wyjątkiem dużych ośrodków,  praktycznie w Polsce nie ma, a  dostęp do psychiatry na prowincji jest żaden.Dlatego uważam, że to szkoła podstawowa powinna uczyć dzieci nazywania tych emocji, radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Trening umiejętności społecznych powinien być serwowany wszystkim dzieciom, a nie tylko tym, które mają zalecenia z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Pomoże im to w trudnych sytuacjach na znalezienie innego rozwiązania niż zhejtowanie kolegi, wyzwanie koleżanki czy wręcz wzajemne poszarpanie. Tego szkoła wciąż nie robi, bo nie ma czasu. Szkoła przewiduje, że  dzieci mają zakuwać coś, co po zaliczeniu i tak zostanie z głowy wyrzucone. I nie ma się czemu dziwić, w końcu pojemność mózgu jest ograniczona i musimy coś wyrzucić z pamięci, by zapamiętać nowe informacje. Wciąż zastanawiam się, kiedy dokona się istotna zmiana polskiej szkoły, bo tylko to może sprawić, że presja na ucznia będzie mniejsza. Osobiście prosiłem nauczycieli uczących w drugim semestrze ósmej klasy przedmiotów nieegzaminacyjnych, by odpuścili przemęczonym dzieciakom i nie zadawali im prac do domu.

Kamil Gajewski

Nie protestowali?
Zdecydowana większość nauczycieli to zrozumiała.  A jeśli tak naprawdę chcemy ulżyć uczniom w podstawówce, to powinniśmy wyrzucić do kosza egzamin ósmoklasisty, otwierający lub zamykający drogę do "wymarzonych" szkół. Będących często marzeniem rodziców, a nie dzieci. W efekcie oprócz obowiązków szkolnych dochodzą jeszcze kolejne godziny korepetycji. Siłą rzeczy dzieci są pogubione. Nie rozumieją dlaczego w tak młodym wieku muszą tak ciężko pracować. Podkreślam - uczęszczanie do szkoły podstawowej jest wielką pracą. Rodzice, którzy mówią: co ty masz do roboty, przecież tylko się uczysz, popełniają błąd. Szczególnie w wyższych klasach dziecko spędza w szkole tyle czasu, ile dorośli w pracy. Tylko że dorosły potem ma wolne, a dziecko po powrocie do domu, w zależności od wymagań szkoły i rodziców, nadal pracuje. I póki rodzice nie pojmą, że gonienie dzieciaka do lekcji wpływa na pogorszenie jego stanu emocjonalnego, budowanie fobii szkolnej, powstawanie lęków, kondycja psychiczna dzieci nie poprawi się. Szkoła musi mieć ludzką twarz. Kiedy dziecko dostanie jedynkę,nie powinno zobaczyć ganiącego wzroku i zmarszczonych brwi nauczyciela , ale usłyszeć od niego: Małgosiu, nic się nie stało. Kiedy będziesz miała chwilę, przysiądź jeszcze raz nad zadaniem, a potem przyjdź poprawić ocenę. Na pewno się uda.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama