Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Dzieci odebrane przez sąd, wracają do piekła. Brakuje rodzin zastępczych

Kiedy posłowie niemalże jednomyślnie przyjmowali tzw. ustawę Kamilka, mającą wzmocnić ochronę dzieci przed przemocą, tylko w Gdańsku 50 dzieci, które sąd nakazał umieścić w pieczy zastępczej, czekało w kolejce na lepszą rodzinę. Gdzie? U siebie w domu, często z pijaną matką i ojcem katem.
Dzieci odebrane przez sąd, wracają do piekła. Brakuje rodzin zastępczych

Autor: Canva | Zdjęcie ilustracyjne

Ratujmy nasze dzieci

- Dzięki Bogu u nas jeszcze nie wydarzyła się żadna tragedia - mówi sędzia Sądu Rodzinnego z Trójmiasta. - Ale czy się nie wydarzy? Nie wiem. To jest niepojęte. Wydając decyzję o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej nie zabieramy go przecież z normalnego środowiska, ale z miejsca, gdzie są problemy. Próbujemy ratować dzieci. I co z tego, że próbuję wyciągać dziecko z patologicznego środowiska, skoro finalnie nic się nie dzieje?

System braku chętnych nie przewidział

Dramat ośmioletniego Kamilka z Częstochowy wstrząsnął całą Polską. Wielokrotnie maltretowany przez ojczyma chłopiec (mężczyzna sadzał go na rozgrzanym piecu, przypalał papierosami, polewał wrzątkiem, bił i kopał) zmarł 8 maja tego roku. Te wydarzenia stały się przyczynkiem do uchwalenia 14 lipca przez Sejm nowelizacji Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Zakłada ona m.in. opracowanie i wdrożenie jasnych procedur postępowania na wypadek podejrzenia krzywdzenia dziecka, także w wyniku przemocy domowej. Z kolei obowiązująca od 22 czerwca znowelizowana ustawa antyprzemocowa mówi, że już nawet nie sąd, ale pracownik socjalny w razie zagrożenia życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą domową może umieścić je w rodzinie zastępczej, rodzinnym domu dziecka lub instytucjonalnej pieczy zastępczej.

Pod warunkiem, że będzie tam wolne miejsce.

Sędzia: - Co z tego, że wydamy postanowienie, by w dzień lub dwa zabrać dziecko? Sytuacja jest przerażająca. Zdarzało się wcześniej, że wydawano postanowienia o pieczy zastępczej, a po kilku, kilkunastu dniach dzieci nadal były w biologicznych rodzinach. Przyczyna? Jest  kolejka oczekujących. System jakoś braku chętnych do zajmowania się skrzywdzonymi dziećmi nie przewidział, a gdy coś złego się wydarzy, winą zapewne obarczy się MOPS czy sąd.

To jest niepojęte. Wydając decyzję o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej nie zabieramy go przecież z normalnego środowiska, ale z miejsca, gdzie są problemy. Próbujemy ratować dzieci. I co z tego, że próbuję wyciągać dziecko z patologicznego środowiska, skoro finalnie nic się nie dzieje?

sędzia

Wszystko przyspieszyło

Tylko w Gdańsku, gdzie funkcjonuje 369 rodzin zastępczych, na miejsce w takiej rodzinie czeka dziś  50 dzieci.

Maciej Bylicki, zastępca dyrektorki ds. wsparcia specjalistycznego MOPR w Gdańsku mówi, że jeszcze na początku stycznia 18 dzieci czekało na umieszczenie w pieczy zastępczej.

- Po nagłośnieniu dramatu z Częstochowy w przeciągu miesiąca mieliśmy bardzo dużo postanowień sądów rodzinnych, aż doszło do 50 - przyznaje. - Wszystko przyspieszyło.

Dlaczego? Czy sędziowie są teraz bardziej wrażliwi, czy też dorośli bardziej okrutni?

- Widzimy ogromną ilość nowych postanowień, ale trudno z nimi dyskutować - mówi Aleksandra Cwojdzińska-Pietruszka, kierownik Wydziału Pieczy Zastępczej MOPR w Gdańsku. - Stan fizyczny i psychiczny dzieci trafiających do pieczy zastępczej jest z roku na rok coraz gorszy. Dzieci te niosą ze sobą tragiczne przeżycia. Czasem zastanawiamy się, co siedzi w ludziach, którzy tworzą dzieciom piekło na ziemi. Dzieci sprawiają wrażenie "zamrożonych". Mają zastygłe twarze, są spięte, wyglądają jak mali dorośli. Wystarczy jednak czas spędzony z pełną miłości, dobrą, przeszkoloną rodziną zastępczą i dziecko się „odmraża".

Stan fizyczny i psychiczny dzieci trafiających do pieczy zastępczej jest z roku na rok coraz gorszy. Dzieci te niosą ze sobą tragiczne przeżycia. Czasem zastanawiamy się, co siedzi w ludziach, którzy tworzą dzieciom piekło na ziemi. Dzieci sprawiają wrażenie "zamrożonych"

Aleksandra Cwojdzińska-Pietruszka / MOPR w Gdańsku

W całej Polsce dzieci czekają na rodziny zastępcze, choć  - jak słyszę w MOPR - w Gdańsku sytuacja jest nietypowa. To duże miasto z wieloma ofertami pracy więc propozycja, by zostać zawodową rodziną zastępczą i dostawać za to pieniądze, nie jest zbyt atrakcyjna.

- Dlatego też bardzo dużo naszych rodzin zastępczych jest spoza terenu miasta Gdańska - mówi dyrektor Maciej Bylicki. - I bardzo zależy nam na pozyskaniu kolejnych rodzin.

Próbujemy wszystkiego. Ostatnio zamiast ogólników typu "zostań rodziną zastępczą", pierwszy raz wyszliśmy z konkretną informacją -  poszukujemy osoby, która ma gotowość przejąć opiekę nad sześciomiesięcznym dzieckiem, które bardzo potrzebuje wsparcia. Bez nazwisk i zdjęć, ale przyniosło to efekt. Odbieramy mnóstwo telefonów, zgłaszają się zainteresowane rodziny.

Bo się zabiję

Krzywdzone małe dziecko zastyga, większe reaguje agresją lub autoagresją.

- Należy zastanowić się, czy tak duża liczba samobójstw u dzieci nie jest po części związana z tym, ze muszą one wracać do swoich oprawców - mówi osoba pracująca w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku. - Jeśli doświadczające przemocy dziecko ma  po hospitalizacji zamieszkać z rodziną, znów się targnie na swoje życie.

Dr Izabela Łucka, ordynator oddziału dziecięco-młodzieżowego szpitala psychiatrycznego na Srebrzysku, zarazem konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii dzieci i  młodzieży wyjaśnia, że w przypadku kolejnej próby samobójczej młodego człowieka lekarze zwracają się do sądu rodzinnego o wgląd w jego sytuację rodzinną. Jeśli dowiadują się o stosowaniu przemocy, informują policję, co skutkuje założeniem Niebieskiej Karty. Jeśli dziecko jest zaniedbane, proszą ośrodek pomocy społecznej, by sprawdzono sytuację socjalno-bytową.

- Czasem dziecko mówi, że jeśli wróci do domu, zrobi sobie krzywdę - przyznaje dr Łucka. - Staramy się wówczas spotkać z rodzicami, przeprowadzić mediacje, by sprawdzić skąd bierze się ta niechęć. Jeśli nie dochodzi do pojednania, to zwracamy się do sądu.

Jednak zgodnie z prawem to rodzic decyduje o wypisie  dziecka poniżej 16 roku życia, wobec którego nie ma wskazań do zatrzymania w szpitalu. I szpital ma obowiązek pacjenta wypisać.

Nie zawsze do wypisu dochodzi. Zdarza się, że dziecko na wieść o powrocie do rodziny demonstruje myśli samobójcze i działania autoagresywne. A sąd niekiedy w tym czasie ogranicza lub odbiera rodzicom prawa rodzicielskie.

To nie zawsze rozwiązuje problem.

- Bywa, że nie dostajemy informacji, gdzie dziecko ma iść. Nie mamy go gdzie wypisać - twierdzi dr Izabela Łucka. - Brakuje myślenia systemowego i koordynacji sektorów. Każdy ogranicza się w obrębie swojej działki. Sąd wydaje postanowienie niewykonalne, bo nie ma dokąd wysłać dziecka. Wskazuje nawet placówkę, a nie ma tam miejsc. To jest obezwładniające. I co gorsza, od lat nic się nie zmienia.

Wszystkie sytuacje są skrajne

Kiedy pytam w gdańskim MOPR, jak radzą sobie w skrajnych sytuacjach, gdy powrót dziecka do domu stwarza dla niego zagrożenie, Maciej Bylicki odpowiada krótko: -  Tak naprawdę wszystkie sytuacje są skrajne. Sąd nie postanawia o umieszczeniu dziecka w pieczy zastępczej tak sobie. Jeśli nie dochodzi do sytuacji skrajnych, są inne narzędzia wspierania rodzin, chociażby wprowadzenie asystenta, kuratora, szkolenia itp.

Aleksandra Cwojdzińska-Pietruszka tłumaczy, że w bardzo trudnych przypadkach w pierwszej kolejności poszukuje się miejsca we współpracujących z Gdańskiem rodzinach zastępczych. W szczególności dotyczy to malutkich dzieci, których nie chcą umieszczać w placówkach opiekuńczo-wychowawczych. Choć te działają świetnie, to jednak maluch musi mieć opiekę rodzinną.

- Rodziny zastępcze, choć są "zapchane" do krańca możliwości, przyjmują takie dzieci - mówi kierownik Wydziału Pieczy Zastępczej MOPR. - A my im np. staramy się dać jeszcze jedną osobę do pomocy i udzielamy różnego rodzaju wsparcia. Nie jest to ten typ opieki, jakiego sobie byśmy życzyli. Jeśli jednak sytuacja rodzinna zagraża jego życiu i zdrowiu, robimy wszystko, by dziecko było bezpieczne, nakarmione, przytulone.

Sędzia sądu rodzinnego dzieli sytuacje na " trudne i bardzo trudne". - Mamy na szczęście jeszcze pogotowie opiekuńcze i w sytuacjach wyjątkowo nagłych  tam dziecko będzie umieszczone - mówi. -. Przebywają tam jednak tam są dzieci starsze i nie ma możliwości, by umieścić w pogotowiu kilkulatka. Niejednokrotnie sami szukamy miejsca, obdzwaniamy wszystkich, by nam takie maleństwo przyjął.

Zdarza się, że nie ma innego wyjścia i dzieci wracają do rodziny biologicznej w oczekiwaniu na pieczę zastępczą.- . Dzieci jednak nie są zostawione same sobie - deklaruje Aleksandra Cwojdzińska-Pietruszka. - Trwa intensywna praca pracowników socjalnych, asystentów rodziny. Odbywają się częste wizyty, by dzieci miały wsparcie.

Rodziny zastępcze, choć są "zapchane" do krańca możliwości, przyjmują takie dzieci. A my im np. staramy się dać jeszcze jedną osobę do pomocy i udzielamy różnego rodzaju wsparcia. Nie jest to ten typ opieki, jakiego sobie byśmy życzyli. Jeśli jednak sytuacja rodzinna zagraża jego życiu i zdrowiu, robimy wszystko, by dziecko było bezpieczne, nakarmione, przytulone.

Aleksandra Cwojdzińska-Pietruszka / MOPR w Gdańsku

Każde dziecko zasługuje na bezpieczeństwo

Równocześnie poszukuje się rodzin zastępczych. Nie tylko w Gdańsku, także poza powiatem. Zresztą Gdańsk i tak jest w lepszej sytuacji. Wielu samorządów nie stać na tak szerokie wsparcie, jakie my otrzymujemy. Piecza jest w kryzysie w całej Polsce, a małe powiaty pozostają same z problemem. Tymczasem każde dziecko zasługuje na bezpieczeństwo, zaspokojenie potrzeb. Bez tego stworzymy kolejnego klienta pomocy społecznej.

 - Trzeba być bardzo dojrzałym człowiekiem, mieć dobrze poukładane w głowie, by zostać rodziną zastępczą.  - słyszę w MOPR. - Po to są jednak szkolenia praktyczne, warsztatowe, pomagające sprawdzić, jak ten system działa Inna kwestia to brak społecznej świadomości, czym jest piecza zastępcza. Konieczna jest ogólnopolska kampania edukacyjna, która pomoże nie tylko w poszukiwaniu rodzin, ale także w funkcjonowaniu dzieci z rodzin zastępczych chociażby w szkołach. Nauczyciele często nie wiedzą, z jak głęboką traumą są te dzieci, które muszą najpierw uporać się z emocjami, a potem dopiero zająć się nauką.

Powrót domów dziecka?

Skoro nie ma chętnych do tworzenia rodzin zastępczych, może warto wrócić do idei małych domów dziecka? Może nie idealnych, ale jednak gwarantujących bezpieczniejsze miejsce dla małego człowieka, niż życie z ojczymem sadystą?

Niestety, od 1 lutego br. zmieniono przepisy, praktycznie zakazujące tworzenia kolejnych takich kameralnych domków. Zmiany mają przyczynić się do przyspieszenia procesu deinstytucjonalizacji pieczy zastępczej, czyli przejścia z umieszczania dzieci w placówkach instytucjonalnych do opieki  np. w rodzinach zastępczych. Obecnie powstanie małego domu dziecka jest możliwe  jedynie w sytuacjach wyjątkowych, za zgodą wojewody i po zasięgnięciu opinii Rzecznika Praw Dziecka.

- Małe placówki opiekuńczo-wychowawcze nie są złym rozwiązaniem - uważa Maciej Bylicki. - W Gdańsku mamy 22 placówki usytuowane w domach jednorodzinnych. Nie wyróżniają się od innych domów i choć dziećmi opiekują się pracownicy, spełniają swoje zadanie. Na pewno są lepsze od pobytu dziecka w rodzinie biologicznej, jeśli ta zawodzi. W obecnej trudnej sytuacji zamierzamy wystąpić z wnioskiem o zgodę na utworzenie kolejnej placówki opiekuńczo-wychowawczej. Przygotowujemy dokumentację, wystąpimy o opinię do Rzecznika Praw Dziecka.

Kierunek europejski mówi o deinstytucjonalizacji. Każdy jednak inaczej ją rozumie. - Być może warto zorganizować wizytę studyjną w innym kraju, by zobaczyć, jak tam rozwiązywane są problemy? - zastanawia się wicedyrektor MOPR w Gdańsku.- Może oprócz kampanii ogólnopolskiej, która jest bardzo potrzebna, warto również pomyśleć o dodatkowych formach wsparcia dla opiekunów zastępczych. Wspomóc psychiatrię dziecięcą, niewydolną służbę zdrowia. Dzieci te potrzebują psychoterapii finansowanej przez NFZ. Próbujemy im pomagać w tym względzie, ale problem należy rozwiązać systemowo.

Na pewno konieczna jest bardzo intensywna praca z rodzinami, a to wymaga  zwiększonych nakładów finansowych. Potrzebni są wysokiej klasy specjaliści, których trzeba godnie wynagrodzić. Dzięki temu można będzie zmniejszyć liczbę dzieci kierowanych do pieczy zastępczej.

I jeszcze dzieci

Świadomie , z wyjątkiem sprawy Kamilka, nie pisałam o konkretnych dramatach konkretnych dzieci. Jednak na koniec przedstawię czwórkę maluchów pilnie potrzebujących rodziny. Imiona zmieniłam.

Pierwsi to bracia - Jaś i Kuba - w wieku 2 i 4 lat. Przebywają w placówce typu interwencyjnego. Są po bardzo głębokiej przemocy. To, czego doświadczyli, jest okrutne. Wychowawcy w placówce wykonali bardzo dużą pracę, a chłopcy przy miłości, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa mogą się bardzo dobrze rozwijać. Pracownicy MOPR są  w stanie przygotować takich dobrych ludzi i ich wspierać. Niezwykle ważne będzie zbudowanie relacji z dziećmi.

Kolejnym jest Wojtuś, 2 lata. To fantastyczne dziecko. Wcześniej nie chodził, a jednak opiekunowie wykonali z nim ogromną pracę. Dziś chłopczyk biega tak, że trudno za nim nadążyć. Jest uśmiechnięty, niesie wiele radości. Przebywa w pogotowiu rodzinnym.

I wreszcie Piotruś, około 3 lat. Dziecko z FAS, przebywa w pogotowiu rodzinnym. Jest bardzo żywym dzieckiem, może być wartościowym dorosłym człowiekiem, tylko musi mieć szansę…

Na kontakt z potencjalnymi rodzicami czekają pracownicy Wydziału Pieczy Zastępczej MOPR  przy ul. Leczkowa w Gdańsku pod numerami telefonów: 58 347 82 77 i 58 347 82 78. Można też kontaktować się mailowo:  [email protected].


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama