Autorka w lipcu 2020 r. podpisała umowę na wydanie 300 egzemplarzy książki z wydawnictwem Manufaktura Słów w Gdyni, które wówczas miało znajdować się przy ul. Stefana Żeromskiego 32/215. Za wydanie książki zapłaciła 4900 złotych.
– Wybrałam to wydawnictwo, gdyż znajdowało się w mieście, w którym mieszkam. Sądziłam, że przez to kontakt pomiędzy mną a wydawcą będzie sprawniejszy – mówi Michalina Peek.
Jak twierdzi autorka, wydawca wprawdzie zredagował książkę, lecz w niedbały sposób. Również miał nie dotrzymywać ustalanych terminów.
– Wydawca złamał wiele punktów naszej umowy: książka wyszła z dwumiesięcznym opóźnieniem, nie informował, na jakim etapie znajduje się proces jej wydawania, urywał kontakt. Gdy książka już wyszła, nie mogłam sprawdzić, czy rzeczywiście egzemplarze zostały wydrukowane w liczbie zgodnej z ustaloną w umowie. Musiałam uwierzyć na słowo – opowiada pani Michalina.
PRZECZYTAJ TEŻ: Spotkania nie tylko z kryminałem. Bochus, Witkiewicz i Rogala na Gdańskich Targach Książki
Kobieta po zakończeniu umowy w lipcu 2022 r. miała odebrać niesprzedane książki, jednak tych nigdy już nie zobaczyła.
– Miałam odebrać około 200 sztuk niesprzedanych egzemplarzy. Jednak po kilku, nieprofesjonalnych ze strony wydawcy, wymianach wiadomości drogą mailową, ten w pewnym momencie po prostu zerwał kontakt. Próbowałam wielokrotnie, różnymi drogami komunikacji, skontaktować się z nim, bezskutecznie. Gdy zadzwoniłam do sekretariatu budynku, w którym, zgodnie z podanym adresem, miało znajdować się wydawnictwo, otrzymałam informację, że adres jest już nieaktualny, a wydawca przeniósł siedzibę na ul. Wójta Radtkego 22. Udałam się zatem tam, lecz również go nie zastałam – tłumaczy autorka.
Brak kontaktu z gdyńskim wydawcą. Nie pierwszy tego typu przypadek
Michalina Peek nie była jedyną osobą, której historia z wydawnictwem Manufaktura Słów wyglądała podobnie. Nadesłany przez naszą Czytelniczkę reportaż „Chcieli wydać książki. Stracili pieniądze”, przygotowany przez stację Polsat News, przedstawia kolejnych autorów książek, którzy podpisali umowy z wydawnictwem i których kontakt z nim w pewnym momencie się urwał.
Prokuratura w Gdyni połączyła w jedną sprawę 6 zawiadomień o popełnieniu przestępstwa z art. 286 § 1 kodeksu karnego, mówiącego o niekorzystnym rozporządzeniu mieniem przez prowadzącego działalność wydawniczą, poprzez wprowadzenie w błąd, co do zamiaru i możliwości wywiązania się z umowy wydawniczej.
– Postępowanie w tej sprawie zostało zakończone w czerwcu 2022 r. decyzją o umorzeniu dochodzenia wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego. Decyzja ta jest nieprawomocna. Do chwili obecnej jedna z osób pokrzywdzonych złożyła zażalenie – poinformowała rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku prok. Grażyna Wawryniuk.
Pokrzywdzeni mają zamiar złożyć pozew zbiorowy.
PRZECZYTAJ TEŻ: Oszukują „na węgiel”. Nowa metoda wyłudzenia pieniędzy
Parokrotne próby kontaktu z wydawcą się nie powiodły.
Umorzenia bywają nierzadko zbyt pochopne. Rozmowa z mec. Maciejem Urbańskim, adwokatem, specjalistą w dziedzinie prawa handlowego i przestępstw gospodarczych
– Z reguły osoba chcąca opublikować swoje dzieło nie zakłada, że padnie ofiarą oszustwa, i z pewnym zaufaniem do wydawcy te umowy podpisuje. Natomiast w tych umowach mogą się znaleźć skrajnie niekorzystne zapisy. Zastanawia mnie też, czy osoby, które zauważyły, że z właścicielem wydawnictwa nie ma kontaktu, zdecydowały się wysłać wypowiedzenie umowy? Jeśli nie, ta umowa nadal je wiąże – mówi mec. Maciej Urbański, adwokat, specjalista w dziedzinie prawa handlowego i przestępstw gospodarczych.
Działania osoby prowadzącej gdyńskie wydawnictwo należy traktować jako oszustwo?
Najpierw ważne zastrzeżenie – nie mam dostępu do dokumentów związanych z tą sprawą, a stan faktyczny znam jedynie z cytowanych przez „Zawsze Pomorze” wypowiedzi autorów książek. Można jednak domniemywać, że doszło tu do oszustwa, czyli przestępstwa z art. 286 par. 1 kk. W tego typu sprawach należy rozważyć, czy mamy do czynienia z nieudaną działalnością handlową, czy też z próbą wyłudzenia usług, pieniędzy, towarów. Zdaję sobie sprawę, że prokuratura takie sprawy niechętnie prowadzi, starając się skłonić ludzi, by poszukiwali zaspokojenia roszczeń na drodze cywilnej.
Prokuratura jednak zdecydowała się zająć sprawą klientów Manufaktury Słów.
W tym wypadku wiele wskazuje, że mogło dojść do przestępstwa. Może nie wyjść jedna, dwie transakcje, ale widzimy, że w około dwudziestu przypadkach modus operandi jest podobny. Ktoś, dając ceny atrakcyjniejsze od rynkowych i atrakcyjniejsze terminy, skłania do zawarcia umowy. I nie jest to jednostkowy przypadek. Należy sobie zadać pytanie – czy jeśli ktoś z powodu braku środków nie wywiązuje się z jednej lub dwóch umów, nie myśli tylko o zamiarze wzięcia pieniędzy? Zawierając kolejne umowy, muszę przecież mieć świadomość, że, skoro nie mam środków, też się z nich nie wywiążę. Bardzo dobrze się stało, że gdyńska prokuratura w końcu połączyła te sprawy. Rozsiane po Polsce jednostki prokuratury, analizując pojedyncze przypadki, mogły je zakwalifikować jako sprawę cywilną. Dopiero całościowe spojrzenie pozwala prawidłowo zakwalifikować czyny właściciela wydawnictwa. Nie bez znaczenia jest także, że unika on kontaktu z klientami. Tak nie powinien zachowywać się biznesmen, któremu coś nie wyszło. Można spodziewać się, że zechce zawierać ugody, proponować rozwiązania sytuacji. Brak kontaktu może wskazywać, że jego zamiary nie były do końca uczciwe.
PRZECZYTAJ TEŻ: Ilustratorka książek Olgi Tokarczuk honorową obywatelką Przechlewa
Ostatecznie prokurator jednak umorzył śledztwo. To już koniec walki autorów książek?
Na takie postanowienie o umorzeniu można złożyć zażalenie, i doradzałbym, aby koniecznie to zrobić. Nierzadko, a wiem to z praktyki, takie umorzenia są zbyt pochopne i następują bez wykonania wszystkich niezbędnych czynności, koniecznych do wyjaśnienia sprawy. Jeżeli pokrzywdzeni, najlepiej przy pomocy prawnika, wskażą, jakie czynności winny być wykonane, a nie zostały wykonane przed umorzeniem, to szansa na uwzględnienie zażalenia jest duża.
Fakt, iż sprawa dotyczy utworów objętych prawem autorskim, każe podchodzić do niej inaczej niż, na przykład, do wyłudzenia pieniędzy za mieszkanie?
Nie znam treści umów zawartych przez autorów książek z wydawnictwem. Prawa autorskie osobiste zostają przy twórcach. Odrębna jest kwestia tzw. praw majątkowych, pozwalających autorowi na skorzystanie z innego wydawcy, które taka umowa może też blokować. Istotna tu jest jedna rzecz – w moim przekonaniu, osoby chcące opublikować swoje dzieło, powinny udać się do prawnika, by sprawdził taka umowę. Pamiętajmy, że umowy są jednak tworzone przez stronę silniejszą ekonomicznie, czyli wydawnictwo. Z reguły osoba chcąca opublikować swoje dzieło nie zakłada, że padnie ofiarą oszustwa, i z pewnym zaufaniem do wydawcy te umowy podpisuje. Natomiast w tych umowach mogą się znaleźć skrajnie niekorzystne zapisy. Zastanawia mnie też, czy osoby, które zauważyły, że z właścicielem wydawnictwa nie ma kontaktu, zdecydowały się wysłać wypowiedzenie umowy? Jeśli nie, ta umowa nadal je wiąże.
Teoretycznie może to zablokować dalsze wydawanie tych książek?
Jest taka możliwość. I byłoby to bardzo nierozsądne.
Napisz komentarz
Komentarze