Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

Sąd zajął się sprawą jerzyków z gdańskiej Zaspy

Chociaż malutkie, zjadają ponoć niezliczone komary, a ponadto są pod ścisłą ochroną. Mowa o niepozornych ptakach – jerzykach, o których, za sprawą sytuacji z gdańskiej Zaspy, 2 lata temu stało się głośno na całe Trójmiasto, ptaki trafiły nawet do ogólnopolskich mediów. Temat wrócił rok później, a w środę, 6 lipca 2022 roku trafił na sądową wokandę. Jako obwiniony w tej sprawie odpowiada prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Młyniec”.
jerzyk
(fot. Canva | Zdjęcie ilustracyjne)

–  „Przylatują do nas na krótko – spotkamy je w Polsce od maja do połowy sierpnia. Pojedyncze osobniki możemy spotkać jeszcze we wrześniu – zazwyczaj są to młode ptaki z powtarzanych lęgów. Przez te niecałe 4 miesiące jerzyki muszą zdążyć wyprowadzić lęg oraz przygotować się do wędrówki na afrykańskie zimowiska. Miejscami lęgów tych ptaków są różnego rodzaju szczeliny i ubytki w elewacji oraz otwory wentylacyjne. Niestety, ludzie, prowadząc remonty budynków czy termomodernizacje, skutecznie utrudniają lub uniemożliwiają jerzykom osiągnięcie swojego celu” – czytamy o jerzykach na stronie Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (OTOP). Z publikacji dowiadujemy się, że ptaki są „związane z miastami”, i właśnie z tym aspektem ich funkcjonowania wiązała się „awantura”, na temat której zeznawał w środę, 6 lipca jedyny wezwany na ten termin świadek.

Sprawa jerzyków z Zaspy. Aktywista: Ptaki nie mogły dostać się do swoich piskląt

– Działam w nieformalnej organizacji ekologicznej Zielona Fala-Trójmiasto. Komunikujemy się m.in. za pomocą Internetu i za pośrednictwem sieci społecznościowych. Dostaliśmy od mieszkańców zgłoszenie, że w lipcu 2020 roku ptaki [odnosił się do jerzyków – dop. red.], gniazdujące i mające już młode wewnątrz otworów wentylacyjnych, nie mogą dostać się do swoich piskląt. Zaczęliśmy dokumentować sprawę i interweniować – wspominał Michał Błaut.

Według jego relacji, z zarządem spółdzielni, która zleciła założenie kratek w blokach przy ul. Bajana 5, 7, 9, kontaktowali się jej członkowie – lokatorzy, natomiast działacze sygnalizowali sprawę m.in. Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Gdańsku (RDOŚ) oraz mediom. Jak tłumaczył, otwory wentylacyjne nie mogły być wcześniej zasłonięte, na co aktywistom zwracać uwagę mieli również mieszkańcy dwóch z trzech wymienionych budynków.

– Oni twierdzili, że te ptaki są tam od lat, co jest prawdopodobne. Choć nie jestem ornitologiem, jerzyki powracają co roku w te same miejsca – zeznał.

Ptak na kratce przy otworze wentylacji | źródło: Zielona Fala-Trójmiasto
Ptak na kratce przy otworze wentylacji  (fot. Zielona Fala-Trójmiasto)

W reakcji na niepokojące sygnały, latem 2020 roku nieustalone osoby miały, bez uzgodnienia z administratorem nieruchomości, zerwać kratki. Jednak niemal rok później – w maju 2021 roku, okazało się, że temat na aktualności stracił tylko chwilowo.

–  Zostaliśmy ponownie przez mieszkańców poinformowani, że jerzyki wróciły i nie mogą dostać się do swoich miejsc lęgowych. Faktycznie, udokumentowaliśmy to. Mamy filmiki z tego, jak jerzyki z bloków 7 i 9 krążą oraz starają się dostać do swoich miejsc lęgowych. W okresie prawdopodobnie poprzedzającym okres lęgowy założone zostały ponownie kratki uniemożliwiające dostęp do siedlisk jerzyków – powiedział Michał Błaut, który, jak opowiadał, m.in. dokonywał nagrań ptaków z drona (wszystkie jego materiały stać się mają w sądzie materiałem dowodowym) i był w tej sprawie przesłuchany przez policję.

Z tego, co w sądzie tłumaczył aktywista, wynika, że urzędnicy RDOŚ informowali Zieloną Falę-Trójmiasto o tym, że nie wydawali „zgód na likwidację miejsc lęgowych – siedlisk, które są chronione prawnie”.

– Spółdzielnia zainstalowała jakieś budki, które nie nadawały się specjalnie dla jerzyków – mówił działacz. – Jedna z tych budek na pewno spadła i zginęły ptaki, z tym, że to nie były jerzyki, a wróble, które też są chronione – dodał, choć w innym miejscu zastrzegł, że sytuacja na Młyńcu poprawiła się, z powodu innych domków – wykonanych społecznie przez lokatorów.

Dopytywany przez sąd, relacjonował z kolei, że mieszkańcy bloków przy Bajana nie byli w stanie określić, kiedy na budynkach ponownie zamontowano kratki.

– W 2020 roku kratki były zainstalowane w okresie lęgu, i z tego zrobiła się duża awantura, bo ptaki nie mogły dostać się do swoich piskląt, a w 2021 roku instalacja miała prawdopodobnie miejsce przed okresem lęgowym. Jednak nie mam takiej wiedzy – tłumaczył.

Ptak wlatujący do otworu wentylacyjnego | źródło: Zielona Fala-Trójmiasto
Ptak wlatujący do otworu wentylacyjnego (fot. Zielona Fala-Trójmiasto)

Michał Błaut wskazał również, że zamykanie jerzykom miejsc, z których mogą korzystać do budowy gniazd, nie jest fenomenem z gdańskiej Zaspy.

– Jest to dosyć powszechne zjawisko, i to, że zostało to nagłośnione w spółdzielni Młyniec, wynika z tego, że mieszkańcy zainterweniowali. Na przeprowadzenie likwidacji miejsc gniazdowania należy przeprowadzić ekspertyzę ornitologiczną – przekonywał i powoływał się na wiedzę z rozmów z pracownikami RDOŚ oraz lektury przepisów. – W 2020 roku widziałem ptaki wiszące na kratkach i niemogące się dostać do otworów. Nie mam wiedzy na temat tego, co znajdowało się za kratkami – zaznaczył.

Na marginesie, warto wspomnieć, że na kolejnym terminie rozprawy – w połowie października 2022 roku, jako świadek pojawić ma się, m.in., przedstawiciel RDOŚ.

Sprawa jerzyków z Zaspy. Prezes spółdzielni: Nie było tam ptasich gniazd

Gdańscy policjanci, który skierowali do sądu wniosek o ukaranie prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej „Młyniec”, 6 lipca 2022 roku nie pojawili się w sądzie. Zupełnie inaczej całą sprawę przedstawił z kolei obwiniony przez nich zarządca i administrator osiedla, które, prócz wymienionych 3 bloków przy Bajana, składa się – jak usłyszeliśmy –  jeszcze z 57 budynków.

– W 2020 roku miało miejsce takie zdarzenie, gdzie, nie ja osobiście, natomiast pracownicy działu technicznego zlecili wymianę kratek wentylacyjnych na budynku w okresie ochronnym – przyznał prezes SM „Młyniec” [nie wyraził zgody na publikację imienia i nazwiska – dop. red.].

Zaznaczył jednak, że roboty wykonywała wynajęta firma specjalizująca się w pracach wysokościowych, a on posiada istotny dokument pochodzący z tej alpinistycznej spółki.

– Absolutnie nie robiliśmy tego po to, by zasłonić dostęp ewentualnych ptaków. Nie mamy na to dokumentów i ekspertyzy potwierdzających, że nie było tam ptaków. Natomiast jest oświadczenie firmy wykonującej te czynności, że nie było tam gniazd ptaków – tłumaczył, odnosząc się do okratowania otworów.

Wspominał też o konstruktywnych skutkach awantury wokół jerzyków. Wedle jego słów, pierwsze budki dla ptaków spółdzielnia kupiła z własnych środków i zamontowała już pod koniec lata 2020 roku.

– Zdaję sobie sprawę, że to mogło budzić wiele emocji, i na pewno budzi do dzisiaj w tego typu sytuacjach – już nie u nas, ale gdzie indziej. Od tego momentu, jako prezes spółdzielni wyczuliłem i zobowiązałem, żeby przed przystąpieniem do jakichkolwiek prac na elewacji zlecić opinię ornitologiczną, która zakaże lub pozwoli na prowadzenie takich robót – dodał prezes.

PRZECZYTAJ TEŻ: Zaczyna się ruch na niebie. Czy powinniśmy wciąż dokarmiać ptaki?

Zwrócił również uwagę, że uzupełnienie kratek wyrwanych przez nieznanych sprawców i naprawa uszkodzonej przez nich elewacji, „zgodnie z sugestiami z pism RDOŚ”, odbyły się poza okresem ochronnym (a więc w okresie między 15 października a 1 marca).

– Żadnych więcej prac na tych budynkach nie prowadziliśmy, za wyjątkiem umieszczenia na elewacjach budek lęgowych dla ptaków – mówił zarządca „Młyńca”, który w tej sprawie dwukrotnie był wzywany na komisariat i przesłuchiwany przez policję. – Jako zarządca nieruchomości i administrator mam obowiązek dbania o stan budynku, ale zgodnie z obowiązującymi przepisami, w tym Ustawą o ochronie przyrody – zastrzegł.

Dopytywany przez swojego obrońcę, prezes spółdzielni przed sądem opowiadał również o technicznych zagadnieniach dotyczących stropodachów i ich wentylacji (w uproszczeniu: otwory wentylacyjne powinny być zabezpieczone odpowiednimi kratkami).

Poza salą rozpraw, powiedział nam także o wytycznych Powiatowego Inspektora Sanitarnego, który nakazuje zamykanie dostępu do takich instalacji, m.in. ze względu na zagrożenia epidemiczne, chociażby zarazkami roznoszonymi, np., przez gołębie.

Prezesowi spółdzielni, zgodnie z przepisami Ustawy o ochronie przyrody, grozić może kara grzywny lub nawet areszt.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama